Do wojska szedł pełen ciekawości, pozytywnych myśli i ze swoim mieczem z którym nigdy się nie rozstawał. Po paru pierwszych minutach w obozie mógł się przekonać jak nieprawdziwe był te wszystkie "brednie" bo tak je teraz nazywał o miłej atmosferze, porządku, czystości i wielu innych banałach którymi był karmiony przez lata z opowieści i karczemnego werbownika. ~Kurwa...~ Tak to było chyba słowo najlepiej obrazujące całą tą sytuację. Po godzinie w obozie miał już kilka siniaków bo to "jakieś duże coś" -jak się potem okazało był to duży bal drewna- spadło mu na ramię, a to potrącił go jakiś spieszący jak na sranie goniec armijny, dostał od nie wiadomo kogo jabłkiem w głowę, niemal wdepnął w końskie odchody na środku drogi ~Z pewnością kawaleria gdzieś tu jest, chociaż by posprzątali po swoich potworach~
Wreszcie dotarł do miejsca, które było w porównaniu do poprzednich normalne -na razie-
a mianowicie plac ćwiczeń. Zatrzymał się na chwilę przyglądając walczącym lecz po chwili został zaczepiony przez jakiegoś ewidentnie podchmielonego dryblasa:
- Co sie gapisz kmiocie? Drąga dawno nie widziałeś? -Machnął Bronthionowi włócznią przed nosem po czym kichnął potężnie, a ta chwila jego nieuwagi pozwoliła znaleźć się rekrutowi daleko od tego miejsca- ~Boże co za miejsce, to jest armia?~
Ewidentnie oficerowie bardzo się starali by cała ta wojna była pełna porządku i dyscypliny. Karcery były pełne, chłosty dawano po równo każdemu, generałowie szkicowali na mapach jakby bawili się w matematyków ale co by nie robili i tak ta wojna przypominała bordel ogarnięty pożarem...
Bronthion po spędzeniu jednak "kilku chwil" w karcerze nie mówił już tak głośno co myślał, wolał zostawić to dla siebie. W końcu ogłoszono zbiórkę, wraz z kilkoma kompanami stanął sztywno przed namiotem a generał stał jeszcze bardziej sztywno jakby mu ktoś kijek od miotły wsadził w tyłek ale nic to. Szukał najwyraźniej jakiejś zaczepki lecz na próżno.
Po lustrowaniu wszyscy udali się do zbrojmistrza, Bronthion klócił się zaciekle chcąc zatrzymać swój miecz, w końcu co armii zależy? Tylko mniejsze koszta by były jakby zachowali sobie jeden miecz więcej. Ale nieee miecz zabrano, dano w zamian kawał tandety, "drąga" czyli włócznię, sztylet który kuł w pachwinę przy każdym pochyleniu i niewygodną zbroje skórzaną ~Pewnie ze świni bo tak śmierdzi...~.
Po otrzymaniu wyposażenia na poziom bohatera narodowego udał się na plac ćwiczeń by pomachać trochę "drągiem" bo kompletnie nie umiał ~Niech mnie ktoś nauczy tym walczyyyyć, mam nadzieję że szybko mi się to złamie a zbrojmistrz mi drugiej nie da~ Ta myśl go pocieszała bo tym badylem prędzej kogoś ze swoich zrani niż wroga zabije.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie
Ostatnio edytowane przez Bronthion : 27-01-2008 o 15:10.
|