Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-01-2008, 16:33   #11
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Do wojska szedł pełen ciekawości, pozytywnych myśli i ze swoim mieczem z którym nigdy się nie rozstawał. Po paru pierwszych minutach w obozie mógł się przekonać jak nieprawdziwe był te wszystkie "brednie" bo tak je teraz nazywał o miłej atmosferze, porządku, czystości i wielu innych banałach którymi był karmiony przez lata z opowieści i karczemnego werbownika.

~Kurwa...~ Tak to było chyba słowo najlepiej obrazujące całą tą sytuację. Po godzinie w obozie miał już kilka siniaków bo to "jakieś duże coś" -jak się potem okazało był to duży bal drewna- spadło mu na ramię, a to potrącił go jakiś spieszący jak na sranie goniec armijny, dostał od nie wiadomo kogo jabłkiem w głowę, niemal wdepnął w końskie odchody na środku drogi ~Z pewnością kawaleria gdzieś tu jest, chociaż by posprzątali po swoich potworach~

Wreszcie dotarł do miejsca, które było w porównaniu do poprzednich normalne -na razie-
a mianowicie plac ćwiczeń. Zatrzymał się na chwilę przyglądając walczącym lecz po chwili został zaczepiony przez jakiegoś ewidentnie podchmielonego dryblasa:

- Co sie gapisz kmiocie? Drąga dawno nie widziałeś? -Machnął Bronthionowi włócznią przed nosem po czym kichnął potężnie, a ta chwila jego nieuwagi pozwoliła znaleźć się rekrutowi daleko od tego miejsca-

~Boże co za miejsce, to jest armia?~
Ewidentnie oficerowie bardzo się starali by cała ta wojna była pełna porządku i dyscypliny. Karcery były pełne, chłosty dawano po równo każdemu, generałowie szkicowali na mapach jakby bawili się w matematyków ale co by nie robili i tak ta wojna przypominała bordel ogarnięty pożarem...

Bronthion po spędzeniu jednak "kilku chwil" w karcerze nie mówił już tak głośno co myślał, wolał zostawić to dla siebie. W końcu ogłoszono zbiórkę, wraz z kilkoma kompanami stanął sztywno przed namiotem a generał stał jeszcze bardziej sztywno jakby mu ktoś kijek od miotły wsadził w tyłek ale nic to. Szukał najwyraźniej jakiejś zaczepki lecz na próżno.

Po lustrowaniu wszyscy udali się do zbrojmistrza, Bronthion klócił się zaciekle chcąc zatrzymać swój miecz, w końcu co armii zależy? Tylko mniejsze koszta by były jakby zachowali sobie jeden miecz więcej. Ale nieee miecz zabrano, dano w zamian kawał tandety, "drąga" czyli włócznię, sztylet który kuł w pachwinę przy każdym pochyleniu i niewygodną zbroje skórzaną ~Pewnie ze świni bo tak śmierdzi...~.

Po otrzymaniu wyposażenia na poziom bohatera narodowego udał się na plac ćwiczeń by pomachać trochę "drągiem" bo kompletnie nie umiał ~Niech mnie ktoś nauczy tym walczyyyyć, mam nadzieję że szybko mi się to złamie a zbrojmistrz mi drugiej nie da~ Ta myśl go pocieszała bo tym badylem prędzej kogoś ze swoich zrani niż wroga zabije.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 27-01-2008 o 15:10.
Bronthion jest offline  
Stary 27-01-2008, 21:11   #12
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Zwiad

Usłyszeliście ryk rogu. Sygnał oznaczał że musicie iść do dowódcy. Nie było go w obozie zwiadowców. Po długiej chwili szukania okazało się iż siedzi w swoim namiocie, rozbitym na uboczu. Nie był specjalnie ładny ale jego uszyte ze skór ściany dawały niezbędne ciepło. Leżało tam posłanie. W rogu naprzeciwko drzwi stał stół. Był dziwny i brzydki. Wyglądał na bardzo stary. Ktoś właśnie na nim siedział. Nie był to ten którego spotkaliście wcześniej. Tamten pełnił rolę tymczasowego zastępcy, o czym wam wspomniał. Sierżant wyglądał na 24-26 lat. Był wysoki… bardzo wysoki. Miał długie włosy a z za jego górnej wargi wyrastały 2 długie kły. Zdziwiło to was.

Młotek szepnął:
-To Barhast. Nie dziwie się że nie widzieliście żadnego. W końcu żyją koczowniczo w terenach nie zajętych przez imperium. Są bardzo świątobliwi w stosunku do duchów ziemi które… -umilkł, niemal sparaliżowany spojrzeniem przełożonego. Miało w sobie coś dzikiego a jednocześnie złowrogiego. Dowódca spojrzał na wasze twarze i roześmiał się.

- Witajcie rekruci. Jestem sierżant Jolaqa. – wyszczerzył ponownie pożółkłe zęby w uśmiechu – Ale przejdę do bardziej istotnych spraw niż wymiana grzeczności. Wróg zaczął maszerować. Nie zaatakuje jeszcze teraz. Mimo to za kilka dzwonów dojdzie zapewne do bitwy. Musicie podejść jak najbliżej i ocenić liczebność wroga. Tym zajmie się jednak większa część zwiadowców. Najważniejsze jest to, żebyście znaleźli wrogich magów. – skierował spojrzenie na Amillay drapiąc się po garbatym nosie – Nie powinno to być dla ciebie trudne czarodziejko ale najlepiej nie używaj magii, wróg łatwo ją wyczuje.

Nie odzywał się przez chwilę.
-Wyjdziecie zachodnią bramą. Nie wdawajcie się w walkę o ile nie będzie to konieczne. Jeśli będzie to możliwe, spróbujcie zabić któregoś z magów. Wasze dwa oddziały mają sobie pomóc gdyby stało się coś… nieoczekiwanego. Odmaszerować!
Zszedł ze stołu i wyjął spod niego flaszkę. Napił się, stękając z ulgą.
Wy już wychodziliście.

Inne oddziały także wybiegały z obozu. Panował ogólny zamęt. Niespodziewanie oślepiło was zielone światło. Usłyszeliście że coś obok was wybuchło. Balnor zaczął się śmiać szaleńczo. Spojrzał na zwęglony łuk, należący prawdopodobnie do niego.
- Trup –powiedział szeptem patrząc podejrzliwie na Metellusa.

Niu

Twój koń kłusował przez obóz w stronę magazynu. Mijając kolejne namioty, Innych kawalerzystów, którzy również zbierali się do wymarszu, po raz pierwszy od kilku dni nie czułaś ciężaru skupionego na tobie wzroku. Dotychczas zawsze towarzyszyły ci spojrzenia niezadowolonych z twojej obecności żołnierzy. Teraz jednak żaden jeździec nie zwrócił na ciebie uwagi. Wydało ci się to trochę dziwne, gdyż już zdążyła się do tego przyzwyczaić.

Po kilku minutach zobaczyłaś magazyn broni. Nazywano to magazynem, ale był to w rzeczywistości duży namiot. Przed namiotem stała długa kolejka, wyglądało na to, że nie tylko ty przyszłaś tu po odbiór broni. Na szczęście rozdawaniem ekwipunku zajmowało się kola osób, przedstawiciel rasy jaszczuroluszi, który jak dotąd wydawał broń chodził jedynie między żołnierzami pilnując by wszystko odbywało się zgodnie z planem. Patrząc na kolejkę pomyślałaś, że przed zmrokiem armia nie wyruszy z obozu. Jednak jak się okazało wszystko było tak zorganizowane, iż w kolejce stałaś jedynie półgodziny. Gdy otrzymałaś broń uzmysłowiłaś sobie, że dwie godziny jakie dał wam wasz przywódca niedługo miną. Szybko zarzuciłaś na siebie zbroje i podążyłaś na miejsce zbiórki.

Na placu zgromadzeni już byli niemal wszyscy jeźdźcy z twojego oddziału. Było ich około 200, ty w pośpiechu ustawiłaś się razem z towarzyszami z pododdziału. Tuż przy was zobaczyłaś kapitana Rudgara, wydawał się jeszcze bardziej poważny niż zawsze. Rozejrzał się po swoich podkomendnych i nic nie mówiąc podjechał do jeźdźca stojącego przed całym oddziałem. Skłonił się przed nim i powiedział coś do niego, ale nie było słychać co.

- Jestem dowódcą tego oddziału kawalerii - człowiek, z którym rozmawiał przed chwilą Rudgar zwrócił się do żołnierzy. - Większość was jeszcze mnie zna, nazywam się Gozzarak i pochodzę tak jak większość oficerów kawalerii z Klanu Wilka. - Było to widoczne, gdyż nosił tak jak twój kapitan skórę wilka, lecz jego była niemal cała czarna. Wszyscy wokół ciebie słuchali go jak by był jakimś mędrcem. Nikt nie rozmawiał i nie rozglądał się.

- Pochodzicie z różnych Klanów, niektórzy z was nie są ludźmi, jednak dziś połączyła was wspólna sprawa - kontynuował swoją przemowę. - Wiem, że wielu was nie darzy się nawzajem sympatią, lecz teraz nie ma to znaczenia. Oto nasz wspólny wróg przedostał się przez góry by zniewolić nasze narody tak jak to zrobił chociażby z rasą jaszczuroludzi, którzy niegdyś szczycili się wielką cywilizacją, a dziś giną na arenach i kopalniach by zadowolić władców Imperium. Dzisiejszy dzień jest okazją by pokazać ludziom z Imperium, że my niewolnikami nie będziemy! Wyrżniemy plagę tego świata! - dwa ostatnie zdania Gozzarak wykrzyczał, a ciszę, która dotychczas panowała wśród szeregów przerwały wrzaski, wołania o pomstę, wyzwiska i odgłosy uderzania bronią o tarcze.

Gozzarak odjechał a kapitan podjechał do twojego pododdziału.
- W prawo zwrot! - wydał komendę, wszyscy kawalerzyści jak jeden mąż wykonali ją natychmiast. Kawaleria ruszyła kolumną przez obóz.

Po około dwóch godzinach marszu zobaczyłaś przed sobą szeroką równinę pokrytą śniegiem. Tylko gdzieniegdzie stały drzewa. Teren był prawie płaski. Oddziały kawalerii ustawiły się na nielicznych pagórkach. dzięki temu miałaś lepszy widok, wszystko wskazywało, że to te miejsce generałowie wybrali na pole bitwy. Stałaś i patrzyłaś jak kolejne oddziały kawalerii, piechoty i łuczników ustawiają się na równinie.

Quenril Alberai

Zadawałeś i następnie parowałeś ciosy. Po kolei z Sigundem ćwiczyliście to co krasnolud próbował wam przekazać przez ostatnie dni. Po kilku minutach machania toporem, zamieniłeś go na oszczep. Nie posługiwałeś się nim wcześniej więc chciałeś jeszcze poćwiczyć walkę nim by mógł się ci na coś przydać.

- Ugiąć nogi! - słychać było krzyki krasnoluda. - Nie wal tym toporem jak cepem! To szlachetna broń! - głos krasnoluda był coraz bardziej wyraźny, co wskazywało na to, że się zbliża do was.

- Stop! - usłyszałeś nagle tuż obok siebie. Odwróciłeś się i zobaczyłeś koło siebie Dominssona. - To nie włócznia psia mać - zwrócił się do ciebie z oburzeniem. - To oszczep i służy głównie do rzucania.

Krasnolud zabrał ci oszczep i stanął tak by wszyscy go dobrze widzieli. Odwrócił się bokiem do podwładnych.
- Pokarze wam jak się tego używa, jeszcze raz. Macie tym rzucić jak wróg będzie w zasięgu, więc walczyć tym nie będziecie. - Wyciągnął le nogę do przodu, ugiął nogi w kolanach. - Tak powinniście stać. - Odchylił się nieco do tyłu i wyciągnął rękę, w której trzymał oszczep do tyłu, biorąc zamach. - Tuż przed rzutem taka powinna być wasza postawa. - dodał, a następnie machnął ręką tak mocno, iż o mały włos by się przewrócił. Nie puścił jednak oszczepu. Gdy złapał równowagę odwrócił się do żołnierzy i spiorunował wzrokiem tych, którzy powstrzymywali się przed śmiechem. Oddał ci oszczep.

- I tak powinniście rzucać.

Krasnolud chciał coś jeszcze dodać, ale podbiegł do niego jakiś człowiek i powiedział mu coś na ucho. Brodacz jedynie kiwnął głową.

- W szeregu zbiórka! - krzyknął nagle, wszyscy nie zwlekając wykonali polecenie. - Czas już ruszać! Już niedługo skopiemy tyłki tym zapchlonym gównojadom z Imperium. W lewo zwrot i naprzód marsz!

Maszerując spotykaliście inne oddziały które tak jak wy wyruszały na plac boju. Za kolumną oddziałów ciężkiej piechoty jechała kawaleria, przed lekka piechota. Po dwóch godzinach doszliście do równiny. Dowódcy poszczególnych oddziałów i pododdziałów szybko zaczęli rozstawiać swoich żołnierzy.

Lekka piechota - pododdział 5 - dziesiętnik Debran Warron
Avagornis, Bronthion, Garret


Kiedy wszyscy stawiliście się na placu ze zdumieniem zauważyliście, ze dziesiętnik Warron już stoi i czeka na was. Jakim cudem udał mu się dotrzeć na miejsce przed wami jedynie bogowie raczyli wiedzieć. Przecież miał jeszcze sprawdzać posłania w namiocie.
Kiedy tylko zauważył was na jego twarzy zagościł uśmiech, teraz dziesiętnik wyglądał jak wypisz wymaluj szczerzący zęby wilk.

- Spóźniliście się. Ale mniejsza z tym zaczynać trening! Najpierw parami. Co 10 minut zmieniać partnera i broń. Po godzinie ustawić się w szeregu. A tak wy dwaj. - wskazał na dwóch braci z Klanu Wilka, z których każdy był wyższy co najmniej o głowę od dowódcy – Wasze posłania nie dość, że niechlujne to na dodatek rozwalone na pół namiotu. Za karę ćwiczycie ze mną. Obaj na raz. A wy na co się jeszcze gapicie kurwia wasz mać? Ćwiczyć do ciężkiej cholery bo za was też się zaraz wezmę!

Nie czekając, aż Warron zdąży zrealizować swoją groźbę rozpoczęliście trening w pojedynkę, zachowując rozsądne odstępy. Większość, w tym Bronthion i Garret wybrali na początek włócznię, jako broń, która gorzej się posługiwali. Jedynie Avagornis i jeszcze jeden mężczyzna rozpoczęli od ćwiczeń z mieczem. Przypatrując się wam z góry można by was wziąć za grupę początkujących cyrkowców, którzy nie wiedzą nawet jak wykonywać swój zawód. Wasze nieporadne pchnięcia i zamachy wywoływały salwy śmiechu ze strony starszych stażem żołnierzy, którzy ćwiczyli nieopodal. Wprawiało was to w tym większą złość, że nie mieliście jak im się odgryźć. Już dwa dni temu doszło między wami do niewielkiej bójki, w której weterani solidnie was sprali na co dowódcy nie raczyli zareagować.

Rzecz jasna Warron nie zapomniał o was i co 10 minut krzykiem rozkazywał zmieniać broń partnera. Do tego czasu jak zdążyliście zauważyć bracia byli już mocno poobijani a po dziesiętniku nie było widać śladu zmęczenia. Kiedy po godzinie ustawiliście się w szeregu wszyscy byliście nie tyle zmęczeni co rozgrzani. Warron bez zwłoki ustawił was z dwuszereg, który łączył się z innymi pododdziałami. Przez następną godzinę ćwiczyliście zwroty, okrążenia oraz jak wycofywać się z pola bitwy w zorganizowanym szyku. Szło wam to nawet nieźle, na tyle dobrze, że zostaliście zrugani przez dowódcę jedynie trzy razy. Kiedy Już mieliście przejść do następnego etapu treningu – walki tarczą, do Warrona podbiegł młody mężczyzna i powiedział mu coś szybko na ucho po czym zaraz oddalił się do innych dziesiętników. Najwyraźniej sprawa była poważna, bo dowódca spojrzał na was ponuro i przez dłuższą chwilę milczał. W końcu zdecydował się coś powiedzieć głosem w którym pobrzmiewała stanowczość.

- Wygląda na to, ze wróg porusza się szybciej niż z początku przewidywaliśmy. Natychmiast ruszamy do boju. Macie teraz pół godziny odpoczynku, nie ruszać mi się z miejsca na krok! Każdy kogo nie zastanę na placu będzie uznany za dezertera i powieszony! Wyraziłem się wystarczająco jasno?

Nie czekając na odpowiedź pospiesznym krokiem odszedł w stronę namiotów dowództwa. Tak jak powiedział wrócił po wyznaczonym czasie i od razu poderwał was na równe nogi.

- Wstawać psia krewie! Kto pozwolił siadać albo się kłaść? W szyku jak na ćwiczeniach się ustawić! Już! A ty co się tak ociągasz? Jak cię kopnę w dupę to od razu w pierwszej linii staniesz! Równo stać kurwa mać! Równo powiedziałem, ty to równo nazywasz zasrańcu jeden? No wreszcie. Dobra. Wyyymarsz z lewej!

Ruszyliście szybkim marszowym krokiem. Droga mimo to zajęła wam niemal dwie godziny. Kiedy stanęliście w końcu w wyznaczonym wam miejscu w oddali dało już się zauważyć proporce Imperium.

Oddziały poza lekką piechotą.

Na horyzoncie pojawiła się czarna nierówna kreska. Powoli stawała się coraz grubsza, aż wreszcie zaczęła wyglądać jak zbiór punktów. Uświadomiliście sobie, że przed wami do boju przygotowuje się armia Imperium. Nikt z was nie mógł oszacować jak liczna jest armia wroga, lecz jedno było pewne mieli przewagę. Wróg się zbliżał, a w powietrzu czuć było napięcie.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 27-01-2008, 23:24   #13
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Metellus wysłuchał cierpliwie Amillay i zaklął w duszy na jej upór. Nie potrafił zrozumieć tego typu kobiet, jakby myślały, że cnota to jakiś skarb. Baraszkowanie jest jak wojaczka, trzeba mieć doświadczenie by być w tym dobrym. Akvila chciał już coś rzec, ale przerwał mu dźwięk rogu, sygnał zbiórki. Ruszył szukać dowódcy wraz z kompanami. Niestety ten przepadł gdzieś. Po kilkunastu minutach szukania, wpadli do namiotu swojego dowódcy. Wyglądał nietypowo.
- To Barhast. Nie dziwie się że nie widzieliście żadnego. W końcu żyją koczowniczo w terenach nie zajętych przez imperium. Są bardzo świątobliwi w stosunku do duchów ziemi które… - Metellus wysłuchał swojego kompana z zaciekawieniem, bo prawda jest taka, że owych Barhastów wcześniej nigdy nie spotkał.
Nietypowy dowódca objaśnił to i owo o ich zadaniu, po czym ich odprawił. Gdy ruszyli przez zachodnią bramą coś oślepiło Akvile. Zielone światło i huk wybuchu zdezorientował mężczyznę. Wybuchowi jak echo zawtórował śmiech jednego z członków 12 grupy. Metellus zdołał już go pobieżnie wcześniej poznać, nie lubił takich psycholi. Kto wie kiedy takiemu co do głowy przyjdzie.
- Trup – padł szept
Metellus spojrzał na Balnora nie bardzo rozumiejąc. Czyżby mu groził? Nie miał pojęcia, o czym on mówi.
- Poszukasz ich na polu po bitwie, a mnie wśród nich nie znajdziesz. – odparł i przyspieszył, by zrównać się z czarodziejką.
- Nie dokończyliśmy naszej pogawędki, ale jeszcze przyjdzie na nią pora. – spojrzał w przejrzyste niebo i na piękne widoki skalistych gór. – Ładnie tu, zresztą uwielbiam góry, spędziłem wśród nich większość życia. A ty skąd pochodzisz? Co Cię skłoniło do wstąpienia w szeregi zdziczałych mężczyzn? Mnie tu za karę zesłano, zresztą niesłusznie, bo czy zbrodnią jest poratowanie dziewki odrobiną rozrywki, gdy ta jej nie zaznaje od swego spróchniałego męża? Zresztą nie osobie chce tu mówić, tylko o tobie, bo mnie intrygujesz pani, swą postawą, a zarazem działaniem. Jedno drugiemu przeczy. –

Metellusowi szybko minął czas na pogawędce. Na horyzoncie pojawiła się czarna linia.
- Imperium… - przeszły szepty między zwiadowcami, tak jakby bali się, ze ich usłyszy przeciwnik, który przecież był jeszcze daleko.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline  
Stary 28-01-2008, 00:28   #14
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Oin słuchał wyrywkowo słów człowieka o imieniu Metellus. Ten człek robił strasznie dużo zamieszania. W pewnym momencie miał go nawet uciszyć, ale doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Lepiej oszczędzać siły na pole bitwy. Zamyślił się wypuszczając dym z ust. Ogień dawał przyjemne ciepło. Oin zapomniał już jak to jest, czuć ciepło własnego domu. Lata mijały cholernie wolno. W myśli czasami pojawiały się resztki nadziei…tak jak teraz…
Zadumę przerwał dźwięk rogu, który poderwał wszystkich na równe nogi.

-Chędożone dziadygi! Ten sygnał poderwałby cały cmentarz nieumarłych. Tyle czasu nam dali co byśmy się mogli wysrać, żeby nas nie przycisło na sranie podczas zwiadu.


Oin popatrzył po wszystkich i odebrał dziwne wrażenie, że wszyscy mają głęboko w dupie, co się do nich mówi. Złapał za swoje rzeczy i podbiegł do towarzyszy z oddziału. Rozglądał się po obozie i dziwił się po co Ci ludzie robią tyle zamieszania. Przypomniał sobie jaki sprzęt otrzymali i zrozumiał w jakim strachu organizuje się tą bitwę.

-Wielu polegnie…oj wielu… -Wyszeptał sam do siebie.

Zagapił się i prawie wszedł w plecy Metellusa. Próbował coś dostrzec zza pleców towarzyszy, ale ciężko mu to wychodziło. Usłyszał gadkę Młotka:

-To Barhast. Nie dziwie się że nie widzieliście żadnego. W końcu żyją koczowniczo w terenach nie zajętych przez imperium. Są bardzo świątobliwi w stosunku do duchów ziemi które… -Nagle przerwał.

Oin zainteresował się wywodem na ten temat. Słyszał kiedyś o Barhastach ale nigdy ich nie widział. Znalazł sobie lukę między Młotkiem a Metellusem i przyjrzał się strasznemu sierżantowi, na widok którego Młotek mało się nie zesrał ze strachu. Wysłuchał stękania dowódcy i ruszył za resztą bez słowa. Zauważył jak Metellus znowu gada i zatruwa życie wygłodzonej ludzkiej kobiecie.

-Mam nadzieje człowieku, że ruszasz równie szybko orężem co językiem. Bo jeśli chcesz pokonać wroga, zagadując go na śmierć, to już wygraliśmy tę wojnę.
 
DrHyde jest offline  
Stary 28-01-2008, 09:09   #15
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Ruszył razem z innymi na plac zastanawiając się po drodze czy nie lepiej byłoby dogadać się jakoś z Ramirezem. Zdziwił go widok dziesiętnika który już na nich czekał na placu uśmiechając się złowieszczo.
- Spóźniliście się. Ale mniejsza z tym zaczynać trening! Najpierw parami. Co 10 minut zmieniać partnera i broń. Po godzinie ustawić się w szeregu.

Garret posłusznie wykonał polecenie ciesząc się, że on poprawił posłanie przed wyjściem inaczej mógł teraz ćwiczyć razem z dziesiętnikiem. To nie byłoby zbyt miłe. Chwycił włócznię i zaczął nią ćwiczyć pchnięcia. Zobaczył, że Bronthion też ćwiczy włócznię, a ten jaszczuroludź Avagornis trenuje walkę mieczem. Pchnięcia nie wychodziły Garretowi zbyt dobrze co komentowali śmiechem starsi żołnierze.
-Chętnie bym porzucał do celu - powiedział cicho do Bronthiona wskazując weteranów.

Dziesiętnik zacząl ich mobilizować krzykiem. Teraz zaczęlo im wychodzić to całkiem nieżle. Dziesiętnik raptem trzy razy powtórzył "kurwa mać". Chwycił zgodnie z poleceniem tarczę gotów na kolejny etap treningu kiedy ktoś podbiegł do dowódcy. Miał tak nietęgą minę, że Garret aż się przestraszył.

- Wygląda na to, ze wróg porusza się szybciej niż z początku przewidywaliśmy. Natychmiast ruszamy do boju. Macie teraz pół godziny odpoczynku, nie ruszać mi się z miejsca na krok! Każdy kogo nie zastanę na placu będzie uznany za dezertera i powieszony! Wyraziłem się wystarczająco jasno?
- Tak jest, panie dziesiętniku.
Szczęśliwy z faktu odpoczynku usiadł na ziemi i zaczął pisać dalszą część swojego opowiadania fantasy. Nie miał dzisiaj weny więc szybko przerwał. Siedział tylko w milczeniu. Nie mógł już uciec. Musiał zmierzyć się ze śmiercią i przetrwać.

- Wstawać psia krewie! Kto pozwolił siadać albo się kłaść? W szyku jak na ćwiczeniach się ustawić! Już! A ty co się tak ociągasz? Jak cię kopnę w dupę to od razu w pierwszej linii staniesz! Równo stać kurwa mać! Równo powiedziałem, ty to równo nazywasz zasrańcu jeden? No wreszcie. Dobra. Wyyymarsz z lewej!
Znowu wykonal wszystkie polecenia. Ta uległość zaczęła go już wkurzać, ale nie miał żadnego wyboru. Stanął w równej linii i wyruszyl w danym kierunku w równym szyku. Szli bardzo długo aż w koncu ujrzał przed sobą sztandary Imperium.
- Nareszcie. Myślałem, że już nigdy nie będę miał szansy kogoś zabić.
 
wojto16 jest offline  
Stary 28-01-2008, 14:44   #16
Nansze
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Gdy dziewczyna zobaczyła kolejkę do namiotu z wyposażeniem, aż się położyła na kulbace.
-No to sobie trochę poczekamy Ne.- Dziewczyna zsiadła z konia, by go zbytnio nie męczyć. Wydawanie broni szło dość sprawnie i już niespełna po 30 min Niu mogła ubrać się w swoją lekką zbroję. Ostatnie szlufki, sprzączki i wiązania. Dziewczyna uśmiechnęła sie do karej i poczęstowała ją kostką cukru. Wsiadła na swoją podopieczną i ruszyły stępem na plac, gdzie odbywała się zbiórka. Wszyscy już tam byli. Niu usadowiła się z karą, niepozornie z boku.
Niu dostrzegła Rudgara.
- Jestem dowódcą tego oddziału kawalerii - Jakiś nieznajomy zabrał teraz głos. Był z Wilczego Klanu. Ta skóra wilka. To tłumaczy wszytko.
- Większość was jeszcze mnie zna, nazywam się Gozzarak i pochodzę tak jak większość oficerów kawalerii z Klanu Wilka. - Niu w skupieniu słuchała co ma do powiedzenia.
- Pochodzicie z różnych Klanów, niektórzy z was nie są ludźmi, jednak dziś połączyła was wspólna sprawa - kontynuował swoją przemowę. - Wiem, że wielu was nie darzy się nawzajem sympatią, lecz teraz nie ma to znaczenia. Oto nasz wspólny wróg przedostał się przez góry by zniewolić nasze narody tak jak to zrobił chociażby z rasą jaszczuroludzi, którzy niegdyś szczycili się wielką cywilizacją, a dziś giną na arenach i kopalniach by zadowolić władców Imperium. Dzisiejszy dzień jest okazją by pokazać ludziom z Imperium, że my niewolnikami nie będziemy! Wyrżniemy plagę tego świata!- Emocje wręcz wymalowane były na twarzach wojowników. Krzyki, gwizdy i walenie bronią w tarcze. Niesamowity dźwięk adrenaliny. Nawet młoda kawalerzystka dała ponieść się tym wojennym nawoływaniom. Krzyczała ile sił jej starczało w malutkich płucach i sercu gotowym do walki.
- W prawo zwrot! -Krzyknął Rudgar i wszyscy ruszyli przez obóz. Dla Niu było to dość fajne uczucie. Jechać i patrzeć sie z góry na maszerujących. Nie musiała się męczyć, choć jazda w kulbace też nie należała do dość wygodnych.
Dwie godziny równego dość szybkiego tempa. Robiło się co raz zimniej i Niu okryła się płaszczem, który okrywał również zad karej.
-Ne, jesteśmy- Równina szeroka i ośnieżona. Adrenalinę było czuć w powietrzu. Serce dziewczyny zaczęło szybciej bić, kiedy zobaczyła rozstawiających się łuczników, piechotę i inne oddziały kawalerii. Niesamowity widok tysięcy ludzi. Niu poklepała Ne.
-No malutka...teraz to się zacznie.- A oczy dziewczyny zalśniły dziwnym blaskiem.
 
 
Stary 28-01-2008, 18:02   #17
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu


Słysząc dźwięk rogu ruszyła tuż za Matellusem musiała trzymac się blisko niego, gdyż on również otrzymał 13 numer. Amillay przeklinała wszystkich dowódców i wojskowych, że to właśnie na niego trafiła.” Mogło być gorzej „ pocieszała sama siebie w jej głowie zaczęły pojawiać się różne nieciekawe obrazki jak to mogło być gorzej. Amillay skrzywiła się i ponownie zaklęła w duchu za takie fantazje.
Do namiotu weszła ostatnia
-To Barhast. Nie dziwie się że nie widzieliście żadnego. W końcu żyją koczowniczo w terenach nie zajętych przez imperium. Są bardzo świątobliwi w stosunku do duchów ziemi które...- powiedział Młotek, Amilly wstrzyłała odech razem z mówiącym, obawiajac się reakcji dowódcy, który po chwili zaczą mówić.

- Witajcie rekruci. Jestem sierżant Jolaqa (...) Nie powinno to być dla ciebie trudne czarodziejko ale najlepiej nie używaj magii, wróg łatwo ją wyczuje.
Aż zadrżała gdy wlepiły się w nią przenikliwe oczy dowódcy. Tylko kiwnęła głową na znak ugody. I po chwili uzmysłowiła sobie znaczenie słów „ Jak to nie używać czarów? Po co więc tu jestem?” Słuchała dalszej instrukcji barhasta, po czym wyszła razem ze swoim odziałem. Wybuch przestraszył ją, ale w duchu wiedziała czyja to może być sprawka.

- Nie dokończyliśmy naszej pogawędki, ale jeszcze przyjdzie na nią pora. Ładnie tu, zresztą uwielbiam góry, spędziłem wśród nich większość życia. A ty skąd pochodzisz? Co Cię skłoniło do wstąpienia w szeregi zdziczałych mężczyzn? Mnie tu za karę zesłano, zresztą niesłusznie, bo czy zbrodnią jest poratowanie dziewki odrobiną rozrywki, gdy ta jej nie zaznaje od swego spróchniałego męża? Zresztą nie osobie chce tu mówić, tylko o tobie, bo mnie intrygujesz pani, swą postawą, a zarazem działaniem. Jedno drugiemu przeczy. – słuchała uważnie opowieści Matellusa
- Mam nadzieje człowieku, że ruszasz równie szybko orężem co językiem. Bo jeśli chcesz pokonać wroga, zagadując go na śmierć, to już wygraliśmy tę wojnę.- powiedział krasnolud do jej towarzysza, po czym Amillay zaczęła się głośno śmiać. Wręcz nie mogła się uspokoić. Zdała sobie sprawę, ze krasnoludy są jednak bardzo przyjazne.
Kobieta zauważyła na horyzoncie czarną linię. Zamurowało ją stanęła w miejscu jak kołek nie mogła się ruszyć. Poczuła taki lęk jakby wrogowie właśnie stali naprzeciw niej i mierzyli w nią łukami. Dopiero do niej doszło w jakim niebezpieczeństwie się znalazła, łzy stanęły w jej oczach. Wszystko stało się teraz takie nie osiągalne...czasu coraz mniej.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 28-01-2008 o 18:06.
Asmorinne jest offline  
Stary 28-01-2008, 18:15   #18
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze


- Mam nadzieje człowieku, że ruszasz równie szybko orężem co językiem. Bo jeśli chcesz pokonać wroga, zagadując go na śmierć, to już wygraliśmy tę wojnę.

Metellus spojrzał na Oin’a pytającym wzrokiem, tak jakby z samego początku do niego nie dotarła ironiczna uwaga krasnoluda.
- Mam nadzieję, że twój duch walki przewyższa twój wzrost, bo inaczej będzie z nami krucho – odciął się równie kąśliwą uwagą. Lubił krasnoluda za jego szczerą gębę, która nieraz potrafiła dogryźć. Oczywiście to, że go lubił nie oznaczało, że pokazywał mu to. Warto było czasem pokpić sobie z kurdupla.
- Coś czuję, że to mój oddział będzie musiał przychodzić na ratunek twojemu. Znaczy twoim towarzyszą, bo ciebie to przeciwnik nawet nie zauważy… chyba, że wywącha. – pociągnął uroczyście nosem i skrzywił minę. – ale dość tych uwag. Na mój miecz, chodź do najlepszych nie należy, możesz liczyć. A jeśli nasz przeciwnik to będą same kobiety, to i wojnę zemną w szeregu, mamy już wygraną, samą pertraktacją. – nachylił się do krasnoluda, by tylko ten słyszał wypowiedziane słowa- widzisz tą koło mnie? – wskazał ledwo widocznie na Amillayledwo się może powstrzymać, by się na mnie rzucić z żądzy pożądania. -
Widok śmiejącej się z niego Amilly, nie był co prawda tego dowodem, ale mimo wszystko, miło było widzieć choćby z takiego powodu uśmiech na jej przygnębionej twarzy.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"

Ostatnio edytowane przez sante : 28-01-2008 o 18:21.
sante jest offline  
Stary 28-01-2008, 18:32   #19
 
grabi's Avatar
 
Reputacja: 1 grabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwugrabi jest godny podziwu


Avagornis przybył na plac. "Jakim cudem dziesiętnik zjawił się tak szybko?" kołatało w głowie jaszczura. Jednak nie miał czasu zastanawiać się nad tym, ponieważ zaczął się trening.
Nie było mu zbytnio szkoda dwójki 'szczęśliwców', którzy nie posłali posłania zbyt dobrze. Dziwił go jednak fakt, iż to jego nie spotkał ten zaszczyt. Nigdy wcześniej nie spał w łóżku, lecz w legowiskach lub po prostu na ziemi albo w bagnie. Dlatego, gdy przybył do wojska, to największym problemem było właśnie spanie w łóżku. Już pierwszego ranka musiał za karę biegać dookoła obozu z łożem na plecach, za to, że spał na gołej ziemi.
Gdy rozejrzał się dookoła, to tylko on i jeszcze jeden mężczyzna trenował walkę mieczem. Nie była to dla niego łatwa sztuka. Za dużo tu było machania jedną ręką, podczas gdy druga była schowana za tarczą. Już lepsza włócznia. Tam żadnej tarczy nie potrzeba, o ile umiesz utrzymać przeciwnika na dystans.
Śmiechy weteranów przeszły obok uszu Avagornisa. "Teraz się śmieją, lecz pewnie też kiedyś tak zaczynali. Kiedyś wam jeszcze pokażemy, na co nas stać".
Tymczasem przybiegł od dziesiętnika posłaniec z wiadomością.
...Natychmiast ruszamy do boju. Macie teraz pół godziny odpoczynku, nie ruszać mi się z miejsca na krok!... - Wrzeszczał dziesiętnik.
Avagornis nawet nie pomyślał o siadaniu. Jeszcze znowu zmarznie. Teraz starał się utrzymać ciepło, przechadzając się powoli i podchodząc do ognisk.
Następnie zbiórka i długi marsz. Gdy dotarli na miejsce, na horyzoncie zaczęły migać proporce Imperium.
 
grabi jest offline  
Stary 29-01-2008, 11:57   #20
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze


Gdy Bronthion wraz z innymi stawił się na placu dziesiętnik już tam był obnażając zęby jakby sie cieszył, że niedlugo się zabawi.
~Musiał mieć ciężkie dzieciństwo chłop że wszędzie go tak pełno, mamusi przynieś, tatusiowi przynieś z domu wyszedł pewnie też chłopiec na posyłki, nauczył się~

Taaak... zacznijmy trening w stylu "ucz się sam" mógłby chociaż nam pokazać co lepsze ruchy tym badylem, ale nieee wielki dziesiętnik się nie zniży.~ Myślał będąc zły na to wszystko. Wtedy pierwszy raz ktoś odezwał się do niego i nie był to o dziwo rozkaz bo mówił inny "skazaniec" jak i on Garret.

- Chętnie bym porzucał do celu - powiedział cicho do Bronthiona wskazując weteranów.
- Też bym im najchętniej dokopał, ale nie tym... -spojrzał z politowaniem na włócznię- na miecze też by nas pewnie położyli, długo tu już służą, więc jedynym wyjściem byłbym zdradziecki sztych w plecy -rozpromienił się- ale chwilowo róbmy co nam każą, im nas więcej tym lepiej, może akurat jeden z nich nas przypadkiem osłoni przed ciosem czy coś...

Potem zaczęli ćwiczyć zwroty i manewry co Bronthionowi bardziej się podobało. Lecz jak zwykle los nie dawał mu nacieszyć tym co mu się podobało bo trening przerwał im młody mężczyzna mówiący coś szybko do dziesiętnika i wtedy usłyszeli wyrok.

Wróg porusza się szybciej niż myśleliśmy ble ble, macie pół godziny na odpoczynek ~Oczywiscie, szkoda że nie 5 minut~ Kto sie spóźni to go powieszą ~Mhm, akurat dłużej bym lał i by mnie powiesili za to, no ale.... żołnierska dola~

Dziesiętnik wrócił chyba chyba po 15 minutach, tak się Bronthionowi zdawało i oczywiście nie zaskoczył ich niczym nowym. Standardowa ilość przekleństw i gróźb jak w regulaminie oczywiście była. W końcu dostali rozkaz do wymarszu.
~Oj źle mi się to widzi...~ Po dotarciu na miejsce w oddali zobaczył pierwsze proporce imperium. Przeżegnał się.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172