Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2008, 19:36   #42
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Po rozmowie z von Gertzem wrócił do swojego pokoju. Położył na łóżku i wpatrywał w sufit rozmyślając o tej całej sytuacji. Poczuł się lekko głodny, lekko więc mógłby jeszcze wytrzymać, nie lubił posilać się w tak dużych miastach, tracił nad sobą panowanie i więcej niż jedna osoba zostaje zazwyczaj pozbawiona znaczniej części życiodajnego płynu.

Przekręcił się na łóżku na bok będąc jakiś niespokojny i podszedł do okna patrząc w noc.

-Piękna noc... tak piękna, że nie ma co dłużej siedzieć w tym pokoju.

Poprawił cały swój czarny przyodziewek komponujący się świetnie z mrokiem nocy i wielkim susem przeskoczył na dach sąsiedniego budynku. Ach jak dawno tego nie robił, czuł się wolny, szedł powoli bezszelestnie po dachach budynków obserwując okolicę. Nagle jego uszy wychwyciły dziwne sygnały. Przebiegł szybko po dwie ulice dalej i zobaczył dwoje ludzi, mężczyznę i kobietę przypartych do muru przez pięcioro rzezimieszków wygrażających im mieczami i mówiących.

- Dawać kasę, wszystko co macie słyszycie! I ani się wąż krzyczeć paniusiu bo ten Pan-wskazał palcem na mężczyznę obok- straci życie zanim skończysz. No dalej wyskakiwać z pieniędzy zanim osobiście się tym zajmiemy.
-BojÄ™ siÄ™ Pierre... co zrobimy?
-Nie bój się kochanie...wszystko będzie dobrze
-odpowiedział kobiecie mężczyzna choć czuł, że wcale tak nie będzie- oddamy im pieniądze i sobie pójdą...

W tym momencie zaczął zdejmować sobie z pasa dwie sakiewki, zdjął z palców sygnety i inne kosztowności również zabrał swej kobiecie.

-No dalej przynieÅ› to nam! -ponaglali bandyci-

Mężczyzna zebrał wszystko jakimś cudem w dwie ręce i podszedł do rzezimieszków. Wtedy dwaj podeszli do niego z boku i uderzyli silnie mieczami odrąbując mu obie dłonie. Mężczyzna padł na kolana patrząc na swe odrąbane dłonie ze złotem, płacząc i zaraz zwracając obiad obok.

Bronthion patrzył na to wszystko z góry, poczuł zapach krwi... który sprawił że poczuł głód, głód który powoli przejmował nad nim kontrolę. Spojrzał na swoje ręce, swoje paznokcie które zaczęły zamieniać się w pazury. Dygotał chwilę jakby z tym walcząc, odruchowo spojrzał co działo się na dole.

Kobieta widząc całą tą sytuację poruszała jedynie ustami nic nie mówiąc, była sparaliżowana strachem. Bandyci szydzili z mężczyzny na klęczkach który nie miał sił już na nic, nawet na skamlenie, wykrwawiał się, temu który stał najbliżej chyba się znudziło bo podszedł do niego i wbił silny sztych prosto w pierś, a mężczyzna osunął się bez życia.

-No... to teraz Twoja kolej paniusiu -powiedział jeden z bandytów uśmiechając się lubieżnie-

-Czy ludzie muszą być jak wilki? Przeżyje tylko najsilniejszy? I tu, w tym społeczeństwie, gdzie jednemu jest źle reszta powinna mu pomóc... a Ci by chcieli zarobić jeszcze na jego biedzie. Ja jestem potworem, ale oni są gorsi, nie zasługują na życie

Zaczynając to mówić nieświadomie podnosił głos aż w końcu mówił na tyle głośno że ludzie na dole go usłyszeli i podnieśli wzrok na dach budynku na którym siedział wampir, to była ostatnia rzecz jaką zrobili.

Zapach krwi był zbyt silny, nie panował nad sobą. Zeskoczył między nich wszystkich, potężnym uderzeniem ręki oderwał jednemu głowę. Fontanna krwi zbryzgała wszystkich w około. Drugiemu rozorał gardło, trzeciego przewrócił na ziemię i roztrzaskał głowę o krawężnik. Wtedy pozostali dwaj wzięli nogi za pas mając nadzieję na ucieczkę. Byli na tyle inteligentni by uciec w różnych kierunkach. Bronthion wyciągnął sztylet pokryty wcześniej dawką śmiertelnej trucizny i rzucił za tym po prawo trafiając między łopatki. ~A żebyś skapiał~ Ten po lewej nie pomyślał by wbiec między ludzi, skręcił w ciemną uliczkę, biegł na ślepo, potknął kilka razy po czym wstawał i biegł dalej. Wampir dogonił go szybko skacząc po dachach i za moment przyszpilił do ziemi. Bandzior wił się jak oszalały z całych sił walcząc o życie, zaczął krzyczeć. Wtedy dostał trzonkiem miecza w skroń i uspokoił się, a Bronth spojrzał chwilę na swą zdobycz, może niezbyt imponującą, ale tam w miejscu rzezi czekała na niego lepsza. Osuszył go do niemal do reszty i zadał sztych w serce pozorując inną śmierć. Wrzucił trupa w jakieś krzaki i wrócił tam gdzie wszystko się zaczęło, kobieta siedziała w tym samym miejscu szlochając cicho. Podchodząc obejrzał ją dokładnie, długie brązowe włosy, zgrabna sylwetka, jędrne piersi, zielone oczy, ładna buzia, nie można było powiedzieć że jest kobietą nieatrakcyjną.

Gdy podszedł do niej niemal cały pokryty krwią odsunęła się z odrazą ale krzyczeć nie miała sił, powiedziała zamiast tego:

-Zostaw mnie... samą... zostawcie mnie... nie mam nic... bez niego nie mam nic... bez mojego Pierre'a, moje życie legło w gruzach... straciłam całą rodzinę, teraz straciłam także i jego... co ja zrobię... matko co ja mam zrobić?

I zaczęła szlochać dalej. Bronthion jakby się uspokoił i dziwnie wygasł, za dużo w nim chyba było człowieka... za dużo zostało. ~Kurwa... po co ja sie ruszałem z tego pokoju, zawsze tak jest i co ja mam teraz z nią zrobić? Przecież jej nie zabije i nie zapomnę...~

- Gdzie mieszkasz? Jak masz na imiÄ™?
- Lucia Pa... a Pan?
- Bronthion, więc gdzie mieszkasz Lucia? Zaprowadzę Cię
-wpatruje siÄ™ w jej oczy mamiÄ…c i uspokajajÄ…c-
Dziewczyna widocznie się uspokoiła
-Całkiem niedaleko... dwie ulice na lewo od karczmy "Przystań Jonasza" słyszał Pan?
-Tak słyszałem
-wstał i zebrał wszystkie kosztowności które leżały upaprane krwią Pierre'a -
-Weź to -powiedział krótko po czym zabrał małe sakiewki jeszcze bandytom-
~Co ja robię? Akcja charytatywna "Pomóż kobiecie w potrzebie"? A pal to licho, najwyżej będę żałował~

Wziął ją na ręce i silnie do siebie przycisnął, gdy spojrzała na niego pytająco odpowiedział.

-Postaraj się nie spaść i zamknij oczy.

Gdy tak się stało wskoczył lekko na dach budynku, po posiłku czuł się silniejszy, ale to chyba oczywiste. Pobiegł szybko przeskakując miedzy dachami i po chwili znalazł się te dwie ulice dalej na lewo od karczmy, zeskoczył na ziemię.

-Który dom?
-Tten
-wskazała palcem-

Podszedł do drzwi i postawił ją na ziemi, patrzył jak nie może trafić kluczem do drzwi ale nie pomagał, ręką ponagliła by również wszedł do środka, zrobił jak prosiła i rzucił część kosztowności jej męża których nie mogła zabrać na wersalkę, sakiewki bandytów oraz trochę swojego grosza.~Niczym dobry samarytanin~ Roześmiał się nagle ale zaraz uspokoił patrząc jak tępo usiadła na kanapie i siedzi ze wzrokiem wlepionym w podłogę. ~Pod wpływem uroku jest spokojna... zobaczymy jak będzie jutro, być może będzie wolała inne życie od tego które ją teraz czeka...~ Zamknął drzwi od środka i wyleciał przez lufcik jako nietoperz kończąc lot w swoim pokoju.

Ściągnął pokrwawione ciuchy i w samych gaciach zaniósł je do pralni w której pachoł przyjął je bez słowa.

-Zapłacę jutro -powiedział od niechcenia i wrócił na górę-

I tak siedząc na górze przypomniało mu się jak miejsce spotkania z ową Lucią musi teraz wyglądać. ~Ja pierdole~ Nie myśląc zbytnio w gaciach znów wylazł w noc i pobiegł szybko na miejsce zdarzenia. Jakby ktoś go teraz zobaczył musiałby pomyśleć że jakiś transwestyta psychol lata po budynkach i straszy biedne staruszki, no ale mało go to obchodziło. Gdy zobaczył już okolicę zdarzenia zaklął wrednie bo właśnie strażnicy miejscy ewidentnie badali teren w poszukiwaniu sprawcy... Co tu dużo mówić, jego talent do przynoszenia kłopotów działał bez zarzutu. Wrócił cichaczem do pokoju i zszedł na dół, stanął obok Jonathana który też widać kolorki miał i powiedział.

-Dajcie mi wódki...
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnÄ…trz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 26-01-2008 o 19:48.
Bronthion jest offline