Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2008, 00:09   #90
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Czy tam samo? - Mistrz zamyślił się i potarł podbródek. - Chyba tak. Nie byłem nigdy w ich skórze i nie wiem dokładnie co czują, ale sądzę, że tak można to pokazać. To jak trzymanie na swoich plecach narastającej lawiny. Wystarczy jeden przeciek, by woda rozerwała wszystko, co stoi na jej drodze. I choć magowie jadeitowi są niezwykle pogodni i weseli, to jednak pod spodem muszą być ciągle gotowi na zmierzenie się z mocą magii.
Aldophus postukał dłonią o kamienną ścianę.
- Kamień, woda i powietrze. To wszystko aspekty natury. Do tego dochodzi jeszcze życie, które jest nie mniej ważnym żywiołem niż pozostałe. A to, co je odróżnia od innych to nieustająca ekspansja, czyli wzrost. Życie jest zaborcze, wściekle walczące o swoje prawa i nieustannie w ruchu. Popatrz na ziemię po orce - pełno w niej pędraków, robaków i innych takich. Tak dzieje się wszędzie. I dlatego zielony wiatr ghyran jest wszędzie. I choć życie jest najwyższą wartością, to jest ją bardzo łatwo stracić. Chyba najłatwiej spośród wszystkich żywiołów. Kamień wytrzyma bardzo wiele, woda przybierze każdy możliwy kształt zaś wiatr jest wszędzie i nigdzie. Tylko życie jest narażone na ciągłe przeciwności. Trzeba je pilnować, doglądać i pielęgnować. To właśnie robią magowie Jadeitu.
Misa, w której zielona powierzchnia cieczy uspokoiła się, lekko zajaśniała zielenią. Poblask tego zjawiska ubarwił wszystko na upiorny kolor.
- Odpowiedzialność. Tak, da się tego wyuczyć. Da się stać się bardziej odpowiedzialnym. Tylko pamiętaj, że to bardzo bolesna droga. Jeśli nie masz tego w sobie, to będzie to bolało w dwójnasób. Odpowiedzialność wykuwa się w krwi konających, krzykach umierających oraz płaczu matek. Jeśli wytrzymasz wszelkie próby, wtedy można powiedzieć, że jesteś odpowiedzialny. Jeśli wszystko co robisz, robisz z powagą i w pełni świadomie, to wiesz, jakie możesz ponieść konsekwencje. To bardzo ważne i najtrudniejsze w nauce. Wielu taka nauka złamała i zostawiła samemu sobie. Kończyło się to często na gałęzi drzewa i pętli na szyi. Dlatego też trzeba być silnym, bo tylko silni stawią czoła magii i przetrwają.
Mistrz zamilkł. Oparł się plecami o ścianę i przymknął oczy. Zdawało się, że zasnął i tylko wznosząca się pierś świadczyła, że jeszcze żyje.
- To było dawno. Paredziesiąt lat temu. W czasach, kiedy Wronie Wzgórza były tylko zielonymi pastwiskami, pełnymi bydła. To były dobre czasy, choć już nadciągało to, co mogliście zobaczyć jeszcze zeszłej wiosny na północy. Nie ma nic gorszego niż wojna oraz chaos jaki niesie ze sobą. Ludzie przestają być ludźmi, świat przestaje być miłym miejscem. W takim to czasie bardzo trudno jest zachować godność i równowagę. Szczególnie, gdzie do wszystkich wokół bardziej przemawia siła oręża oraz okrucieństwo niż dobre słowo i zrozumienie. To straszny czas, ale niestety nie do uniknięcia.
Był wtedy ktoś taki, kogo nazywaliśmy Heglem. Hegl uczył się sporo, poznał tajniki magii i gotów był na starcie z każdym przeciwieństwem. Tak myślał, bo nie był na to gotowy. Zdarzyło się też to, że ruszyliśmy do wioski o nazwie Butreghold. Uciekł tam jeden z oddziałów maruderów z lasu. To zaledwie garstka zwierzoludzi, ale nie można było zostawić nawet tej garstki. Zwiadowcy donieśli nam, że są we wiosce. Postanowiliśmy ich stamtąd wyłuskać. Młody Hegl chciał tego najbardziej. Rwał się do działania, nie rozumiejąc dlaczego ogranicza się go i nie pozwala robić tego, do czego go szkolono. Potem zrozumiał, ale było już za późno.
Wioska nie była duża, ale wystarczająca by dać schronienie i dach nad głową dla setki głów. Zwierzowcy wpadli do środka i zaczęli rzeź. Chłopi otoczyli się widłami i siekierami. W zasadzie gotowi byli na śmierć, ale ich determinacja zaczęła zwyciężać a szeregi mutantów topniały. Pewnie się zdziwicie, ale nasz mistrz powiedział wtedy, że nie przyłączamy się. Niewielu z nas mogło to wtedy zrozumieć. Każdy w swej głowie krzyczał: "Do boju", "Biją naszych". Kiedy widziało się, że tam giną ludzie to nie chciało się być obojętnym wobec tego. Jednak nasz mistrz twardo nie zwalniał rozkazu i zabronił mieszać się. Faktycznie chłopi zaczęli wygrywać. Padło ich trochę, ale wygrywali. W ich oczach dostrzegło się zimną determinację oraz wolę, której wielu z nas nie miało. Jednak nadal nie wiedzieliśmy dlaczego.
Hegl nie wytrzymał. Ruszył w dół zbocza i podszedł do szeregów zwierzoludzi. Zaczął inkantację. Wtedy dostrzegliśmy, jak nad wioską zaczynają splatać się wiatry magii. Nie była to zwykła manifestacja mocy, ale prawdziwa burza, która groziła poważnymi konsekwencjami. Wtedy to mistrz krzyknął: "Właśnie dlatego nie można się mieszać! Hegl!". Młody nie mógł powstrzymać mocy. Wiatr wzmocnił to, co zamierzał a inne wiatry wychwyciły pozostałe wibracje mocy. Hegl po chwili stał się tylko strachem na wróble zdanym na łaskę i niełaskę wiatru. A ten szalał w najlepsze. Zabłysnęło. Kula ognia rosła w oczach pochłaniając szeregi napastników, potem chłopów a na końcu wdzierając się z hukiem w zabudowania. Mistrz nie robił nic. Patrzył tylko, ale nadal nie zwalniał nas z rozkazu. Dostrzegłem wtedy coś na kształt łzy, która stoczyła się z jego policzka.
Może to był deszcz, bo wkrótce zaczęła się taka ulewa, że musieliśmy się schronić. Mistrz opadł na kolana i musieliśmy go podtrzymywać. Pod drzewami, wszyscy zebrani wokół starca czekaliśmy aż woda przestanie lać się z nieba. Czuć było swąd spalenizny oraz ulotny zapach palonego mięsa.
Wśród mlaskania wrócił też Hegl. Moc pozostawiła go przy życiu. Miał na sobie popalone strzępki, ale był cały. Cały mokry, z pozlepianymi włosami oraz czarnymi smugami na twarzy. Podszedł do mistrza, ukląkł i zapłakał. Wtedy to usłyszałem słowa, które zapadły mi głęboko w duszę.
- Heglu - zaczął starzec - wiesz, że właśnie zniszczyłeś Butreghold.
- Mistrzu, zabiłem wszystkich zwierzowców.
- Nie mój uczniu, zabiłeś wszystkich ludzi w wiosce. To jest różnica.
- Przecież tam były też zwierzoludzie...tam...przecież...oni też... - głos mu się łamał.
- Po co ich zabijałeś? By uwolnić wioskę? By uczynić ludzi bezpieczniejszymi? Nie, zabiłeś ich i nic tego nie zmieni.
- Ale... - najwyraźniej Heglowi zabrakło słów.
- Nie ma "ale". Jesteśmy tu po to, by chronić ludzi. Jesteśmy tu po to, by wioska ocalała i by miał kto obsiać pola. A co zostało teraz? Powiedz młody Heglu, co zostało teraz?
Młodzieniec zwiesił głowę i nic nie odpowiedział. Każdy z nas stojących wokół patrzył i słuchał w milczeniu. Działo się coś ważnego i każdy starał się to zrozumieć w samotności swego sumienia.
- Milczysz. Rozumiem cię, jesteś młody, rwiesz się, pędzisz. Często nie widzisz tego, co jest oczywiste i tego, co wynika z twoich działań. Czy mimo to, jesteś gotów ponieść konsekwencje swego czynu?
W milczeniu klęczący kiwnął głową. Ręce opadły mu swobodnie na ziemię. Trwał w takiej pozie, jakby ulepiono go z gliny i nie wypalono do końca, by pod wpływem deszczu rozmiękł i oklapł.
- Dobrze. Teraz szykujcie się, by pogrzebać martwych.
Zabraliśmy się do tego i wiedzcie, że było to najgorsze przeżycie z dotychczasowych, które przeżyłem. Skończyliśmy późnym wieczorem. Zmęczeni i osowiali rozpaliliśmy ognisko, ale nie było nikogo, kto by chciał zasnąć. Każdy miał jeszcze na rękach zapach zabitych i wzrok martwych twarzy.

Mistrz otworzył oczy. Spojrzał na Gunthera i Edmunda. Szare oczy zdawały się przenikać ich na wskroś widząc wszystkie załamania charakteru i wątpliwości.
- Znaleźliśmy Hegla rano. Wisiał na drzewie. Pomiędzy nogami a ziemią nie było nic, zaś u szyi widać było sznur. Ciało było całe mokre, z pozlepianymi włosami na głowie, którą zwiesił i nie dało się dostrzec jego twarzy.

Patrzyliśmy na niego w milczeniu. Nikt nie usłyszał, jak podszedł sam Mistrz. Wszyscy patrzyli się na umarłego.
"To cena poniesienia konsekwencji. Czy jesteście gotowi ją ponieść?" zabrzmiało. Cisza trwała i nikt nie śmiał jej przerwać.

Aldophus oderwał się od ściany i wciągnął powietrze głębokim haustem.
- Moc, którą możecie mieć, to nie zabawka. Choć pewnie jeszcze tego nie rozumiecie, to nauka przyjdzie wraz z doświadczeniem. Czy jesteście gotowi ponieść konsekwencje, które na was czekają?
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline