Oin słuchał wyrywkowo słów człowieka o imieniu Metellus. Ten człek robił strasznie dużo zamieszania. W pewnym momencie miał go nawet uciszyć, ale doszedł do wniosku, że to nie ma sensu. Lepiej oszczędzać siły na pole bitwy. Zamyślił się wypuszczając dym z ust. Ogień dawał przyjemne ciepło. Oin zapomniał już jak to jest, czuć ciepło własnego domu. Lata mijały cholernie wolno. W myśli czasami pojawiały się resztki nadziei…tak jak teraz…
Zadumę przerwał dźwięk rogu, który poderwał wszystkich na równe nogi.
-Chędożone dziadygi! Ten sygnał poderwałby cały cmentarz nieumarłych. Tyle czasu nam dali co byśmy się mogli wysrać, żeby nas nie przycisło na sranie podczas zwiadu. Oin popatrzył po wszystkich i odebrał dziwne wrażenie, że wszyscy mają głęboko w dupie, co się do nich mówi. Złapał za swoje rzeczy i podbiegł do towarzyszy z oddziału. Rozglądał się po obozie i dziwił się po co Ci ludzie robią tyle zamieszania. Przypomniał sobie jaki sprzęt otrzymali i zrozumiał w jakim strachu organizuje się tą bitwę. -Wielu polegnie…oj wielu… -Wyszeptał sam do siebie.
Zagapił się i prawie wszedł w plecy Metellusa. Próbował coś dostrzec zza pleców towarzyszy, ale ciężko mu to wychodziło. Usłyszał gadkę Młotka: -To Barhast. Nie dziwie się że nie widzieliście żadnego. W końcu żyją koczowniczo w terenach nie zajętych przez imperium. Są bardzo świątobliwi w stosunku do duchów ziemi które… -Nagle przerwał. Oin zainteresował się wywodem na ten temat. Słyszał kiedyś o Barhastach ale nigdy ich nie widział. Znalazł sobie lukę między Młotkiem a Metellusem i przyjrzał się strasznemu sierżantowi, na widok którego Młotek mało się nie zesrał ze strachu. Wysłuchał stękania dowódcy i ruszył za resztą bez słowa. Zauważył jak Metellus znowu gada i zatruwa życie wygłodzonej ludzkiej kobiecie. -Mam nadzieje człowieku, że ruszasz równie szybko orężem co językiem. Bo jeśli chcesz pokonać wroga, zagadując go na śmierć, to już wygraliśmy tę wojnę. |