Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2008, 14:25   #47
Tołdi
 
Reputacja: 1 Tołdi nie jest za bardzo znany

„Szybki” Peter


Wszystko szło zupełnie nie w tę stronę w którą sobie by tego życzył. Wpierw towarzystwo „nieludzkich” kompanów, które mroziło mu krew w żyłach i zmuszało do stałej czujności. Później zaraza i zakaz opuszczania Przystani. Później jeszcze awantura, w którą się niepotrzebnie wtrącił stając po jednej ze stron. Wbrew drugiej zupełnie. Nie miał wątpliwości, że każdy z krwiopijców chętnie zatopiło by w nim zęby. To nie mogło radować. Najgorszym jednak nie było to, choć nie lekceważył zagrożenia płynącego z ich strony. Najgorszy był zakaz wjazdu do miasta. Choć i od niego istniały wyjątki. Dwójka krwiopijców mogła sobie skrycie opuszczać rakiem oberżę ale on nie od dziś bawił się w podchody, by sen mógł go zmóc w takiej chwili. Widok spokojnie wkraczających przez miejskie bramy do miasta wampirów budził wiele wątpliwości.


Śniadanie jadł powoli, ciesząc się smakiem skwarek i kaszy, płucząc gardło zimnym mlekiem i rozmyślając. Nie podobało mu się to, co działo się w mieście. Pachniało brudem na milę. Nie dziwiło go to specjalnie. Im większe miasta, tym większe bełtane w nich syfy. To była stolica Księstwa, więc i syf być musiał stosowny. Nie mniej jednak oni zostali w ów syf uwikłani i teraz mogli się w nim utopić. Peter nie lubił pływać w syfie. Mając wszystko to na uwadze sięgnął po swój tobołek leżący pod ławą. Pakunek, który zeń wystawał nie wyglądał ani odrobinę znajomo. Nie spodobało mu się to zupełnie. Wskazywało na to, że zawiodła go czujność z której był tak dumny. Która zwykle była jego tarczą. Gdzieś na zewnątrz rozległ się tumult, grupa żołdaków zmierzała do karczmy. Wszedł jeden a reszta została asekuracyjnie na zewnątrz. Jednak „Szybki” tylko częścią świadomości rejestrował zdarzenia w karczmie. Jego umysł skupiał się na tym „kiedy”, „jak” i „kto”. Spokój, pozorny spokój na twarzy Petera był tylko maską. Czujne oczy szukały porozumiewawczych spojrzeń potencjalnego „darczyńcy”. Na próżno.


Kiedy ser Gustaw skończył swoją przemowę i zniknął na schodach wiodących na górę, do jego komnaty Peter w końcu oszczędnym ruchem sięgnął w dół. Wyjął pakunek i pod ławą ostrożnie rozwiązał pętające go powroza. Płótno było wydarte z koszuli, napis koślawy niestaranny, ale czytelny. Najważniejsze jednak, że wszystko to kryło kwadratową zdobioną kopertę z wyciśniętymi na łączach pieczęciami. Wśród których największą była ta z godłem Bissel. Królewska pieczęć. Płótno rozwinął zupełnie i położył przed sobą a kopertę schował dyskretnym ruchem za pazuchę. Na nią też przyjdzie czas. Rozejrzał się dyskretnie, czy nie wzbudził niczyjego, niezdrowego dla tego kogoś, zainteresowania, po czym skupił się na tekście.


„Czytasz to, co znaczy że nie żyję. Zwali mnie But, ci co mnie znali. Prawdziwe me imię jednak to ser Devo Krogulec, sługa JKM Tristana de Marque. Przybyłem tu z misją, lecz wrogowie Królestwa mi przeszkodzili. Ten list jest misją. Jeśliś człekiem prawym, w co nie wątpię, zanieś go do Książęcego Namiestnika. On Ci się odwdzięczy i należycie nagrodzi. I strzeż się, bo wrogiem może być każdy. Wrogiem Twoim i Królestwa.”


Peter myślał krótko. To co przeczytał spodobało mu się jeszcze mniej niż to co działo się dotychczas. Choć tłumaczyło wiele. Mało myśląc Peter wstał i nie zważając na zdumione spojrzenia biesiadników ruszył ku rycerskiej części biesiadnej, gdzie siedział Oliver. Skinął rycerzowi na powitanie, po czym nie zaproszony przysiadł się na ławie, plecami do ściany. Dopiero kiedy spojrzenia ciekawskich ludzi wróciły do pierwotnego zajęcia Peter położył kawałek płótna przed rycerzem. Kiedy zaś ten je przeczytał „Szybki” uśmiechnął się po same uszy.

- Wdepnęli m kałabanię i czort karty rozdaje, że tak się wyrażę. Zapraszam jednak do współudziału, bom strachliwy nieco a w kupie raźniej.
 
Tołdi jest offline