Niebo lśniło błękitem, słońce świeciło wesoło i nic nie świadczyło o tym, że przed chwilą cokolwiek (na przykład sytuacja dzieci) uległo zmianie. No, może za wyjątkiem ciężkiego rzężenia wilka... "Ciekawe, czy te ostrza można zamienić z powrotem w grzebyk" - pomyślał przez moment Kuba.
Ale nie miał zamiaru sprawdzać... Nie sądził, by Wilk, który był ciągle Wielki i jeszcze bardziej Zły odpłacił im dobrym sercem za uwolnienie. "Mam tylko nadzieję, że to nie przestanie działać".
Wzdrygnął się nieco. Machnięciem ręki odpędził przerażającą myśl i ruszył za Alusią. Dziewczynka była tak ufna i, można powiedzieć, beztroska, że w zasadzie należało na nią ciągle uważać. Szczególnie wtedy, gdy nie było w pobliżu jej Kotecka...
Pierwsze ostrzeżenie powinien stanowić smród... Powinien... Jednak nie spełnił swego zadania, gdyż Kuba nie sądził, by Trzy Niechlujne Świnki dbały o otoczenie. I zakopywały różne nieczystości...
Kiedy Kuba znalazł się na zapleczu chatek stanął jak wryty. Widok, niczym z horroru... Stojąc w pewnej odległości od krawędzi dołu nie widział wszystkich szczegółów, ale to, co dostrzegł, wystarczyło, by zrobiło mu się niedobrze. "Wdzięczność Świnek" - przemknęło mu przez głowę.
Przeraźliwe krzyki, kwiki i chrumkanie Świnki przywróciło go do rzeczywistości. Krwawe pręgi, pojawiające się na grzebiecie uciekiniera uświadomiły mu, że do akcji wkroczyła ukochana kicia Alusi. "Istny Kot Bojowy" - pomyślał, nieco rozbawiony, Kuba.
Trzask zamykanych drzwi poinformował go o tym, że sytuacja jest, przynajmniej na razie, opanowana i nie trzeba się liczyć z interwencją pozostałych Dwóch Świnek.
Spojrzenie w stronę Michasia powiedziało Kubie wszystko. Co prawda scyzoryk nie zamienił się w lśniący miecz, ale widocznie nawet takie krótkie ostrze wystarczyło.
- Brawo - powiedział Kuba pod adresem Michasia.
- Nie pozwólcie jej uciec - krzyknął do pozostałej dwójki.
Co prawda nie bardzo miał pojęcie, jak Jaś i Alusia zdołają to zrobić, ale miał za to nadzieję, że im się to uda. Wizja oblężenia Trzech Różnych Domków nie była zachwycająca.
Ruszył w stronę dołu. W stronę leżącej na ziemi strzelby. Ale nie podniósł jej. Nie ona była jego celem. Chwycił stojący na samej krawędzi wózek Michasia i pociągnął z całej siły.
- Witamy na stałym lądzie - uśmiechnął się. Blado, ale zawsze...
Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-01-2008 o 09:20.
|