Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2008, 23:07   #134
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Wewnętrzne dojo posesji Karo Toritaka Takatsukasa, Tani Hitokage- terytorium klanu Sokoła, poranek, koniec miesiąca Shinjo, rok 1110


Wszyscy spodziewali się że Toritaka Takatsukasa-sama niebawem powróci do domu. Co dzień rano wypatrywano wieści o tym że nadciąga, że przybędzie. Szczególnie gorliwie, wypatrywali go najbliżsi. Którzy spoglądali na Toritaka-sama nie w kategoriach obowiązków wobec daimyo i klanu. Lecz z punktu widzenia najbliższych. Kochającej rodziny. Tak samo młody Basura-kun szukał osoby będącej dla niego wzorem i opoką.
Swego ojca.

Tego dnia Toritaka-sama nie nadciągał. To nie dziś miały pojawić się na błoniach sztandary i proporce wojsk klanu Sokoła. Zamiast tego mlody Basura usłyszał wezwanie swego przewodnika i nauczyciela. Hatsushita-sensei był mężczyzną doświadczonym wiekiem. Bystrość umysłu, światłość, a nader to umiejętności i świadomość swego
posłannictwa – to co tak dobrze charakteryzowało ideał bushi – sprawiło że stał się idealnym przewodnikiem dla młodego Basury.

- Jestem, sensei – odezwał się, wchodząc do dojo. Odkąd gunso zaczął zajmować się Basurą, stał się właściwie domownikiem, zaś najczęściej lekcje odbywały się w przydomowym dojo. Przestronnym pomieszczeniu o jednej ścianie ze zdejmowalnych paneli shogi. Tylko w lecie było tu ciepło, zimą dało się zamarznąć. Ale widok na ogród był
zawsze piękny, odsunąwszy shogi można było spoglądać na altanę oplecioną bluszczem, w której uwiły sobie gniazdko jaskółki, oraz na plątaninę żywopłotów z okazjonalnym gniazdem kosów czy innych polnych ptaków, których Basura nie rozpoznawał. Pewnie dlatego zapalony myśliwy i ptasznik, jakim był Hatsushita, tak lubił to miejsce.

- Usiądź, Basura-kun. – Gunso wskazał poduszkę naprzeciw siebie, po drugiej stronie rozłożonej planszy do shogi.

Młodzieniec posłusznie zajął wskazane miejsce. Grał niegdyś w shogi, choć Jego znajomość tej gry sprowadzała się do poznania figur, ruchów oraz warunków zwycięstwa czy przegranej. Dlatego siadając czuł się niepewnie, ale był też zaciekawiony o czym będzie kolejna lekcja. Sytuację dało się dość szybko określić jako sprzyjającą dla gunso. Po stronie Hatsushity była większa ilość figur, miał też tak ufortyfikowanego króla, że zwycięstwo Basury musiało by przyjść po szeregu jego błędów. W porównaniu do szeregów jego armii, ta Basury prezentowała się żałośnie.

Hatsushita wskazał szerokim gestem swej sporej dłoni klocki po swojej stronie, i rzekł:
- Krab. – Potem wskazał na przeciwne, i dodał – Sokół. Potrafisz się tu wskazać, Basura-kun? - Rzekł gunso patrząc na swego ucznia.

Zainteresowanie klocami nagle spadło na dalszy plan. To prawda- wielu twierdziło że shogi to gra dla wytrawnych strategów i umysłów dowódców. To było coś więcej niż zabawa. Tym razem Sensei zdawał się nie stawiać tej teorii w szeregu aluzji. Ujął to wprost porównując klocki do sytuacji politycznej klanu.

Basura wpatrywał się w planszę, tak jakby chciał odgadnąć jakąś wielką tajemnicę sytuacji politycznej i militarnej klanu. O której tak po prawdzie niewiele wiedział. Miał pewną orientację, ale zdecydowanie dopasowana była ta wiedza do poziomu tak młodej osoby jak on. Przewiercał klocki wzrokiem w poszukiwaniu tajemnicy.

Zapadła cisza. A jednak Hatsushita nie reagował. Chłopak podniósł wzrok, chcąc czytać z twarzy sensei, ale ten nie dawał mu dalszych wskazówek.

Kim był? Jaka była jego rola? Pytanie było więcej niż poważne. Przypomniał sobie rozmowę rodziców sprzed kilku miesięcy. „Basura jest zbyt młody by rządzić… Zabiją nas… Jeśli nas zabiją, zabiją i jego…". Basura zadrżał. Obawy, wątpliwości, niewiedza. Perspektywa śmierci nie przerażała go tak jak perspektywa aby rządzić! Wyobrażenie swej funkcji dla młodzieńca było bardzo trudne. A jednak. Fakty były oczywiste…

- Sensei… - Basura przerwał milczenie, w chwili kiedy miał już wrażenie że za chwilę uczyni to Hatsushita – Myślę że w shogi, tak jak wobec woli czcigodnego Daimyo, każdy ma swoją rolę. I kiedy piony zawiodą, i figury są osłabione. Dlatego czy nie powinienem być tym gdzie Toritaka-sama zechce?
Basura był dumny ze swych słów. Tak naprawdę nie był pewien czy wyraził się słusznie. Ale towarzyszyła jemu nieodparta myśl iż jego ojciec tak właśnie by powiedział. A jednak Hatsushita nie odpowiedział od razu.
- Jeśli miałbym wskazać tutaj siebie – pochylił się nad figurami. Tego pewnie oczekiwał Sensei. – uznał bym że jestem… Myśli przebiegły mu przez glowę. Król to Daimyo. Jego ojciec zapewne będzie Generałem. A on? Dziś? Nie wiedział.
- Gońcem?

- Gońcem, ka? - zamyślił się sierżant, patrząc na wskazaną chłopięcym palcem figurę. Uśmiechnął się, patrząc przez chwilę z sympatią na Basurę.

- Cenisz się! Dobrze. Słuchaj więc. Oto co się niedawno stało.

Wprawnymi ruchami Hatsushita poprzestawiał pionki tak, że jedno ugrupowanie ze srebrnym generałem powróciło do klocków 'Sokoła'. Następnie pokazał ich 'przejście' do 'Kraba', niespecjalnie przejmując się ilością ruchów jaką gracz 'Kraba' musiałby wykonać by złapać tyle klocków przeciwnika. Tak, reguły shogi miały tu służyć ze ilustrację,
ogólne ramy opowieści najwyżej.

- Twój szlachetny ojciec – ręka Hatsushity uniosła srebrnego generała – Jest w tarapatach. Dla wywalczenia swej pozycji, udał się do naszych sojuszników, by pokazać, że pobyt na czyichkolwiek ziemiach to za mało, by uczynić z niego miękkie kluchy.

Szybkie, ostre spojrzenie w stronę Basury.
Ten nieco zmarszczył się, ale nie w złości, lecz zdziwieniu takim porównaniem. Nie było tajemnicą że dla wielu klan Żurawia kojarzył się z „ciepłymi kluchami". Ale dla Basury to porównanie nie było tak
oczywiste…

- Twój ojciec nawet tam jednak nie pozwala nikomu, poza Toritaka Yoritomo-sama, sobą powodować. Pomaga Krabom, ale nie daje zabić Sokołów bez potrzeby. Są tacy, którym to się nie podoba. Są tacy, którzy próbują wymusić na Takatsukasa-sama zmianę decyzji.

- Kto może tego próbować? – Spytał zaskoczony i przejęty. Po czym z dumą
wycedził – Mój ojciec słucha tylko Daimyo i nigdy nie ulegnie nikomu!

Brak odpowiedzi gunso było aż nader wymowne.

Szybkie ręce wiarusa przearanżowały klocki srebrnego generała Toritaka, tak, że znowu stały się one klockami Sokoła, głęboko w formacjach Kraba, w obrębie których również przeszło parę ruchów, niewiele zmieniając ich pozycję.

Wtedy Basurę odblokowało. Srebrny generał. Jedyny spomiędzy generałów, któremu promocja może się nie opłacać w niektórych przypadkach. Spojrzał na figurę. 'Kraby', pod dowództwem jednego ze swych złotych generałów, powoli blokowały jej ruchy!

- Czy wspominałem Ci, że wkrótce możemy spodziewać się gości? - Dodatkowo do już zaistniałej sytuacji, inne klocki 'Kraba' wylądowały w zamku 'Sokoła', pod dowództwem srebrnego generała. W pozycji idealnej do ataku na króla... oraz gońca.

Basura zaniemówił. Śledził uważnie każdy ruch. Ustawienie każdego klocka. Na twarzy chłopaka wykwitła harda mina. Dopiero po chwili się odezwał.
- Zasada gry mówi o ochronie króla ponad wszystko. Z poświęceniem każdej innej figury. – przerwał na chwilę. Oderwał wzrok od gry i spojrzał na sensei. Wzrokiem już nie tak hardym. Raczej spojrzeniem przestraszonego dziecka – Co to oznacza dla mnie? Czy jestem zagrożony?

Twarde spojrzenie było jednym. Dziarska mina. Wiara w swego Ojca. Ukochanego Ojca. Ale tak naprawdę Basura bał się. Nie rozumiał genezy tego zagrożenia. I nadal pozostawał małym dzieckiem. Które jak tylko potrafiło, chciało skryć swą słabość.

Hatsushita zachichotał, starczym chichotem wykrzywiła mu się twarz przez moment, gdy odpowiadał, ucieszony z niespodzianki jaką sprawił:

- Podróż. Czeka Cię podróż młodzieńcze. Zanim przybędzie tu szlachetny Hiruma Makasu-sama – palec znacząco popukał w srebrnego generała, znajdującego się w idealnej pozycji do ataku na króla jak i na gońca – niestety, powinniśmy wyjechać. Twój stryj i pan, Yoritomo-sama, nakazał inspekcję strażnic leśnych i ich okolic.
Ostatnio, na ziemiach Kraba wiele złego wyrządzili Leśni Zabójcy. Nasz pan chce mieć pewność, że strażnice Sokoła są gotowe spełnić swój obowiązek. A Ty poprowadzisz tę inspekcję, kakugyō-san*. Wyruszamy najpewniej z samego rana, w eskorcie może pięciu ludzi. Twoje rozkazy?



Basura wybałuszył oczy na starszego sensei. Właściwie uczynił to nie bardzo grzecznie. On? Dowodzić? Zwiad? Sam fakt iż owy patrol nie był niczym innym jak pretekstem do wyjazdu gdzieś zaginął w meandrach jego wyobrażeń. Rozpierała go duma i jednocześnie obawa. Nagromadzona przez te lata chęć bycia jak najlepszym samurajem nagle znajdowała ujście. I za wszelką cenę nie chciał zawieść. Czego też się bał.

Ale rozkazy? Jak taki zwiad wyglądał?

- Wyruszymy o świcie... kolejno... - zawiesił głos, bo zdał sobie sprawę z tego że nie do końca wie co mówi – Sensei-sama, czy będę miał miecz?

Hatsushita z widocznym wysiłkiem powściągnął śmiech, choć usta podejrzanie mu drżały, a oczy dziwnie lśniły.

- Hmmm... Komatta na**... - rzekł, pocierając w zamyśleniu swą wydatną brodę. Spoglądnąwszy w końcu bystro na wychowanka, rzekł – A sądzisz, że powinieneś? Mniemam, że jeśli będziesz nalegał, dadzą Ci wakizashi... Chciałbyś coś więcej, Basura-kun?

Basura zamyślił się. Starał się przywołać w pamięci obrazy. Opuszczenie ziemi Żurawia. Pożegnania, przygotowania, co mieli ze sobą. Obraz zatroskanej matki. Brzemię strachu.
Inne skojarzenia towarzyszyły ekspedycji Takatsukasa-sama. Pamiętał jak ten sposobił się do drogi. Jego zbroję, miecze, włócznię…

- Gunso-sama… – zaczął Basura – Wyruszymy o świcie. Konno. Tak, wszyscy konno. Będziemy mieli ze sobą żywność, broń i listy. Potrzebna nam również będzie mapa. Chciałbym abyś o to zadbał.

I w tym momencie pierwszy raz młody, jeszcze nie ostrzyżony po męsku Basura wydał polecenie. Tonem uprzejmym, lecz i władczym. A przynajmniej pierwszy raz w życiu poczuł się jak Jego Ojciec.

Hatsushita słuchał w skupieniu, potakując co pewien czas głową. W końcu rzekł:

- Dobrze. Konie, broń, zbroje - jak najbardziej. Żywność, namioty, garnki - też. Listy... wobec Twego słowa Basura-kun, słowa syna Twego ojca, jak i słowa Twego stryja, listy nie powinny być potrzebne... ale będziemy je mieli.

Gunso spojrzał na chłopca uważnie tutaj, sprawdzając, czy ten pojął niewypowiedziane. W chwilę później dodał:

- Mapę mam.

Powolnym ruchem wiarus rozwinął zwój, przykładając go tacką, kubkiem z herbatą i tanto po rogach. Czwarty róg pozostawił Basurze.

Listy... Basura nie do końca rozumiał zawiłości administracji. Istotnie! Teraz będą podróżowali po ziemiach klanu Sokoła, a nie Żurawia czy Kraba... Znów ukłucie dumy gdzieś w środku. Lecz młodzieniec w żaden sposób się nie odezwał i nie zareagował uśmiechem czy kpiną. Zachował obojętną minę. I był z tego dumny.

Sensei począł rozwijać mapę. Basura spytał:
- Gunso-sama, czy dobrze myślę że planując podróż... Mamy unikać kontaktów z przybywającymi figurami Kraba? Czyż więc w pierwszej kolejności nie wyruszymy z dala od ich granic?

Mówiąc to dość instynktownie nachylił się nad mapą i ręką odgiął ostatni narożnik. Szukając odpowiedzi na pytanie które zafrasowały młody umysł.

* kakugyō – goniec
** To kłopot, to problem. Jeśli na początku zdania, może być jako - A to
kłopot / problem.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 31-01-2008 o 15:49.
Junior jest offline