Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2008, 22:20   #206
Panda
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Smile Thomas | Nie musze chyba wspominać, że konsultowane z MG? ;>

Pozrywał jeszcze kilka kwiatów tej rośliny i wrzucił je do plecaka. Postanowił wrócić do drużyny i zaplanować co-nie-co. Wrócił akurat na słowa pewnego starca. Mimo, że darzył szacunkiem ludzi starszych tego zignorować nie mógł... Nie minęła sekunda gdy w ręku Thomasa znajdował się łuk z napiętą cięciwą. Brzdęk cięciwy spłoszył pobliskie ptaszki, mężczyzna nie spojrzał nawet czy strzała trafiła cel, od razu nałożył kolejną. Czynność tą powtórzył kilka razy.
Dwa pociski przykuły starcowi lewą rękę do pnia, jedna po zewnętrznej druga zaś po wewnętrznej stronie ramienia. Kolejne dwie zrobiły to samo z prawą ręką człowieka. Po jednej przybiło do drzewa materiał osłaniający nogi mędrca.
Strzały były tak precyzyjne, że aż nie jednego by to zdziwiło. Nie cały milimetr w bok a groty zgłębione były by w ciele mężczyzny.
Thomas z uśmiechem wyszedł z lasu i spojrzał w oczy starca.
- Mimo, że jej nie lubię to jakiś szacunek do kobiet mam... - kiwnął głową wskazując Nami - I nie pozwolę obrażać płci pięknej... Radzę zapamiętać, następnym razem trafie w Twe przyrodzenie i już żadna Ci "dobrze"... - to słowo zaakcentował z lekką pogardą -... nie zrobi... - skończył.

-Dość!- krzyknął mag, który przywiódł ich tutaj - Nasi towarzysze i przyjaciele zginęli tam, byśmy my mogli przeżyć.
Musimy razem współpracować, nie zabijać się nawzajem.
Thomas nie odezwał się nawet słowem... Co jak co ale wyglądało na to, że jako jedyny stanął w obronie kobiecej cnoty? (booże... Lepiej brzmiały by te słowa w ustach postaci Luki) Odetchnął i spojrzał na resztę.

- Jak już wcześniej mówiliście... - znów odezwał się mag, który przed momentem go uspokajał - ...powinniśmy opuścić to miejsce. Magowie mogą wyśledzić bramę, ale zajmie im to trochę czasu. - Mag spojrzał na Archera - Thomasie, mówiłeś, że świetnie orientujesz się w lesie. Poprowadzisz nas przez niego aż dotrzemy jakiegoś dogodnego miejsca w którym można rozbić obóz. Prowadź. - skończył.
- Mówiłem... - burknął i rozejrzał się - No to idziemy... Byle mi się nikt nie zgubił i pilnować się grupy... Nie chce później szukać jakiejś zbłąkanej duszyczki - mruknął do wszystkich i wszedł w gęstwinę.

Czekał na resztę jakieś pięć metrów od miejsca w którym wylądowali. Gdy wszyscy się zebrali ruszył przodem, przedzierając się przez chaszcze.

Starał się omijać ścieżki i różne trakty. Wyciągnął jeden z swych długich noży i przykucnął przy pewnej kępce kwiatów i ściął kilka z nich po czym schował je do plecaka. Wszyscy mogli pomyśleć, że chłopak kocha kwiatki i jest jakiś dziwny lecz ten kwiat miał właściwości lecznicze a i z mięsem smakował dobrze. Wstał i rozejrzał się dookoła.

- Starajcie się nie łamać gałęzi, trudniej będzie im nas znaleźć. - poradził.

Ruszyli dalej. Chłopak starał się pilnować by nikt się nie zgubił, w końcu byli pod jego opieką. Zauważył, że jedna osoba lekko odstaje od reszty, zatrzymał się i poczekał na nią. Był to mężczyzna koło trzydziestki, może odrobinę więcej.
Thomas zaczekał na niego a gdy ten go dogonił spytał:
- Nic Ci nie jest?
-Wszystko w porządku- odpowiedział mężczyzna- zamyśliłem się trochę, jakoś nie mogę się tu odnaleźć.
- Zapewne nie Ty jeden. - sięgnął do plecaka i wyciągnął wodę - Chcesz?
Mężczyzna nic nie odpowiedział, wziął wodę i się z niej napił.
- Orientujesz się w ogóle w tym całym lesie?
- Mniej więcej... Ale nie bój się, już niedługo zarządzę mały postój. - uśmiechnął się.
-To dobrze... Zmęczyłem się trochę podczas tego marszu. Ale lepsze to niż śmierć w karczmie.
- Racja. - uśmiechnął się - Zostawiam Ci wodę i idę na przód pochodu. Bo mi się jeszcze reszta pogubi. - zaśmiał się cicho.
Po słowach Thomasa dogonił resztę i pogrążony we własnych myślach szedł za przyjaciółmi.

Archer znów wyszedł na początek i prowadził korowód. Kilka razy schylał się, macał ściółkę, rozglądał się, po czym znów ruszał. W końcu dotarli na jakąś niewielką polankę.

- Postój. Uzupełnijcie płyny, najedźcie się. Za kilka minut ruszamy dalej. - ogłosił. (tu opisać co robiliście itp)

Po krótkim postoju ruszyli dalej. W tej części lasu było mniej drzew lecz więcej korzeni wystawało z ziemi.
- Uwaga pod nogi, niech nikt się nie wywali lub co gorsza nie złamie nogi. - ostrzegł.

Starał się wybierać najprostszą drogę tak, by nikomu nic się nie stało. Szczerze współczuł rycerzowi. W jego zbroi musiało być mu ciężko i to bardzo.
W lesie naprawdę zbroja się nie przydaje. Ciąży i szybko się w niej męczy. Do przebieżki po puszczy potrzeba lekkiego zwiewnego ubrania, które nie jest ciężkie, i które nie krępuje ruchów. Płaszcz Thomasa może też nie był najlepszy do czegoś takiego ale pewnym było, że o niebo lepszym niż zbroja rycerza.

W końcu doszli do jakiejś jaskini na niewielkiej polance.
- Zaczekajcie chwilę. - mruknął.
Wszedł do środka i chwilę go nie było, po chwili wyszedł z uśmiechem na twarzy.
- Drodzy towarzysze... - zrobił pauzę - Znalazłem nam nocleg. - uśmiechnął się.
Cały pochód wszedł do jaskini.

Była wielka i przestronna, znajdowały się w niej dwie skalne półki. Była idealna na nocleg.
Thomas położył plecak pod jedną ze półek i zaczął się rozpakowywać. Po chwili wyciągnął materac i rozłożył na ziemi. Spojrzał po zebranych, jego wzrok zatrzymał się na Adrili (good odmienione?).
- Chcesz może materac? - spytał, wyciągając drugie posłanie.

Gdy dziewczyna mu odpowiedziała twierdząco podaje jej materac, gdy przecząco - chowa.

Gdy już się rozgościł w jaskini wstał i wyszedł z niej. Rozejrzał się dookoła i wrócił do wnętrza. Podszedł do plecaka i wyciągnął dwie puste manierki po czym znów wyszedł.
Szedł lasem w kierunku małego strumyka, którego słyszał gdy szli do jaskini. Po krótkim marszu znalazł go. Z uśmiechem schylił się i zaczął napełniać pojemniki. Gdy skończył obmył twarz i ręce. Rozejrzał się dookoła. Gdzieś w oddali ujrzał drzewo, które rosło na brzegu. Widać stare było bo już powoli wpadało do rzeki. Ruszył w drogę powrotną.

Gdy wszedł do jaskini położył manierki na plecaku.
- Niedaleko z tond jest rzeczka, w której jest czysta woda. Proponuje napełnić zapas wody pitnej. - odezwał się - Niech ktoś rozpali ognisko. - zaproponował - Ja pójdę na polowanie... Niedaleko jest małe stadko jeleni. Mógł by ktoś iść ze mną, przyda się pomoc w niesieniu. - uśmiechnął się.
 
Panda jest offline