Reyfu nie odpowiedział. Szedł lekko zgarbiony z nisko opuszczonymi rękami. Tylko głowę miał uniesioną do góry. Obracał ją we wszystkie strony wbijając wzrok w gąszcz i głęboko wciągając powietrze nosem. Mówiąć o wierze w swój nos fenn miał na myśli również dosłowne znaczenie tych słów, w końcu jego rasa pochodziła od wilków, węch mieli wyśmienity, ludzie mogli im co najwyżej pozazdrościć. Sierść na jego karku nastroszyła się i uniosła. Był czujny, nieświadomie zaczął przypominać swoim zachowaniem swego dalekiego przodka. Lekko schylony na ugiętych nogach szedł lawirując między drzewami, co kilka kroków przystawał nasłuchując i węsząc. Jego wzrok przebijał cienie między drzewami, cały czas trzymał się blisko Apsu tak by móc jej w nagłym wypadku pomóc. Czuł się w tym lesie dziwnie, sierść mimowolnie mu się jeżyła a wargi kuliły odsłaniając kły. Zawsze lubił lasy i czuł się w nich dobrze ale tu coś było nie tak, jak do tej pory nie zauważył nic podejrzanego a jednak... Instynkt ostrzegał go przed czymś co było w tym lesie. Tak jak było w planie starał się w miarę dokładnie zbadać las w promieniu pięciuset kroków od plaży.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |