Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2008, 13:50   #4
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wysoki, silnie zbudowany półork stał przy oknie i z zainteresowaniem oglądał kraty. Nie wyglądały na najsolidniejsze na świecie. Borlath chwycił jeden z prętów i leciutko pociągnął. W szarych oczach błysnęło zadowolenie, a ciut większe niż ludzkie zęby wyszczerzyły się w szyderczym uśmiechu.
"Partacka robota" - pomyślał.
Dłonią, nieco większą od przeciętnych, poprawił krótko ostrzyżone, brązowe włosy.
Słysząc kroki nadchodzącego dozorcy odsunął się od okna. Z udawaną obojętnością spojrzał w stronę drzwi. Na jedzenie, za które zapłacił widząc, czym karmi się w areszcie, było jeszcze za wcześnie.
Słowa strażnika zdecydowanie go zaskoczyły. Jak sięgał pamięcią opuszczał mury aresztu nieco inną drogą, niż tam przybywał.
- Kto? - spytał krótko, nie chcąc trudzić gardła. Wiedział, że to nie sprawiedliwość przyczyniła się do jego zwolnienia. Półorki były traktowane podobnie, jak ich pobratymcy pełnej krwi... Nie miał też pieniędzy, by zapłacić za uwolnienie. A nawet gdyby miał... Kupowanie sobie wolności nie leżało w jego naturze.
Zapisał w pamięci informację. Trafienie na człowieka, który doceniał jego zalety... To było warte zapamiętania.
Pospiesznie nałożył zbroję i przypasał miecz. Skinął głową, dość obojętnie, strażnikowi i wyszedł.
Tuż po opuszczeniu gościnnych murów aresztu sprawdził ekwipunek. Ku jego niebotycznemu zdziwieniu nic nie zginęło. Co prawda ktoś w plecaku grzebał, ale nie zabrał niczego. Zostało nawet parę monet...
Borlath ruszył przed siebie. Miał zamiar opuścić jak najszybciej to gościnne miasto. Z karawaną, lub sam.
Za ostatnie monety kupił zapas jedzenia i skierował się ku bramie.
Ogłoszenie, wiszące na słupie, nie wiedzieć czemu przyciągnęło jego uwagę.
- Przeznaczenie... - parsknął szyderczo. - Też coś...
Ale mimo wszystko nie ruszył w stronę bramy.
Zatrzymał się przy najbliższej studni. Pochylił się nad pełnym wody wiadrem. Ujrzał twarz o nieco szarawej cerze, dość płaskim nosie, odrobinę wystających łukach brwiowych.
"Żadnych sińców" - skonstatował z zadowoleniem. - "Tamci wyglądali dużo gorzej..."
Nie mówiąc już o tym, że trzech z 'tamtych' nie było w stanie wstać o własnych siłach.
"Głupki" - pomyślał i z trudem powstrzymał się przed splunięciem.
Wylał wodę i napełnił na nowo wiadro. Opłukał twarz, dłonią wytarł część wody i ruszył w stronę centrum.
- Czarna Skała? - w spojrzeniu, jakim go obrzucił zapytany przechodzień, było coś dziwnego. - To w tamtą stronę...

To, że barman zachowywał się tak, jakby na niego czekał, niezbyt mu się spodobało. Kufel piwa, wręczony mu przez tego samego barmana, spodobał mu się jeszcze mniej. Przez taki sam kufel, którego nie chciał wypić, wylądował w areszcie.
Najmniej spodobała mu się obecność długowłosej elfki, beztrosko demonstrującej całemu światu nieskromnego rozmiaru biust.
Borlath westchnął cicho. Miał tylko nadzieję, że elfka i jej biust nie staną się powodem kolejnej awantury, o jakie i tak łatwo w każdej karczmie...
Odsunął piwo, ale nie zdążył poprosić o nic innego.

Borlath spojrzał po kolei na każdą z osób siedzących przy stole. Takiej różnorodnej zbieraniny dawno nie widział. Całkowita mieszanka ras i kultur.
Pokręcił nieco głową i wrócił myślami do słów starca z medalionem. Zdania o przeznaczeniu i demonach puścił mimo uszu. W zasadzie dotarły do niego tylko słowa o wdzięczności magów. Zaś wdzięczność od dawna można było wyrażać w brzęczącej monecie. A to go interesowało.
Spojrzał na elfkę.
- Można spytać - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - Można nawet otrzymać odpowiedź.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wstał i ukłonił się. Lekko.
- Jestem Borlath.
Usiadł i spojrzał na Hugo.
- Z pewnością nie będę cię nazywać karłem. To głupie wyzwisko - stwierdził.
 
Kerm jest offline