Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2008, 15:17   #211
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Bezsensowna, pseudochwalebna śmierć??? Mordinanie!!! Możesz sobie myśleć, że wszystko co nie opracowane przez ciebie jest bezwartościowe i niepotrzebne, ale... Ludzie tam teraz giną!! W tej właśnie chwili!!! Okaż im przynajmniej szacunek, bo dzięki tej pseudochwalebnej i bezsensownej śmierci - jak ją nazwałeś - wszyscy żyjemy, a ty możesz teraz wygłaszać swoje teorie i mądrości!-powiedział Tantalion, a Veinsteel pokręcił głową.
-Posłuchaj mnie jeszcze raz zakonniku, ale tym razem uważniej niż poprzednim razem. Wychwyciłeś to, co chciałeś wychwycić w uniesieniu złości. Powtórzę to, co powiedziałem, ale w uproszczeniu. Oni ginęli, żeby pomóc nam uciec, czyli ginęli za lepszą przyszłość, którą powierzyli nam. Pseudochwalebną śmiercią można by było nazwać twoją śmierć, gdybyś wybiegł im pomóc. Chwalebną śmiercią nie byłoby ginięcie razem z nimi, kiedy możesz osiągnąć coś więcej niż oni, a twoja pomoc bardzo się przyda. Wykorzystaj mądrze ich poświęcenie-powiedział z tą samą, niezmienną, kamienną twarzą.
-Nie wątpię w mądrość i pragmatyzm twoich słów. I mój rozum podpowiada mi podobnie. Ale to właśnie uczucia odróżniają nas od bezwolnych marionetek i kreatur w ręku smoczego pana. Pozwól, że będę pielęgnował w sobie tą cząstkę człowieczeństwa, która we mnie pozostała po latach wojny. Jeśli ją stracę to przegrałem-dodał Tantalion.
-Łowco, oni również mają uczucia. Pamiętasz oddział strażników, który zginął? Być może któryś żołnierz z oddziału miał żonę, dziecko i już cieszył się na zmianę warty, by wrócić do domu, zobaczyć swoją córeczkę, czy synka, przytulić bliskich. Być może już nigdy dziecko nie zobaczy swojego ojca. Pomyślałeś o tym? Ja myślę o tym za każdym razem i muszę wybierać między swoim życiem, a życiem mojego przeciwnika i jego rodziny. Wiem też, że on nie ustąpi i jeżeli ja odpuszczę, zginę, bo wróg nie pomyśli podobnie. Oni również mają uczucia-rzekł ze spokojem, jakby mówił o pogodzie, jednakże cały czas zachowywał niezmienny wyraz twarzy i głosu.
-Ty myślisz, że wszystko wiesz? Pseudochwalebna? Czyli oni tam giną z nudów? Tutaj racje ma Tantalion, myślisz, że wszystko wiesz, bo co? Bo czasem coś tam przemyślisz tak? Pamiętaj, że nie ma ludzi nieomylnych, a teraz nie masz racji. Życie, po co ono mi teraz? Straciłam prawie wszystkich na których mi zależało. Jeśli teraz zginę, to co? Nic. Przez to wszystko dzieje się to co mówił Peredhil. Już nie jestem taka jak kiedyś, dla Ciebie może zabijanie jest normalne, dla mnie nigdy nie będzie, zawsze będę myśleć o tych których zabiłam...-powiedziała Adrila.
-Posłuchaj tego, co powiedziałem Tantalionowi przed chwilą, a wszystkie twoje argumenty legną w gruzach. Podejmiesz takie ryzyko? Poza tym zabijam tylko wtedy, kiedy tak mi podpowiada rozsądek, a tylko dzięki niemu jeszcze żyję-jego wyraz twarzy i głosu pozostał bez zmian, ale słowa cięły bezlitośnie.
-Mądrze mówisz... I zapewne w twych słowach wiele racji jest... Lecz nie sądzisz, że Smoczy Władca i jego piekielny pomiot już za nami idą? Smoki zniewoliły ludzi i inne rasy, a ci pewnikiem i magów posiadają. O ile wiem oni mogli by nas wyśledzić bez większego trudu... Zatem moją propozycją jest by zniknąć stąd gdzieś dalej, może w głąb lasu?-powiedział człowiek o białych włosach, któremu Veinsteel przypatrywał się wcześniej.
-Masz trochę racji, jednakże potrzebna jest drobna korekta. Magowie mogą wytropić portal wtedy, kiedy byliby wśród atakujących i tylko wtedy mogliby zadziałać natychmiast, ale opór ludzi, którzy wybiegli stawić im czoło był bardziej symboliczny i karczma jest już zdobyta, co pozwala sądzić, że nie ma Magów wśród nich lub nie ma wystarczająco potężnych, by wyśledzić lub otworzyć portal. Do tego Falco powiedział, że nie wiadomo gdzie się wyląduje, więc graniczy z cudem otworzenie portalu właśnie tutaj.
Jeżeli jednak nawet jest jakiś mniej potężny mag, który zdołał wytropić miejsce zamknięcia portalu, ale nie potrafi otworzyć, przekaże informację innemu Magowi, który najpierw musi zorganizować siły, co daje nam w najmniej sprzyjających warunkach, około trzydziestu minut. Nie mniej jednak zgadzam się z tym, że trzeba się oddalić
-rzekł Vein.
-Gadasz, że są wszędzie, a twierdzisz, że w głębi lasu jest bezpieczniej? Cóż za odmienne rozumowanie-powiedziała białowłosa kobieta.
-Chodziło mi raczej oto, że Magowie wroga wyczują magię użytą do przeniesienia nas tutaj... Po jej śladzie będą dokładnie wiedzieć gdzie się znajdujemy-odrzekł tamten.
-Racja. Nawet, jeżeliby tego nie potrafili, to i tak lepiej się stąd oddalić. W każdej chwili może nadlecieć jakiś patrol powietrzny, nawet zwykłym przypadkiem, i bez problemu może nas zauważyć. Poza tym ci, którzy mają w żyłach krew Elfów, znakomicie radzą sobie w lesie i szansa wytropienia ich w tym otoczeniu jest bardzo mała, więc śmiało mogę stwierdzić, że w lesie będziemy bezpieczniejsi-stwierdził Półelf.
-Ach tak, i sądzisz, że ze względu na to iż jesteśmy w lesie nie zorientują się, że poszliśmy w jego głąb? Nooo, muszę Ci przyznać, że bystrzak z Ciebie, nie wpadłabym na to-odparła człowiekowi.
-Na pewno się zorientują, ale co z tego, jeżeli nie będą potrafili nas wytropić. Grunt to nie zostawiać za sobą śladów-stanął po stronie białowłosego człowieka, lecz od razu zajął się zacieraniem śladów ich obecności, gdyż nie miał możliwości poprowadzenia fałszywych śladów. Musiałby się oddalić na znaczną odległość.
W tym czasie mężczyzna i kobieta weszli w las.
Cały czas stał blisko starca, który wydawał z siebie "Thaaaaaaaaaaaaaa". Przypomniał sobie swoje pytanie, skierowane do Aquodayro i nagłą, niespodziewaną odpowiedź starca. Półelf ukrył delikatne zaskoczenie zanim pojawiło się na jego twarzy i w jego oczach. Nie pozwolił wtedy wydostać się mu na zewnątrz i utrzymał swoją niezmienną, kamienną twarz. Jednakże ucieszył go fakt szczerego zaskoczenia na twarzy starca, jednakże to również ukrył.
Teraz stał, zastanawiając się co dalej, gdy zobaczył białowłosą wychodzącą z lasu i wypowiedź Czarodzieja.
-Co? Już mu dobrze zrobiłaś? Spróbuj ze mną ja jestem twardszy Thaaaaaaaaaa!!!-wtedy właśnie zauważył gwałtowny ruch wśród drzew, odskakując w bok tuż przed drzewem, gdzie wykonał przewrót w bok, stając idealnie za pniem. Przeskoczył, ukrywając się za kolejnym drzewem. Kątem oka zobaczył starca przybitego do drzewa strzałami.
Od chwili skoku w bok nie zatrzymywał się ani na chwilę, zaś drugim skokiem doskoczył do łucznika, wyciągając sztylet, który przytknął do klatki piersiowej w miejsce, gdzie znajdowało się serce.
Znajdowali się już poza lasem, więc każdy mógł to zobaczyć.
-Tknij go jeszcze raz lub naceluj na niego swój łuk, a przekonasz się, że strzelam niezgorzej niż ty, zaś jeżeli będę blisko, twoje przyrodzenie ucierpi. Zawiśnie na najbliższym drzewie. Jeszcze jeden taki wybryk. Ostrzegam. Chcesz się przekonać? Spróbuj jeszcze raz, ale wtedy nie ręczę, że nie skończysz ze strzałą w głowie albo piersi. Zginąć od strzały innego łucznika to największe upokorzenie. Zapamiętaj-ton jego głosu nie zmieniał się, tak jak wyraz twarzy.
Uważając na ruchy "ofiary", powoli odsunął sztylet od piersi nowego towarzysza, chowając go, po czym oddalił się, dalej uważając na jego ruchy.
-Dość! Nasi towarzysze i przyjaciele zginęli tam, byśmy my mogli przeżyć-krzyknął Falco.
-Twierdzę podobnie, ale przysięgam ci, Magu, że jeden fałszywy ruch z ich strony, a skończą w ziemi. Przysięgam, a ja słowa dotrzymuję-powiedział głośno.
Chwile wcześniej słyszał również, jak rycerz się przedstawia, a rozgoryczona Adrila odpowiedziała.
-Veinsteel. Nie przejmuj się jej zachowaniem-rzekł do rycerza.
-Musimy razem współpracować, nie zabijać się nawzajem-ciągnął Falco.
-I tu się nie zgadzamy, bo jak już mówiłem, nie zawaham się z oddaniem strzału lub pchnięciem, jeżeli będzie to konieczne-stwierdził zimno, co zabrzmiało jak groźba. Nie mnie jednak dziwne było to, że mówił ze spokojem i kamienną twarzą, co nie zmieniło się od pewnego czasu, a tym bardziej od wylądowania na polanie.
-Jak już wcześniej mówiliście, powinniśmy opuścić to miejsce. Magowie mogą wyśledzić bramę, ale zajmie im to trochę czasu. Thomasie, mówiłeś, że świetnie orientujesz się w lesie. Poprowadzisz nas przez niego aż dotrzemy jakiegoś dogodnego miejsca w którym można rozbić obóz. Prowadź-zakończył Mag, a Półelf wzruszył ramionami, gdyż sam poradziłby sobie równie dobrze wśród drzew, a kiedy pochód ruszył z łucznikiem na czele, on zajął swoje zwyczajowe ostatnie miejsce, by mieć baczność na tyły pochodu oraz zacierać wszelkie ślady przejścia.
-Mówiłem... No to idziemy... Byle mi się nikt nie zgubił i pilnować się grupy... Nie chce później szukać jakiejś zbłąkanej duszyczki-rzekł człowiek na czele, a Vein szybko odpowiedział:
-O mnie możesz się martwić najmniej.
-Starajcie się nie łamać gałęzi, trudniej będzie im nas znaleźć-powiedział po chwili białowłosy.
-Zgadza się, jednakże po to idę na tyłach, żeby zacierać ślady, które zostały zostawione. Nie mniej jednak uważajcie na każdy krok, żeby nie narobić mi zbyt dużo pracy-rzekł, wiedząc, że nie jest to ciężka praca i nie byłaby nawet, gdyby przedzierali się równie niezdarnie co słoń.
Oczywiście uwadze Półelfa nie uszło to, że omijali wszelkie wydeptane szlaki, co było dobrym posunięciem.
Vein widział jak człowiek uważa, by nikt się nie zgubił.
-Nie bój się, ja idę z tyłu-stwierdził Veinsteel. Jakiś czas później białogłowy ponownie odezwał się, zatrzymując na małej polanie.
-Postój. Uzupełnijcie płyny, najedźcie się. Za kilka minut ruszamy dalej.
-Tylko nie stójcie na środku, bo każdy powietrzny przelot bez trudu was zobaczy, a sądzę, że już wiedzą gdzie portal się zamknął, więc Smoczy Pan zapewne wysłał patrol powietrzny w tą okolicę. Przynajmniej jeden patrol powietrzny składający się z co najmniej trzech Smoków. Nauczony doświadczeniem będzie wystawiał silniejsze wojsko. Trzymajcie się jak najbliżej drzew-rzekł Vein, siadając pomiędzy drzewami tak, by mieć na oku wszystkich zgromadzonych i móc zareagować najszybciej jak się da.
Półelf wyjął sztylet, który zaczął czyścić tą samą szmatą.
Przydałoby się ją wymienić lub przynajmniej wyprać. Nie jest, co prawda, czarna, bo kiedy bronie są naprawdę brudne, wycieram je o ubranie ofiary, gdyż nie brudzą się od czego innego niż krwi. Nie mniej jednak ubrudziła się trochę i nie długo zamiast czyścić ostrza, będzie działać przeciwnie do celu jej użytku-myślał. Wiedział, że trzeba dbać o swoją broń, by nie zawiodła w najmniej odpowiednim momencie. Swoją drogą lubił swoje ostrza, więc należało o nie dbać. Czyszczenie broni miało też inną zaletę. Wymagało trzymania jej w ręku, więc w przypadku ataku pozwalało zaoszczędzić cenną, nierzadko, sekundę.
W kilka minut wyczyścił broń, ponieważ nie miał na to więcej czasu. Ruszyli dalej, a Vein zajął miejsce na tyłach, uprzednio zacierając ślady ich obecności na polanie.
Weszli na część lasu, na której drzewa rosły rzadziej i nie przylegały tak do siebie.
Nie dobrze. W przypadku przelotu smoków będziemy bardziej widoczni-pomyślał, patrząc w górę.
-Uwaga pod nogi, niech nikt się nie wywali lub co gorsza nie złamie nogi-ostrzegł łucznik, ale to była już przesada. Nie miał do czynienia z bandą niedołęgów, która nie potrafi postawić kroku bez uprzedzenia. Inną sprawą byłoby to, gdyby wśród nich znajdował się niewidomy, ale nikogo takiego nie było. Nie mniej jednak przemilczał wszystko.
Jakiś czas później dotarli na kolejną polankę, na której była jaskinia.
-Zaczekajcie chwilę-mruknął viałowłosy.
-Bez żartów, nie jestem małym dzieckiem-rzucił Półelf do białowłosego, kończąc zacieranie śladów, po czym podszedł do Tantaliona i powiedział:
-Uważaj, żeby nikt nie zrobił nic głupiego i w przypadku ataku na starca, chroń go. W przypadku szybkiego ataku z dystansu nie poradzi sobie z odparciem. Strzała jest zbyt szybka-mówił tak cicho, że nikt oprócz zakonnika nie mógł go usłyszeć, ale na wszelki wypadek gestem wskazał, żeby zbliżył się do niego i z poważną miną wyszeptał kilka zdań, a następnie odszedł tam, gdzie prowadziły go uszy, a mianowicie do strumienia, który słyszał. Kątem oka zauważył jak człowiek wychodzi z jaskini, ogłaszając, że znalazł miejsce na nocleg.
Chwilę później Jeździec dotarł do strumienia, w którym zanurzył szmatę, czyszcząc ją, po czym zawiesił ją na gałęzi, uprzednio wyżymając wodę. Dopiero potem nabrał wody w ręce, przemywając twarz, zaś za chwilę napił się wody. Orzeźwiła go zarówno od zewnątrz, jak i od wewnątrz. W ciepły dzień nie potrzebował rozgrzania winem, a raczej schłodzenia. Niestety owego chłodu nie mógł zamknąć w butelce, ponieważ szybko się ociepli. Przemył twarz jeszcze raz, po czym zdjął szmatkę, chowając ją, a następnie odchodząc zupełnie inną drogą niż przyszedł.
Gdy ponownie znalazł się w jaskini, zobaczył, iż łucznika nie ma. Półelf szybko poszukał wzroku Tantaliona, a kiedy go znalazł, skinął mu głową.
Rozejrzał się po jaskini. Była przestronnym miejscem z dwoma półkami skalnymi. Zobaczył również rzeczy brakującego kompana, leżące przy jednej z nich.
Veinsteel poszedł na sam koniec jaskini, gdzie oparł się o ścianę. Miał tam najlepszy widok jaki tylko było można mieć.
Nie długą chwilę później łucznik wrócił.
-Niedaleko stąd jest rzeczka, w której jest czysta woda. Proponuje napełnić zapas wody pitnej. Niech ktoś rozpali ognisko. Ja pójdę na polowanie... Niedaleko jest małe stadko jeleni. Mógł by ktoś iść ze mną, przyda się pomoc w niesieniu-odezwał się
-Ja z chęcią rozpalę ognisko. Potrzebuje tylko jakiś sługu... Pomocy wspaniałych towarzyszy. Miłych i uczynnych. Tak, potrzebuje kogoś do pomocy. Przyjmę każdą. Obiecuje, że będę miła-powiedziała białowłosa, a Veinsteel od razu pokręcił głową na oba stwierdzenia. Kompletnie zignorował drugie zdanie kobiety, ponieważ nie zamierzał jej pomagać w rozpalaniu ognia.
-Jesteśmy w lesie, gdzie drzewa nie rosną zbyt gęsto, co umożliwia łatwiejsze wypatrzenie nas. Znajdujemy się na polanie, co jeszcze bardziej zwiększa ryzyko odnalezienia nas. Mało tego, na tejże polanie jest idealnie duża jaskinia, w której można się schronić. Doskonałe miejsce. Takie doskonałe miejsce jest pierwszą lokacją, którą po wypatrzeniu się sprawdza. Pomijam już ten fakt, co jest na korzyść waszej wygody, jednakże rozpalając ognisko damy wszystkim znać gdzie jesteśmy. Pokażemy miejsce naszej dokładnej lokalizacji. Oczywiście nie cały dym wyleci, ale ten który wydostanie się poza jaskinię, pokaże przeciwnikom wszystko, co muszą wiedzieć. Inną sprawą jest to, że nie mądrym rozwiązaniem jest rozpalanie ognia w jaskini właśnie ze względu na to, że nie cały dym się wydostanie, zadymiając całą jaskinię. Jeżeli chcecie, idźcie na polowanie, ale ognia nie będzie-stwierdził zimno.
-Po pierwsze, musimy dowiedzieć się gdzie my u diabła jesteśmy. Dopiero wtedy będzie można podjąć jakieś działania… Tak to jest z zaklęciami teleportuj, nigdy nie wiesz, gdzie wylądujesz.
Kiedy już to ustalimy, powinniśmy skierować się w stronę wybrzeża i znaleźć jakiś statek, który przetransportuje nas na wyspę smoków. To nie będzie łatwe, bo jak już mówiłem smoki opanowały cały transport morski…
-powiedział Falco.
-Odpowiedz mi na moje pytania-rzekł Veinsteel.
-Teraz powinniśmy znaleźć jakieś pożywienie i spróbować się czegoś dowiedzieć o naszym położeniu. Wy idźcie na zwiad, a ja przygotuje wszystko tutaj ma wasz powrót. Powodzenia-powiedział Falco, wychodząc.
-Najlepiej pożywienie, które można jeść bez pieczenia. Nie mniej jednak ja nie mam takiego zmartwienia-stwierdził Półelf, siadając i wyjmując drugą szmatkę, którą zaczął czyścić miecz.
 

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 02-02-2008 o 15:46.
Alaron Elessedil jest offline