Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2008, 15:17   #211
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Bezsensowna, pseudochwalebna śmierć??? Mordinanie!!! Możesz sobie myśleć, że wszystko co nie opracowane przez ciebie jest bezwartościowe i niepotrzebne, ale... Ludzie tam teraz giną!! W tej właśnie chwili!!! Okaż im przynajmniej szacunek, bo dzięki tej pseudochwalebnej i bezsensownej śmierci - jak ją nazwałeś - wszyscy żyjemy, a ty możesz teraz wygłaszać swoje teorie i mądrości!-powiedział Tantalion, a Veinsteel pokręcił głową.
-Posłuchaj mnie jeszcze raz zakonniku, ale tym razem uważniej niż poprzednim razem. Wychwyciłeś to, co chciałeś wychwycić w uniesieniu złości. Powtórzę to, co powiedziałem, ale w uproszczeniu. Oni ginęli, żeby pomóc nam uciec, czyli ginęli za lepszą przyszłość, którą powierzyli nam. Pseudochwalebną śmiercią można by było nazwać twoją śmierć, gdybyś wybiegł im pomóc. Chwalebną śmiercią nie byłoby ginięcie razem z nimi, kiedy możesz osiągnąć coś więcej niż oni, a twoja pomoc bardzo się przyda. Wykorzystaj mądrze ich poświęcenie-powiedział z tą samą, niezmienną, kamienną twarzą.
-Nie wątpię w mądrość i pragmatyzm twoich słów. I mój rozum podpowiada mi podobnie. Ale to właśnie uczucia odróżniają nas od bezwolnych marionetek i kreatur w ręku smoczego pana. Pozwól, że będę pielęgnował w sobie tą cząstkę człowieczeństwa, która we mnie pozostała po latach wojny. Jeśli ją stracę to przegrałem-dodał Tantalion.
-Łowco, oni również mają uczucia. Pamiętasz oddział strażników, który zginął? Być może któryś żołnierz z oddziału miał żonę, dziecko i już cieszył się na zmianę warty, by wrócić do domu, zobaczyć swoją córeczkę, czy synka, przytulić bliskich. Być może już nigdy dziecko nie zobaczy swojego ojca. Pomyślałeś o tym? Ja myślę o tym za każdym razem i muszę wybierać między swoim życiem, a życiem mojego przeciwnika i jego rodziny. Wiem też, że on nie ustąpi i jeżeli ja odpuszczę, zginę, bo wróg nie pomyśli podobnie. Oni również mają uczucia-rzekł ze spokojem, jakby mówił o pogodzie, jednakże cały czas zachowywał niezmienny wyraz twarzy i głosu.
-Ty myślisz, że wszystko wiesz? Pseudochwalebna? Czyli oni tam giną z nudów? Tutaj racje ma Tantalion, myślisz, że wszystko wiesz, bo co? Bo czasem coś tam przemyślisz tak? Pamiętaj, że nie ma ludzi nieomylnych, a teraz nie masz racji. Życie, po co ono mi teraz? Straciłam prawie wszystkich na których mi zależało. Jeśli teraz zginę, to co? Nic. Przez to wszystko dzieje się to co mówił Peredhil. Już nie jestem taka jak kiedyś, dla Ciebie może zabijanie jest normalne, dla mnie nigdy nie będzie, zawsze będę myśleć o tych których zabiłam...-powiedziała Adrila.
-Posłuchaj tego, co powiedziałem Tantalionowi przed chwilą, a wszystkie twoje argumenty legną w gruzach. Podejmiesz takie ryzyko? Poza tym zabijam tylko wtedy, kiedy tak mi podpowiada rozsądek, a tylko dzięki niemu jeszcze żyję-jego wyraz twarzy i głosu pozostał bez zmian, ale słowa cięły bezlitośnie.
-Mądrze mówisz... I zapewne w twych słowach wiele racji jest... Lecz nie sądzisz, że Smoczy Władca i jego piekielny pomiot już za nami idą? Smoki zniewoliły ludzi i inne rasy, a ci pewnikiem i magów posiadają. O ile wiem oni mogli by nas wyśledzić bez większego trudu... Zatem moją propozycją jest by zniknąć stąd gdzieś dalej, może w głąb lasu?-powiedział człowiek o białych włosach, któremu Veinsteel przypatrywał się wcześniej.
-Masz trochę racji, jednakże potrzebna jest drobna korekta. Magowie mogą wytropić portal wtedy, kiedy byliby wśród atakujących i tylko wtedy mogliby zadziałać natychmiast, ale opór ludzi, którzy wybiegli stawić im czoło był bardziej symboliczny i karczma jest już zdobyta, co pozwala sądzić, że nie ma Magów wśród nich lub nie ma wystarczająco potężnych, by wyśledzić lub otworzyć portal. Do tego Falco powiedział, że nie wiadomo gdzie się wyląduje, więc graniczy z cudem otworzenie portalu właśnie tutaj.
Jeżeli jednak nawet jest jakiś mniej potężny mag, który zdołał wytropić miejsce zamknięcia portalu, ale nie potrafi otworzyć, przekaże informację innemu Magowi, który najpierw musi zorganizować siły, co daje nam w najmniej sprzyjających warunkach, około trzydziestu minut. Nie mniej jednak zgadzam się z tym, że trzeba się oddalić
-rzekł Vein.
-Gadasz, że są wszędzie, a twierdzisz, że w głębi lasu jest bezpieczniej? Cóż za odmienne rozumowanie-powiedziała białowłosa kobieta.
-Chodziło mi raczej oto, że Magowie wroga wyczują magię użytą do przeniesienia nas tutaj... Po jej śladzie będą dokładnie wiedzieć gdzie się znajdujemy-odrzekł tamten.
-Racja. Nawet, jeżeliby tego nie potrafili, to i tak lepiej się stąd oddalić. W każdej chwili może nadlecieć jakiś patrol powietrzny, nawet zwykłym przypadkiem, i bez problemu może nas zauważyć. Poza tym ci, którzy mają w żyłach krew Elfów, znakomicie radzą sobie w lesie i szansa wytropienia ich w tym otoczeniu jest bardzo mała, więc śmiało mogę stwierdzić, że w lesie będziemy bezpieczniejsi-stwierdził Półelf.
-Ach tak, i sądzisz, że ze względu na to iż jesteśmy w lesie nie zorientują się, że poszliśmy w jego głąb? Nooo, muszę Ci przyznać, że bystrzak z Ciebie, nie wpadłabym na to-odparła człowiekowi.
-Na pewno się zorientują, ale co z tego, jeżeli nie będą potrafili nas wytropić. Grunt to nie zostawiać za sobą śladów-stanął po stronie białowłosego człowieka, lecz od razu zajął się zacieraniem śladów ich obecności, gdyż nie miał możliwości poprowadzenia fałszywych śladów. Musiałby się oddalić na znaczną odległość.
W tym czasie mężczyzna i kobieta weszli w las.
Cały czas stał blisko starca, który wydawał z siebie "Thaaaaaaaaaaaaaa". Przypomniał sobie swoje pytanie, skierowane do Aquodayro i nagłą, niespodziewaną odpowiedź starca. Półelf ukrył delikatne zaskoczenie zanim pojawiło się na jego twarzy i w jego oczach. Nie pozwolił wtedy wydostać się mu na zewnątrz i utrzymał swoją niezmienną, kamienną twarz. Jednakże ucieszył go fakt szczerego zaskoczenia na twarzy starca, jednakże to również ukrył.
Teraz stał, zastanawiając się co dalej, gdy zobaczył białowłosą wychodzącą z lasu i wypowiedź Czarodzieja.
-Co? Już mu dobrze zrobiłaś? Spróbuj ze mną ja jestem twardszy Thaaaaaaaaaa!!!-wtedy właśnie zauważył gwałtowny ruch wśród drzew, odskakując w bok tuż przed drzewem, gdzie wykonał przewrót w bok, stając idealnie za pniem. Przeskoczył, ukrywając się za kolejnym drzewem. Kątem oka zobaczył starca przybitego do drzewa strzałami.
Od chwili skoku w bok nie zatrzymywał się ani na chwilę, zaś drugim skokiem doskoczył do łucznika, wyciągając sztylet, który przytknął do klatki piersiowej w miejsce, gdzie znajdowało się serce.
Znajdowali się już poza lasem, więc każdy mógł to zobaczyć.
-Tknij go jeszcze raz lub naceluj na niego swój łuk, a przekonasz się, że strzelam niezgorzej niż ty, zaś jeżeli będę blisko, twoje przyrodzenie ucierpi. Zawiśnie na najbliższym drzewie. Jeszcze jeden taki wybryk. Ostrzegam. Chcesz się przekonać? Spróbuj jeszcze raz, ale wtedy nie ręczę, że nie skończysz ze strzałą w głowie albo piersi. Zginąć od strzały innego łucznika to największe upokorzenie. Zapamiętaj-ton jego głosu nie zmieniał się, tak jak wyraz twarzy.
Uważając na ruchy "ofiary", powoli odsunął sztylet od piersi nowego towarzysza, chowając go, po czym oddalił się, dalej uważając na jego ruchy.
-Dość! Nasi towarzysze i przyjaciele zginęli tam, byśmy my mogli przeżyć-krzyknął Falco.
-Twierdzę podobnie, ale przysięgam ci, Magu, że jeden fałszywy ruch z ich strony, a skończą w ziemi. Przysięgam, a ja słowa dotrzymuję-powiedział głośno.
Chwile wcześniej słyszał również, jak rycerz się przedstawia, a rozgoryczona Adrila odpowiedziała.
-Veinsteel. Nie przejmuj się jej zachowaniem-rzekł do rycerza.
-Musimy razem współpracować, nie zabijać się nawzajem-ciągnął Falco.
-I tu się nie zgadzamy, bo jak już mówiłem, nie zawaham się z oddaniem strzału lub pchnięciem, jeżeli będzie to konieczne-stwierdził zimno, co zabrzmiało jak groźba. Nie mnie jednak dziwne było to, że mówił ze spokojem i kamienną twarzą, co nie zmieniło się od pewnego czasu, a tym bardziej od wylądowania na polanie.
-Jak już wcześniej mówiliście, powinniśmy opuścić to miejsce. Magowie mogą wyśledzić bramę, ale zajmie im to trochę czasu. Thomasie, mówiłeś, że świetnie orientujesz się w lesie. Poprowadzisz nas przez niego aż dotrzemy jakiegoś dogodnego miejsca w którym można rozbić obóz. Prowadź-zakończył Mag, a Półelf wzruszył ramionami, gdyż sam poradziłby sobie równie dobrze wśród drzew, a kiedy pochód ruszył z łucznikiem na czele, on zajął swoje zwyczajowe ostatnie miejsce, by mieć baczność na tyły pochodu oraz zacierać wszelkie ślady przejścia.
-Mówiłem... No to idziemy... Byle mi się nikt nie zgubił i pilnować się grupy... Nie chce później szukać jakiejś zbłąkanej duszyczki-rzekł człowiek na czele, a Vein szybko odpowiedział:
-O mnie możesz się martwić najmniej.
-Starajcie się nie łamać gałęzi, trudniej będzie im nas znaleźć-powiedział po chwili białowłosy.
-Zgadza się, jednakże po to idę na tyłach, żeby zacierać ślady, które zostały zostawione. Nie mniej jednak uważajcie na każdy krok, żeby nie narobić mi zbyt dużo pracy-rzekł, wiedząc, że nie jest to ciężka praca i nie byłaby nawet, gdyby przedzierali się równie niezdarnie co słoń.
Oczywiście uwadze Półelfa nie uszło to, że omijali wszelkie wydeptane szlaki, co było dobrym posunięciem.
Vein widział jak człowiek uważa, by nikt się nie zgubił.
-Nie bój się, ja idę z tyłu-stwierdził Veinsteel. Jakiś czas później białogłowy ponownie odezwał się, zatrzymując na małej polanie.
-Postój. Uzupełnijcie płyny, najedźcie się. Za kilka minut ruszamy dalej.
-Tylko nie stójcie na środku, bo każdy powietrzny przelot bez trudu was zobaczy, a sądzę, że już wiedzą gdzie portal się zamknął, więc Smoczy Pan zapewne wysłał patrol powietrzny w tą okolicę. Przynajmniej jeden patrol powietrzny składający się z co najmniej trzech Smoków. Nauczony doświadczeniem będzie wystawiał silniejsze wojsko. Trzymajcie się jak najbliżej drzew-rzekł Vein, siadając pomiędzy drzewami tak, by mieć na oku wszystkich zgromadzonych i móc zareagować najszybciej jak się da.
Półelf wyjął sztylet, który zaczął czyścić tą samą szmatą.
Przydałoby się ją wymienić lub przynajmniej wyprać. Nie jest, co prawda, czarna, bo kiedy bronie są naprawdę brudne, wycieram je o ubranie ofiary, gdyż nie brudzą się od czego innego niż krwi. Nie mniej jednak ubrudziła się trochę i nie długo zamiast czyścić ostrza, będzie działać przeciwnie do celu jej użytku-myślał. Wiedział, że trzeba dbać o swoją broń, by nie zawiodła w najmniej odpowiednim momencie. Swoją drogą lubił swoje ostrza, więc należało o nie dbać. Czyszczenie broni miało też inną zaletę. Wymagało trzymania jej w ręku, więc w przypadku ataku pozwalało zaoszczędzić cenną, nierzadko, sekundę.
W kilka minut wyczyścił broń, ponieważ nie miał na to więcej czasu. Ruszyli dalej, a Vein zajął miejsce na tyłach, uprzednio zacierając ślady ich obecności na polanie.
Weszli na część lasu, na której drzewa rosły rzadziej i nie przylegały tak do siebie.
Nie dobrze. W przypadku przelotu smoków będziemy bardziej widoczni-pomyślał, patrząc w górę.
-Uwaga pod nogi, niech nikt się nie wywali lub co gorsza nie złamie nogi-ostrzegł łucznik, ale to była już przesada. Nie miał do czynienia z bandą niedołęgów, która nie potrafi postawić kroku bez uprzedzenia. Inną sprawą byłoby to, gdyby wśród nich znajdował się niewidomy, ale nikogo takiego nie było. Nie mniej jednak przemilczał wszystko.
Jakiś czas później dotarli na kolejną polankę, na której była jaskinia.
-Zaczekajcie chwilę-mruknął viałowłosy.
-Bez żartów, nie jestem małym dzieckiem-rzucił Półelf do białowłosego, kończąc zacieranie śladów, po czym podszedł do Tantaliona i powiedział:
-Uważaj, żeby nikt nie zrobił nic głupiego i w przypadku ataku na starca, chroń go. W przypadku szybkiego ataku z dystansu nie poradzi sobie z odparciem. Strzała jest zbyt szybka-mówił tak cicho, że nikt oprócz zakonnika nie mógł go usłyszeć, ale na wszelki wypadek gestem wskazał, żeby zbliżył się do niego i z poważną miną wyszeptał kilka zdań, a następnie odszedł tam, gdzie prowadziły go uszy, a mianowicie do strumienia, który słyszał. Kątem oka zauważył jak człowiek wychodzi z jaskini, ogłaszając, że znalazł miejsce na nocleg.
Chwilę później Jeździec dotarł do strumienia, w którym zanurzył szmatę, czyszcząc ją, po czym zawiesił ją na gałęzi, uprzednio wyżymając wodę. Dopiero potem nabrał wody w ręce, przemywając twarz, zaś za chwilę napił się wody. Orzeźwiła go zarówno od zewnątrz, jak i od wewnątrz. W ciepły dzień nie potrzebował rozgrzania winem, a raczej schłodzenia. Niestety owego chłodu nie mógł zamknąć w butelce, ponieważ szybko się ociepli. Przemył twarz jeszcze raz, po czym zdjął szmatkę, chowając ją, a następnie odchodząc zupełnie inną drogą niż przyszedł.
Gdy ponownie znalazł się w jaskini, zobaczył, iż łucznika nie ma. Półelf szybko poszukał wzroku Tantaliona, a kiedy go znalazł, skinął mu głową.
Rozejrzał się po jaskini. Była przestronnym miejscem z dwoma półkami skalnymi. Zobaczył również rzeczy brakującego kompana, leżące przy jednej z nich.
Veinsteel poszedł na sam koniec jaskini, gdzie oparł się o ścianę. Miał tam najlepszy widok jaki tylko było można mieć.
Nie długą chwilę później łucznik wrócił.
-Niedaleko stąd jest rzeczka, w której jest czysta woda. Proponuje napełnić zapas wody pitnej. Niech ktoś rozpali ognisko. Ja pójdę na polowanie... Niedaleko jest małe stadko jeleni. Mógł by ktoś iść ze mną, przyda się pomoc w niesieniu-odezwał się
-Ja z chęcią rozpalę ognisko. Potrzebuje tylko jakiś sługu... Pomocy wspaniałych towarzyszy. Miłych i uczynnych. Tak, potrzebuje kogoś do pomocy. Przyjmę każdą. Obiecuje, że będę miła-powiedziała białowłosa, a Veinsteel od razu pokręcił głową na oba stwierdzenia. Kompletnie zignorował drugie zdanie kobiety, ponieważ nie zamierzał jej pomagać w rozpalaniu ognia.
-Jesteśmy w lesie, gdzie drzewa nie rosną zbyt gęsto, co umożliwia łatwiejsze wypatrzenie nas. Znajdujemy się na polanie, co jeszcze bardziej zwiększa ryzyko odnalezienia nas. Mało tego, na tejże polanie jest idealnie duża jaskinia, w której można się schronić. Doskonałe miejsce. Takie doskonałe miejsce jest pierwszą lokacją, którą po wypatrzeniu się sprawdza. Pomijam już ten fakt, co jest na korzyść waszej wygody, jednakże rozpalając ognisko damy wszystkim znać gdzie jesteśmy. Pokażemy miejsce naszej dokładnej lokalizacji. Oczywiście nie cały dym wyleci, ale ten który wydostanie się poza jaskinię, pokaże przeciwnikom wszystko, co muszą wiedzieć. Inną sprawą jest to, że nie mądrym rozwiązaniem jest rozpalanie ognia w jaskini właśnie ze względu na to, że nie cały dym się wydostanie, zadymiając całą jaskinię. Jeżeli chcecie, idźcie na polowanie, ale ognia nie będzie-stwierdził zimno.
-Po pierwsze, musimy dowiedzieć się gdzie my u diabła jesteśmy. Dopiero wtedy będzie można podjąć jakieś działania… Tak to jest z zaklęciami teleportuj, nigdy nie wiesz, gdzie wylądujesz.
Kiedy już to ustalimy, powinniśmy skierować się w stronę wybrzeża i znaleźć jakiś statek, który przetransportuje nas na wyspę smoków. To nie będzie łatwe, bo jak już mówiłem smoki opanowały cały transport morski…
-powiedział Falco.
-Odpowiedz mi na moje pytania-rzekł Veinsteel.
-Teraz powinniśmy znaleźć jakieś pożywienie i spróbować się czegoś dowiedzieć o naszym położeniu. Wy idźcie na zwiad, a ja przygotuje wszystko tutaj ma wasz powrót. Powodzenia-powiedział Falco, wychodząc.
-Najlepiej pożywienie, które można jeść bez pieczenia. Nie mniej jednak ja nie mam takiego zmartwienia-stwierdził Półelf, siadając i wyjmując drugą szmatkę, którą zaczął czyścić miecz.
 

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 02-02-2008 o 15:46.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 03-02-2008, 15:27   #212
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
-Jesteśmy w lesie, gdzie drzewa nie rosną zbyt gęsto, co umożliwia łatwiejsze wypatrzenie nas. Znajdujemy się na polanie, co jeszcze bardziej zwiększa ryzyko odnalezienia nas. Mało tego, na tejże polanie jest idealnie duża jaskinia, w której można się schronić. Doskonałe miejsce. Takie doskonałe miejsce jest pierwszą lokacją, którą po wypatrzeniu się sprawdza. Pomijam już ten fakt, co jest na korzyść waszej wygody, jednakże rozpalając ognisko damy wszystkim znać gdzie jesteśmy. Pokażemy miejsce naszej dokładnej lokalizacji. Oczywiście nie cały dym wyleci, ale ten który wydostanie się poza jaskinię, pokaże przeciwnikom wszystko, co muszą wiedzieć. Inną sprawą jest to, że nie mądrym rozwiązaniem jest rozpalanie ognia w jaskini właśnie ze względu na to, że nie cały dym się wydostanie, zadymiając całą jaskinię. Jeżeli chcecie, idźcie na polowanie, ale ognia nie będzie-stwierdził zimno półelf.

- Phi! - burknęła Nami siadając na materacu, który dostała od Thomasa.
- Nie to nie, łachy bez! Nie muszę rozpalać ogniska! - odpowiedziała opierając plecy o ścianę jaskini i burknęła jeszcze
- Pierwszy raz chce być miła, a tu takie chamstwo w stosunku do mnie. Podłość. - stwierdziła i gwałtownym ruchem wstała.

- Pieprze was, wychodzę. - stwierdziła bardziej do siebie, niż z myślą dzielenia się tym zdaniem z innymi. Wyszła przed jaskinię w celu rozejrzenia się po okolicy.

"Banda prostaków, co oni sobie myślą? Człowiek do nich kurwa z sercem a Ci pierdolą, NIE KATEGORYCZNIE NIE POZWOLĘ NA TO (...)!!! A pierdol się matkojebco na ryj, nie muszę rozpalać tego jebanego ogniska..." - myślała, a ostatni wyraz jej myśli wyrwał się jej głośno.

-... Dziwko - powiedziała normalnym lecz poirytowanym tonem opierając się o zewnętrzną stronę ściany jaskini. Spojrzała w niebo i zaczęła rozmyślać o swojej przeszłości.

- Ciekawe, co teraz dzieje się z Jowym. Czy dobrze go tam traktują? Czy zobaczę go jeszcze kiedyś...a jeśli...? Jeśli nawet już nigdy? Boję się, że mogę pewnego dnia zapomnieć o jego istnieniu a jeśli nawet.... - dziewczyna położyła otwartą dłoń na brzuchu i spojrzała na nią. Westchnęła cicho i z powrotem jej wzrok utkwił gdzieś w niebie - . . . chciałabym go jeszcze zobaczyć... - przeszło przez jej myśl i zasmuciła się. Jej oczu zaszkliły się, a usta...usta wydawały się drżeć na samą myśl o Jowym...
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 06-02-2008, 16:13   #213
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Tantalion nie był zainteresowany toczącym się wokół zamieszaniem. Odszedł na bok parę kroków, nie rzucając się nikomu w oczy. Potrzebował tego, aby w spokoju móc zwrócić się do bogów o opiekę nad duszami poległych w karczmie. Tylko tyle mógł dla nich zrobić...

Z modlitewnej zadumy wyrwał go dopiero głos Falco:
"- Dość! Nasi towarzysze i przyjaciele zginęli tam, byśmy my mogli przeżyć.
Musimy razem współpracować, nie zabijać się nawzajem. Jak już wcześniej mówiliście, powinniśmy opuścić to miejsce. Magowie mogą wyśledzić bramę, ale zajmie im to trochę czasu. Thomasie, mówiłeś, że świetnie orientujesz się w lesie. Poprowadzisz nas przez niego aż dotrzemy jakiegoś dogodnego miejsca w którym można rozbić obóz. Prowadź.
"
Zakonnik przyglądał się uważnie nowemu przewodnikowi, gdy ten mówił:
"- No to idziemy... Byle mi się nikt nie zgubił i pilnować się grupy... Nie chce później szukać jakiejś zbłąkanej duszyczki."
- O moją możesz się nie martwić, a o twoją się zatroszczę gdy będzie taka potrzeba. – mruknął pod nosem, ale tak cicho, że nikt nie słyszał.
Zajął miejsce w środku grupy, blisko Falco, za którego bezpieczeństwo w czasie marszu nadal czuł się odpowiedzialny. Wiedział, że ma za plecami nieobliczalnego Aquodayro, ale był również pewien, że czarodzieja bacznie obserwuje czujny Veinsteel, który zwyczajowo trzymał się na końcu stawki.
"- Starajcie się nie łamać gałęzi, trudniej będzie im nas znaleźć." – poradził Thomas.
- Słuszna uwaga. – rzucił krótko Tantalion. Od tego momentu uważniej stawiał kroki, aby pozostawiać jak najmniej śladów. Przez cały czas - czy to w marszu czy podczas postoju - starał się stosować do wskazówek zarówno Thomasa jak i Veina. W końcu z całej grupy to ta dwójka czuła się w lesie jak ryby w wodzie. Jednakże w przeciwieństwie do półelfa, ich nowy towarzysz trochę przesadzał. W czasie odpoczynku zakonnik uzupełnił zapasy wody i pomógł się podnieść jakiemuś człowiekowi, który najwyraźniej potknął się o czyjeś nogi. Mężczyzna miał kilka obtarć, które Tantalion przemył i opatrzył. Niedługo ruszyli w dalszą drogę.

"- Uwaga pod nogi, niech nikt się nie wywali lub co gorsza nie złamie nogi." – powiedział Thomas całkiem poważnym tonem. Zakonnik tylko pokręcił z politowaniem głową. Z całą pewnością nie zapomniał jak się chodzi, za to łucznik zapomniał, że ma do czynienia z grupą, która wyciągnęła Falco z paszczy lwa, powaliła niezliczoną ilość potworów – w tym olbrzymiego, czarnego smoka – i wróciła cało do enklawy. Wszystko to przy starannym planowaniu każdego ruchu, aby uprzedzić potencjalną odpowiedź wroga.
Zakonnik zerknął na Veinsteela porozumiewawczo. Półelf także zdawał się być lekko poirytowany protekcjonalnością Thomasa.

Jakiś czas później dotarli na kolejną polankę, na której była jaskinia.
"-Zaczekajcie chwilę."-mruknął białowłosy.
"-Bez żartów, nie jestem małym dzieckiem."-rzucił do niego Veinsteel, kończąc zacieranie śladów, po czym podszedł do Tantaliona i powiedział:
"-Uważaj, żeby nikt nie zrobił nic głupiego i w przypadku ataku na starca, chroń go. W przypadku szybkiego ataku z dystansu nie poradzi sobie z odparciem. Strzała jest zbyt szybka."
Po tych słowach półelf dał znak Tantalionowi żeby się zbliżył jeszcze bardziej. Ten wysłuchał wszystkiego co ma do powiedzenia jego towarzysz, po czym odparł:
- Teraz rozumiem. Możesz na mnie liczyć.
Niedługo potem wrócił Thomas, oznajmiając uroczyście:
"- Drodzy towarzysze... Znalazłem nam nocleg."

Tantalion napełnił bukłak w pobliskim strumyku, przemył twarz i dłonie. Wracając do jaskini znalazł trochę leśnych jagód i dziko rosnących jabłek. Nie omieszkał też zebrać kilku grzybów, które rosły nieopodal. W jamie znalazł się na krótko przed przemówieniem Falco.

"- Po pierwsze, musimy dowiedzieć się gdzie my u diabła jesteśmy. Dopiero wtedy będzie można podjąć jakieś działania… Tak to jest z zaklęciami teleportuj, nigdy nie wiesz, gdzie wylądujesz. Kiedy już to ustalimy, powinniśmy skierować się w stronę wybrzeża i znaleźć jakiś statek, który przetransportuje nas na wyspę smoków. To nie będzie łatwe, bo jak już mówiłem smoki opanowały cały transport morski. Teraz powinniśmy znaleźć jakieś pożywienie i spróbować się czegoś dowiedzieć o naszym położeniu. Wy idźcie na zwiad, a ja przygotuje wszystko tutaj ma wasz powrót. Powodzenia."

Po tych słowach Falco wyszedł na zewnątrz. Widząc iż w żyłach zdecydowanej większości płynęła krew myśliwych, powiedział:
- Ja pójdę na zwiad. Najszybciej się przemieszczam. Rozejrzę się trochę po okolicy, może uda mi się ustalić gdzie jesteśmy. – już miał wychodzić, gdy nagle sobie o czymś przypomniał – Veinsteelu, zaopiekuj się moją tarczą. Na zwiadzie będzie mi tylko zawadzać, a jej połysk może niechcący zwrócić na mnie czyjąś uwagę.
Podszedł do towarzysza i przekazał mu tarczę. Zarzucił płaszcz na ramiona, kaptur na głowę i wyszedł. Zatrzymywał się tylko w osłoniętych miejscach, a gołe obszary pokonywał z magiczną szybkością.
 
Astaroth jest offline  
Stary 06-02-2008, 20:11   #214
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
- Uważniej o ciało me dbaj.
- Po co? Przecież i tak niedługo je opuszczę. Tak po prawdzie nie jest mi ono już potrzebne.
- Fakt pozostaje niezmieniony, że obaj zginąć musimy gdy zabiją mnie. Moc twa na nic będzie potęgi wobec śmierci.
- Jak już wyjdę będę silniejszy niż śmierć!
- Jak wyjdziesz…
- Dopiero…
- A jak wyjdziesz?
- Ty mi do tego nie jesteś potrzebny.
- Może pomóc mógłbym jednak? Pasożyta chcę się pozbyć…
- I pasożyt niedługo wyjdzie. Muszą jednak zaistnieć pewne…szczególne warunki…
- Pytaniem jest czy jakie wiesz?
- Oczywiście, że wiem! Jednak, twój ograniczony umysł nie jest w stanie pojąć tak skomplikowanej magii. Trzeba przeprowadzić także odpowiedni rytuał w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Zebrać do niego wiele przyrządów, złożyć wiele ofiar.
- Pomoc tobie raczej okazana przez nich nie będzie…
- Sam dam radę.
- Kiedy ściga cię teraz smoczy władca? Pojedynczo niebezpieczeństw uniknąć nie możesz.
- Może faktycznie potrzeba mi mięsa armatniego… Bardzo chcesz się pozbyć pasożyta-mnie?
- Hmpf…
- Ty ich nakłonisz, żeby mi pomogli! Musisz jednak wiedzieć co masz im powiedzieć…
…..
- Się on nie zgodzi. Ja tak zrobiłbym
- To jedyny sposób.
- Się on nie zgodzi.
- No to go zmuś!
- Przełącz na mnie…


Ruvulus maszerował praktycznie na końcu grupy. Szedł jakby w transie z oczami zwróconymi ku niebu. Nie patrzył się pod nogi, a mimo to się nie potykał. Prowadził teraz wewnętrzny dialog z Aquodayro. Nie zwrócił nawet uwagi gdy ktoś zarządził postój. Zatrzymał się natychmiast i tak stał sztywno przez cały „odpoczynek”. Po chwili wznowiono marsz. Ktoś z drużyny znalazł jaskinię gdzie rozbili obóz. Mniej więcej w tym samym czasie Aquodayro odzyskał świadomość. Jego pierwszą reakcją było natychmiastowe zamknięcie oczu. Starzec odzwyczaił się już od światła słonecznego, więc chwilę to trwało gdy na powrót mógł spoglądać swoimi oczami. Następnie na twarzy czarownika pojawił się uśmiech ukazujący jego żółte zęby i z taką miną począł podskakiwać. Nie były to jednak zwykłe skoki. Dziad tak wyginał swoje nogi i ręce, że nie jeden akrobata mógłby się poczuć zazdrosny o elastyczność ciała staruszka. Trwało to trochę, a w tle tego co robił Aquodayro toczyła się rozmowa między jego towarzyszami. Mag nie zwracał na to uwagi i podskakiwał wciąż ciesząc się jak dziecko. Uśmiech spełzł z jego twarzy kiedy ujrzał Teina siedzącego i jak to miał w swoim zwyczaju czyszczącego szmatką swoje ostrze. Starcowi było pytać o to półelfa, tym bardziej, że nie wiedział czy się zgodzi. Chyba jednak będzie musiał zastosować mały podstęp który mu podsunął Ruvulus.
- Vein- zwrócił się do jeżdżąca gryfa siadając koło niego.- Jestem prawdziwy. Ruvulus- pierwszy raz użył jego imienia- mnie uwolnił tymczasem, bym uwolnił ja jego od siebie- mówił to wszystko lekko podenerwowany i bardzo szybko, miał jednak nadzieję, że półelf zrozumie o co mu chodzi.- On powiedział mi jak mnie opuścić chce. On jak mówił mi rytuał odprawić. On co potrzeba mówił mi. On coś chce co twoim jest.- przełknął ślinę- Się musisz teraz na to dać mi to bo częścią rytuału jest. Zaufanie. Jednak winić nie będę Cię jeżeli zgodzić się chcieć nie będziesz. – mówił to wszystko wystraszonym głosem, ale tak, by nikt inny go nie usłyszał…
 
Donki jest offline  
Stary 07-02-2008, 18:15   #215
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Adrila, Lukas i Thomas udali się na łowy w głąb lasu. Słowa Veinsteela o ognisku były trafne ale zawsze można poprosić któregoś z magów, o przypieczenie mięsa.
Chodzili po lesie jakiś czas, szukając jakiejś zwierzyny, którą można by ustrzelić, gdy nagle usłyszeli łamiące się gałęzie. Przykucnęli błyskawicznie i nasłuchiwali dalej. Po kilku minutach do ich uszu doszły jakieś niskie, gardłowe głosy. Osobnicy widocznie czuli się tu bezpieczni, lub byli bardzo głupi skoro zachowywali się tak głośno.
Trójka przyjaciół schowała się za drzewami słysząc, że ów istoty się zbliżają. Sekundy stawały się coraz dłuższe, oddech zaczął przyspieszać. Może są przyjaźnie nastawieni, a może to pogoń wysłana przez smoczego pana… Po chwili cała trójka dostrzegła cztery obrzydliwe, małe postacie- gobliny. Małe, upierdliwe i niebezpieczne stworzenia, szły w kierunku bohaterów, kłócąc się o coś.
Trójka przyjaciół stała w pełnej gotowości, gdy nagle za ich plecami usłyszeli trzask gałęzi. Wszyscy wstali obrócili się w tamtą stronę z gotową bronią, gotową do wystrzału. Ich oczom ukazał się biegnący jeleń.
Tym manewrem ujawnili się przed goblinami, które i dziwnym okrzykiem ruszyły na nich.

***

Tantalion mknął przez las i pola, dzięki swoim magicznym nagolennikom. Po pokonaniu około 20km znalazł się na wysokiej górce, skąd miał doskonały widok na wszystko dookoła.
Przed sobą zobaczył w oddali czubki górskich szczytów, jak się domyślił gór wschodnich, gdzie znajdowała się karczma. Można było z tego wywnioskować, że znajdują się w Lesie Cienia, który jest ogromny. Ta wiadomość zaniepokoiła zakonnika, ponieważ wiedział, że najbliższy port jest wiele kilometrów stąd.
Tantalion, nie widząc lepszego wyjścia postanowił wrócić do obozu. Kiedy się odwrócił do tyłu spostrzegł kilka kłębów dymu, które były do siebie zbliżone.

***

Nami, Vein i Ruvulus zostali razem z Falco w obozie czekając na resztę. Stary mag grzebał coś w swoich rzeczach, nie mówiąc nic do towarzyszy.
Veimsteel i Ruvulus rozmawiali o czymś na osobności a młoda Valentine rozmyślała na dworze, patrząc się w niebo. Nagle poczuła, że coś na nią kapnęło. Po chwili znowu i znowu. Kilka sekund później niebo zakryły ciemne chmury z których woda lała się obficie. Zmoknięta kobieta wróciła do jaskini w podłym humorze.
Falco podszedł do wejścia od jaskini i zerknął na niebo.
-Bogowie nie mają dla nas litości…- mruknął pod nosem i wrócił do swoich rzeczy.
 
Zak jest offline  
Stary 08-02-2008, 17:08   #216
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Podczas patrolu niewiele się działo. Tantalion zachowywał cały czas środki ostrożności, ale nie napotkał na żadne przeszkody. Zdawało się, że w okolicy nie ma żywego ducha, nie licząc oczywiście leśnych stworzeń, które umykały przed pędzącym zakonnikiem. Skupił się na szukaniu jakiegoś dobrego punktu do obserwacji, gdyż płaski i gęsto porośnięty teren nie ułatwiał zadania. W końcu, po przebyciu około 20 kilometrów, znalazł słabo zadrzewione wzniesienie – idealne miejsce do zlustrowania okolicy. Najpierw obszedł dwukrotnie podnóże, badając dokładnie teren, a gdy upewnił się, że w pobliżu nie czyha na niego żadna przykra niespodzianka, popędził na sam szczyt. Tu wreszcie odetchnął głęboko, a porywisty wiatr przeczesał jego jasną czuprynę kilka razy. Zakonnik rozejrzał się dokładnie. Jak okiem sięgnąć teren był gęsto zadrzewiony i w większości płaski. Tylko z jednej strony na horyzoncie majaczyły dostojnie górskie szczyty, jakby wyspy w morzu drzew.
- Góry Wschodnie... – głośno pomyślał Tantalion – To znaczy, że te drzewa dookoła to Las Cienia. Nie ma innej możliwości.
Mina zakonnikowi natychmiast zrzedła. Przed nimi było wiele dni wędrówki do wybrzeża i najbliższego portu morskiego. Postanowił nie tracić czasu i czym prędzej poinformować o tym Falco. Gdy tylko odwrócił się do odejścia, jego wzrok przykuło coś nieoczekiwanego – kilka kłębów dymu, dość mocno zbliżonych do siebie.
- A cóż to? – wymamrotał zakonnik – Za dużo smug jak na ognisko. Lepiej to sprawdzić.
Zsunął się ze zbocza i pognał w kierunku dymu, zwiększając ostrożność w miarę jak zbliżał się do celu. Musiał sprawdzić co się tam dzieje, ale przede wszystkim nie chciał być wykryty.
 
Astaroth jest offline  
Stary 08-02-2008, 20:30   #217
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Veinsteel siedział pod ścianą, starannie wycierając każdy brud ze swojej broni, lecz jednocześnie patrzył uważnie na wnętrze jaskini, osoby w mniej przebywające oraz to, co działo sie na zewnątrz, gdy Tantalion odezwał się:
-Ja pójdę na zwiad. Najszybciej się przemieszczam. Rozejrzę się trochę po okolicy, może uda mi się ustalić gdzie jesteśmy. Veinsteelu, zaopiekuj się moją tarczą. Na zwiadzie będzie mi tylko zawadzać, a jej połysk może niechcący zwrócić na mnie czyjąś uwagę-gdy skończył, dał mu swoją tarczę.
-Zgadza się, ale tylko wtedy, kiedy przyjmujemy, iż już nas szukają w lesie, a takiej możliwości nie można odrzucić, zatem bezpieczniej jest ją zostawić-stwierdził, nie przestając czyścić broni, zaś zakonnik wyruszył na zwiad.
Nagle Czarodziej zaczął podrygiwać, a Vein spojrzał na niego podejrzliwie, gotów rzucić sztyletem w przypadku ataku. Zobaczył też jak mu rzednie mina na jego widok, ale nie dał tego po sobie poznać.
Nagle starzec usiadł koło niego, ale Veinsteel nie odrywał wzroku od ostrza, jednakże kątem oka uważnie obserwował każdy ruch, w tym ust, by móc w porę zareagować.
-Vein- zwrócił się do jeżdżąca gryfa siadając koło niego.- Jestem prawdziwy. Ruvulus mnie uwolnił tymczasem, bym uwolnił ja jego od siebie. On powiedział mi jak mnie opuścić chce. On jak mówił mi rytuał odprawić. On co potrzeba mówił mi. On coś chce co twoim jest. Się musisz teraz na to dać mi to bo częścią rytuału jest. Zaufanie. Jednak winić nie będę Cię jeżeli zgodzić się chcieć nie będziesz-mówił cicho, wystraszony, podenerwowanym głosem.
Półelf nie wiedział czy to nie jest sztuczka tego Ruvulusa, jednakże mimo wszystko postanowił podjąć grę w tożsamość.
-Aquodayro, nic ci nie dam, niezależnie co to jest. Nie oddam ci tego ani po dobroci, ani siłą, a jak będziesz próbował mi to wydrzeć, twoje ciało na tym ucierpi, bo nie będę nawet próbował powstrzymać odruchu obronnego, który będzie miał za zadanie zabić.
Pozostaje tylko pytanie dlaczego?
-mówił spokojnie, nie podnosząc głowy, ale obserwując uważnie zza kurtyny włosów, a kiedy zadał pytanie, spojrzał na Czarodzieja wprost.
-Nie pozwolę mu opuścić twojego ciała, dopóki nie będę całkowicie pewny, że jest martwy. Wtedy na to pozwolę. A już powinieneś wiedzieć, że całkowitą pewność będę miał wtedy i tylko wtedy, kiedy będzie to prawdą, więc nie próbujcie mnie oszukać-stwierdził bezbarwnym tonem, po czym spuścił wzrok na miecz, jednakże tylko pozornie.
-Jednakże opowiedz wszystko od początku. Powiedz co o nim wiesz, powiedz dosłownie wszystko, tylko nie kłam, bo chcę ci pomóc, ale nie w ten sposób, co proponujesz-ciągnął tym samym głosem, lecz dalej był przygotowany na jeden zdecydowany ruch ręką, trzymającą miecz, który przelał już tyle krwi, a z pewnością przeleje jeszcze więcej.
-Bogowie nie mają dla nas litości…-usłyszał głos Falco.
Nawet nie wiedział jak Vein się z nim zgadza, lecz nie zamierzał się użalać. Zamierzał działać nawet na przekór Bogom, jeżeli było to konieczne i zamierzał wygrać.
Tymczasem czekał na odpowiedź Aquodayro, uważając na każdy ruch każdego z mięśni starca oraz podejrzane zachowanie, jego cień lub najmniejsze podejrzenie.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-02-2008, 23:28   #218
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
-Aquodayro, nic ci nie dam, niezależnie co to jest. Nie oddam ci tego ani po dobroci, ani siłą, a jak będziesz próbował mi to wydrzeć, twoje ciało na tym ucierpi, bo nie będę nawet próbował powstrzymać odruchu obronnego, który będzie miał za zadanie zabić.
Pozostaje tylko pytanie dlaczego?
- Twarz Aquodayro wykrzywił grymas żalu i ubolewania. Czyżby niechciany głos w jego ciele miał tam zostać do końca jego życia? Czyżby już do końca swych dni musiał mieć się na baczności przed Ruvulusem, który w każdej chwili może przejąć kontrolę nad jego ciałem? Choć czarodziej przypuszczał, że Vein może dać podobną odpowiedź, nie krył rozczarowania jego decyzją. Być może Ruvulus mógłby teraz na powrót zawładnąć ciałem starca, ale tego nie zrobił. Może był zbyt zaskoczony, by zareagować, albo miał nadzieję, że półelf jednak zmieni zdanie? Mag jednak nic nie powiedział, tylko prawy kącik jego ust zaczął lekko drgać. Vein kontynuował:
-Nie pozwolę mu opuścić twojego ciała, dopóki nie będę całkowicie pewny, że jest martwy.- Aquodayro wydał z siebie ciche stęknięcie.- Wtedy na to pozwolę. A już powinieneś wiedzieć, że całkowitą pewność będę miał wtedy i tylko wtedy, kiedy będzie to prawdą, więc nie próbujcie mnie oszukać-stwierdził bezbarwnym tonem, po czym spuścił wzrok na miecz. Starzec zaś chwycił swoją drżącą dłonią kępkę swych siwych włosów i pociągną za nie. Większą część wyrwał.
-Jednakże opowiedz wszystko od początku. Powiedz co o nim wiesz, powiedz dosłownie wszystko, tylko nie kłam, bo chcę ci pomóc, ale nie w ten sposób, co proponujesz
- Bogowie nie mają dla nas litości…-usłyszał głos Falco.
- Nic dziwnego, skoro są tylko źli bogowie…- rzekł czarodziej bardziej do siebie niż w odpowiedzi Falco. Po chwili zwrócił się znów do półelfa, wciąż podenerwowanym i słabym głosem, nie mówił jednak tak jak zwykle. Mówił dokładnie tak samo jak Vein, Tantalion, czy Falco- bez „szyku przestawnego”. Nie wiadomo co tak na niego podziałało. Może chciał, żeby historia jego życia została opowiedziany w sposób bardziej uroczysty?
- Po pierwsze jednak musisz wiedzieć, że Ruvulusa nie da się zabić wewnątrz mnie. Nawet jeżeli ja zginąłbym on zna co najmniej dwa sposoby, by przenieść się do innego ciała i jestem pewien, że uczyniłby to zaraz po mojej śmierci. Po drugie, on musi sam zabić swojego mordercę, albo najgroźniejszego wroga. Z przyczyn oczywistych tao ja jestem jego najgroźniejszym wrogiem- kiedy mam dosc silnej woli trzymam go pod kluczem. Jednak on wybrał sobie drugą osobę która może go zabić i to jesteś ty.- tutaj zrobił chwilową przerwę i spojrzał się prosto na półelfa. Nadal kamienna twarz. Aquodayro uśmiechnął się ze zrezygnowaniem, tak jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie uczynił jednak tego- Tak więc widzisz to był jego błąd, my dwaj moglibyśmy go znacznie zranić ale cóż…do tego potrzebny jest rytuał, także nie widzę sensu w opowiadaniu jak to się stało że Ruvulus…zamieszkał….we mnie… Ale co mi tam, i tak to niewiele zmieni.
Musisz wiedzieć, że naprawdę nie nazywał się Aquodayro. Prawdziwe imię wymazałem dawno temu z pamięci i myślę, że już nigdy nie zdołam sobie go przypomnieć. Sam sobie nadałem ten tytuł zainspirowany jakąś książką, ale tego także nie pamiętam…wiek robi swoje heh- zaśmiał się nerwowo- W każdym razie żyłem w małej wiosce wśród ludzi z małymi głowami. Nie mogłby pomieścić w swoich małych głowach kogoś takiego jak ja, kogoś innego… Chcieli mnie zabić…zadźgać widłami za to że śmiałem się do siebie i- sam nie wiem jak- umiałem czytać. Czy zabiłbyś ich na moim miejscu?
- spojrzał się na Veina, jednak nie czekał na odpowiedź.- Ja tak zrobiłem. Nie wiem jak… po prostu tak się stało. Nie było ze mną wtedy jeszcze Ruvulusa. A ja i tak potrafiłem zabić 32 chłopów. Jako dziecko. Uciekłem do lasu. Nie miałem odwagi pokazać się przed rodzicami, ani żonami zabitych rolników. Mieszkałem tam długo ale wiele zrozumiałem. Powoli zaczyałem panować nad mymi zdolnościami. W końcu znalazłem w sobie dość odwagi by przyjąć na siebie karę. Co zastałem w swoim gospodarstwie było…- Aquodayro głośno przełknął ślinę- Nic z niego nie zostało. Spalili je. Może to były wdowy po rolnikach, może one wynajęły najemników, może to jakiś piorun uderzył w mój dom podczas pogody takiej jak ta, a może to jaKIŚ CHORY BÓG TO ZROBIŁ!!!- Aquodayro nie krzyczał, ale znacząco podniósł głos. Po chwili jednak jego głos znów stał się spokojniejszy. Zaczął mówić trochę jak Vein, bez wyrazu, jakby rzeczy o których teraz rozprawiał nie dotyczyły go w żaden sposób- Później usłyszałem głos. Moją pierwszą myślą to że może ktoś ocalał. Zacząłem więc przekopywać się przez zgliszcza domostwa. Ale nie było tam żadnych ciał, żadnych mebli, żadnych sprzętów. Zostało tylko TO- rzekł pokazując swój naszyjnik którego ozdobność kontrastowała z brudnym ubraniem maga. TO do mnie mówiło. Podniosłem naszyjnik i przeczytałem napis na odwrocie- zrobił ruch zakrywająć część z czarnym kamieniem z czerwonymi żyłkami, a odsłaniająć złotą płytkę na której wygrawerowany był napis w dziwnym języku.- „Zażyj mnie a zadrżą przed tobą”. Język demonów. W zasadzie pasowałoby to do Ruvulusa. Głos kazał mi założyć wisior i wtedy odezwał się donośniej i już nie z naszyjnika, ale ze środka mojej głowy. Przedstawił się jako Ruvulus. Współczuł mi….mówił, że mnie nauczy rzeczy, o których nie marzył żaden człowiek, ze ujrzę rzeczy których nie ujrzał żaden człowiek, że…sprawię rzeź jekiej nie sprawił żaden człowiek Nie pytając o nic poszedłem z nim na szyi. I uprzedzę twoje pytanie: mogę go zdjąć, ale to nic nie da I mam prośbę nie mów nikomu tego co tobie powiedziałem. I tak dziwi mnie, ze ON pozwolił mi powiedzieć aż tyle, ale gdyby wszyscy dowiedzieli się o tym, albo ja albo oni byliby nieżywi- Aquodayro zaczął się tępo patrzyć w podłogę. No ciekawe, czy Vein znajdzie jakieś rozwiązanie… zadrwił Ruvulus…
 
Donki jest offline  
Stary 12-02-2008, 12:27   #219
 
Zafrire's Avatar
 
Reputacja: 1 Zafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znany
Kiedy szli tak przez las, Adrili przynajmniej na chwile było łatwiej zapomnieć o tym co sę działo. Jakoś nie szło im polowanie, bo nawet nie było do czego strzelać. Chociaż sama nie czuła głodu, wiedziała, że jednak trzeba coś zjeść. Nagle do jej uszu doszedł trzask łąmanych gałęzi. Instynktownie przykucnęła i szybko zorientowała się, że jej towarzysze zrobili to samo. Pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, to to że jakiś zwierz idzie w ich stronę. Jednak dość szybko się okazało, że się myliła. Bo jakie zwierzęta rozmawiają ze sobą? Raczej nie takie do jedzenia. Jej oddech zaczął przyspieszać, czuła, że znowu będzie musiała zabić. Nagle okaząło się co idzie w ich kierunku. To były gobliny, rzuciała przerażone spojrzenie przyjaciołom, po czym zebrała się w sobie i popatrzyła się na nich pytającym wzrokiem, jak by chciała zapytać "co robimy?" Stali za drzewami, dziewczyna trzymała napięty łuk tak by móc natychmiast wstać i napiąc strzałę. Wiedziała, że chociaż nie chce i tak jest gotowa zabić. Nagle za ich plecami usłyszęli trzak. Intuicyjnie wstrali i już mieli strzelać, kiedy okazało się co było przyczyną zamieszania. Przebiegł koło nich jeleń, którego wcześniej szukali a teraz tylko wydał ich kryjówkę. Szybko odwróciła się w stronę goblinów, które teraz biegły w ich stronę z dziwnym okrzykiem. Wycelowała w jednego, jednak nie strzelała natychmiast. Czekała na reakcje towarzyszy. Jednak jeśli któryś z goblinów za bardzo się zbliżył ztrzela celując w tłów lub głowę. Po wystrzale wyciąga sztylet. Kiedy tak stała i zatanawiał się co robić, przez chwilę, zaczeły trząść się jej ręce, starała się to opanować i naszczęście dość szybko to się jej udało.
 
__________________
Irokez lub glaca to powód do dumy...
Zafrire jest offline  
Stary 13-02-2008, 18:47   #220
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szli spokojnie. Stąpał powoli, ostrożnie. Nie chciał łamać gałęzi, starał zachowywać się cicho. Nagle usłyszeli łamanie gałęzi i głośne stąpanie po ściółce. Coś było nie tak, on to wiedział... Zwierzęta nie chodzą jak słonie w składzie porcelany... Po chwili usłyszał dziwne rozmowy, które tylko utwierdziły go w jego przekonaniu. Skulił się za jakimś krzakiem. To samo uczynili jego towarzysze. Wyjrzał delikatnie zza ukrycia. Jego oczom ukazało się kilkoro gobilnów... Małe, zielone pokraki szły prosto na ich kryjówkę.
W ten... Zza pleców usłyszał trzaski gałęzi. Obrócił się, naprężył cięciwę... Z krzaków wyskoczył jeleń... Jeleń którego szukali od dłuższego czasu. Niewiele myśląc wypalił celując w szyję. Zwierze powinno paść na twarz i zdechnąć.
Gdy obrócił się zobaczyć co z goblinami jego kompani już stali... Widać wystraszyli się zwierzęcia. Gobliny nacierały na jego i resztę towarzystwa. Szybko naciągnął kolejną strzałę.
Te zielone pokraki miały to do siebie, że nie myślały... Gdy widziały wroga prały na niego nie zwracając na nic uwagi... W sam raz, by dać się wystrzelać z łuku...
Thomas wstrzymał oddech i puścił cięciwę. Brzdęk a potem syk lecącej w powietrzu strzały były jak melodia dla jego uszu. Celował w głowę...
Niezależnie od wyniku tego działania wyciągnął swoje dwa długie noże i ruszył do walki wręcz. Miał nadzieję, że jego towarzysze nie zapakują mu strzały w zadek...
 
Panda jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172