- Tak jest! – rzucił krótko i donośnie dodając sobie sił.
- Będę potrzebował jednak swoich rzeczy panie sierżancie. Jeśli można skierować chłopaków do odkopania moich rzeczy wówczas szybciej będę mógł pomóc rannym.
Ucieszył się z końca koszmaru, czuł jednak, że z udzieleniem medycznej pomocy mógłby mieć problem, dlatego gdy już przekazał konia, dumny z tego, że udało mu się go zatrzymać, zajął się własnymi dłońmi. Wysmarował je zielem, które rozgrzewało, oraz pomagało zakrzepnąć krwi. Potem owinął bandażem, ale tak by nie przeszkodzić sobie w późniejszej pracy z rannymi. Podręczne ilości miał zawsze przy sobie, za pazuchą, w kieszeniach. Bandaż ma owinięty wokół ramienia, by w razie potrzeby nie biegać za torbą lekarską, podobnie środek na krzepnięcie krwi. Cała reszta ziół, niestety była teraz w torbie a ta leżała pod stertą śniegu.
Trochę ran ciętych, lekkie odmrożenia w sumie nic bardzo poważnego, nie licząc dwóch trupów, którym pomoc nie była już potrzebna. Praktyka jednak i do nich ściągnęła Felixa, musiał osobiście upewnić się, że są martwi, ktoś mniej biegły w leczeniu mógłby pomylić osobę w śpiączce czy katatonii, z faktycznie martwym. Krótkie spojrzenie na niedawnych towarzyszy połączone ze sprawdzeniem pulsu wykluczyło możliwość tlącego się życia. Dla pewności przystawił jeszcze lusterko do ust zmarłych oraz zajrzał im w oczy bacząc na reakcję źrenic. Nic z tych rzeczy nie przyniosło jednak efektu na jaki po cichu liczył, zajął się więc naprędce pozostałymi.
Rannych przyjmował przy ognisku, choć i tam było bardzo zimno. Potrzebował miejsca i odrobiny spokoju, suchych i ciepłych warunków, na zewnątrz wciąż jeszcze zbyt mocno dygotał z zimna by zacerować któregokolwiek z rannych. Mógł ich co najwyżej obejrzeć. Dopiero po ogrzaniu się i trzymaniu rąk przy ogniu, mógł sprawnie zająć się rannymi.
[Rzut w Kostnicy: 35]