Snorri spogląda pogardliwie na zebraną chołotę w tym miejscu. Same menty i szumowiny, czyli to co do prawdziwej bujki było potrzebne. Skirował swoje kroki w stronę szynkwasu, przepychając sięprzez ewentualne osoby. Nie miał problemów rzędu, pilnowania własnej kiesy. Z prostej przyczyny- Snorri nie posiadał pieniędzy. Kiedy dotarł do lady, wspiął się na zydel i obruciłsięw stronę zgromadzonej chałastry. Szukałnaiwniaków, którzy postawią darmową kolejkę. Nie raz jużstosował tego typu numery. Jego wygląd wzbudzał powszechny strach lub respekt i nikt nie odważył siędo tej pory odmówić postawienia złocistego napoju komuś o znierównoważonym umyśle. Odwrócił się w stronę karczmarza i spojrzałnajłagodniej jak potrafił, czyli dość przerażająco i zaczął gadać głośniej wyrózniając już, że nie mówi sam do siebie.
-EJJJ TY! Gdzie do cholery ja jestem? I co do jasnego pioruna robią te zwłoki. Ogarnij to bo ludzie gadają. I dawaj mi tu jakieś siki imperialne bo mi zaschło w gardle. I ma być za darmoche jasne?
Kiedy odwrócił się w stronę tłumu dalej cośmruczał pod nosem o debilnych sprzedawcach i ludziach, no i o elfach, które sąwinne wszystkiemu do czego teraz doszło. Jeśli dostał piwo poszedł do stolika gdzie siedzieli ludzie najmniej rozgarnięci wsród tej masy. Zresztą rozgarnięcie krasnoluda mało mogło mu pomóc w odszukaniu takich osób, ale każdy kto wyglądał na jeszcze mniej ogarniętego niż Snorri był banalnym celem.
Siada na wolnym taborecie, lub jeśli brak, to zpycha kogokolwiek i zajmuje sobie nowe siedzisko, groźnie obrzucając spojrzeniem ewentualnych czepialskich.
__________________ "...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..." |