Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2008, 00:07   #22
John5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
MUZYKA



Armia stanęła na wzniesieniu, przyglądając się zbliżającym się wrogom. Wszyscy czekali na decyzję głównodowodzącego – Jarga Borgisa, sędziwego krasnoluda, słynnego z temperamentu i agresywności. Borgis razem ze sztabem zastanawiał się. A wy staliście… staliście i marzliście, patrząc jak wróg rozwija szeregi w marszu, jak przygotowuje się do natarcia. Tym, którzy stali dalej, o wszystkim opowiadali żołnierze stojący w szeregach bliższych frontu. Dla wszystkich było jasne, że Imperium dysponuje większą liczbą wojsk. A ten swoisty pokaz karności i dyscypliny lekko umniejszył wasze morale.
Wreszcie oddziały Imperium stanęły w miejscu, gotowe do walki. Niepokonane oddziały, które miażdżyły pod swoimi stopami wszystkich, którzy ośmielili się przeciwstawić woli Imperium. Teraz stały naprzeciw was ubrane w swe czerwone uniformy, które jak głosiła plotka barwiono krwią pokonanych. Jednak jak można było dostrzec kilka oddziałów nosiło fioletowe mundury, widocznie były to dwie połączone armie. A wy nadal nie byliście rozstawieni! Nagle rozległy się krzyki wydawanych rozkazów. Sztab podjął decyzję, bitwa zostanie podjęta. Natychmiast zaczęto ustawiać poszczególne oddziały. Niedługo po tym jak znaleźliście się na swoich pozycjach od strony wroga rozległ się głos trąbek i tysiące stóp ruszyło naprzód.
Z waszej strony odezwały się posępną nutą rogi dając znak, by ruszyć naprzeciw. Na samym przodzie ustawiła się kawaleria stopniowo nabierając pędu. Ustawiony w klin taran, który w założeniu miał przebić się przez szeregi wroga i wywołać zamieszanie, w które wpadłaby piechota dokańczając dzieła. Jednak coś poszło nie tak, jazda wbiła się głęboko i utknęła między doborową piechotą Imperium. Teraz do boju włączyli się strzelcy z obu stron zasypując się nawzajem pociskami. Wielu żołnierzy z waszej strony padło przeszytych bełtami, które nierzadko miały nawet dość pędu by przebić kolczugę.

Zwiad

Rozmawiając szliście przez ośnieżoną równinę. Śnieg, sięgający kostek nie przeszkadzał nikomu, choć zostawiało się na nim wyraźne ślady. Dalej teren był pagórkowaty. Kiedy byliście na szczycie niewielkiego wzniesienia zauważyliście, że wojska Imperialne maszerują w stronę waszego obozu. Wróg za dzwon czy dwa mógłby tam już dotrzeć. Zrobiło to na was wrażenie. Nieprzyjemne wrażenie, powodujące myśli o przegranej. Na szczęście jak sami widzieliście armia Północy maszerowała już naprzeciw, by stawić czoła przeciwnikowi, zanim ten zbliży się do obozu. Przeciwników było na oko 50-60 tysięcy, a wszyscy wyglądali na dobrze uzbrojonych. Szyki utrzymywały swe idealnie równe boki co świadczyło o dyscyplinie i dobrych dowódcach którzy tu i ówdzie maszerowali w pozłacanych zbrojach. Rozejrzeliście się dookoła. Nagle uświadomiliście sobie coś. Te pagórki były równe i symetryczne, zbyt dokładnie by mogło to być dziełem natury. Stąpaliście po kurhanach. Zeszliście więc pospiesznie na dół. Do gór pozostała jeszcze długa droga.

Nagle coś się poruszyło w niewielkim skupisku drzew i krzaków obok was. Wyszli stamtąd 2 ludzie, dzierżący w dłoniach włócznie. Na plecach zarzucone mieli płaszcze o barwie imperialnych zwiadowców. Nagle znikąd pojawili się następni czterej. Nim zdążyliście zareagować, wystrzelili z ciężkich kusz. Obok ucha Oina świsnął bełt w tym samym momencie kiedy drugi odbił się od pancerza Metellusa. Amillay miała pecha. Pocisk uderzył w jej nogę z ogromną siłą. Padła na ziemię. Jej udo było przebite niemal na wylot. Grot z zadziorami utknął głęboko. Czarodziejką wstrząsnął dreszcz. Ból przyćmił jej umysł.

Balnor zareagował pierwszy. Wyszarpnął z za pasa glinianą manierkę, której wylot zablokowany był woskową pieczęcią. W jego drugiej ręce znajdowała się mała, szklana buteleczka z dziwnym zielonkawym płynem. Pokropił zatyczkę manierki kilkoma kroplami po czym rzucił nią z kuszników. Nagła eksplozja wyrzuciła w powietrze 3 z nich. Czwarty odskoczył co mu jednak w niczym nie pomogło. Wszyscy zginęli, a dookoła walały się krwawe ochłapy oraz szczątki przeciwników. Akvila nie wytrzymał wymiotując na bok. Wszystkich oprócz imperialnych żołnierzy którzy biegli w waszą stronę, sapera i Młotka ogarnęły mdłości. Udało się je jednak opanować.

Niu

Wszyscy byli gotowi do walki. Żołnierze stali w szeregach i trzymali w dłoniach broń. W powietrzu roznosił się cichy odgłos modlitw o łaskę bogów pomieszany z parsknięciami koni i ich niecierpliwym stukaniem kopytami o zamarzniętą ziemię. Twoja klacz była niespokojna, wierzgała i parskała co chwilę. Musiałaś mocno trzymać lejce by w raz z koniem ustać w miejscu. Wiadome było, iż Ne nie czuła się najlepiej w tej sytuacji. Musiał przeczuwać co was czekało i wyraźnie nie była z tego zadowolona.

Nagle przed twoim pododdziałem pojawił się Rudgar, a wraz z nim jeździec, który trzymał w dłoni róg. Nic nie mówiąc Rudgar machnął ręką zachęcając kawalerzystów do ruszenia do przodu. Cały pododdział ruszył stępem naprzód. Rozejrzałaś się w około i zobaczyłaś, że inne oddziały też ruszyły na pole bitwy. Początkowo poruszaliście się powoli, nieśpiesznie, tak jakby była to zaledwie konna przechadzka. Jednak po przebyciu kilkudziesięciu metrów tępo jazdy zaczęło wzrastać. Jechałaś coraz szybciej aż w reszcie Ne przeszła w galop. Dookoła było słychać jedynie rytmiczny tętent końskich kopyt.

Jechałaś skulona by opór powietrza był jak najmniejszy. Podniosłaś głowę i zobaczyłaś szeregi Imperialnych żołnierzy trzymających przed sobą duże tarcze. Nagle kawalerzysta, który jechał tuż obok ciebie spadł z konia. Nie wiedziałaś dlaczego, ale po chwili z prawej strony usłyszałaś świst. Wjechaliście w zasięg kusz wroga i teraz ten skrzętnie wykorzystywał okazję by pozbyć się części z was. Może to sprawiało podniecenie lub adrenalina, która zaczęła krążyć w twoich tętnicach, ale świst pocisków był ogłuszający. Kolejni jeźdźcy padali, część bełtów trafiała w nie opancerzone konie i pod ich ciałami ginęli ich właściciele.

Usłyszałaś huk nie do opisania. O imperialne tarcze uderzyła z impetem kawaleria. Ne wyskoczyła w górę i przebiegła po tarczy jakiegoś wrogiego żołnierza tratując go. Słychać było jedynie rżenie konie, jęki i szczęk broni. Znalazłaś się w wirze walki. Jeden imperialista nabił się na twoją lancę i z jego szyi trysnęła krew bryzgając na wszystkie strony. Już po chwili twoja zbroja była przesiąknięta krwią. Niespodziewanie lanca wygięła się i pękła. Trzymając jej ułomek w ręce zauważyłaś, że druga część została w nieszczęśniku, którego trafiłaś.

Quenril Alberai

- Wróg ma przewagę - krzyczał krasnolud. - Jednak nie martwcie się, nie z takimi psisynami dawałem sobie radę. Pamiętajcie przy szarży najpierw rzut oszczepem, a potem ciąć, gryźć i nie pozostawiać przy życiu żadnego imperialisty. - twój przywódca ostatnie słowa wypowiedział z widocznym zadowoleniem.

Do Dominssona podszedł jakiś inny krasnolud z rogiem. Kapitan kiwnął do niego głową, a ten zadął w róg. Odwrócił się tyłem do was i pomaszerował naprzód. W raz z nim ruszył kapitan i reszta żołnierzy. Zrównali się po chwili z muzykiem, który dołączył do szeregu. Ciężka piechota maszerowała równo, przed nią widać było galopujące konie.

Krasnoludy znajdujące się w oddziale zaczęły chóralnie śpiewać jakąś pieśń. Pieśń była o jakimś Bjernie co toporem machał i wielu wrogów pobił. Żył długo, walczył mężnie, a brodę miał długą, aż do ziemi. Piosenka była skoczna i szybko wpadała w ucho. Dlatego niektórzy żołnierze zaczęli śpiewać razem z krasnoludami. Plątali się nieco w słowach, ale nie poddawali się powtarzając po brodaczach.

Mniej więcej w połowie odległości między armiami muzyk dał znak do szarży. Wszyscy zaczęli biec w kierunku wroga, który także maszerował i kierował się w stronę twojego oddziały. W pewnym momencie Dominsson rzucił swój oszczep inni poszli w jego ślady i także z całych sił rzucili oszczepami we wroga. Kilki imperialnych żołnierzy padło, lecz ten atak nie przerzedził poważnie ich szeregów. W odpowiedzi na twój odział spadły dwie salwy imperialnych oszczepów. Wasze tarcze widocznie nie były tak dobre jak przeciwników i wielu twoich towarzyszy padło, gdy oszczepy przebiły je wbijając się w ciała. W ten sposób zginął także Sigund.

Nie minęło dużo czasu, gdy dwie grupy żołnierzy zlały się w jedną skotłowaną masę przy odgłosie jęków i brzęczenia stali.

Lekka piechota - pododdział 5 - dziesiętnik Debran Warron
Avagornis, Bronthion, Garret


W końcu ruszyliście! Popędzeni krzykiem Warrona ruszyliście na lewe skrzydło, gdzie zostaliście ustawieni w ósmym szeregu, zaledwie kilkadziesiąt metrów od krańca szyku.
Chwilę po tym dostaliście rozkaz do ataku. Stanęliście ramię w ramię, włócznia przy włóczni idąc równą, niezachwianą linią. Kawaleria, która ruszyła pierwsza; na waszych oczach z hukiem uderzyła w mur tarcz żołnierzy Imperium. Kilku co bardziej narwanych towarzyszy krzyknęło z radością. Warron spojrzał na nich ponuro.

-Nie ma się na razie z czego cieszyć. Spójrzcie.-

Wskazał na jazdę, która jak teraz zobaczyliście stanęła w miejscu . Z tamtej strony zaczęły was dochodzić potworne krzyki ludzi i nie mniej makabryczny kwik zarzynanych koni.

-Teraz dopiero pokaże się co silniejsze. Nasza jazda, czy ich piechociarze. Równać szyk psia krew! Ramię do ramienia! Blisko.., bliżej!

Ścieśniliście szyk wystawiając przed siebie włócznie i szykując się do uderzenia na zbliżające się skrzydło wroga. Nagle wśród szeregów przeciwnika zapanowało lekkie poruszenie i setki małych podłużnych kresek pojawiło się na niebie zmierzając w waszym kierunku.

-Kurwa! Wznieść tarcze! Tarcze kurwa wasza…-

Nie dokończył. Półtorametrowej długości oszczep przebił z impetem tarczę i przyszpilił go do ziemi. Na wasz oddział spadła prawdziwa ulewa pocisków, które praktycznie wymiotły do czysta wasze pierwsze trzy szeregi. Jeden z nich zawadził o hełm Bronthiona zrywając go z jego głowy i niemal przewracając go na ziemię. Z rykiem wściekłości zaczęliście biec. Bardziej nadpobudliwi, by pomścić towarzyszy, ci bardziej rozsądni by nie dać okazji do drugiego rzutu. Włócznie dały sporo jak się okazało zatrzymały impet szarży wroga dając wam czas by chwycić za miecze i rzucić się na przeciwnika. Szerokim strumieniem polała się krew, co chwila padał któryś z waszych towarzyszy stojących z przodu. A wy czekaliście na swoją kolej, czekaliście z podnieceniem na moment w którym będziecie mogli rzucić się do gardła znienawidzonego Imperium.

 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 07-02-2008 o 00:16.
John5 jest offline