- Kici kici... Alusia rozglądała się wokół, szukając swego pupila. Z jej oczu strumieniami ciekły łezki. Nie wiedziała, co się dzieje, nie chciała wiedzieć i pojąć tego, co właśnie się stało. - Kici kici...
Nigdzie go nie było. Wraz z wystrzałem strzelby, Koteczek zniknął gdzieś. Całe ciało dziewczynki trzęsło się, a podbródek drżał zdradzając ogromne napięcie. Alusia popatrzyła w niebo. Nie chciała widzieć krwi, nie chciała widzieć martwej świnki, nie chciała widzieć... jego – chłopca na wózku. - Kici kici...
Koteczek wciąż nie odpowiadał na wyzwanie, lecz dziewczynka nie dopuszczała do siebie złych myśli. Uciekł. Tak, na pewno przestraszył się wystrzału i uciekł. Zwierzątka zwykle tak robią.
Niemniej Alusia miała duży problem, bo jak nie patrzeć, skoro musiała znaleźć Koteczka? Zbierając w sobie siłę, by upuścić jednak główkę i poszukać przyjaciela, słyszała głosy chłopców. Chcieli spalić pozostałe dwie świnki! Łobuzy!
Siedmiolatka sama uważała, że knury nie są zbyt miłe, a i pachną paskudnie, ale przecież każdy ma prawo do życia!
Chłopcy tego widocznie nie rozumieli, byli chuliganami, jak ci na podwórku, którzy męczyli żabkę. Wtedy Ala zawołała tatę, żeby ich przegonił, a co mogła zrobić teraz? Zupełnie sama... - Kotecku chodź do mnie... kici kici. – łkała cichutko.
Chciała, żeby przyjaciel już wrócił, wtedy po prostu sobie pójdą. Sami ruszą szukać góry bez tych złych dzieci. Tylko gdzie podziewał się Koteczek?
Dziewczynka zacisnęła piąstki i powoli opuszczała głowę. Zobaczyła wieżyczkę... niżej zobaczyła dach murowanego domku świnek... a jeszcze niżej zobaczyła słomiany daszek. To była chatka ze słomy! - Tam. Tam musi być Kotecek! Kici kici! Ala pobiegła w obranym kierunku, odgradzając swoje myśli od rozgrywających się za plecami okropności. Oczyma wyobraźni widziała swojego astralnego pupila, który siedział w kątku słomianej chatynki i trząsł się ze strachu.
„On MUSI tam być! Zaraz go przytulę... i będzie dobrze.”
__________________ Konto zawieszone. |