Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2008, 21:48   #25
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Akvila szedł spokojnym krokiem przyglądając się majestatycznemu widokowi, jaki prezentowało wojsko imperialne. Było ich wielu, byli silni, dobrze uzbrojeni, odżywieni, wyszkoleni. Gdyby mógł wybierać, to walczyłby po ich stronie, ale nie mógł. Szedł trudną ścieżką przez życie, gdy tam, po drugiej stronie barykady, jak sobie fantazjował, było pewnie całkiem przyjemnie. Szedł tak z towarzyszami, cały czas napawając się widokiem. Nawet nie zauważył, że idzie po kurhanach. Niestety też nie zauważył, gdy nieopodal pojawiło się kilku wrogich żołnierzy. Nie zdążył sięgnąć po miecz, gdy bełt odbił się od jego pancerza. Sprawdził ręką przezornie, czy aby na pewno nie ma dziury w brzuchu. Na szczęście żadnej nie było. Dobył szybko miecz, bo przeciwnik był blisko niego, ale jak się okazało zbędnie to zrobił, bo jego towarzysz rozczłonkował przeciwnika swoją zabawką. Kawałki jelit i krew obryzgały będącego blisko Akvile. Zwymiotował. Serce mu biło szybko, czuł je wyraźnie. Jakby miało mu wyjść z piersi. Do tego ten krzyk. Nieznośny krzyk i płacz. Denerwował go strasznie, miał ochotę zabić winowajcę, ale gdy spostrzegł, że to raniona koleżanka, oprzytomniał. Było jeszcze dwóch przeciwników, których miał zamiar zabić. Dorwał miecz, który wypadł mu na ziemię podczas wybuchu. Rzucił się na wroga z rykiem wściekłości. Uderzył kilkakrotnie to z prawej, to z lewej strony. Kontrataki parował małą tarczą. Przy każdym uderzeniu, które parował, czuł, że ręka mu może szybko odmówić posłuszeństwa, drętwiejąc. Padł kolejny cios, tym razem nie przyjął go tylko zrobił unik. Mógł przez to zostać raniony, albo nawet i pozbawiony głowy. Jednak liczył, że tym wybiegiem na moment zdezorientuje przeciwnika i będzie miał okazję przejechać porządnie ostrzem po nogach, tak by nie zabijając, unieruchomić wroga. Przesłuchanie sprawiłoby mu dużo więcej przyjemności niż samo uśmiercenie.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline