Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2008, 23:36   #90
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Post uzgodniony z MG

Alex odetchnął z ulgą, kiedy jednak nie doszło do bitki w tym barze. Bądź co bądź podróżowali razem ... znał zbyt dobrze liczne niebezpieczeństwa samotnej wędrówki. Gdyby ktoś prowadził statystyki o przestępczości i miejscach jej występowanie, to prawie cały teren stanów zjednoczonych zaznaczony byłby czarną kreską.

-Przed wschodem i tak nic nie zrobimy, najlepiej niech każdy zajmie się sobą, a rano pomyślimy co mamy robić ... lub się po prostu wyniesiemy po angielsku - nie czekając na odpowiedź podniósł się ze swojego miejsca i zarzucił karabinek na plecy. Spokojnym krokiem podszedł do barmana

-Czego?-

-Spoko wodza, szefie. Jestem monterem i zastanawiam się czy nie znalazłaby się dla mnie jakaś robótka-

-Aaaa, może i by się znalazła. Na destylatorach się znasz?-

-Stamtąd skąd pochodzę nazywają mnie mistrzem destylatorów- odpowiedział Olszański barmanowi -Naprawić, zbudować. Nie ma problemu, powiedz ile mi za to dasz-

-Naprawić, powiedzmy 15 gambli -

[i]-15? Za tyle to mi się śrubek nie opłaca zużywać 45-

-30 ... ostatnie słowo-

-Dobra niech będzie 30 ... - odpowiedział mu Polak rozkładając ręce w geście rozpaczy -ale wiedz, że gardło sobie podrzynam tym interesem-

Uśmiechnął się szeroko, 30 gambli za naprawę destylatora! Nieźle, nieźle. Co mogło się w nim popsuć? Pewnie będzie trzeba wymienić jakieś uszczelki, coś dokręcić. Nic trudnego, po prostu czysty zysk. Ludzie jego pokroju, mieli jednak faktycznie łatwiej w tym życiu. Barman poprowadził go do urządzenia, które było zapewne jego głównym źródłem dochodów. Olszański wyjął z kieszeni mały śrubokręt i zaczął je obstukiwać ze wszystkich stron. Gwiżdżąc "16 ton" zanurkował pod spód.

Kiedy wyczołgał się z powrotem otrzepał się z kurzu i popatrzył na właściciela
-No problemo stary, da się zrobić. Skoczę tylko bo zostawiłem kilka rzeczy w wozie i wracam. Jak skończę będziesz mógł powrócić do robienia najlepszego bimbru po tej stronie Missisipi.-

Odłożył rzeczy, które miał przy sobie w róg pokoju. Był pewien, że facet go nie okradnie. W końcu potrzebował jego pomocy. Śpiewając pod nosem "We don't need another hero" wyszedł z baru. Noc była zimna i raczej pochmurna . "Pieprzona pustynia, nigdy nie można się przyzwyczaić" pomyślał otwierając kluczykiem bagażnik swojego auta, a przynajmniej wraku który służył mu do przemieszczania się z punktu A do punktu B, czymkolwiek byłby ten punkt B. Wyciągnął potrzebne mu narzędzia i zamknął auto.

Wrócił do środka i wziął się do naprawy. Najpierw rozebrał całe urządzenie i je wyczyścił. Nigdzie mu się nie spieszyło, pracował w jasnym i ciepłym pomieszczeniu, mógł to zrobić porządnie. Każdą część odkładał na przygotowaną przez właściciela plandekę. Dopiero wtedy oglądał i szukał wszelkich usterek i niedoskonałości. Oczywiście najważniejszą przyczynę zobaczył już wcześniej, ale wystarczyło załatać i po sprawie.

Teraz dodatkowo wywalił stare sparciałe uszczelki i zastąpił je nowymi, które znalazł w jednej mieścinie. Myślał, że takie małe mu się nigdy nie przydadzą, a tutaj takie miłe zaskoczenie.

Kiedy skończył poskładał wszystko, zebrał swoje rzeczy i poszedł do barmana
-Dobra zrobione, gra i tańczy zespół komanczy. Teraz moje gamble szefuniu- facet prychnął coś w odpowiedzi i poszedł zobaczyć, czy faktycznie wszystko jest w porządku. Wrócił po 5 minutach, z uśmiechem od ucha do ucha.

-Zasłużyłeś na swoją zapłatę ... jak chcesz możesz się jeszcze przespać na górze mam tam miejsca dla gości- Alexander uśmiechnął się szeroko w odpowiedz
-Dzięki, to obudź mnie gdzieś z godzinkę przed otwarciem bram- kiedy tylko uzyskał potwierdzenie od barmana zabrał kluczyk, oraz rzeczy które mu facet ofiarował i poszedł złożyć je do pokoju. Potem te najmniej potrzebne zaniósł z powrotem do auta. W końcu nie było sensu ich wszystkich nosić.

Kiedy zamknął z powrotem bagażnik opatulił się szczelniej płaszczem, włączył radio, odkręcił szybę i wyszedł na dach. Z kurtki wyciągnął flaszkę bimberku, który barman zrobił jeszcze przed popsuciem się destylatora. Odkręcił korek i pociągnął spory łyk. Poczuł przyjemne ciepło gdy alkohol rozchodził się po całym ciele. "Dobre" pomyślał i uśmiechnął się szeroko.

Płyta grała akurat piosenkę "We built this city". Alex uśmiechnął się szeroko pociągnął kolejny łyk i zaczął śpiewać razem z wokalistą. Jasna cholera, jutro mógł nie żyć! Nikt nie zabroni mu się dobrze bawić! Nieliczni przechodzący ludzie obserwowali go z ciekawością i może zdumieniem, ale on się tym nie przejmował. Niech sobie myślą co chcą, za wiele już widział, żeby sobie odpuszczać. Chciał wykorzystać życie na maksa, za nim złożą go do jesionki. "Chociaż uczciwie mówiąc, pewnie nawet nie złożą mnie do jesionki tylko zakopią w przydrożnym rowie, albo zostawią zwierzętom na pożarcie". Tylko na jedną chwilę ta smutna myśl przyćmiła jego dobry nastrój. Radio zaczęło grać "Whiskey in the jar", więc powrócił do śpiewania.
-I took all of his money, it was a pretty penny, i took all of his money and i brought it home to Molly!- flaszka była jeszcze w połowie pełna, ale Olszański był już w wybornym nastroju. Po prawdzie śpiewać i zachowywać głupio mógł się nawet bez alkoholu, ale jednak taka zabawa była o wiele lepsza.

Podniósł się na równe nogi, przesunął karabin przewieszony do tej pory przez plecy na swój brzuch i zaczął udawać, że to gitara, jednocześnie tańcząc po samochodzie. -Oooo yeah!- powtórzył za wokalistą zespołu i pociągnął solidny łyk z flaszki. W tej chwili ci, którzy go obserwowali mogli uznać, że jest popaprańcem, pijany albo z Detroit ... albo wszystko na raz. Może i nie był z Detroit, ale i tak w Nowym Yorku były lepsze imprezy! Gdy muzyka przestała grać usiadł z powrotem na dachu i wyrzucił pustą butelkę, która rozbiła się o jeden ze sąsiednich budynków. Kolejne pół godziny spędził gapiąc się w gwiazdy i słuchając jakiś smutnych piosenek lecących z jego radia. W końcu zrobiło mu się zimno. Zabrał swój karabin sprawdzając, że jest cały i luneta nie domowej roboty nie uległa żadnym szkodom. Zamknął okno, wyłączył radio i zamknął samochód. Potem upewnił się, że wszystko naprawdę jest zamknięte ... zrobił to jeszcze raz i dopiero wtedy ruszył z powrotem do baru.

Nie zwrócił nawet uwagi na spojrzenia innych osób, od razu poszedł do pokoju. Zamknął go, rozebrał się, odłożył broń niedaleko łóżka, tak żeby mieć ją pod ręką i położył się do łóżka "Dobranoc" pomyślał i momentalnie zasnął ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline