Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-01-2008, 16:25   #81
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Doti była zadowolona z zakupu, ale pomyślała, iż musi jeszcze tu wrócić są mniej śmiertelne choroby, które wszakże też mogą doprowadzić do śmierci chociażby nadciśnienie albo zwapnienie żył. „Jak leczy ebolę to pewnie i na inne gorączki krwotoczne zadziała”.

Spotkawszy przed knajpą kaznodzieję wsłuchała się w jego iście prorocze słowa.
- Nas wszakże tam nie było jedziemy z … - tu spojrzawszy na Alexa zapytała - właśnie zapomniałam skąd się kolebiesz? Ale co do uzgodnienia masz racje coś uradzić trzeba będzie.

Knajpę wypełniał jak zwykle woń przetrawionego alkoholu podłego tytoniu, niemytych ciał tak, iż Doti instynktownie cofnęła się, lecz po chwili przemogła wstręt i weszła do środa. "Będę musiał poszukać jakiejś wanny czy innego ustrojstwa i spłukać cały ten brud". Akurat, usłyszała ostatnie słowo obcego kaznodziei.
„Oj zaraz się zacznie, będzie jadka jak szybko nie podkuli ogona” pomyślała szybko stając u boku Lysandera, odpinając kaburę z glockiem i odbezpieczając go poczym jeszcze go nieco poluzowała, aby mieć możliwość bardzo szybkiego dobycia.

- Lepiej spieprzaj w tym mieście może być tylko jeden kapłan a będzie nim mój druh. Nie potrzeba nam szpiegów molocha albo mutków siejących zwątpienie i marazm - wzrok Doti wwiercał się w oczy cwaniaczka. Wielu mężczyzn pod tym wzrokiem kapitulowało więc nie będzie zdziwiona, gdy i ten wymknie się z podkulonym ogonem.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 29-01-2008 o 21:21.
Cedryk jest offline  
Stary 23-01-2008, 23:10   #82
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Steve przyglądał się temu wszystkiemu z założonymi rękami. Zaraz się zacznie, jednak poznał ten błysk w oku „fałszywego” kapłana. Dla niego wszyscy ludzie, którzy chcieli wpajać ludziom swoje przekonania musieli mieć coś z głowa, ale nie protestował przeciwko obecności Lysandera, był czasami przydatny. Gdyby tylko czasem mniej gadał od rzeczy… Wzmianka o znajomym szeryfa była natomiast wartościową informacją. Osobiście był za tym, aby jak najszybciej się wynieść z miasta, ewentualnie zaszyć w jakiś niedostępny kąt, wiadomym było, że ten cały Connors jest tym, co ich ściga. Co dziwniejsze to było przypadkowe spotkanie, są ściganymi z przypadku… Wątpił jednak, aby to wystarczyło jako jakiś argument w rozmowie z wojskowymi. O ile w ogóle będą chcieli rozmawiać, ukryci za pancernymi drzwiami swoich Humvee.

Gdy kapelan podążył ku temu cwaniaczkowi na skrzynce po warzywach, Steve dotknął jego ramienia.
- Nie warto. Nagadaj mu tak, aby sobie poszedł. Nie próbuj nawet używać broni. – powiedział mu do ucha cichym, miarowym głosem, tak by słyszał to tylko jego odbiorca. Brzydził się przemocą, toteż z niechęcią popatrzył na jego dłoń na głowicy miecza. Odszedł od nich, usiadł na byle jak poskładanym krześle przy ogromnej szpuli po jakiś drutach, cichym gwizdem przywołał swojego wilka do porządku. Nie chciał mieć problemów z tego powodu, chociaż dzięki rozmiarom jego druha wszelkie propozycje wyjścia ograniczały się do nieżyczliwych spojrzeń właściciela przybytku, ewentualnie samych klientów.

Ciekawe, czy nie zmasakrują tego człowieka, zanim zdąży 3 razy wypowiedzieć słowo „Seth”, jak tytułował swojego boga, co z pewnością rozzłościłoby kapelana. Słabe miał nerwy, ale celnie strzelał. Nie chciał być świadkiem śmierci niewinnej osoby, jednak nie chciał też mieć jakichkolwiek spięć pomiędzy członkami drużyny. Wplątali się w zbyt głębokie problemy, by pozwolić sobie na rozdzielenie.
 
Revan jest offline  
Stary 24-01-2008, 17:24   #83
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Alex popatrzył zdziwiony na to, co właśnie miało się zacząć. Kompletne wariactwo! Oni Wszyscy chyba poszaleli. Rozumiał zrobić jakąś burdę w barze, pewnie nikt tutaj nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli parę osób obije sobie mordę. Narobią sobie tym kłopotów, był tego pewnym.

"Co za gówno" przeleciało mu przez myśl. Moloch był dziełem ludzi, a nie jakiegoś diabła, czy innego demona. Co do tego Nowo Jorczyk nie miał żadnych wątpliwości. Wolał nie myśleć, że to co robi przynosi temu przerośniętemu blaszakowi satysfakcję, było to niepokojące. Jakoś łatwiej przychodziło mu żyć z myślą, że maszyny zabijają z powodu oprogramowania, a nie chęci do zabijania.

Olszański
odsunął puste talerze po zamówionym daniu i odstawił coś co miejscowi nazywali piwem. Popatrzył w stronę wyjścia, to jedynie parę metrów. Do samochodu kolejne parę. Szkoda tylko, że jego nowi towarzysze nie wyglądali na takich, którzy chcą odpuścić. Ktoś ich ścigał ... poprawka, ktoś nas ściga, bo znając wojskowych nie uwierzą, że spotkał ich tylko przypadkiem, a oni zamiast siedzieć cicho próbowali zwrócić na siebie uwagę. Szczerze powiedziawszy nienawidził Molocha i chętnie sam rozwaliłby tego faceta ... ale nie w tym miejscu, nie w tym czasie.

Zaczął się szykować na najgorsze, chociaż miał nadzieję, że słowa jego towarzyszy poskutkują ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 24-01-2008, 19:34   #84
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Szybkie zakupy i można było ruszać w dalszą drogę. Spojrzał na bar do którego się zbliżali. Prawie zawsze wyglądający tak samo nie ważne gdzie się było. Gdy usłyszał nowiny Lysandera zgrzytnął zębami.

- Jak myślisz, po czyjej stronie stanie to miasteczko jak dojdzie co do czego ? A mi nie widzi się walka z uzbrojonymi po zęby żołnierzami. - podrapał się po brodzie - Choć opuszczanie tej dziury z samego rana tylko rzuci na nas cień podejrzenia i znów pościg. Jak nie spojrzeć mamy przesrane.

Gdy weszli do środka i ujrzeli klechę tylko westchnął lekko. "Zaraz się zacznie", przemknęło mu przez głowę i nie mylił się. Nie mogli jednak zaraz po przyjeździe robić sobie wrogów z połowy klienteli jak dojdzie do walki, na którą się zapowiadało.

- Odpuść sobie klecho i zjeżdżaj stąd. Potrzebujemy spokoju a twoja śmierć na pewno taka nie będzie - mówił cicho swym lodowatym głosem, spojrzał na klechę - Zatem co wolisz, kulkę czy wyjście ? Bo nie mamy czasu na zabawę z tobą.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 27-01-2008, 00:31   #85
 
Lavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie coś
- Niezły gnat chłopcze, ale wyłuskuj z niego naboje, wolno Ci mieć tylko jeden, jeśli go zmarnujesz zostaje Ci tylko to – jeden z osiłków wcisnął Grey’owi w łapsko wielki topór o dwóch ostrzach.– Lepiej nie zmarnuj strzału. Zasady takie: wchodzisz na arenę, 100 jardów przed Tobą wypuszczamy mutasa, na arenie rozstawiliśmy zapory przeciwczołgowe i różne gruzy. Mutek jest bez broni, jeśli pozwolisz mu do siebie dobiec… to już twój pech…arena jest w kształcie prostokąta, mam nadzieję, że się będziesz dobrze bawił… hehe

- Lepiej żeby było tyle samo naboi jak skończę z waszym mutkiem. - odparł wyładowując pociski i stawiając je na stolik obok wejścia. Spojrzał srogo na ludzi stojących w pokoju po czym lekko podskakując rozgrzewał się przed walką. Dziwne ale mężczyzna na myśl że dziś stoczy walkę prawie na gołe ręce z mutkiem uśmiechnął się szeroko. Ludzie widzący jego perfidny uśmiech musieli pomyśleć dwie rzeczy: albo on jest dobry w tym co robi albo jest kompletnym świrem. Dla Grey'a to jest chleb powszedni, a dzień bez zamordowanego mutka jest zmarnowanym dniem. Każdy dodatkowy dzień z choć jednym mutkiem chodzącym po tym świecie jest kolejną motywacją by żyć dalej. Mężczyzna na punkcie tych muktów ma kompletnego świra, uwielbia z nimi walczyć. Najlepsze w tym fachu jest to że za każdym razem walczysz z innym mutkiem z którym trzeba nieźle się namęczyć. Każdy z tych dziwactw walczy na swój niepowtarzalny sposób, co zmusza co myślenia i bezustannej czujności.

Krata podniosła się kiedy łowca wchodził na arenę i zamknęła się za nim z głośnym hukiem kiedy już wszedł. Miejsca na widowni były wyjątkowo wypełnione, widać Zgniatacz robił dobre szoł, skoro tak tłumnie się tu zwalili. Łowca przeładował strzelbę, poczuł ulgę kiedy nabój znalazł się w komorze, około 15 jardów przed nim było czyste od gruzów i przeszkód, pozostałe 85 wypełniały różne gruzy, belki, zwały betonu. Na końcu zaś w murze areny, umieszczone były żelazne drzwi, w które właśnie ktoś mocno walił.

Szybka analiza całego terenu pozwoliła mu określić miejsce walki. "Pośród gruzów ciężej mu się będzie mu poruszać. Stalker jest dużym kawałem chodzącego mięsa więc muszę uważać na jego ciosy. Kupi gruzu mogą mi pomóc ale mogę też przeszkodzić. Na początek muszę wybadać tego stwora i zobaczyć do czego jest zdolny." Pierwszy atak w takiej sytuacji jak tak zawsze trzeba pozostawić dla wroga, nie ma co liczyć na szybki koniec przy użyciu jednego pocisku. Grey już ma pomysł jak dobrze użyć tego pocisku, są dwie opcje które wchodzą w grę: pierwsza z nich zakłada że pocisk zostanie wystrzelony prosto w twarz bydlaka lecz jest to dość trudne, druga mówi o tym by rozwalić mu kolano od tyłu i bliska. Zraniony mutek będzie kulał a wtedy nie będzie już taki szybki i agresywny. Grey myśląc nad walką przemieścił się w tereny gruzów oczekując przeciwnika.

Bydlak był ogromny, zaryczał głośno kiedy wchodził na arenę. Ruszył szybko w kierunku przeciwnika, a jego kroki wywoływały pogłos słyszalny dla Rossa nawet z tej odległości. Skurwiel jest szybki i zwinny, pokonywał przeszkody niezwykle sprawnie.

-I live for this SHIT. - krzyknął Grey przygotowując się do uniku pierwszego ataku mutka.

Plan był prosty: rozwalić mu kolano przy najbliższej i najlepszej okazji ale tak by nie zmarnować pocisku. Gdyby jednak bydlak był na tyle spryty i nie dał się zajść od boku Grey spróbuje go zmylić siekierką. Wymachy toporem nie będą z głębokie by nie być łatwym celem dla szybkiego potworka.

Przypuszczając że pocisk jest zmarnowany lub nawet nie Grey będzie próbował rozciąć mu więzadła które są widoczne na zgięciu nogi. Ich przecięcie spowoduje całkowitą neutralizacje nogi mutka. Kikuty przeciwnika mogą jednak być mocno opancerzone z każdej strony, w takim wypadku można spróbować przeciąć paski mocujące pancerz.

Pancerz jest za dobry by się go pozbyć, cóż w takim wypadku trzeba mężczyzna spróbuje przebić stwora jakimś prętem. Drut postara mu się wbić między 3 a 4 żebro gdzie jest aorta brzuszna. Powrót wykrwawi się w kilka chwil.

Gdyby Ross miał wielkiego pecha i wszystko by poszło źle pozostaje unikać ciosów i jednocześnie atakować je toporem by nie miał czym wymachiwać.

"Jeden z nas." - powiedział sam do siebie.
 
__________________
"I never make the same mistakes twice" -- by Me :P
Lavi jest offline  
Stary 31-01-2008, 23:29   #86
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Słyszał każde uderzenie swojego serca… krew szybciej zaczęła krążyć… dziwne napięcie zdominowało całe jego ciało. To adrenalina uwolniła się do naczyń krwionośnych… mobilizując i tak skupionego już łowcę. Stalker błyskawicznie przemieszczał się między gruzami… krążąc wokół miejsca w którym stał Ross. Łowca uważne obserwował biegnącego mutasa.

Nagle bydle zmieniło kierunek. Teraz nie biegło już prosto na przygotowanego Grey’a, skręcił gwałtownie w bok i zaczął zachodzić zabójcę mutantów z boku. Nie atakował, krążył wokół niego wśród ruin i gruzów, był piekielnie szybki, czasem dało się zauważyć jakiś zamazany cień przemykający między załomami żelbetonu. Instynkt łowcy i wszystkie jego zmysły były podkręcone na najwyższe obroty.

Nagle światło na moment zgasło na całej Arenie, wrzaski widowni ucichły na moment. To wszystko zdekoncentrowało łowcę. Usłyszał ciężkie kroki mutasa zbyt późno za swoimi plecami. Poczuł palące uderzenie w plecy, cztery krwawe szramy rozdarły skórę… potwór zaryczał i zniknął w ciemnościach. Ross zdał sobie sprawę, że ten skurwiel bawi się z nim, mógł go przecież zabić, a nie uderzyć tylko w przelocie. Blask zapalanych reflektorów ukuł w oczy, publiczność szalała, widząc krwawą ranę na plecach łowcy. „Teraz to się wkurwiłem” – zmełł przekleństwo w ustach.

Domyślał się już jak to działa, w momencie ataku ich pupila, te gnoje gaszą światła. Stanął silnie na dwóch nogach, trzymając w obu rękach stylisko topora, SPAS zwisał na pasku przewieszony przez ramię. „To sobie zostawię na deser” – pomyślał mściwie.

Znów usłyszał złowieszczy odgłos biegnącego mutanta. Znów zachodził go od tyłu, tylko, ze teraz Ross o tym wiedział. Mrok nie stanowił tym razem dla niego żadnego zaskoczenia. Szybki unik i cios mutasa trafił w próżnię, pchnięty siłą rozpędu nieudanego ciosu, Stalker stracił równowagę i runął do przodu. Grey uderzył instynktownie, na odlew tnąc toporem. Chrzęst kości i tkanek świadczył, że jego atak był skuteczny.

Światło zabłysło po raz kolejny, a rozochocona rykiem mutasa publiczność zawrzała z podniecenia. Ale dla łowcy to już nie było ważne. Zdjął z ramienia strzelbę… krwawiący z odciętej nogi potwór, czołgał się jeszcze całkiem żwawo między gruzami, podpierając się na dwóch silnych, pazurzastych łapach.

Strzał ze SPASA, uczynił z jego głowy chmurę krwawych bryzgów… - Zdychaj… ścierwo – splunął na martwy zwłok…

*****

- Jak śmiesz bredzić i robić zamęt tym ludziom. Czy ty wiesz co za herezje odprawiasz. JESTEM LYSANDER SHRIKE z Kościoła Wiecznego Gniewu i nie pozwolę na bluźnierstwa. Ludzie są zagubieni i wytykanie im błędów jest nie na miejscu. Owszem ludzie doprowadzili do upadku cywilizacji, ale teraz niech najpierw zajmą się swoimi domostwami, niech wybudują sobie domy, założą rodziny oraz niech dopomogą bliźniemu w potrzebie oraz staną w jego obronie, a już ich sam Pan Niebieski pobłogosławi i będzie ich chciał w Królestwie Niebieskim jeśli zajdzie taka potrzeba. A gdy ci co przetrwają na tym padole ziemskim i zacznie się im dziać krzywda wówczas sami zwrócą się do Pana Niebieskiego i Kościoła Wiecznego Gniewu o pomoc i łaskę, a wówczas on zmotywuje ich do obrony tego co kochają. Sami, bez niczyjej bzdurnej gadki udadzą się tam gdzie będzie potrzeba aby walczyć. Zamiast pleść bzdury i herezję pomógłbyś przy naprawie domu, polowaniu na mutanta, który zagraża gospodarstwom lub przy innych potrzebnych pracach ... CZY MOŻE umiesz tylko gadać bzury i masz lewe ręce do pracy oraz szukasz naiwniaków? ODPOWIEDŹ a może ŁASKA będzie ci DANA ... – podniesiony głos kaznodziei, sprawił, że wszyscy goście szybko odwrócili głowy w waszym kierunku. Dłoń na rękojeści miecza, jednoznacznie wskazywała na intencje Shrika.
Stojący na skrzynce szarlatan, zaprzestał swej mowy, spoglądając z cwaniackim uśmiechem na Kapłana Kościoła Wiecznego Gniewu.

- Lepiej spieprzaj w tym mieście może być tylko jeden kapłan a będzie nim mój druh. Nie potrzeba nam szpiegów molocha albo mutków siejących zwątpienie i marazm - wzrok Doti wwiercał się w oczy cwaniaczka. Wielu mężczyzn pod tym wzrokiem kapitulowało, była ciekawa co zrobi ten pojebany świr.

- Nie warto. Nagadaj mu tak, aby sobie poszedł. Nie próbuj nawet używać broni. – twarda zahartowana dłoń Steva zatrzymała kapłana.

- Jak myślisz, po czyjej stronie stanie to miasteczko jak dojdzie co do czego ? A mi nie widzi się walka z uzbrojonymi po zęby żołnierzami. - podrapał się po brodzie - Choć opuszczanie tej dziury z samego rana tylko rzuci na nas cień podejrzenia i znów pościg. Jak nie spojrzeć mamy przesrane. – słuszność słów Roberta była porażająca. Alex nawet nie ruszył się ze swojego miejsca przy posiłku, czekał, a oczami mierzył odległość od drzwi.

Cwaniaczek widząc, uzbrojonych towarzyszy Lysandera, zszedł ze swojego prowizorycznego podwyższenia. Cisnął wam pełne nienawiści spojrzenie i dał znak swoim dwóm towarzyszą, odzianym w szkarłatne szaty obwiesiom, by wyszli. On sam podążył za nimi… mijając was, warknął tylko cicho: - Jeszcze się spotkamy… niewierni…

Drzwi baru zamknęły się za nim z trzaskiem. Postronni ludzie szybko wrócili do swoich poprzednich zajęć. Czyli plotkowania, krzyków i przeklinania w możliwie najgorszy sposób i picia tych szczyn, które miejscowi nazywali piwem.

Nawet przez przybrudzone szyby lokalu mogliście dostrzec, że na zewnątrz zaczyna się zmierzchać. Widocznie bramy zostały już zawarte. Co dalej? Czuliście już zmęczeni ciągłą podróżą, ostatnio spaliście chyba w jaskini podczas burzy piaskowej, a jeszcze ta walka z gangerami…Odpoczynek bardzo by się wam przydał… wszyscy to wiedzieliście… tylko czy mogliście sobie na to pozwolić?

*****

Siedzący pod ścianą baru facet podniósł na chwilę kapelusz, który do tej pory zakrywał mu twarz. Obejrzał bacznie od stóp do głów nowych gości i ich ekwipunek… i nasunął z powrotem kapelusz. Miał tylko czekać… i obserwować… na razie.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 01-02-2008, 12:37   #87
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Doti nie przejęła się wcale słowami cwaniaczka.
„Nie cierpię tych cwaniaczków z Vegas prawie tak ja gangerów” pomyślała z obrzydzeniem spluwając na podłogę. Miejsce było nie ciekawe przypominało jej knajpę „Szalony pies”. Wyłuskała dwa pociski i rzuciła na ladę.

- Coś do żarcia i piwa ile wlezie. – rzuciła do stojącego za ladą.

- Parszywy pies jeszcze będziemy mieli z nim kłopoty – patrząc w kierunku drzwi szepnęła do podchodzącego kaznodziei.
- Swoją drogą ciekawe gdzie się podział Grey. Mam nadzieje, iż zbytnio nie narozrabia nie uśmiech ni się ucieczka w środku nocy.

Medyczka zmyśliła się i przypomniała sobie pierwsze spotkanie z "Wolf"-em. Było to gdzieś na terytorium meksów. Zapadła dziura podobna do tego miasteczka. Sama już nie pamiętała, o co wtedy poszło Gej zajął gangerom miejsce czy na odwrót bynajmniej skończyło się trzema trupami i ucieczką na oklep końmi porwanymi z miasteczka. „Mieliśmy wtedy szczęście, iż udało się rozpędzić konie i nie mieli, na czym nas ścigać”.

Wtedy jakby sobie o czymś przypomniała i plasnęła dłonią w czoło, aż rozległ się charakterystyczny dźwięk.
Rozejrzał się po sali poczym podniesionym głosem zawołał.

- Słyszałem iż nie macie porządnego medyka chirurga w osadzie, więc dzisiaj jestem i możecie mieć moje usługi . Nie zedrę z was skóry. – poczym uśmiechnęła się.
„Bynajmniej znie za bardzo zedrę owieczki”.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 02-02-2008, 15:13   #88
 
Lavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Lavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie cośLavi ma w sobie coś
Walka z pupilkiem miejscowych byłą dziwna, stwór zamiast atakować okrążał mężczyznę jakby czekał na jakiś dogodny moment. Ludzie na trybunach krzyczeli jak szaleni... rządni krwi którą dostana szybciej niż im się wydaje. Nagle jednak zgasło światło co zdezorientowało łowce na tyle by bydle mogło do niego dobiec zostawiając mu ładny ślad na plecach. Pazury przedarły się przez kurtę Ross jak gorący nóż przez masło, jednocześnie smyrnęły go ładnie po plecach robiąc fajne cztery ślady.

Łowca od impetu i rozpędu aż upadł na jedno kolano. Mężczyzna wstał powoli obserwując ciemność która po chwili została rozjaśniona przez reflektory. "Hmm czyli tak to działa." Od tej chwili Grey wiedział co robić, gdy tylko bydle ponownie atakowało, momentalny brak światłą nie był dla niego problemem. Szybki unik i przewrót przez bark pozwolił łowcy unikąć ciosu, a mutek zbytnio rozpędony gruchnął na ziemią jak duży klocek drzewa. Przygotowana wcześniej siekierka wykonała swoje zadanie rozłupując mu nogę w kolanie co przekształciło złego mutka w potulnego baranka. Mężczyzna odrzucił topór na bok jednocześnie zdejmując z pleców SPAS 12. Bydle próbowało uciec jednak nie miało szans, Grey powoli szedł za nim zbliżając się do niego. Wycelował powoli w jego głowę i pociągnął za spust. Jego mózg rozbryzł się po betonowej podłodze.

Publika nagle ucichła nie wiedząc co się właśnie stało. Nagle jednak zaczęli krzyczeć i skandować imię łowcy, gdyż jak na razie ich pupilek był niepokonany. Ross'a nie interesowało to co ludzie krzyczą, podszedł do mutka i urwał mu palec z pazurem który weźmie sobie na pamiątkę. Nie zbaczając na wszystko ruszył w kierunku wyjścia które otwarło się z hukiem. W środku chodził w te i z powrotem mały czarny facet który jeszcze przed chwilą był strasznie zadowolony z siebie. Mężczyzna podszedł do stołu ładując pociski z powrotem, gdy nagle kurdupel wydarł się na niego.

- CHOLERA, ZABIŁEŚ NASZEGO MUTKA. Co ja teraz pokaże ludziom ?!? Nic nie dostaniesz ... - wiele obelg z jego strony skierowało się do łowcy lecz on tylko ładował pociski do SPAS'a. Gdy tylko skończył miał dość i szybkim ruchem podniósł kurdupla za fraki przyciskając go do muru jednocześnie przyciskając mu gnata do twarzy.

- Słuchaj no krasnalu. To ja powinienem ci rozwalić ten mały głupi łeb bo nie uprzedziłeś mnie że będzie jakaś niespodzianka i przez to moje ubranie jest podarte. Jeśli nie chcesz skończyć tak jak ten mutek to dawaj co mi należne. A jak ci tak bardzo zależy na nowym mutku to znajdę ci jakiegoś oczywiście za drobną opłatą. - powiedział twardo rozglądając się. Jego ochroniarze nie wiedzieli co robić, czy strzelać czy uciekać. Zresztą wszyscy w tym pokoju wiedzieli że jeśli coś stanie się Grey'owi to miejscowi nie dadzą mu spokoju że nie gra fair i będzie musiał zwinąć interes a tego by mógł nie przeżyć taki kurdupel jak on.

Mężczyzna odebrał wygraną po czym ruszył w kierunku umówionego wcześniej baru by zjeść ciepły posiłek i położyć się na "wygodnym" łóżku. Jeśli coś zatrzyma go na swojej drodze to niech się lepiej modli. Uszkodzili mu kurtkę o którą również dba jak o swojego SPAS'a.
 
__________________
"I never make the same mistakes twice" -- by Me :P
Lavi jest offline  
Stary 06-02-2008, 15:12   #89
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
- Znając go nie wątpię, że sobie poradzi - mruknął spojrzawszy za umykającym kaznodzieją i jego przydupasami. Rozejrzał się po sali czujnym wzrokiem chcąc wyłapać ewentualnych ciekawskich typków. Mogli stanowić dobre źródło informacji.

Słysząc słowa dziewczyny uśmiechnął się lekko.
- Litości Dotti. Jeszcze zdążysz im sprzedać swoje usługi. - rzekł do niej rozparłszy się na krześle wygodnie i opierając dłoń na rękojeści broni niedbale. Dodał po chwili cichym głosem.
- Gwarantuje, że będzie ich aż nadto. Póki co zdecydujmy czy odpoczywamy i z samego rana ruszamy dalej, czy też zostajemy ale wtedy przydało by się ustalić naszą wersję zdarzeń.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline  
Stary 09-02-2008, 23:36   #90
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Post uzgodniony z MG

Alex odetchnął z ulgą, kiedy jednak nie doszło do bitki w tym barze. Bądź co bądź podróżowali razem ... znał zbyt dobrze liczne niebezpieczeństwa samotnej wędrówki. Gdyby ktoś prowadził statystyki o przestępczości i miejscach jej występowanie, to prawie cały teren stanów zjednoczonych zaznaczony byłby czarną kreską.

-Przed wschodem i tak nic nie zrobimy, najlepiej niech każdy zajmie się sobą, a rano pomyślimy co mamy robić ... lub się po prostu wyniesiemy po angielsku - nie czekając na odpowiedź podniósł się ze swojego miejsca i zarzucił karabinek na plecy. Spokojnym krokiem podszedł do barmana

-Czego?-

-Spoko wodza, szefie. Jestem monterem i zastanawiam się czy nie znalazłaby się dla mnie jakaś robótka-

-Aaaa, może i by się znalazła. Na destylatorach się znasz?-

-Stamtąd skąd pochodzę nazywają mnie mistrzem destylatorów- odpowiedział Olszański barmanowi -Naprawić, zbudować. Nie ma problemu, powiedz ile mi za to dasz-

-Naprawić, powiedzmy 15 gambli -

[i]-15? Za tyle to mi się śrubek nie opłaca zużywać 45-

-30 ... ostatnie słowo-

-Dobra niech będzie 30 ... - odpowiedział mu Polak rozkładając ręce w geście rozpaczy -ale wiedz, że gardło sobie podrzynam tym interesem-

Uśmiechnął się szeroko, 30 gambli za naprawę destylatora! Nieźle, nieźle. Co mogło się w nim popsuć? Pewnie będzie trzeba wymienić jakieś uszczelki, coś dokręcić. Nic trudnego, po prostu czysty zysk. Ludzie jego pokroju, mieli jednak faktycznie łatwiej w tym życiu. Barman poprowadził go do urządzenia, które było zapewne jego głównym źródłem dochodów. Olszański wyjął z kieszeni mały śrubokręt i zaczął je obstukiwać ze wszystkich stron. Gwiżdżąc "16 ton" zanurkował pod spód.

Kiedy wyczołgał się z powrotem otrzepał się z kurzu i popatrzył na właściciela
-No problemo stary, da się zrobić. Skoczę tylko bo zostawiłem kilka rzeczy w wozie i wracam. Jak skończę będziesz mógł powrócić do robienia najlepszego bimbru po tej stronie Missisipi.-

Odłożył rzeczy, które miał przy sobie w róg pokoju. Był pewien, że facet go nie okradnie. W końcu potrzebował jego pomocy. Śpiewając pod nosem "We don't need another hero" wyszedł z baru. Noc była zimna i raczej pochmurna . "Pieprzona pustynia, nigdy nie można się przyzwyczaić" pomyślał otwierając kluczykiem bagażnik swojego auta, a przynajmniej wraku który służył mu do przemieszczania się z punktu A do punktu B, czymkolwiek byłby ten punkt B. Wyciągnął potrzebne mu narzędzia i zamknął auto.

Wrócił do środka i wziął się do naprawy. Najpierw rozebrał całe urządzenie i je wyczyścił. Nigdzie mu się nie spieszyło, pracował w jasnym i ciepłym pomieszczeniu, mógł to zrobić porządnie. Każdą część odkładał na przygotowaną przez właściciela plandekę. Dopiero wtedy oglądał i szukał wszelkich usterek i niedoskonałości. Oczywiście najważniejszą przyczynę zobaczył już wcześniej, ale wystarczyło załatać i po sprawie.

Teraz dodatkowo wywalił stare sparciałe uszczelki i zastąpił je nowymi, które znalazł w jednej mieścinie. Myślał, że takie małe mu się nigdy nie przydadzą, a tutaj takie miłe zaskoczenie.

Kiedy skończył poskładał wszystko, zebrał swoje rzeczy i poszedł do barmana
-Dobra zrobione, gra i tańczy zespół komanczy. Teraz moje gamble szefuniu- facet prychnął coś w odpowiedzi i poszedł zobaczyć, czy faktycznie wszystko jest w porządku. Wrócił po 5 minutach, z uśmiechem od ucha do ucha.

-Zasłużyłeś na swoją zapłatę ... jak chcesz możesz się jeszcze przespać na górze mam tam miejsca dla gości- Alexander uśmiechnął się szeroko w odpowiedz
-Dzięki, to obudź mnie gdzieś z godzinkę przed otwarciem bram- kiedy tylko uzyskał potwierdzenie od barmana zabrał kluczyk, oraz rzeczy które mu facet ofiarował i poszedł złożyć je do pokoju. Potem te najmniej potrzebne zaniósł z powrotem do auta. W końcu nie było sensu ich wszystkich nosić.

Kiedy zamknął z powrotem bagażnik opatulił się szczelniej płaszczem, włączył radio, odkręcił szybę i wyszedł na dach. Z kurtki wyciągnął flaszkę bimberku, który barman zrobił jeszcze przed popsuciem się destylatora. Odkręcił korek i pociągnął spory łyk. Poczuł przyjemne ciepło gdy alkohol rozchodził się po całym ciele. "Dobre" pomyślał i uśmiechnął się szeroko.

Płyta grała akurat piosenkę "We built this city". Alex uśmiechnął się szeroko pociągnął kolejny łyk i zaczął śpiewać razem z wokalistą. Jasna cholera, jutro mógł nie żyć! Nikt nie zabroni mu się dobrze bawić! Nieliczni przechodzący ludzie obserwowali go z ciekawością i może zdumieniem, ale on się tym nie przejmował. Niech sobie myślą co chcą, za wiele już widział, żeby sobie odpuszczać. Chciał wykorzystać życie na maksa, za nim złożą go do jesionki. "Chociaż uczciwie mówiąc, pewnie nawet nie złożą mnie do jesionki tylko zakopią w przydrożnym rowie, albo zostawią zwierzętom na pożarcie". Tylko na jedną chwilę ta smutna myśl przyćmiła jego dobry nastrój. Radio zaczęło grać "Whiskey in the jar", więc powrócił do śpiewania.
-I took all of his money, it was a pretty penny, i took all of his money and i brought it home to Molly!- flaszka była jeszcze w połowie pełna, ale Olszański był już w wybornym nastroju. Po prawdzie śpiewać i zachowywać głupio mógł się nawet bez alkoholu, ale jednak taka zabawa była o wiele lepsza.

Podniósł się na równe nogi, przesunął karabin przewieszony do tej pory przez plecy na swój brzuch i zaczął udawać, że to gitara, jednocześnie tańcząc po samochodzie. -Oooo yeah!- powtórzył za wokalistą zespołu i pociągnął solidny łyk z flaszki. W tej chwili ci, którzy go obserwowali mogli uznać, że jest popaprańcem, pijany albo z Detroit ... albo wszystko na raz. Może i nie był z Detroit, ale i tak w Nowym Yorku były lepsze imprezy! Gdy muzyka przestała grać usiadł z powrotem na dachu i wyrzucił pustą butelkę, która rozbiła się o jeden ze sąsiednich budynków. Kolejne pół godziny spędził gapiąc się w gwiazdy i słuchając jakiś smutnych piosenek lecących z jego radia. W końcu zrobiło mu się zimno. Zabrał swój karabin sprawdzając, że jest cały i luneta nie domowej roboty nie uległa żadnym szkodom. Zamknął okno, wyłączył radio i zamknął samochód. Potem upewnił się, że wszystko naprawdę jest zamknięte ... zrobił to jeszcze raz i dopiero wtedy ruszył z powrotem do baru.

Nie zwrócił nawet uwagi na spojrzenia innych osób, od razu poszedł do pokoju. Zamknął go, rozebrał się, odłożył broń niedaleko łóżka, tak żeby mieć ją pod ręką i położył się do łóżka "Dobranoc" pomyślał i momentalnie zasnął ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172