Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2008, 03:00   #17
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Czym jest życie, wobec potęgi śmierci… Większość ludzi stara się osiągnąć swoje cele za życia, nie wiedzą jednak jak śmierć potrafi być szybka. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że śmierć jest początkiem zupełnie nowej egzystencji. Elfy, ludzie, krasnoludy, wszystkie rasy świata, dążą do czegoś, do potęgi. Skoro życie dąży do śmierci, to jest ona potęgą. Jest jak lśniący klejnot na górze, po który tylko nieliczni mają odwagę sięgnąć. Nieliczni, dla których śmierć nie ma znaczenia. Jeżeli jednak śmierć jest początkiem czegoś nowego, co jest jej końcem? – Revan pogrążył się w filozoficznych rozmyślaniach, przymykając oczy. Z rytmu wybiło go zachowanie dziecka. Tak, tak, dziecka. Nigdy nie był dobrym rodzicem, ba, nawet nigdy nie miał dzieci. I nie chciałby nigdy mieć. Nie zdzierżyłby tego wszystkiego, najpewniej udusiłby małe dzieciątko, nim zdążyłoby załkać po raz pierwszy. Jak owoc zgniótłby wątłą główkę dziecka pomiędzy swoimi fioletowymi palcami. Z pewnością nie będzie dobrym rodzicem.

Jego uwagę przykuł mężczyzna, pieczołowicie składający swoje ubranie. Słyszał o takich, samurajach. Tylko gdzie jest jego pan? Każdy samuraj ma swojego pana. Skoro ten podróżował samopas, znaczy się, ze wygnańcem był, roninem. A każdemu roninowi przeznaczona jest śmierć, i to z własnej ręki. Uśmiechnął się paskudnie. Jest hardy, klinga miecza wyznacza mu drogę życia. Potrafi także je odbierać. Boi się jednak, widział to w jego oczach. W jego gestach. Mimo tego wszystkiego, jest słaby. Jak niemowlę. Boi się śmierci.

Złowił spojrzenie półelfki o białych włosach. Nie dał tego po sobie poznać, także ją obserwował.

- Warto się ubezpieczyć na wypadek ewentualnej... Niespodzianki.

Spojrzał jej prosto w oczy. Długo tak patrzył, splótł ręce na brzuchu. Odwróciła wzrok, a Revan podążył za nim. Ronin bawił się bronią, potem usiadł. Uważał go za tchórza, niczym nie różnił się od swojego rodzaju, a jest wojownikiem. Ludzie, jaka to trywialna rasa, wszystko sprowadzają do kilku rzeczy, zupełnie jakby nic poza tym nie istniało. Najgorsze jest to, że ta prosta filozofia sprawdzała się, nad wyraz skutecznie. Coś, co umknęło uwadze starożytnym rasom, przyszło z łatwością dzieciom tej ziemi, ludziom. Niebywałe, i jakże poniżające. Revan nie postrzegał jednak siebie w tej kategorii, gdyż, jak uważał, nie da się zmierzyć siebie samego jedną miarą.

Niesamowicie irytowała go obecność „Słonka”. Osoby najmniej kompetentnej, w jego mniemaniu, by chociażby nazywać się uczestniczką tej wyprawy. Idzie z nimi, tak postanowił. Skoro tym sposobem może odnaleźć swoją ukochaną, mógł się tego podjąć. Ale ta dziewczyna wystawiała jego cierpliwość na próbę. Wprawdzie nie miał z nią prawie żadnego kontaktu, to czuł, że gdyby do niego doszło, udusiłby ją gołymi rękami. Miał skomplikowaną naturę, zazwyczaj okazywał spokój z typową, dumną elfią wyniosłością, a czasem wybuchał w błahej sprawie niczym wulkan, a w swej złości potrafił dokonać rzeczy strasznych w skutkach. Strasznych dla innych, gdyż sam nie miał nic do stracenia. Mało przejmował się postronnymi osobami, kierował się tylko swoim celem.

Paks uderzyła z hukiem w stół zadając retoryczne pytanie, na które jednak elf udzielił odpowiedzi.
- Nie zwykłem w swej dobrodusznej naturze deprawować dzieci, ale skoro takie są prawa „sparingu”, poświęcę się temu z pełnym zaangażowaniem. – uśmiechnął się, już drugi raz dzisiaj, i po raz kolejny wyjątkowo paskudnie. Zresztą, ten uśmiech wydawał się być jedyną dobrze opanowaną emocją, jaką jego dość przystojna twarz jest w stanie okazywać. A wtedy traci na swoim uroku, nadając jej wyraz pospolitego bandziora, który właśnie dorwał dziewkę pomiędzy palącymi się belkami domu, i za nic nie wyglądało to na to, by chciał sobie odpuścić. Wręcz przeciwnie. Widząc jednak rosnący niepokój na twarzy Słonka, szybko „spochmurniał”. Po przedstawieniu kobieta o białych włosach poszła na bok, poćwiczyć. Widać, mała Miya miała niezwykły dar do wkurzania postronnych osób. Samą swoją obecnością.

Paks starała się odnaleźć wewnętrzny spokój, operując mieczem. Jeżeli z takiego powodu na starcie dochodzi do spięć w „drużynie”, nie chciał myśleć, co się stanie potem. I jak wytrzyma to półelfka. Oby nie załamała się w krytycznym momencie, gdyż zadanie, które spadło na ich barki jest wyjątkowo wymagające. Już wkrótce mieli się o tym przekonać…

Kolejną osoba, która także nie podobała się Revanowi, był Fillin, karczmarz z idiotyczną manierą wpadania w radosny nastrój, któremu towarzyszył kretyński śmiech. Noc nie jest idealnym sprzymierzeńcem… jak dla kogo, w końcu Fillin był tylko ograniczonym człowiekiem. Skoro panuje tutaj tak potężna magia, czemu jej nie wyczuł? Albo człowiek blefuje, albo Revan staje się coraz słabszy. Nie rozumiał tego, ale z dnia na dzień jego zdolność koncentracji zdawała się maleć. Odczuwał wewnętrzną pustkę, miejscami wydawało mu się, że świat, w którym teraz się znajduje jest jego snem na jawie. Nie podobało mu się to, ani trochę. To była jedna z niewielu rzeczy, której się obawiał. Bezsilność, na to nie ma lekarstwa.

Następnego dnia wyruszyli w drogę. Ubrał się, zabrał swój prowiant. Z tobołka wyjął czarną chustę, którą obwiązał sobie wokół twarzy, tak, że zasłaniała ją od dolnej graniczy oczu w dół. Zazwyczaj tak podróżował, nie miał ochoty zostać rozpoznanym przez nieznane mu osoby. Bezimienny szedł za resztą grupy, czasem niedbale spoglądając w tył. Nie spodziewał się jednak zobaczyć tam niczego niezwykłego, gdyby ktoś chciał ich śledzić i pozostać niezauważonym, z pewnością mu się to uda. Zatrzymali się po wędrówce w prażącym słońcu, nastał czas odpoczynku. Jako drugi miał objąć wartę. Potem z kolei spotkali jakiegoś Silvarina. Brat Alarona? Widać miał gorący temperament, i boczył się ciągle. Chłodnym wzrokiem odprowadził go, a gdy zniknął w gęstym mroku, oparł się na posłaniu o pieniek drzewa, i spokojnie układał sobie w myślach pewne zdarzenia. Miał wielką ochotę sięgnąć po księgi w jego plecaku, ale wolał nie wzbudzać podejrzeń. Dla swoich towarzyszy był tylko „rębajłą”.
Leżał z przymkniętymi oczami. Z pewnością nie miał zamiaru zasypiać podczas warty tego małolata, z pewnością przepuściłaby każdego, ba, nawet pomogła wskazać, kto kim jest. Gdy przyszła jego pora, gwałtownym gestem odsunął jej rękę, gdyż miała zamiar go obudzić.

- Nie śpię. – syknął. Gdy tamta położyła się spać, dalej leżał oparty o pieniek, kilka razy zmieniając pozycję, gdy ta wydała mu się nazbyt niewygodna. Po kilku chwilach, godzince, może dwóch, podniósł drobny kamyczek, i rzucił w samuraja, trafiając w jego nogę, Revan skończył swoją wartę. Nie chciało mu się podnosić, ani cokolwiek mówić, toteż osunął się, podkładając pod głowę plecak i zasnął. Zapadł w półsen. Nie potrzebował wiele snu, czasem tez zdarzało mu się spać z otwartymi oczyma. Był niezwykle czujny. Wiedział, kiedy zmieniali swoje warty.

Rano nadszarpnął trochę swój prowiant, nie jadł cały wczorajszy dzień, ale i tak nie czuł się głodny. Jadł z umiarem, napełniając się jednak do syta. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadarzy się kolejny posiłek. Ruszyli znowu, ich celem był port. Podczas marszu Revan usłyszał ciche szepty, jakby inkantacje magiczne. Potem było za późno na jakąkolwiek akcję, ktoś sparaliżował i jego, i białowłosą. Fillin zdjął magiczne zaklęcie z nich. Rzucił się do tyłu, gdy tymczasem reszta weszła do zwarcia z przeciwnikiem. Klucząc w zaroślach, starał się obejść walczących sporym łukiem, i dorwać maga. Wkurzył go mocno tym swoim marnym zaklęciem, zamierzał zrobić sobie naszyjnik z jego flaków.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 10-02-2008 o 13:28.
Revan jest offline