Cały czas kręciła się po barze kompletnie nieobecna. Ponure myśli powróciły. Nie starała się nawet być uprzejma czy uśmiechć się do klientów a oni widząc jej nastrój unikali dłuższych konwersacji. Pieprzony samuraj i przerośnięte psisko? Jeśli Irlkandczyk się czegoś nie naćpał to może przeceniałam jego zdrowie psychiczne. Jedno jest pewne – nie mam zamiaru wierzyć w te brednie. Przecież to niedorzeczne... Z drugiej strony Irlandczyk z pewnością tam poszedł i coś wystraszyło go nie ma żarty. Może ktoś mu zapłacił żeby mnie nastraszył? Nie, nie. Gordon nie sprzedałby mnie przecież. Skończ z tym Eva, przecież mu ufasz - zganiła się w myślach. Ufam mu i nie będę podważać jego prawdomówności. Skoro Gordom mówił, że widział tego Księcia walczącego z włochatym stworem to z pewnością to miało tam miejsce. Ale co ona ma dalej z tym zrobić? Przecież nie może czekać spokojnie aż któryś ją wreszcie dopadnie. Skoro ze sobą walczyli to znaczy, że nie pałają do siebie sympatią. To istotna informacja, może się przydać. A najlepiej byłoby żeby obaj się tam pozabijali i dali mi święty spokój.
Rozmyślała potem jeszcze nad planem, w jaki sposób ma dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Postanowiła, że złoży wizytę Marcelowi. Nie specjalnie ciągnęło ją, żeby się z nim ponownie spotkać, ale on najwyraźniej wiedział więcej niż zdradził za pierwszym razem. To wszystko się kupy nie trzyma. Mam zaczepiać meneli w Central Parku aby zaprowdzili mnie do kolesia, którego mają znać ale z pewnością nie mieszka w kartonowym pudle? No trudno, chyba zaryzykuje. Najwyżej wezmą mnie za wariatkę. Olbrzymie kundle, Yakuza, i elegancik, który koleguje się z miejscowymi łachmaniarzami?
Jak narazie postanowiła jednak poczekać na Warrena i księdza. - To byłoby wobec nich nie w porządku gdybym zaczęła działać na własną rękę - pomyślała jeszcze.
Ostatnio edytowane przez liliel : 10-02-2008 o 08:51.
|