Valar nie angażował się w rozmowy swoich towarzyszy. Nie był w nastroju do tego, więc usnął na dobre, zaraz po tym jak Fillin skończył mówić. Redslinger nie lubił spać, właściwie nie lubił snów. Bał się ich, tego co w nich ujrzy i tego co mu przypomną.
Tej nocy wspomnienia były bardzo nachalne. Cały czas wykonywał nerwowe ruchy i mruczał coś pod nosem. Zdecydowanie nie był to przyjemny sen.
Po kilku godzinach, obudził się z koszmaru, błyskawicznie podnosząc się do pozycji siedzącej, oddychając głęboko. Otarł ręką spocone czoło i wstał by zabrać pakunek od karczmarza.
Zjadł trochę, napił się i spakował swoje rzeczy. Po kilku minutach był gotowy do drogi.
Zarzucił na szyję dużą brązową chustę i wyszedł za resztą drużyny.
Całą drogę, Valar szedł na przedzie, zaraz za Fillinem.
Kiedy słońce schowało się za horyzontem a drogę oświetliły gwiazdy karczmarz zarządził postój i wyznaczył Valara na pierwszą wartę. Mógł czatować całą noc, aby uchronić się przed snem, ale wiedział, że musi być wypoczęty następnego dnia i wartowanie przez całą noc odpada.
Usiadł wygodnie i zapalił swoją fajkę. Przeklinał się za to, że wczorajszego wieczora opróżnił bukłak z alkoholem.
Kiedy jego zmiana dobiegła końca, podszedł do Miy, która i tak nie spała. -Twoja kolej, ja muszę się przespać- powiedział do dziewczyny, uśmiechnął się i położył na ziemi pogrążając się w kolejnym koszmarze.
Obudził się wcześnie rano, czując pierwsze promienie słońca na swojej twarzy. Pogrzebał w torbie i wyciągnął z niej trochę jedzenia, które zjadł, popijając wodą.
Podczas kolejnego dnia marszu na ich drodze stanął mężczyzna, o którym Valar słyszał już wcześniej z opowieści Alarona. Silvarin ostrzegł Fillina o niebezpieczeństwie ze strony wysokich elfów. Słysząc to Valar uśmiechnął się lekko.
-„Więc nie jesteśmy tak bezpieczni, jak się spodziewałeś…”-pomyślał Redslinger.
Kolejnej nocy znowu trzymał wartę jako pierwszy, paląc fajkę i patrząc się w dal, rozmyślając o różnych sprawach.
Czy to możliwe, że w tak krótkim czasie, tak bardzo przywiązał się do swojej nowej kompani? Czy to możliwe, że znalazł kogoś, na kim na prawdę mu zależy? A co jeżeli jego osoba znowu sprowadzi kłopoty i oni też zginą?
Te myśli męczyły go przez całą noc. Jego skołatane nerwy nie wytrzymały by kolejnej straty przyjaciela. To by było zbyt wiele.
W pewnym momencie ściągnął swoją rękawice, ujawniając pierścień na jednym z palców. Pogładził wyryte na nim runy, mrucząc jakieś słowa w dziwnym języku, dla większości nieznanym.
Nad ranem wstał razem z resztą i ruszył za Fillinem.
Po kilku godzinach drogi, karczmarz zatrzymał wszystkich, wyczuwając niebezpieczeństwo. -Mag za plecami, zbrojni na froncie- burknął do siebie.
Widząc karczmarza i Miye biegnących na dziesiątkę uzbrojonych postaci, wyciągnął miecz i ruszył za nimi, wpadając na przeciwników z impetem.
Starał się blokować wszystkie ciosy i kontrować je mieczem, lub pięścią, odzianą w rękawice z ćwiekami. |