Wreszcie dojechali. Halfling przez moment rozmasowywał nogi, lecz wciąż nie dane mu było odsapnąć. Dopiero gdy strażnicy niemal wepchali go do sali sir Aufenica, dopiero gdy usiadł, poczuł chwilę spokoju. - Wreszcie, już dość mam tej szybkiej pogoni. Czemu nie możemy sobie zrobić kilku postojów w trakcie dnia? Czy to takie trudne? Zatrzymać się zejść coś, zapalić…
Rozejrzał się a później pomyślał, że w takiej wielkiej sali to nie będzie nikomu przeszkadzać, pewnie gospodarz sam pali fajkę jak taki szlachetnie urodzony, a poza tym nikt go przecież chyba za to nie zabije ani nie wychłosta. Ta ostatnia myśl, jednak odwiodła Tupika od pierwotnego zamiaru, wolał zapalić fajkę we własnym pokoju z dala od tego nadętego szlachcica i nie narażać się na całkiem realną chłostę. - Czemu tu nie ma nic do jedzenia? Bohaterowie przybywają z dalekiej podróży a służba się obija – to już mówił wyraźnie ciszej. W ogóle sprawiał dość niepokojące wrażenie mówił ni to do siebie ni to do pozostałych członków drużyny siedzących wraz z nim przy stole. Na jego twarzy malowało się już zmęczenie, a przecież był to pierwszy dzień podróży. Widać wydarzenia związane z zabiciem uchodźców nieco mocniej zadziałały na halflinga niż by na to wskazywała jego pierwsza reakcja. - Cholerni bandyci – dodał głośniej, choć nie dopowiedział już o kogo mu chodzi.
Nie mogąc doczekać się pachnących półmisków zaczął po troszeczku pałaszować własne zapasy, nie jadł dużo, żuł wolno każdy kęs bardziej aby zająć się czymś niż nasycić głód – wolał nie naruszać zbytnio swoich zapasów tak długo jak to możliwe. |