- Szlag by cię, Warren. Pamięci za grosz. - mówił, zły na siebie. -Cóż... Przynajmniej wiem, gdzie księdzu urzęduje, to zadzwonię do Evy i po prostu spotkam się z nią na miejscu.
Wstał, jeszcze nie całkiem dobudzony, niepewnym krokiem wszedł do kuchni i włączył ekspres do kawy. Podczas gdy ta zaczynała się parzyć, wziął szybki prysznic i zgolił głowę.
- Nic lepiej człowieka nie budzi z rana, jak kawa i żyletka. - powtarzał zawsze
Przez moment walczył z sobą, aby włączyć komputer, tylko na chwilkę przecież, żeby tylko przeczytać wiadomości, zobaczyć co w świecie słychać. No, może z kimś porozmawiać... Ale przemógł się, choć był już w pół kroku w drodze do maszyny. Rozejrzał się po zagraconym pokoju, szukając komórki, po czym wybrał numer.
- Witam, Evo. Tu Warren. Znalazłem Ojczulka. Proszę sobie wziąć coś do pisania, zaraz Ci podam adres. Spotkajmy się na miejscu za jakieś czterdzieści minut, dobrze? |