Widok wyniosłego donżonu niezbyt wzruszył Bada. Po pierwsze - w swym życiu widywał już wspanialsze fortyfikacje. Po drugie - w tym zapomnianym przez bogów zakątku świata ufortyfikowana budowla była z pewnością obiektem jeśli nie niezbędnym, to w każdym razie pożądanym.
Po przekroczeniu bramy obserwował jedynie, jakie są ewentualne szanse zdobycia tego posterunku przez zbuntowanych wieśniaków. I nie bardzo widział taką możliwość.
Odprowadził wzrokiem wierzchowce, mając nadzieję, że dostaną się w dobre ręce. Pachołkowie w takim miejscu raczej powinni umieć zajmować się zwierzętami. Chociaż nie był pewien, czy akurat ich końmi zajmą się jak należy.
Po wejściu do wielkiej sali wysłuchał polecenia zajęcia miejsca z pewnym zdziwieniem. "Równie dobrze mógł nas wysłać do kuchni... Albo do stajni."
Usiadł przy stole obok niziołka. I kopnął go z całej siły w kostkę. - Opanuj się i nie jedz... - szepnął prosto do ucha oburzonego Tupika.
Nie da się ukryć, że pan tego posterunku mógłby poczuć się ciut zdziwiony widokiem kogoś, kto przy jego stole zjada własne zapasy. I z pewnością nie odczułby wdzięczności z powodu dokonanych w spiżarni oszczędności. - Pewnie zaraz coś podadzą...
Co prawda nie miał zbyt wielkich złudzeń, co do jakości posiłku. Na koniec stołu, bo tam właśnie było dla nich miejsce, pewnie dotrą same resztki... Zimne i mało smaczne. "Ciekawe, czy dadzą do picia coś z alkoholem" - pomyślał. - "Gdyby ci wojacy" - spojrzał kątem oka na siedzących niedaleko zbrojnych - "ciut się podchmielili, to może..."
Może gadatliwy Tupik wyciągnąłby z któregoś z nich garść informacji na temat Moussillon... |