Rycerz widząc w chodzących szlachcica i kobietę pozdrowił ich poważnym skinieniem głowy. Trzeciego osobnika odnotował w pamięci ale nie witał specjalnie, to był wyraźnie plebejusz a z takimi wstyd się szlachcicowi w towarzystwie bratać. Po dłuższej chwili gdy wszyscy zasiedli oddzielnie, uznał jako najstarszy, jak na to wyglądało z towarzystwa przełamać nieufność i dystans jaki wyraźnie się wytworzył Nie lubił jadać sam a kobita co tu dużo mówić wpadła mu w jego jedyne oko. Wstał więc i spokojnym mocnym barytonem odezwał się do zgromadzonych w izbie. -Piękna pani szlachetny panie, jeśli wykażecie ochotę ku temu chciałbym zaproponować wam wspólną wieczerzę bo tusze i wam w drodze zdarzało sie wieczerzać w polu słuchając jeno wilczych skowytów. A przecież o ileż przyjemniej i obyczajniej w trakcie posiłku dyskursem na poziomie z szlachetnymi ludźmi czas sobie umilić? Tedy zapraszam do wspólnego stołu jeśli wola. Rad wam będę z całego serca.
Wypowiedź swą zakończył szerokim uśmiechem od którego blizna na jego lewej skroni lekko zbielała i gestem dłoni wskazując ławy stojące obok jego stołu. Po czym siadł czekając na odpowiedzi.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |