Drzwi uchyliły się na kilkanaście centymetrów i przez utworzoną szczelinę do środka wsunął głowę mężczyzna, licząc, że nikt go nie spostrzeże. Pomylił się jednak otworzył więc drzwi z rezygnacją i rozejrzał się po zgromadzonych. Jego wzrok zatrzymał się tylko na dwóch osobach – za pierwszym razem na rycerzu. „Cholipa, mam nadzieję, że o mnie nie słyszał.” – dało się wyczytać z jego twarzy. Za drugim zaś razem przyjrzał się szlachciance. O ile jego poprzednie myśli dało się odgadnąć, tym razem jego twarz aż krzyczała – „Rany, co za laska!”.
Z jego głowy opadały na barki blond włosy. Twarz porastał mu tygodniowy zarost. A zielone oczy błysnęły gdy w powietrzu znalazły się monety podejrzanego jegomościa. Jego cera nosiła ślad długiego oddziałowywania morskiego wiatru, była bowiem sucha i szorstka. Gruba bluza okrywała jego tors, a szerokie, czarne spodnie nogi. Ów spodnie kończyły się w połowie łydek i ustępowały tam wysokim, ciepłym butom. Przy białym pasie zawiązanym wysoko – pod żebrami zwisa egzotyczna szabla, a także mała kusza. W obszernej kieszeni spodni dźwięczał jakiś przedmiot, bądź ich kilka.
Gdy raźnym krokiem zbliża się do lady o jego lewe udo obijał się złocony medalion, długim łańcuszkiem przymocowany do pasa. Gdy był na miejscu oparł się o ladę i zapytał niskim, wręcz teatralnym głosem:
- Zacny gospodarzu! Liczę na strawę i pokój, by przetrwać tę okropną zamieć.
Zapłacił należną sumę i zasiadł przy stole, czekając na zamówione jadło.
__________________ "Precz z agresją słowną!
Przejdźmy do czynów!" - Labalve |