Jeff uprzejmie skłonił głowę, słysząc zaproszenie szlachcica.
- Panie - powiedział - z przyjemnością przyjmę twe zaproszenie. I mam nadzieję, że nie tylko ja - spojrzał na szlachciankę i jej towarzysza - z niego skorzystam.
Otwarcie drzwi zwróciło jego uwagę na jegomościa, który wśliznął się do sali. A jego oczom nie uszedł nagły przestrach, który pojawił się na twarzy nowo przybyłego. I zainteresowanie, na widok szlachcianki.
Nie zdradzając swych obserwacji skierował się ku stołowi zajętemu przez rycerza.
Poczekał, aż szlachcianka zajmie miejsce, a potem, ciągle stojąc, przedstawił się: - Jeff Harland. Z Rossnitz.
Nie sądził, by nazwa posiadłości powiedziała cokolwiek komukolwiek z obecnych, ale po prostu wypadało powiedzieć, z jakiego majątku się pochodzi.
Usiadł, a potem kontynuował, nawiązując do wypowiedzi rycerza.
- Miło będzie w porządnym towarzystwie parę poglądów wymienić. A co do wilków to masz waszmość niestety rację. Chociaż z drugiej strony - uśmiechnął się - jeśli ktoś, miast w domu siedzieć po świecie wędruje, sam jakby się napraszał wilczego koncertu.
- Oczywiście milsze dla ucha jest ludzkie słowo, szczególni jeśli padnie z pięknych, lub mądrych ust.
Spojrzał na moment w stronę kominka, na dość słaby ogień.
- Ciekawe - powiedział dużo ciszej, tonem na pół tylko żartobliwym - czy gospodarz skąpym jest, czy też to resztki jego zapasów i za chwilę meble - postukał w gruby blat stołu - zaczniemy palić... |