Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2008, 13:21   #82
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Marco czuł się tak pierwszy raz. Czy tak wygląda miłość? Pełna mieszanina szczęścia oraz przygnębienia, radości oraz melancholii, euforii oraz strachu? Tak się właśnie w tej chwili czuł, czuł, jak nie czuł nigdy indziej. Nic nie rozumiał. Nie rozumiał swojego zachowania, nie rozumiał szalonych ukłuć w sercu, kiedy miał wrażenie, ze elfina się od niego odsuwa. Nie rozumiał! Czy to aż takie czytelne dla wszystkich? Kiedy nie mówi ani słowa, kiedy gryzie się w wargi, żeby nie wybuchnąć, kiedy stając poza wszystkimi, wylewa sobie wiadro wody na głowę, żeby ochłonąć.

Siedział tak na polanie wraz ze wszystkimi słuchając elfa i znowu burza uczuć: radości ze wstydem, złością, niepewnością, zachwytem. Marco nie umiał sobie poradzić z takim natłokiem uczuć. Przynajmniej nie do końca. Stąd zdarzały mu się odruchy takie, jak na polanie, kiedy nie był w stanie popatrzeć jej prosto w oczy. Wprawdzie jego mowa znaczyła kompletnie coś innego, niżeli przewidywał Carlos, mianowicie tyle, iż Marco przypuszczał, ze do elfich lasów ludzie nie mają wstępu. Dlatego też dodał, że dziękuje „nie tylko za ratunek, ale także za to, iż wpuściłaś nas do tego cudownego przybytku. Przypuszczam bowiem, że wprowadzanie tutaj człowieka jest znacznie trudniejszą decyzją, niżeli komukolwiek się może wydać na pierwszy rzut oka”. Przypuszczał, ze elfy po prostu mają w sobie taką barierę, że po prostu nie mogą wpuścić ludzi do tych pięknych zakamarków i że elfina robiąc to nie tylko złamała jakieś tabu, ale musiała walczyć sama ze sobą, żeby podjąć taką decyzję. Tymczasem chodziło o to, ze czar mógł ją zabić! Skąd miał o tym wiedzieć, skąd? Szlag trafił! A on jej robi kłopot jeszcze! Kiedy ona ledwo żyje, bidula. A przecież Marco czuł, że oddałby ostatnia kroplę swojej krwi za jedną jej, że poszedłby szczęśliwy na wampiry nawet samotnie, gdyby wiedział, ze oszczędzi jej tym bólu. Tylko, że był człowiekiem, zwykłym głupim człowiekiem, który oszalał z miłości i nie wiedział, co robić, jak się zachować.

Czuł, ze elfina zajmuje jego myśli, że nie chciałby jej ranić, a przecież swoją własną bezmyślnością, czy brakiem trzeźwej oceny rzeczy, rani. Co z tego, ze cygan postąpił zupełnie indywidualnie, że naruszył dyscyplinę czy jeszcze tam inne? Co z tego? Cygan to cygan, nigdy nie był w armii. Mógł sobie nie zdawać sprawy, że jeżeli nie będziemy działać wspólnie, zaszkodzimy sobie razem. Ona tymczasem go przedstawiła, jako dobrego dowódcę. Takiego. Właśnie przekonał się, że nie potrafił dotrzeć do cygana, tylko jeszcze zwiększył siłę konfliktu. Odetchnął głęboko, bardzo głęboko. Musi być silniejszy. Trudno. Jeżeli będzie to kosztować coś, to ma kosztować jego, a nie ją.
- Carlosie – odezwał się powoli. – To prawda, że nie lubię cię. Zresztą wzajemnie także. Jednak spróbuję zacząć od nowa, a przynajmniej zawrzyjmy rozejm podczas tej wyprawy. Jak wspomniałem, tylko wampiry się cieszą ze swarów pomiędzy nami, a przyjaciele cierpią. Co ty na to?
- Liliam
– potem zwrócił się do elfiny. – Słyszałem tam, twój głos, wiesz, tam w środku. Pięknie śpiewałaś.
 
Kelly jest offline