Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z dziaÅ‚u Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2008, 01:20   #81
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Alessandro z wyraźnie poprawionym humorem wracał przebrany w nowe, pachnące czystością ubranie. Jak zauważył wszyscy zdążyli już wrócić na miejsce i zaczęli się sposobić do tego, by spożyć przygotowany posiłek, który czekał już na nich od chwili przybycia. Jak szybko spostrzegł kupiec między Carlosem a Marcio było coś nie tak. Mężczyźni nie przepadali za sobą co dawało się wyczuć po ich zachowaniu względem siebie. Alessandro domyślał się, że może w grę wchodzi albo dawna waśń, pieniądze lub kobieta. Pierwszy wypadek nie mógł mieć miejsca, mężczyźni niedawno się poznali, pieniądze także nie wchodziły w grę więc pozostawał jedynie spór o kobietę. A to pozwalało sądzić, że to elfina jest powodem wzajemnej niechęci tych dwojga. Jednak Alessandro nie miał pewności, więc zachował swoje myśli dla siebie. W takich wypadkach wychodził z założenia, że lepiej nie pchać się tam gdzie nad rozsądkiem góruje namiętność. Założenie poparte rana zadaną w pojedynku w młodości, kiedy to niedoświadczony życiem, chciał pełnić rolę mediatora w konflikcie, co doprowadziło do swary z obojgiem ze stron. Nagle kupiec został wyrwany z zamyślenia czyimś głosem, w którym dało się wyczuć przyganę dla ich zachowania. Lekko zaskoczony spojrzał, jak z zarośli wychodzi mężczyzna, elf jak się wkrótce okazało. Na dodatek brat elfiny, a przy tym książę. Alessandro bez słowa, jedynie z błyskiem w oku słuchał arystokraty. Nie lubił, gdy się go krytykowało za coś, czego nie zrobił, jednak zatrzymał ripostę czując instynktownie, że nie przyniosła by nic dobrego. W końcu niezbyt mądrze jest rozpoczynać sprzeczkę z gospodarzem i jednocześnie księciem. Poza tym byłoby ironią kłócić się o to, że wcześniej się nie kłóciło. Więc Alessandro wysłuchał elfa ze spokojną i opanowaną twarzą, poruszywszy sie jedynie raz, kiedy odwzajemnił pożegnalny pokłon elfa. Kiedy w końcu na polanie pozostali tylko jego towarzysze uśmiechnął się leciutko, niemal niedostrzegalnie. Zaraz też grymas zniknął z jego twarzy i kupiec zwrócił się do innych.

-Więc to był książę? Interesująca persona, trudno temu zaprzeczyć. Do niedawna wątpiłem w istnienie istot takich, jak elfy, a teraz dowiadują się iż istnieje nawet ich księstwo. Cóż, świat pełen jest niespodzianek. Przy następnym spotkaniu trzeba będzie podziękować mu za gościnę, bo z tego co zrozumiałem znajdujemy się na jego ziemiach? Trzeba mu przyznać rację iż naszymi...- Alessandro zawiesił na chwilę głos i spojrzał na Marca oraz Carlosa wzrokiem nie niosącym jednak wrogości -drobnymi konfliktami, mogliśmy zakłócić nieco panujący tu spokój. Porzucając jednak zbędne dyskusje, proponuję wziąść się za te przysmaki, które dla nas przyszykowano. Powszechnie wiadomo, że jak człowiek głodny to i zły. A wino polepsza humor tym samym polepszając stosunki między ludźmi. Zaraz potem proponuję krótki odpoczynek, pół godzinny może? Wiem, że sprawa nagli i z pewnością chcielibyśmy wszyscy porozmawiać z tamtym mężczyzną, ale jak nam powiedział książę ten człowiek jest w fatalnym stanie i powinniśmy dać mu chwilę, by zebrał się w garść. Bo z pewnością jest wyczerpany nie tylko fizycznie. Musiała ucierpieć także jego psychika, bo ucieczka przed wampirami do przyjemnych na pewno nie należała. My spotkaliśmy się z tym co może zostać stworzone przez krwiopijców. A jak potworne musiało być spotkanie z źródłem tego zła? Możemy się jedynie domyślać.- Alessandro pokręcił lekko głową -Tak czy owak musimy dać chwilę i jemu i sobie, bo co nagle to po diable.-

Kupiec podszedł do mis z jedzeniem i nalał sobie wina do jednego z kielichów. Spróbowawszy odrobinę uśmiechnął się szeroko. Trunek był wyborny, z pierwszej półki. Szybka degustacja jedzenia również nie zawiodła kupca. To, co znajdowało się na misach mimo niewyszukanego doboru dań była smaczne i świetnie pasował do wina, tworząc wspaniałą kompozycję smaku i zapachu.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 13-02-2008, 13:21   #82
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Marco czuł się tak pierwszy raz. Czy tak wygląda miłość? Pełna mieszanina szczęścia oraz przygnębienia, radości oraz melancholii, euforii oraz strachu? Tak się właśnie w tej chwili czuł, czuł, jak nie czuł nigdy indziej. Nic nie rozumiał. Nie rozumiał swojego zachowania, nie rozumiał szalonych ukłuć w sercu, kiedy miał wrażenie, ze elfina się od niego odsuwa. Nie rozumiał! Czy to aż takie czytelne dla wszystkich? Kiedy nie mówi ani słowa, kiedy gryzie się w wargi, żeby nie wybuchnąć, kiedy stając poza wszystkimi, wylewa sobie wiadro wody na głowę, żeby ochłonąć.

SiedziaÅ‚ tak na polanie wraz ze wszystkimi sÅ‚uchajÄ…c elfa i znowu burza uczuć: radoÅ›ci ze wstydem, zÅ‚oÅ›ciÄ…, niepewnoÅ›ciÄ…, zachwytem. Marco nie umiaÅ‚ sobie poradzić z takim natÅ‚okiem uczuć. Przynajmniej nie do koÅ„ca. StÄ…d zdarzaÅ‚y mu siÄ™ odruchy takie, jak na polanie, kiedy nie byÅ‚ w stanie popatrzeć jej prosto w oczy. Wprawdzie jego mowa znaczyÅ‚a kompletnie coÅ› innego, niżeli przewidywaÅ‚ Carlos, mianowicie tyle, iż Marco przypuszczaÅ‚, ze do elfich lasów ludzie nie majÄ… wstÄ™pu. Dlatego też dodaÅ‚, że dziÄ™kuje „nie tylko za ratunek, ale także za to, iż wpuÅ›ciÅ‚aÅ› nas do tego cudownego przybytku. Przypuszczam bowiem, że wprowadzanie tutaj czÅ‚owieka jest znacznie trudniejszÄ… decyzjÄ…, niżeli komukolwiek siÄ™ może wydać na pierwszy rzut oka”. PrzypuszczaÅ‚, ze elfy po prostu majÄ… w sobie takÄ… barierÄ™, że po prostu nie mogÄ… wpuÅ›cić ludzi do tych piÄ™knych zakamarków i że elfina robiÄ…c to nie tylko zÅ‚amaÅ‚a jakieÅ› tabu, ale musiaÅ‚a walczyć sama ze sobÄ…, żeby podjąć takÄ… decyzjÄ™. Tymczasem chodziÅ‚o o to, ze czar mógÅ‚ jÄ… zabić! SkÄ…d miaÅ‚ o tym wiedzieć, skÄ…d? Szlag trafiÅ‚! A on jej robi kÅ‚opot jeszcze! Kiedy ona ledwo żyje, bidula. A przecież Marco czuÅ‚, że oddaÅ‚by ostatnia kroplÄ™ swojej krwi za jednÄ… jej, że poszedÅ‚by szczęśliwy na wampiry nawet samotnie, gdyby wiedziaÅ‚, ze oszczÄ™dzi jej tym bólu. Tylko, że byÅ‚ czÅ‚owiekiem, zwykÅ‚ym gÅ‚upim czÅ‚owiekiem, który oszalaÅ‚ z miÅ‚oÅ›ci i nie wiedziaÅ‚, co robić, jak siÄ™ zachować.

Czuł, ze elfina zajmuje jego myśli, że nie chciałby jej ranić, a przecież swoją własną bezmyślnością, czy brakiem trzeźwej oceny rzeczy, rani. Co z tego, ze cygan postąpił zupełnie indywidualnie, że naruszył dyscyplinę czy jeszcze tam inne? Co z tego? Cygan to cygan, nigdy nie był w armii. Mógł sobie nie zdawać sprawy, że jeżeli nie będziemy działać wspólnie, zaszkodzimy sobie razem. Ona tymczasem go przedstawiła, jako dobrego dowódcę. Takiego. Właśnie przekonał się, że nie potrafił dotrzeć do cygana, tylko jeszcze zwiększył siłę konfliktu. Odetchnął głęboko, bardzo głęboko. Musi być silniejszy. Trudno. Jeżeli będzie to kosztować coś, to ma kosztować jego, a nie ją.
- Carlosie – odezwaÅ‚ siÄ™ powoli. – To prawda, że nie lubiÄ™ ciÄ™. ZresztÄ… wzajemnie także. Jednak spróbujÄ™ zacząć od nowa, a przynajmniej zawrzyjmy rozejm podczas tej wyprawy. Jak wspomniaÅ‚em, tylko wampiry siÄ™ cieszÄ… ze swarów pomiÄ™dzy nami, a przyjaciele cierpiÄ…. Co ty na to?
- Liliam
– potem zwróciÅ‚ siÄ™ do elfiny. – SÅ‚yszaÅ‚em tam, twój gÅ‚os, wiesz, tam w Å›rodku. PiÄ™knie Å›piewaÅ‚aÅ›.
 
Kelly jest offline  
Stary 13-02-2008, 20:40   #83
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos słysząc słowa Marco zaśmiał się. Ale nie szyderczo czy ironicznie a zwyczajnie i radośnie. Był jaki był, gdy poniosły go nerwy mógł dać w pysk najlepszemu przyjacielowi ale szybko mijała mu złość. Podszedł do najemnika i śmiałe jasne spojrzenie utkwił w jego oczach. Szeroki uśmiech cały czas gościł na jego wargach. Nie było po nim widać ani śladu złości która przed chwilą aż w nim kipiała. Teraz był po prostu wesoły. Odezwał się głosem dźwięcznym i czystym.
-Nie lub mnie jeśli taka wola. Ale zrób dla mnie jedno. Podziękuj jej -Tu wskazał ręką Lialam.- jeszcze raz. Tym razem szczerze. Tak jak na to zasłużyła ryzykując życiem by nas wyratować z tamtego piekła. Jeśli na to się zgodzisz to nie będzie już między nami złości. I podamy sobie ręce jak przyjaciele. To jak?
Zapytał cygan wciąż z uśmiechem wyciągając do Włocha rękę. Zamarł w tym geście czekając na reakcję rozmówcy. Szczerość wyzierała z każdego jego ruchu i słowa. Jego zachowanie mogło dziwić każdego kto nie spotkał się nigdy z czystej krwi Hiszpanami. Bo naród ten równie szybko wpada w złość jak o niej zapomina i nie zwykł nigdy długo chować urazy.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 15-02-2008, 00:34   #84
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Marco uścisnął rękę Carlosa. Nie był to uścisk ani mocny, ani słaby, ani serdeczny, ani obojętny:
- Mości panie, nie jesteśmy przyjaciółmi, bo na przyjaźń trzeba zjeść beczkę soli, my zaś zjedliśmy parę łyżek i to dziegciu. Może kiedyś ... choć, pewnie po tej sprawie rozejdziemy się do swoich, idąc własnymi ścieżkami, które się mają małe szanse skrzyżować. Jednakże jesteśmy towarzyszami broni, bo walczyliśmy ramię w ramię przeciwko wspólnemu wrogowi. Krew nasza płynęła ze zranionych ciał obok siebie. Dla mnie, człowieka parającego się wojenką, jest to bardzo ważne. Dlatego ujmuję twoją dłoń z szacunkiem. Na wzajemny pokój, zgodę oraz pohybel wrogom.

To prawda, PizaÅ„czyk miaÅ‚ respekt dla towarzyszy broni. Nawet jednak, jeżeli miaÅ‚ poważne uwagi co do cygana mówiÅ‚ sobie: „Trudno, nieważne. Dla niej.” Tak, jak sobie obiecaÅ‚ wczeÅ›niej. Jeżeli mógÅ‚, chciaÅ‚ doprowadzić do pokoju, nawet jeżeli cygan stawiaÅ‚ warunki. PizaÅ„czyk nie miaÅ‚ wielkiego doÅ›wiadczenia w czytaniu fizjonomii, ale Carlos wydawaÅ‚ mu siÄ™ szczery w tym co mówi. On naprawdÄ™ wierzyÅ‚, że Marco obraziÅ‚ elfinÄ™. Dla peÅ‚nego sprzecznoÅ›ci, pogmatwanego oraz targanego duszonymi namiÄ™tnoÅ›ciami serca PizaÅ„czyka byÅ‚o to niezrozumiaÅ‚e. Ba, wrÄ™cz zakrawaÅ‚o na obrazÄ™, bo cygan uważaÅ‚, że wie lepiej co Marco chciaÅ‚ powiedzieć, niżeli Marco. No i na skutek tego przekonania usiÅ‚owaÅ‚ wymusić na nim kolejne przeprosiny elfiny. PizaÅ„czyk zaÅ›, jak chyba nikt, nie lubiÅ‚, gdy ktoÅ› usiÅ‚owaÅ‚ go do czegoÅ› zmusić. Nie lubiÅ‚, ale „trudno, nieważne. Dla niej.” Dlatego zaczÄ…Å‚ odpowiedź:
- Natomiast co do przeprosin. Przyznaję, że byłem jeszcze przed chwilą wściekły, ale mogę zapewnić waści, że samo przeniesienie na tutaj nie miał z tym wiele wspólnego.
Tak, wiele to może nie miało poza tym, ze zapoczątkowało ów łańcuch wydarzeń, który się zakończył tym, ze Marco o mało nie dostał apopleksji widząc Carlosa złożonego na łonie elfiny. Owszem, wiedział, ze Carlos jest najsłabszy po walce, ze odniósł rany cięższe niżeli pozostali, ale przecież owe przenosiny ich wyleczyły, czyżby więc cygana nie udało się poleczyć? Marco, gdyby wiedział, pewnie dałby się pochlastać przez zombiech jeszcze mocniej, żeby tylko zastąpić Carlosa. Inne rzeczy także odegrały swoją rolę w chwili nie tyle gniewu, co załamania i frustracji, ale znacznie mniejszą. Mówił jednak:
- Możesz mi pan wierzyć, ze jestem szalenie wdzięczny Lialam za to, co zrobiła, podziwiam jej determinację i odwagę oraz mężnego ducha, który usadowił się w tak pięknym ciele. A im więcej dowiaduję się, jak wiele dla nas zrobiła, jak wiele musiała zaryzykować, tym bardziej wzrasta mój podziw. Gotowy jestem jej dziękować nie tylko raz, ale sto i tysiąc razy.
Odwrócił się w jej stronę przepraszając, ale tak naprawdę chyba czyniąc wyznanie, bo Marco po prostu mówił pozwalając, by go prowadziło wyłącznie serce:
- Nie wiem, co powiedzieć. Tak naprawdę, to w pierwszej chwili myślałem, iż powinienem powiedzieć ci parę ostrych słów, że użyłaś tak ryzykownej magii. Ale nie jestem twoim bratem, ani ojcem, żeby ci prawić kazania, tylko kimś, kogo dzięki tej magii wyrwałaś ze śmiertelnie niebezpiecznej pułapki. Chciałbym ci podziękować, ale to także nie jest to słowo, które wyraża to co czuję. Bo ja jestem wdzięczny, ale nie tylko za to, ale za każde twoje spojrzenie, za blask księżyca odbity w twym oku, za promień słońca zaplatany w twoje włosy, za odwagę i charakter, które potrafiłaś zachować tam, gdzie my strąciliśmy już nadzieję, za najmniejszy ruch twojej dłoni, za słodycz uśmiechu, za dźwięk pieśni i przeklinam język, w którym słów brakuje, żeby wyrazić to, co czuję do ciebie. I jak bardzo mi źle i wstyd, kiedy przysparzam ci choćby odrobinę smutku. Gdybym mógł, każdą jego cząstkę przyjąłbym na siebie. I teraz tak naprawdę drżę nie przed martwiakami, ale bojąc się o to, że kiedy sytuacja będzie znowu taka trudna, zdecydujesz się użyć równie niebezpiecznej dla siebie magii. A przecież, ty wiesz to samo co ja i nie lękasz się. Poszłaś wiedząc o przeciwniku więcej niż my. Miałaś 100 razy więcej powodów od nas, żeby się bać, ale poszłaś. Jesteś dzielna. Jesteś piękna jak dziki kwiat srebrzący się w księżycowej poświacie.
Marco mówiÅ‚ urywanym gÅ‚osem, nawet nie wiedzÄ…c zbytnio co za sÅ‚owa wypowiada. CzuÅ‚, ze słów brakuje, że nawet myÅ›li nie sÄ… w stanie oddać jego miÅ‚oÅ›ci. Tak, miÅ‚oÅ›ci, bo powoli zaczÄ…Å‚ coraz bardziej utwierdzać siÄ™ w przekonaniu, że on jÄ… kocha. Nie, że jest jedynie zauroczony, chociaż także, nie, że tylko pociÄ…ga go fizycznie, chociaż musiaÅ‚by być kamieniem, żeby tego nie czuć, nie, że go tylko fascynuje, chociaż to także byÅ‚a prawda, ale że jÄ… kocha. Kocha miÅ‚oÅ›ciÄ… prawdziwÄ…, może trochÄ™ szalonÄ…, niepoukÅ‚adanÄ…, ale miÅ‚oÅ›ciÄ…, która opiera siÄ™ nie tylko na porywach serca, czy burzy uczuć, ale oprócz powyższych, na trwaÅ‚ej bazie, że „tylko ta, albo żadna.”
 
Kelly jest offline  
Stary 15-02-2008, 19:44   #85
 
Durendal's Avatar
 
Reputacja: 1 Durendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputacjęDurendal ma wspaniałą reputację
Carlos uścisną dłoń Włocha mocno i pewnie. Po męsku. Na całą przemowę zareagował tylko uśmiechem i skinieniem głowy. Po czym odsunął sie i spokojnie słuchał co mówi najemnik. Był spokojny i wesoły. Po chwili jednak gdy przemowa się wydłużała wyraźnie stracił zainteresowanie. Marco był nieuleczalnym gadułą i widać nie było na to lekarstwa. Cygan zajął się więc doprowadzeniem się do porządku. Obficie zmoczył czarne włosy by wypłukać z nich woń dymu, zrzuciwszy kurtę i koszulę obmył dokładnie tors. Kiedy odsłonił skórę okazało się że pod poszarpanym ubraniem pozostały ślady nierównej walki z upiorami. Choć czar Lailam wyleczył ich to jednak widać albo dziewczynie nie wystarczyło sił albo rany od ugryzień takich bestii goiły się gorzej czy tez zadziałało coś innego dość że na śniadej skórze Carlosa widniało kilka ledwo zabliźnionych ran po ugryzieniach. Nie wyglądało to zbyt estetycznie jednak sam Carlos najwyraźniej zbytnio się nie przejmował . Obejrzał tylko i uważnie obmacał każdy ślad chwilami lekko się krzywiąc. Czar wygoił wszystko jakby dwa tygodnie spoczywało pod dobrym opatrunkiem. Ale przy takich ranach nie było to dość do pełnego wyzdrowienia. Przy okazji ukazała się kolekcja starych blizn zadanych różnymi narzędziami. Cygan wykonał kilka szybkich skłonów i wymachów jakby sprawdzając możliwości wygojonego czarem ciała. Po czym dobrał ze stosu odzieży świeżą luźną, koszulę koszule z cienkiego materiału i naciągnął ją przez głowę. Upychając dolny skraj w spodniach zaczął podśpiewywać cicho tęskną, melancholijną pieśń w języku swego ludu.
 
__________________
Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce"
Durendal jest offline  
Stary 16-02-2008, 03:15   #86
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Elfka skinieniem glowy powitala slowa Alessandro. Zdala sobie sprawe, iz niezwykle trafnie okreslila tego czlowieka. "Ostoja spokoju", glos rozsadku w chwilach goraczki charakterow. Byla mu za to wdzieczna gdyz sama nie miala dosc sily by zalagodzic klutnie drogich jej osob.
Z zamyslenia wyrwal ja glos Marco:

- Liliam. Słyszałem tam, twój głos, wiesz, tam w środku. Pięknie śpiewałaś.

Blogi usmiech zagoscil na jej twarzy. Uwielbiala gdy zwracal sie do niej po imieniu. Jego glos tak przyjemnie miekkl.

- Piesni maja niezwykla moc, drogi Marco. Szkoda iz tak niewielu moze ja obudzic.

Planowala rzec wiecej by przynajmniej w drobnym stopniu uswiadomic mu jak wiele traca ludzcy piesniarze, gdy rozlegl sie glos Carlosa.

-Nie lub mnie jeśli taka wola. Ale zrób dla mnie jedno. Podziękuj jej jeszcze raz. Tym razem szczerze. Tak jak na to zasłużyła ryzykując życiem by nas wyratować z tamtego piekła. Jeśli na to się zgodzisz to nie będzie już między nami złości. I podamy sobie ręce jak przyjaciele. To jak?


Zdziwiona spogladala przez chwile na niego. Nie zrobila tego dla dziekczynien. Dlaczegoz on tak myslal? Czyzby slowa Eldiniona.... Czula sie niepewnie. Mgla oslabienia wciaz spowijala jej umysl utrudniajac skladanie mysli w jasna calosc. Przymknela oczy oddajac twarz we wladanie sloncu. Delikatne promienie slonca gladzily slodkie jej lico wzbudzajac usmiech szczescia. Jakze kochala ow dar od bogow, jego jasnosc i sile, ktora obdarowywal istoty ziemskie.

- .....Bo ja jestem wdzięczny, ale nie tylko za to, ale za każde twoje spojrzenie, za blask księżyca odbity w twym oku, za promień słońca zaplatany w twoje włosy, za odwagę i charakter, które potrafiłaś zachować tam, gdzie my strąciliśmy już nadzieję, za najmniejszy ruch twojej dłoni, za słodycz uśmiechu, za dźwięk pieśni i przeklinam język, w którym słów brakuje, żeby wyrazić to, co czuję do ciebie. I jak bardzo mi źle i wstyd, kiedy przysparzam ci choćby odrobinę smutku. Gdybym mógł, każdą jego cząstkę przyjąłbym na siebie. I teraz tak naprawdę drżę nie przed martwiakami, ale bojąc się o to, że kiedy sytuacja będzie znowu taka trudna, zdecydujesz się użyć równie niebezpiecznej dla siebie magii. A przecież, ty wiesz to samo co ja i nie lękasz się. Poszłaś wiedząc o przeciwniku więcej niż my. Miałaś 100 razy więcej powodów od nas, żeby się bać, ale poszłaś. Jesteś dzielna. Jesteś piękna jak dziki kwiat srebrzący się w księżycowej poświacie.

Slowa docieraly do niej zza kurtyny swiatla. Czula wrecz iz nie lezy na zielonej lace, lecz dryfuje w powietrzu niesiona nimi, kojona. Czula sile w niej wzbierajaca i jasnosc otulajaca cialo. Chlonela kazda gloske, kazdy oddech jaki ulatywal z ust jego. Pozniej uslyszala spiew. Zamknela oczy... byla w domu.



Gdy Marco zakonczyl swa mowe, a Carlos rozpoczal swoj spiew z cialem elfki poczelo dziac sie cos dziwnego. Zlocista jasnosc zdawala sie splywac niczym strumien z otaczajacych ja roslin i kwiatow. Otaczala jej postac, wirowala by wreszcie utworzyc szczelny kokon. Wszystko zamarlo, zdawalo sie oczekiwac czegos niezwyklego. Nagly rozblysk energi oslepil cala trojke, a gdy wzrok im powrocil jej juz nie bylo. W zamian w powietrzu unosila sie delikatna won lilli, a ptaki z niezwykla radoscia wznowily swoj spiew......
Gdy zniknelo pierwsze zaskoczenie dojzeliscie postac kobieca, stojaca wsrod drzew. Spogladala na was zamyslona i nie wygladalo na to aby chciala podejsc blizej.




*****************
Post-wtracenie.
Dzis nie mam juz sily na wiecej. Odpiszcie cokolwiek . Jutro powinno mi byc lepiej to ruszymy dalej.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 16-02-2008, 09:30   #87
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Piękna atmosfera, urzekająca swoją radością, oraz spokojem. Kraina łagodności, która nagle rozwaliła się w sercu Viscontiego, jak domek z kart. Zniknęła. Skoczył na miejsce, gdzie oddawała swe oblicze słonecznej kąpieli i gdzie przed chwilą słuchała jego słów. Macał rękami, jakby otumaniony rozejrzał się. Z rozpaczą z jednej strony, bo nagle sobie uświadomił, że ta magia mogła jednak spowodować jakieś następstwa, których rezultatem było zniknięcie, jednak z drugiej strony, upajający zapach lilii i rozkoszny świergot ptaków jakby udowadniały, że nie stało się nic złego, przeciwnie wręcz. Jeszcze niedawno w tej sytuacji by szalał z niepokoju oraz ukazywał frustrację, teraz jednak, pomny niedawnej nauczki starał się uspokoić, pamiętać, że jej ufa. Ufa jej, wierzy w nią i wierzy swojej miłości. Dziwne, czyżby przez ten czas tak mocno wydoroślał? Miał bowiem wrażenie, ze jeszcze na początku wyprawy zachowywał się nieco jak dzieciak.

Przez chwilę nie wiedział co robić. Bił się ze swoimi myślami. Pokręcił głową, co pewnie dla Alessandro i Carlosa mogło wyglądać trochę śmiesznie. Być może oni patrzyli na całą sytuacje nieco spokojniejszymi oraz bardziej wyważonymi oczyma. Spojrzał na nich pytająco, jakby stamtąd oczekując pomocy. Ale wydało mu się, ze obydwaj nagle wlepili wzrok nie w niego, a w skraj lasu, gdzieś za plecami Pizańczyka. Odwrócił się. Kobieta, piękna, młoda, przynajmniej chyba, bo tyle już zdążył się nauczyć, że u elfów nie zawsze blask młodości idzie w parze z okresem życia. Nie wydawała się byc chętna do wychodzenia na polanę, gdzie przebywali
- „Może obawiaÅ‚a siÄ™ ludzi”? – PomyÅ›laÅ‚ Visconti. PodszedÅ‚by do niej, gdyby nie obawiaÅ‚ siÄ™, że ucieknie kryjÄ…c siÄ™ w lesie. Dlatego zrobiÅ‚ tylko kilka kroków kÅ‚aniajÄ…c siÄ™, jak najpiÄ™kniej umiaÅ‚:
- Witaj nieznajoma damo – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do niej wiedzÄ…c, że uÅ›miech to coÅ›, co rozÅ›wietla twarze i ludzi i elfów oraz najlepiej pokazuje uczciwe zamiary. – Jestem Marco Visconti, rodem z niedalekiej Pizy. ProszÄ™, nie obawiaj siÄ™ nas, bowiem nie żywimy zÅ‚ych zamiarów, lecz raczej jesteÅ›my zauroczeni tym miejscem. Tu jest piÄ™knie. Lecz przynajmniej w tej chwili serce moje jest zaniepokojone, gdyż nasza towarzyszka nagle zniknęła. Jeżeli byÅ‚aÅ› tu przed chwilÄ…, pani, może widziaÅ‚aÅ› caÅ‚Ä… sytuacjÄ™ i powiesz nam, co siÄ™ staÅ‚o? ByÅ‚bym szczerze wdziÄ™czny.

Mówił spokojnie, starając się jej nie spłoszyć, chcąc by nabrała do nich choćby troszeczkę zaufania.
 
Kelly jest offline  
Stary 17-02-2008, 20:05   #88
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Elfka odklonila sie nieco niepewnie i postapiwszy kilka krokow w wasza strone spytala z pelnym niedowierzania dzieciecym zainteresowaniem:

- Wiec wy naprawde jestescie ludzmi? I umiecie mowic?! I przyprowadzila was ksiezniczka.. I......

Z zapalu nie zauwazyla jak blisko stanela.

- Slyszalam, ze mozecie miec niezliczona ilosc dzieci, a wasze kobiety musza siedziec w domu i sie nimi zjamowac. To prawda? Dlaczego tak jest? Macie juz swoja dame? Jest piekna?....


Zapewne pytan bylo by jeszcze ze sto jak nie wiecej gdyby nie ostry glos, ktorzy przywolal ja do porzadku.

- Erosi czy nie mialas przypadkiem przyprowadzic naszych gosci?

Eldinion, u ktorego w zwyczaju najwyrazniej bylo zjawiac sie znienacka, wyszedl zza drzew i gniewnym wzrokiem mierzyl elfine.

- Ttak Ksiaze...


- Wiec dlaczego stoisz tu zachowujac sie jak male, niewychowane dziecie zamiast wykonac co ci polecono?


- Ja....

Dziewcze wyraznie zawstydzone spuscilo ksztaltna glowke z najwyzsza uwaga przygladajac sie delikatnym wzorom na brzegach sukni.

- Wytlumaczysz sie pozniej gdyz teraz nie czas na to. Nasi goscie zapewne chcieli by wiedziec co spotkalo Lialam nie mowiac juz o porzadnym odpoczynku w miekkich lozach. Jedz i uprzedz wszystkich iz niedlugo bedziemy w Lamnetinel. Niech przygotuja pokoje dla towarzyszy Ksiezniczki oraz zapowiedz, ze na wieczerzy bedziemy mieli kilka dodatkowych osob.

Erosi uklonila sie gleboko i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na wasza trojke zniknela wsrod drzew lasu.

- Raczcie wybaczyc mej corce. Jest jeszcze mloda i wciaz sie uczy. Wkrotce nadejdzie czas jej pierwszej wyprawy do waszego swiata. Mam nadzieje, iz nie zameczyla was zbytnio swoimi pytaniami.


Usmiechnal sie lekko, a na jego twarzy zajasniala, choc skrycie, ojcowska duma. Widzac pelen niepokoju wzrok Marco, spowaznial.

- Lialam czuje sie dobrze, szlachetny Marco. Postanowilem, iz podroz na konskim grzbiecie niekoniecznie wyjdzie jej na dobre, a do miasta mimo, iz krotka to jednak mogla by wplynac na nia niekozystnie . Musicie zrozumiec iz nasza mala Ksiezniczka powazyla sie na niezwykle ryzykowny krok nie tyle uzwyajac owego czaru, co przenoszac was tutaj. Z zasady bowiem ludzie nie maja wstepu w granice Avalonu. Czasami, a zdaza sie to jedynie w ekstermalnych sytlacjach, wpuszczamy kogos w nasze granice. Zazwyczaj sa to jednak same obrzeza lasow. Wy... Coz, dostapiliscie niezwyklego zaszczytu goszczenia niemal w samym sercu elfiej krainy.

Zmierzyl was wzrokiem wciaz nieufnym, chociaz nie wrogim. Chwila ta zdawala sie trwac w nieskonczonosc. Wreszcie elf na powrot przyodzial nieco weselsza mine.

- Nie czas to jednak na zastanawianie sie nad slusznoscia decyzji mej siostry. Jestescie zmeczeni i poobijani po starciu z wrogiem. Ruszajmy wiec w droge.


Co mowiac skierowal swe kroki w strone gestwiny lasu, a wy chcac nie chcac, podazyliscie za nim. Droga nie trwala zbyt dlugo gdy ponownie wyladowaliscie na skraju polany. Ta jednak roznila sie nieco od poprzedniej. Wsrod traw i krzewow nie szumial srebrzysty strumyk, byla tez znacznie mniejsza. Po drugiej stronie, skubiac leniwie trawe w cieniu drzew staly wierzchowce



- Wasze rumaki przetransportowano juz do stajni gdzie ktos juz sie nimi zajmie. Te wierzchowce pochodza z najlepszej stadniny Avalonu.


Podeszliscie blizej dostrzegajac iz pochwaly Ksiecia nie byly bez podstaw. Kazdy z nich mial na grzbiecie pyszne siodlo zdobne motywami roslinnymi i drogocennymi kamieniami. Alessandro jako kupiec najlepiej mogl ocenic wartosc czegos takiego, a byla ona ogromna. Eldinion lekko wskoczyl na najblizej stojacego i odczekawszy, az podazycie w jego slady, ruszyl przed siebie. Wrazenie bylo niesamowite. Szalony ped uderzyl was w twarz. Kraiobraz wokol was mknal niemal zlewajac sie ze soba. Konie zdawaly sie nie dotykac ziemi, a plynac tuz nad nia. Przez material ubran czuliscie jak drgaja ich miesnie. Wspaniale uczucie wolnosci ogarnelo wasze serca.


Ze zdziwieniem spostrzegliscie, ze znajdujecie sie w glebokim kanionie. Potezny wodospad grzmial gdy ostroznie stapajac elfie rumaki wiodly was ku bramom miasta. Zdobne luki laczyly poszczegolne grupki zabudowan. Piekne kobiety i mezczyzni spacerowali rozmawiajac i smiejac sie do siebie. Wszedzie panowala atmosfera szczescia i radosci. W powietrzu niemal namacalnie czuc bylo dobro i milosc. Spiew slowikow mieszal sie z glosami spiewakow. Szum wodospadu z dzwiekami harf. Mijani przez was mieszkancy klaniali sie nisko ksieciu pozdrawiajac go i ciekawie spogladajac na was.
Wreszcie konie zatrzymaly sie przed nieco wiekszym domostwem, ktorego dach wiadac bylo jeszcze zanim wkroczyliscie do Lamnetinel. Wspaniala budowla o jasnych, zdobnie rzezbionych lukach sprawiala wrazenie wygody i dostojenstwa.

- Tu was zostawie. Ktos odprowadzi was do waszych komnat. Odpocznijcie i nabierzcie sil, gdyz jeszcze przed wieczerza czeka was spotkanie z ocalonym mezczyzna.

Eldinion sklonil sie wam dwornie po czym odszedl w strone jednego z wejsc. Na jego miejsce niemal natychmiast pojawilo sie trzech elfow, ktorzy grzecznie was powitawszy zaprowadzili do pokoi.
Komnaty, niezwykle jasne i przewiewne zadowolily by nawet najbardziej wymagajacego czlowieka. Zdobne rzezbienia mebli, delikatnie powiewajace zaslony w lukowych oknach, wygodne loze. Wszystko to w polaczeniu z mozliwoscia swobodnego przejscia na wiszace tarasy pelne zieleni i cudownego widoku na cale Lamnetinel. Nikt nie przerywal wam chwil odpoczynku, nie liczac przyniesienia tacy z owocami oraz misy zawierajacej zrodlana wode. Cisza tego miejsca dziala niczym balsam na wasze dusze napelniajac je pozytywna energia.
Gdy slonce poczelo chylic sie ku zachodowi rozleglo sie pukanie. Trzy elfy stanely przed waszymi drzwiami i odczekawszy na pozwolenie wejscia sklonili sie, a nastepnie rzekli:

- Ksiaze Eldinion wraz z Ksiezniczka Lialam prosza was o udanie sie wraz z nami do komnat nieszczesnego mlodzienca, ktory losu straszliwego uniknawszy skryl swe cialo i dusze w naszych goscinnych progach.


Skonczywszy mowic uklonili sie i grzecznie odczekawszy az wyrazicie gotowosc, poprowadzili was korytarzami ku innemu skrzydlu domostwa. Korytarze pokrywaly bogate gobeliny chwalace umilowanie zycia. Bylo tu rowniez nieco wiecej kwiatow nizli w czesci wam przeznaczonej. Wreszcie zatrzymaliscie sie przed drzwiami wykonanymi z jasnego drewna. Stal tam juz Ksiaze, a w chwile po was dolaczyla Lialam wygladajaca zdrowiej i piekniej niz kiedykolwiek.


Sklonila przed wami glowe usmiechajac sie cieplo dluzej wzrok zatrzymujac na Marco, lecz nie rzekla ni slowa. Glos natomiast zabral ksiaze:

- Nim przekroczymy prog tej komnaty wiedziec musicie iz czlek ow wiele doswiadczyl nie tyle na ciele co na samej duszy. Choc jest juz w lepszym stanie i znacznie silniejszy to jednak prosze was o delikatnosc.

Nastepnie uniosl zgrabna dlon i zapukawszy trzykrotnie wszedl do wnetrza pewnym krokiem zwracajac sie ku mlodziencowi spoczywajacemu w lozu.

- Wybacz iz przeszkadzamy ci w odpoczynku. Ci oto ludzie chcieli by jednak zaznajomic sie z twoja historia i wszystkim co mozesz im rzec na temat tych, ktorzy cie porwali.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 18-02-2008, 11:28   #89
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Marco rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ ciekawie, lecz dyskretnie wokół. PiÄ™kno elfiej dziedziny urzekaÅ‚o go. Nie byÅ‚ poetÄ…, ale pomyÅ›laÅ‚, że gdyby spÄ™dziÅ‚ tu jakiÅ› czas, pewnie staÅ‚by siÄ™ nim, gdyż klimat tego miejsca tak oddziaÅ‚ywaÅ‚ na zmysÅ‚y, że chciaÅ‚o siÄ™ Å›piewać, nie mówić, albo też pleść wiÄ…zanki słów, gdyż sÅ‚owa same niemal zawiÄ…zywaÅ‚y siÄ™ w wiersze. ZastanawiaÅ‚ siÄ™, czy to elfy wybraÅ‚y tak piÄ™kne miejsce, czy to też obecność tych przecudnych istot tak ubogaca je swoja obecnoÅ›ciÄ…? PrzypuszczaÅ‚ raczej, że to drugie. Nie mniej, dostrzegaÅ‚, że tak jak wszÄ™dzie, wÅ›ród dobrze urodzonych, także na elfim dworze czuć byÅ‚o ów majestat oraz pewnÄ… etykietÄ™. Córka, maÅ‚a Erosi, mówiÅ‚a do swojego ojca per „książę”. Ponadto ciÄ…gÅ‚a dworność, bogactwo oraz dostojeÅ„stwo Eldiniona. PizaÅ„czyk czuÅ‚, że gdyby siÄ™ zaczÄ…Å‚ zachowywać swobodniej mógÅ‚by narobić wstydu i sobie i, co gorsza, dziewczynie. Ograniczenia tego typu byÅ‚y dla niego ponadto czymÅ› mniej uciążliwym niż dla jego towarzyszy. Ostatecznie on musiaÅ‚ przebrnąć przez ostre lekcje etykiety zarówno podczas nauki domowej, jak i we Florencji. Niemniej, siÄ™ czuÅ‚ przede wszystkim wojakiem. Etykieta wprawdzie nie byÅ‚a mu obca, ale wolaÅ‚ nieco luźniejsze zachowanie.

Stali przy łożu odpoczywającego człowieka. Marco delikatnie tak manewrował swoim ciałem, żeby znaleźć się przy dziewczynie. Wyczuła to, bowiem jej twarz zgubiła na chwilę ów standardowo uprzejmy wyraz i rozjaśniła się uśmiechem, a oczy skryły się na moment za girlandą rzęs. Jednak milczała. Cóż, widocznie książę miał wszędzie pierwszeństwo przed siostrą, kiedy zachodziło coś oficjalnego, goście natomiast, tacy jak oni, to już chyba była sprawa oficjalna. Niecierpliwie jednak czekał, kiedy wreszcie znajdą się sami.

Tymczasem książę zwrócił się do młodego człowieka w łożu

- Wybacz iż przeszkadzamy ci w odpoczynku. Ci oto ludzie chcieli by jednak zaznajomić się z twoja historia i wszystkim co możesz im rzec na temat tych, którzy cię porwali.

Pizańczyk przypomniał sobie słowa elfiego pana, kiedy znajdowali się jeszcze na polanie:

- "Trzy noce temu przybył do nas młodzieniec w opłakanym stanie bredząc coś o krwiopijcach oraz starym zamku. Mniemam iż wieść ta może was zainteresować wziąwszy pod uwagę cel waszej wyprawy. Gdy odpoczniesz siostro, zaprowadzę was do niego, teraz jednakże opuścić cię muszę. Bądź zdrowa ukochana."

Widocznie to był ów osobnik. Marco miał nadzieję, że dowiedzą się od niego coś o tych pijących krew łotrach. Taka bezpośrednia relacja na temat krwiopijców mogła zdecydowanie pomóc w pokonaniu tych potworów. Ponadto fakt, że człowiek ów był w mocy wampirów, jednak zdołał się im wymknąć dawał o nim dobre świadectwo, zarówno dotyczące cnót fizycznych, jak i siły woli. Toteż uprzejmie skłonił głowę mówiąc:
- Witaj nieznajomy panie. Jestem Marco Visconti, rodem z Pizy niedalekiej. Jak tu jesteśmy - objął wzrokiem wszystkich uczestników wyprawy, - wyruszyliśmy niedawno zrobić coś z tym plugastwem niszczącym obecnością swoją nasz piękny świat. Widzieliśmy tragedie ludzi oraz ich działania, które nie mogą być niczym innym, ale inspiracją samego piekła. Jednak ledwo zaczęliśmy, a już stoczyliśmy tak ciężką walkę, że jedynie dzięki poświęceniu oraz odwadze księżniczki wyszliśmy z tego cało. Tobie wszakże udało się zbiec z ich zamku bez pomocy, jeno dzięki własnej odwadze. Cześć ci, bowiem my już doskonale wiemy, że niełatwa to była sprawa. Jednak ich plugastwa tym bardziej determinują nas do uwolnienia pięknej ziemi italskiej od martwiaków owych. Dlatego prosimy cię o pomoc, o przekazanie tych informacji, które mogłyby się przyczynić do ich upadku, o opowiedzenie, jak udało ci się uniknąć ich morderczych zapędów. Dostojny książę Eldinion wspomniał o twych ranach, dlatego, jeżeli wolisz, nie ruszaj się z łoża. Jestem wojakiem bowiem i wiem doskonale, co to znaczy potrzeba zaleczenia ran.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 18-02-2008 o 11:39.
Kelly jest offline  
Stary 18-02-2008, 20:22   #90
 
Dalakar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znanyDalakar wkrótce będzie znany
Michał przez cały czas leżał i zastanawiał się nad swoją sytuacją. Tak właściwie to po raz kolejny nie wiedział nawet gdzie się znajduje. Miał jedynie pewność że ma ten piekielny ogród za sobą. Ale czy to poprawiało jego sytuację? Nie wiedział. Przecież ci z którymi miał się spotkać mogli okazać się właścicielami tamtego miejsca.

Rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi. Zaciekawiony spojrzał w ich kierunku. Z za nich wyłoniła się majestatyczna, ubrana na niebiesko postać. To niewątpliwie był zapowiedziany przez kobietę książę. Za nim weszła wielce nadobna niewiasta. Wtedy Miecznik zauważył iż oboje mają szpiczaste uszy. Co prawda trochę, a nawet bardzo go to zdziwiło, lecz w porównaniu z tym co przeżył ten szczegół wydawał się być mało ważnym detalem. Za elfami do komnaty weszło troje ludzi.

-Wybacz iż przeszkadzamy ci w odpoczynku. Ci oto ludzie chcieli by jednak zaznajomić się z twoją historią i wszystkim co możesz im rzec na temat tych, którzy cię porwali. - rzekł książę.

Polak chciał zasypać gości pytaniami, ale pomyślawszy że to nie byłoby zbyt przystojne, w szczególności wobec tak ważnych osób zrezygnował z tego pomysłu. Wtedy rozpoczął swą mowę jeden z nieznajomych. Wysłuchawszy jej Michał wstał i pokłonił się, po czym rzekł:
-Ja nazywam się Michał i pochodzę z polskiego rodu mieczników. Rany już się wygoiły, ale dziękuję za troskę. Chcielibyście poznać moją historię i dowiedzieć się czegoś o moich porywaczach? Hmm... Obawiam się że wiem niewiele więcej od was. Ale po kolei. Pierwszym faktem który was zainteresuje jest to iż zostałem porwany w klasztorze Dominikanów w pewnym miasteczku Santa-Maddalana zwanym. Tamtejsi zakonnicy byli jakoś dziwni, co szczególnie w ich spojrzeniu się objawiało. Ale o wiele dziwniejszą rzeczą było spotkanie w tym klasztorze pewnej niewiasty, która rychło wampirem się okazała. Potem obudziłem się w pozornie pięknym ogrodzie, który istnym piekłem się okazał. Byli tam ludzie... A raczej szczątki dawnych ludzi. Znajdował się tam też kucharz rozdający polewkę. Jako że byłem głodny zjadłem jej trochę, ale do końca życia będę tego żałował. Okazało się że to była trucizna w świetle promieni słonecznych przebywać nie pozwalająca. Należy też wspomnieć iż teraz już na szczęście nie działa, za co wam dziękuję, bowiem wiem że to wasza zasługa. - mówiąc to wdzięcznie spojrzał na księcia i zrobił dłuższą pauzę, bo do tak długich mów nie był przyzwyczajony, po czym kontynuował - Wracając do mojej historii straciłem przytomność i następnym co pamiętam to to iż obudziłem się w nocy, a potem uciekałem śmiertelnie wystraszony. Jak widzicie niewiele to wnosi do sprawy. A teraz pozwólcie że ja o coś zapytam: Gdzie ja jestem, i co się tu dzieje?
 
Dalakar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172