Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2008, 17:08   #123
John5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Cohen, Revan

Dziad spojrzał na Revana bystrym wzrokiem i zaśmiał się chrapliwie, przy czym zaraz śmiech przerodził się w rzężący kaszel. Kiedy w końcu dziad uspokoił się nieco odpowiedział lekko zmienionym głosem.

- Nowy Åšwiat powiadasz? No cóż sam tam nie byÅ‚em, choć kiedym mÅ‚ody jeszcze byÅ‚, ot smarkaczem kilkunastoletnim, to okazjÄ™ miaÅ‚em, by zaciÄ…gnąć siÄ™ na okrÄ™t tam pÅ‚ynÄ…cy. Na swoje szczęście ojciec wybiÅ‚ mi z gÅ‚owy durne pomysÅ‚y solidnym skórzanym pasem. Oj, a miaÅ‚ ten pas i ćwieków parÄ™, miaÅ‚... Jak siÄ™ tatko zdenerwowaÅ‚ i solidniej zamachnÄ…Å‚ to i krew trysnęła nieraz. Na szczęście już dawno gryzie ziemiÄ™ cholernik jeden. – staruch uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ – No, ale o czym to ja miaÅ‚em gadać? A już wiem! Nowy Åšwiat. Jak mówiÅ‚em ja tam nie byÅ‚em, ale miaÅ‚em znajomego, niech mu ziemia lekkÄ… bÄ™dzie, co to tam popÅ‚ynÄ…Å‚ i wróciÅ‚ nawet. Pierwsze wyprawy ponoć jeno ofiary przyniosÅ‚y, siÅ‚a ludu tam zginęła na obczyźnie walczÄ…c o każdy skrawek ziemi. Bo to dziki i groźny kraj byÅ‚ wtedy, zresztÄ… nadal jest, choć udaÅ‚o siÄ™ wydrzeć odrobinÄ™ i zaÅ‚ożyć kilka ludzkich osad. PowiadajÄ…, że ziemia tam bogata i urodzajna, rodzi jak maÅ‚o gdzie, ale i ryzyko wielkie tam siÄ™ osiedlać. Najpierw dÅ‚uga podróż statkiem, a na morzu sztormy, piraci i insze plugastwo nastaje na życie uczciwego czÅ‚eka. A kiedy w koÅ„cu siÄ™ zsiÄ…dzie na lÄ…d, bezpiecznie nie jest. Dziwne bestie czajÄ… siÄ™ po tamtejszych lasach. Niektóre maÅ‚e i jadowite cholerstwa, takie co to je Å‚atwo nadepnąć i Å›mierć na siebie Å›ciÄ…gnąć. Inne z kolei duże i silne tak, że czÅ‚owieka na dwoje potrafiÄ… rozerwać zanim siÄ™ zdąży okiem mrugnąć. No i jeszcze pozostajÄ… ciemne elfy, co napadajÄ… i palÄ… osady. Te, to chyba najgorsze sÄ…, iÅ›cie diabelskie sposoby majÄ…. Okrutne i krwi żądne bestie. PrzypÅ‚ywajÄ… na swych, by palić i mordować. Taak, tamte ziemie niebezpieczne, choć jeÅ›li kto obrotny i ma gÅ‚owÄ™ na karku to i dorobić siÄ™ można solidnego grosza. Bo stamtÄ…d do Imperium i innych krajów różne dobra przebywajÄ… . Drewno niezwykÅ‚ej barwy i wytrzymaÅ‚oÅ›ci, metale różnorakie w tym zÅ‚oto i srebro, a i kamienie szlachetne sÄ… tam ponoć w obfitoÅ›ci. MówiÄ…, iż gÅ‚Ä™boko w lasach jest ukryte ogromne miasto, gdzie domy pobudowane sÄ… ze zÅ‚otej cegÅ‚y, a okna ze ogromnych diamentów robione. Oj poszÅ‚o już kilka wypraw, co by te bogactwa zdobyć. Wszystkie uzbrojone po zÄ™by rezuny, takie co im ciężko stawić czoÅ‚a w boju. Nikt niemal nie wróciÅ‚, jeno trzech Å‚owcy żywych znaleźli, o tydzieÅ„ drogi od najbardziej wysuniÄ™tej w puszczÄ™ osady. Bredzili coÅ› bez Å‚adu ni skÅ‚adu o czarnych strzaÅ‚ach wylatujÄ…cych spomiÄ™dzy drzew, zawsze trafiajÄ…cych miÄ™dzy pÅ‚yty zbroi. O bestiach co rzucaÅ‚y siÄ™ z drzew na ludzi i zabijaÅ‚y tuzin zanim daÅ‚o siÄ™ je usiec. Tak wiÄ™c synkowie mówiÄ™ wam, nieletki to kawaÅ‚ek chleba tam żyć, nieletki. MyÅ›lÄ™ sobie tak, że lepiej już pozostać tu na rodzimej ziemi. Gdzie nam pchać siÄ™ na morza i oceany, na obce lÄ…dy? Po to nam bogowie nogi dali, byÅ›my twardo po ziemi stÄ…pali. Po to rÄ™ce mamy, by rolÄ™ uprawiać i w razie czego miecz chwycić, by przed zwierzoczÅ‚ekiem lub orkami rodziny bronić. Nie dla nas tam miejsce, powiadam ja wam, że jeszcze za naszÄ… zuchwaÅ‚ość bogowie gotowi ukarać nas. Tfu tfu. Odpukać w niemalowane. No ale synkowie pogadaliÅ›my, popiliÅ›my to i czas by byÅ‚, żeby siÄ™ do domu zbierać. Dobra to rzecz posiedzieć przy kuflu powspominać dawne czasy, ale co za dużo to niezdrowo.

Dziad wstał lekko chwiejnie, lecz o własnych iłach i widocznie sposobił się do wyjścia,

Louis, Justicar, Raziel

Sierżant odwrócił się i spojrzał na Louisa ponuro.

- WiÄ™c jeÅ›li nie chcecie kÅ‚opotów unikajcie tamtej bandy. Niestety, ale choćbym nie wiem jak chciaÅ‚ tamtemu skurwysynowi nie mogÄ™ dobrać siÄ™ do skóry. Mimo tego że znalazÅ‚oby siÄ™ kilka zarzutów, żaden nie jest na tyle poważny, by zamknąć go lub choćby aresztować. Czasami, aż żaÅ‚ujÄ™ że nie zabili kogoÅ› w bójce takiej jakÄ… stoczyli z wami. Wtedy miaÅ‚bym argument w rÄ™ku, choć pewnie i z tego ojczulek by go wyciÄ…gnÄ…Å‚. A co jego imienia, to byÅ‚ Wolfgang von Grettman, szlachcic mieszkajÄ…cy w paÅ‚acyku, kilka godzin marszu od miasta. Jego ojciec regularnie daje spore datki dla miasta, przez co ten draÅ„ jest traktowany… wyjÄ…tkowo. Teraz wybaczcie, sÅ‚użba nie drużba. Trzeba mi sprawdzić ulice.

Mężczyzna obrócił się i przyspieszył kroku, by dogonić podwładnych, którzy zdążyli zniknąć już za rogiem. Raziel w tym czasie zaczął powoli iść w stronę magazynu, gdzie miał nadzieję spotkać kogoś z reszty kompani. Jednak po kilku metrach zakręciło mu się z głowie. Przed oczyma przeleciały mu kolorowe plamy i upadł by niechybnie, gdyby nie ściana o którą oparł się zdrową ręką. Z wysiłkiem powstrzymując upadek, usiadł powoli na bruku plecami opierając się o ścianę. Nagle zaczęła nieznośnie boleć cię głowa. Jęknąwszy z bólu chwyciłeś się z skronie. Dopiero wtedy Louis i Justicar odwrócili się i dostrzegli, ze z ich znajomym dzieje się coś niedobrego. Ciężki, chrapliwy oddech przychodził mu z trudem, twarz zbladła, a na czole pojawił się pot.

Barry, Balius

Balius leżąc na sienniku patrzył, jak Barry nadal stojąc ściąga bełt z łożyska kuszy, zwalnia cięciwę i w końcu ściąga ją i dokładnie zwija. Po chwili stracił zainteresowanie wojownikiem i powrócił do rozmyślań na temat tego, co dowiedzieli się inni. Tak właściwie, to gdzie oni się podziewają. Zapadł już niemal zmrok, na ulicach zapalone zostały już lampy, a ich jak nie było, tak nie ma. Zacząłeś lekko się niepokoić, w końcu nie wiadomo, co mogło się stać. Możliwe nawet, że ci głupcy wdali się w jakąś bijatykę i znowu wylądowali w więzieniu. Zakląłeś cicho, gdyby tak się stało, wszystko znacznie by się utrudniło. Po chwili pomyślałeś, że warto by poszukać czegoś do oświetlenia pomieszczenia, tak by w razie powrotu innych nie doszło do sytuacji analogicznej z ta jaka zaszła między tobą a Barrym. Jednak kiedy właśnie zaczynałeś wstawać by czegoś poszukać Barry zamknął drzwi i w pomieszczeniu zapadła nieprzenikniona ciemność.

Barry zmarszczywszy brwi ze zdumienia opuścił kuszę. Ten arogancki blondas? Że też bogowie musieli ci zesłać do kompani kogoś takiego jak on. Nie dość, że irytował, to jeszcze niepotrzebnie wszczynał alarm. Ze złością pokręciłeś głową, w międzyczasie sprawnie rozbrajając kuszę. Wolałeś nie testować ile wytrzyma cięciwa, naciągnięta już jakiś czas temu. Spode łba patrzyłeś jak Balius kładzie się na siennik i krzyżuje ręce za głową. Reszty kompanów nadal nie było, zresztą niewiele cię to obchodziło, jeśli wdali się w jakąś awanturę, to teraz będą musieli poradzić sobie sami. Ty nie miałeś zamiaru uganiać się po mieście w nocy, szukając ich. Byłeś zmęczony całą tym wszystkim, co spotkało cię tego dnia. Jedyne, czego pragnąłeś, to położyć się wreszcie w spokoju i spać do południa następnego dnia. Rozdrażniony zamknąłeś drzwi i ostrożnie skierowałeś się w miejsce, gdzie jak sądziłeś leżał twój siennik, tym razem obyło się bez upadku i po chwili osiągnąłeś swój cel. Zaraz też z ulga położyłeś się na posłaniu.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline