Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2008, 13:17   #121
 
Ostrze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ostrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znany
Raziel starał się nie ruszać swoim krwawiącym ramieniem, gdyż sprawiało mu to ból. Miał wielką nadzieję, że sztylet którym został zraniony nie był zatruty.

Należałoby już iść naszego zaginionego towarzysza szukać. Miejmy nadzieję, że się w kłopoty większe od naszych.Raziel zwrócił się do towarzyszy półżartem, patrząc, jak strażnicy się oddalają.

Jutro z rana będę musiał do cyrulika iść. Na szczęście mniej więcej orientuję się, gdzie on jest.-kontynuował.

"Może już w magazynie nasz towarzysz siedzi." pomyślał sobie.

Może pójdźmy do magazynu sprawdzić, czy tam go nie ma. A jeśli tam go nie będzie to zaczekamy do rana, bo się zaczyna ciemna robić.-powiedział patrząc się w powoli ściemniającą uliczkę.

Ja idę do magazynu, a jeśli wy chcecie, możecie dalej go szukać.-mówiąc to, zaczął się kierować w stronę magazynu.
 
__________________
GG. 10666642
Ostrze jest offline  
Stary 12-02-2008, 22:57   #122
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Revan przyglądał się bacznie temu wszystkiemu. Znudziło mu się w końcu siedzenie samemu, wziął dzbanek piwa, oraz kufel, i przeciskając się pomiędzy ludźmi starał się dotrzeć do Cohena, co słuchał bajania dziada. Mimo, iż ludzi trochę ubyło, nadal rozpychali się jak paniska, toteż musiał jednego pijaka kopnąć w goleń. Nie chciałby być na jego miejscu, chociaż starał się nie wkładać wielkiej siły w swoje zakończone metalowym czubem buciory.

Lekko chwiejnym krokiem dotarł do żołnierza, widać było lekkie działanie alkoholu, ale Revan był do tego przyzwyczajony. Co więcej, starał się sprawiać wrażenie niepoczytalnego, więc gdyby doszło do zwarcia zaskoczył by przeciwnika swoją trzeźwością. Wziął jakieś krzesło, którego były właściciel leżał pod stołem, i przysiadł się do Cohena. Ludzie kłócili się, co też dziad ma im wybajać.

- Dziadu, a byliście w nowym świecie? – zaproponował najemnik. Rzucił tak od niechcenia, ale taka propozycja wydawała się być lepsza, niż żadna.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 13-02-2008 o 19:50.
Revan jest offline  
Stary 13-02-2008, 17:08   #123
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Cohen, Revan

Dziad spojrzał na Revana bystrym wzrokiem i zaśmiał się chrapliwie, przy czym zaraz śmiech przerodził się w rzężący kaszel. Kiedy w końcu dziad uspokoił się nieco odpowiedział lekko zmienionym głosem.

- Nowy Świat powiadasz? No cóż sam tam nie byłem, choć kiedym młody jeszcze był, ot smarkaczem kilkunastoletnim, to okazję miałem, by zaciągnąć się na okręt tam płynący. Na swoje szczęście ojciec wybił mi z głowy durne pomysły solidnym skórzanym pasem. Oj, a miał ten pas i ćwieków parę, miał... Jak się tatko zdenerwował i solidniej zamachnął to i krew trysnęła nieraz. Na szczęście już dawno gryzie ziemię cholernik jeden. – staruch uśmiechnął się – No, ale o czym to ja miałem gadać? A już wiem! Nowy Świat. Jak mówiłem ja tam nie byłem, ale miałem znajomego, niech mu ziemia lekką będzie, co to tam popłynął i wrócił nawet. Pierwsze wyprawy ponoć jeno ofiary przyniosły, siła ludu tam zginęła na obczyźnie walcząc o każdy skrawek ziemi. Bo to dziki i groźny kraj był wtedy, zresztą nadal jest, choć udało się wydrzeć odrobinę i założyć kilka ludzkich osad. Powiadają, że ziemia tam bogata i urodzajna, rodzi jak mało gdzie, ale i ryzyko wielkie tam się osiedlać. Najpierw długa podróż statkiem, a na morzu sztormy, piraci i insze plugastwo nastaje na życie uczciwego człeka. A kiedy w końcu się zsiądzie na ląd, bezpiecznie nie jest. Dziwne bestie czają się po tamtejszych lasach. Niektóre małe i jadowite cholerstwa, takie co to je łatwo nadepnąć i śmierć na siebie ściągnąć. Inne z kolei duże i silne tak, że człowieka na dwoje potrafią rozerwać zanim się zdąży okiem mrugnąć. No i jeszcze pozostają ciemne elfy, co napadają i palą osady. Te, to chyba najgorsze są, iście diabelskie sposoby mają. Okrutne i krwi żądne bestie. Przypływają na swych, by palić i mordować. Taak, tamte ziemie niebezpieczne, choć jeśli kto obrotny i ma głowę na karku to i dorobić się można solidnego grosza. Bo stamtąd do Imperium i innych krajów różne dobra przebywają . Drewno niezwykłej barwy i wytrzymałości, metale różnorakie w tym złoto i srebro, a i kamienie szlachetne są tam ponoć w obfitości. Mówią, iż głęboko w lasach jest ukryte ogromne miasto, gdzie domy pobudowane są ze złotej cegły, a okna ze ogromnych diamentów robione. Oj poszło już kilka wypraw, co by te bogactwa zdobyć. Wszystkie uzbrojone po zęby rezuny, takie co im ciężko stawić czoła w boju. Nikt niemal nie wrócił, jeno trzech łowcy żywych znaleźli, o tydzień drogi od najbardziej wysuniętej w puszczę osady. Bredzili coś bez ładu ni składu o czarnych strzałach wylatujących spomiędzy drzew, zawsze trafiających między płyty zbroi. O bestiach co rzucały się z drzew na ludzi i zabijały tuzin zanim dało się je usiec. Tak więc synkowie mówię wam, nieletki to kawałek chleba tam żyć, nieletki. Myślę sobie tak, że lepiej już pozostać tu na rodzimej ziemi. Gdzie nam pchać się na morza i oceany, na obce lądy? Po to nam bogowie nogi dali, byśmy twardo po ziemi stąpali. Po to ręce mamy, by rolę uprawiać i w razie czego miecz chwycić, by przed zwierzoczłekiem lub orkami rodziny bronić. Nie dla nas tam miejsce, powiadam ja wam, że jeszcze za naszą zuchwałość bogowie gotowi ukarać nas. Tfu tfu. Odpukać w niemalowane. No ale synkowie pogadaliśmy, popiliśmy to i czas by był, żeby się do domu zbierać. Dobra to rzecz posiedzieć przy kuflu powspominać dawne czasy, ale co za dużo to niezdrowo.

Dziad wstał lekko chwiejnie, lecz o własnych iłach i widocznie sposobił się do wyjścia,

Louis, Justicar, Raziel

Sierżant odwrócił się i spojrzał na Louisa ponuro.

- Więc jeśli nie chcecie kłopotów unikajcie tamtej bandy. Niestety, ale choćbym nie wiem jak chciał tamtemu skurwysynowi nie mogę dobrać się do skóry. Mimo tego że znalazłoby się kilka zarzutów, żaden nie jest na tyle poważny, by zamknąć go lub choćby aresztować. Czasami, aż żałuję że nie zabili kogoś w bójce takiej jaką stoczyli z wami. Wtedy miałbym argument w ręku, choć pewnie i z tego ojczulek by go wyciągnął. A co jego imienia, to był Wolfgang von Grettman, szlachcic mieszkający w pałacyku, kilka godzin marszu od miasta. Jego ojciec regularnie daje spore datki dla miasta, przez co ten drań jest traktowany… wyjątkowo. Teraz wybaczcie, służba nie drużba. Trzeba mi sprawdzić ulice.

Mężczyzna obrócił się i przyspieszył kroku, by dogonić podwładnych, którzy zdążyli zniknąć już za rogiem. Raziel w tym czasie zaczął powoli iść w stronę magazynu, gdzie miał nadzieję spotkać kogoś z reszty kompani. Jednak po kilku metrach zakręciło mu się z głowie. Przed oczyma przeleciały mu kolorowe plamy i upadł by niechybnie, gdyby nie ściana o którą oparł się zdrową ręką. Z wysiłkiem powstrzymując upadek, usiadł powoli na bruku plecami opierając się o ścianę. Nagle zaczęła nieznośnie boleć cię głowa. Jęknąwszy z bólu chwyciłeś się z skronie. Dopiero wtedy Louis i Justicar odwrócili się i dostrzegli, ze z ich znajomym dzieje się coś niedobrego. Ciężki, chrapliwy oddech przychodził mu z trudem, twarz zbladła, a na czole pojawił się pot.

Barry, Balius

Balius leżąc na sienniku patrzył, jak Barry nadal stojąc ściąga bełt z łożyska kuszy, zwalnia cięciwę i w końcu ściąga ją i dokładnie zwija. Po chwili stracił zainteresowanie wojownikiem i powrócił do rozmyślań na temat tego, co dowiedzieli się inni. Tak właściwie, to gdzie oni się podziewają. Zapadł już niemal zmrok, na ulicach zapalone zostały już lampy, a ich jak nie było, tak nie ma. Zacząłeś lekko się niepokoić, w końcu nie wiadomo, co mogło się stać. Możliwe nawet, że ci głupcy wdali się w jakąś bijatykę i znowu wylądowali w więzieniu. Zakląłeś cicho, gdyby tak się stało, wszystko znacznie by się utrudniło. Po chwili pomyślałeś, że warto by poszukać czegoś do oświetlenia pomieszczenia, tak by w razie powrotu innych nie doszło do sytuacji analogicznej z ta jaka zaszła między tobą a Barrym. Jednak kiedy właśnie zaczynałeś wstawać by czegoś poszukać Barry zamknął drzwi i w pomieszczeniu zapadła nieprzenikniona ciemność.

Barry zmarszczywszy brwi ze zdumienia opuścił kuszę. Ten arogancki blondas? Że też bogowie musieli ci zesłać do kompani kogoś takiego jak on. Nie dość, że irytował, to jeszcze niepotrzebnie wszczynał alarm. Ze złością pokręciłeś głową, w międzyczasie sprawnie rozbrajając kuszę. Wolałeś nie testować ile wytrzyma cięciwa, naciągnięta już jakiś czas temu. Spode łba patrzyłeś jak Balius kładzie się na siennik i krzyżuje ręce za głową. Reszty kompanów nadal nie było, zresztą niewiele cię to obchodziło, jeśli wdali się w jakąś awanturę, to teraz będą musieli poradzić sobie sami. Ty nie miałeś zamiaru uganiać się po mieście w nocy, szukając ich. Byłeś zmęczony całą tym wszystkim, co spotkało cię tego dnia. Jedyne, czego pragnąłeś, to położyć się wreszcie w spokoju i spać do południa następnego dnia. Rozdrażniony zamknąłeś drzwi i ostrożnie skierowałeś się w miejsce, gdzie jak sądziłeś leżał twój siennik, tym razem obyło się bez upadku i po chwili osiągnąłeś swój cel. Zaraz też z ulga położyłeś się na posłaniu.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 13-02-2008, 18:03   #124
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Justicar patrzył spode łba na strażników. Udawał, że jest zniecierpliwiony ale słuchał uważnie słów dowódcy. Skrzywił się. Nie lubił arystokracji. Człowiek z korbaczem nie wyglądał na kogoś z tych sfer… chociaż był wyjątkowo pewny siebie i bezczelny. Zaciekawiło go miejsce gdzie stał „pałacyk”.

Kiedy ludzie odeszli, odwrócił się widząc Raziela. Już chciał się z nim pożegnać kiedy ten, o mało co nie upadł. „Taaak… arystokracja. Zawsze mnie dziwiło skąd oni biorą te trutki...”-pomyślał. Podbiegł do towarzysza.
-Nic ci nie jest? Ach… to pewnie trucizna! Skurwysyn. Louis, znasz się na uzdrawianiu? Ja nie za bardzo. W każdym razie trzeba szybko znaleźć jakiegoś cyrulika czy kapłana… Raziel, możesz iść? Głupie pytanie.
Justicar przytrzymał znajomego. Pomyślał, żeby przemyć ranę.

Otworzył zatyczkę swojej manierki.
-Będzie bolało jak cholera ale…
Nalał trochę płynu na ranę. Wątpił iż przeszkodzi to truciźnie ale przynajmniej może odkazić zewnętrzne obrażenie. Miał nadzieję że toksyna nie zmieszała się jeszcze z krwią.

Roześmiał się ochryple.
-Chyba się rozwiązała nasza zagadka. Dziwny zbieg okoliczności prawda? Otruty kapłan, otruty więzień. Wygląda na to, że musimy złożyć wizytę w tej posiadłości. –zerknął zaniepokojony na osłabionego którego podtrzymywał-O ile to go nie zabije. Uch, za dużo gadam.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 15-02-2008, 17:24   #125
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Louis był zadowolony z odpowiedzi sierżanta. Oczywiście nie miał zamiaru unikać tego von Grettmana, miał z nim porachunki, a dodatkowo wydawał się idealnym podejrzanym. Bretończyk starał się zapisać sobie w głowie nazwisko tego szlachcica. "Na pewno się jeszcze spotkamy" - pomyślał.

- Zaczekaj pójdę z tobą - powiedział widząc kątem oka jak Raziel odchodzi. Chciał jeszcze coś dodać, lecz gdy się odwrócił towarzysz siedział już oparty o ścianę. Nie wyglądał on dobrze. Banita podszedł do niego i przyjrzał się temu co robił Justicar.

- Ja na leczeniu się nie znam - stwierdził. - Mi także ten von Grettman się nie podoba, ale o tym pomyślimy później. Teraz zajmijmy się Razielem. - Chwycił kamrata pod pachę i powoli, ostrożnie podniósł. - Pomóżcie mi - zwrócił sie do pozostałych.

Louis ruszył w stronę ulicy. Nie wiedział gdzie w tym mieście można znaleźć cyrulika, ale miał nadzieję, że skieruje ich tam jakiś napotkany mieszkaniec tego miasta. Nie wiedział czy Justicar ma rację, bo zasłabnięcie Raziela mogło być wywołane przez utratę krwi, ale teraz ta kwestia nie wydawała mu się ważna. Musieli jak najszybciej odnaleźć medyka.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 15-02-2008, 23:47   #126
 
Ostrze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ostrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znanyOstrze nie jest za bardzo znany
Gdy Raziel zrobił kilka kroków w stronę magazynu, zakręciło mu się w głowie i prawie upadł. Gdyby nie pobliska ściana, już by lezał na ziemi. Jeśli to było spowodowane trucizną, miał nadzieję, że zdoła dojść do cyrulika.

Wtedy Justicar przemył ranę płynem z manierki, a Louis przyglądał się temu co on robi.

Mniej więcej wiem gdzie mieszka cyrulik. Jeśli nie omdleję to mogę spróbować pokazać wam drogę. Ale wątpię czy dziś nas przyjmie.-powiedział Raziel do towarzyszy.

A co do wizyty w tej posiadłości, to można tam zajrzeć.-powiedział z uśmiechem.

"Być może, że znaleźliśmy w końcu jakąś poszlakę."pomyślał sobie. Miał nadzieję, że coś tam znajdą, ale jeśli się nie wyliże, to może być ciężko mu tam iść.
 
__________________
GG. 10666642
Ostrze jest offline  
Stary 17-02-2008, 11:16   #127
 
Umbriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie cośUmbriel ma w sobie coś
Barry łypał groźnie okiem w stronę postaci do której mówi. W tym czasie, zdążyła się ona schować za futryną, niefortunnie odsłaniając ramię. Triumfalny uśmiech zastąpił w tej chwili wyraz zniesmaczenia.
"Nie będziemy się tu kurwa bawić w kotka i myszkę" - pomyślał, idąc iście kocim krokiem w stronę przeciwnika. Był czujny, ale nie spięty - w każdym momencie mógł go zranić. Cisza stawała się nieprzenikniona, niemal namacalna. Najemnik znał to uczucie - tak było przed każdą burzą, przed każdą bitwą, przed każdą śmiercią...
Nagle usłyszął przekleństwo i nerwowowy śmiech postaci. Opuścił kuszę nieco zbity z tropu, ale wciąż skoncentrowany
"Pewnie teraz szcza w gacie ze strachu" - pomyślał i zarechotał pod nosem.
Nie wiedział co ten gnojek planuje, ale nie podobało mu się to absolutnie.

- Hej to ja blondas! - usłyszał zniewieściały głos. Teraz miał już niemal pewność że to ktoś z jego bandy... Tak, był taki blond fircyk. Podczas gdy starał się dokładnie zidentyfikować osobę, zza futryny rozległo się nerwowe:

-Daj spokój! Zaraz! Sam jesteś? A gdzie reszta?

No, teraz przynajmniej miał pewność że tamten jest tym, za kogo się podaje. Widząc komizm sytuacji opuścił kuszę całkowicie i "rozbroił się", rechocząc wesoło.

- Spokojnie blonduś, jesteś bezpieczny. Wstań, niech no cie jeszcze zobacze, co by żadnych wątpliwości nie było!

"Czemu bogowie zesłali mi właśnie jego? Jak on miał... Pies go rżnął! No cóz, kompan to kompan, kiedy indziej go zastrzelę" - zażartował w myślach

Nie bacząc co robi mężczyzna , kontynuował:

- Teraz już sam nie jestem... - rzekł z nutą irytacji - A reszta łazi gdzieś po mieście. - jego głos był esencją obojętności. To nie jego wina, że kompani gdzieś łazili narażając się na kłopoty. Gdyby siedzieli w karczmie i czekali, miast mieć robaki w tyłku, to nie byłoby problemu. - Wyglądasz mi na bystrego chłopcze - ciągnął ni to z zadowoleniem ni to kpiarsko - A tak się składa, że widziałem coś, co łeb taki jak twój może wykorzystać. - tu przysiadł się do kompana na siennik. - Widziałem ci ja bowiem, na placu miejskim duże zbiorowisko ludzi. Pośrodku na podium stał łysy grubas, otoczony strażnikami. Wykrzykiwał on oszczercze hasła pod adresem "naszych" gołąbków zakonnych... Że ludziom nie pomagają, że siedzą w klasztorze i że to podejrzane... - zmarszczył brwi szukając w pamięciu odpowiednich sytuacji - Że szlachta w niedoli nie dopomaga... W motłochu posłuch miał spory, lecz nagle ktoś sie stawił, zezwał go od durni i sie zaczęła burda jakowaś. A straż wydawałoby się, że szczała na to. W każdym razie coś sie w mieście szykuja... Może zamieszki jakoweś? Być może ma to jakieś wspólne sprawy z naszym struciem klechy.

Przełknął ślinę kończąc wywód i czekając na odpowiedź. W duchu liczył, że na coś się jego wypad przydał. Usadowił się zatem wygodniej, splunął i czekał na reakcję.
 
__________________
13 wydział NYPD
Pijaczek Barry
"Omnia mea mecum porto"

Ostatnio edytowane przez Umbriel : 18-02-2008 o 08:18.
Umbriel jest offline  
Stary 17-02-2008, 23:01   #128
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Opowieść dziadka wielce zainteresowała, Cohena.
„Wybrać się tam, słyszałem, iż złota tam w bród i każdy, kto wróci z Lustrii, jest bajecznie bogaty. No i nie tylko złoto, bajeczne przyprawy, wina pędzone z tamtejszych roślin, podobno o bajecznym smaku. Opowiadał mi jeden taki, co próbował, iż rozkosz w gębie, ale kogo na to stać, nawet nie kapitanów, no może raz w życiu. Skrzyknąć drużynę zuchów i wyruszyć tam to można się obłowić.”
Takie to myśli kłębiły się w głowie byłego sierżanta.

- Reven! dość już czasu zmitrężyliśmy, ruszamy rozejrzeć się po mieście. Wpierw w miejsce gdzie znaleziono zakrwawiona sakiewkę. – podniesionym głosem powiedział zbliżając się do towarzysza, poprawiając w tym samym czasie na plecach miecz dwuręczny i sprawdzają, czy miecz i sztylet łatwo z pochew wychodzą.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 17-02-2008, 23:42   #129
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Podczas opowieści dziada Reva odprężył się pierwszy raz od wyjścia z klasztoru. Trudno mu było się do tego przyznać, ale od dziecka marzył, aby wyruszyć do nowego świata. Teraz, gdy w imperium posmakował większości tutejszych atrakcji, w większości gorzkich, wyprawa do Lustrii wydawała się ciekawą alternatywą. Niebezpiecznie zwierzęta, bajeczne bogactwa, możliwość zmierzenia się z nieznanym. W imperium wszyscy wiedzieli, co to jest za zielony stwór, to pewno ork, człowiek z rogami, to pewno zwierzoczłek, czy mała wijąca się karykatura człowieka… Nie, to w imperium nie jest znane, jedynie raz spotkał coś takiego w towarzystwie magika. Z pewnością nie był to żaden normalny twór natury.

Lustria… Dziad z pewnością nieco podkoloryzował historię, ale to nie przeszkadzało najemnikowi wcale. Nie, kiedy był podchmielony, ale mógł sobie pozwolić na to. Po pierwsze, był w całkiem korzystnej sytuacji. Straż się ich nie czepia, toż to istny raj dla rozboju. A mordę komuś potrafi obić nawet po pijaku, co nie było dla niego większą przeszkodą. Ale lepiej, żeby nikogo nie było wtedy w pobliżu. Odprowadził wzrokiem dziada, odgarnął włosy, dopił resztkę kufla, po czym huknął nim o blat stołu.

- idziemy! – zawtórował Cohenowi. – Ciekawe jeno, jak idzie reszcie. Nie wyglądali, tam, w klasztorze na zbyt chętnych tą sprawą, jedna na razie to chyba my najmniej zrobiliśmy. – uśmiechnął się, nad wyraz szczerze. W jego głosie nie było słychać charakterystycznej dla niego nutki ironii, sarkazmu i arogancji w jednym. Powiedział to całkiem zwyczajnie, choć ciszej niż Cohen. Podobnie jak żołnierz, poprawił pas z claymore’m, oraz sprawdził, czy półtorak wciąż obciąża jego pas. Tak gotowy wyszedł razem z druhem na zewnątrz, gdzie odruchowo zasłonił ręką oczy, przed ostrym słońcem. Karczma była dość ciemna.
 
Revan jest offline  
Stary 18-02-2008, 00:39   #130
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Balius przejechał palcami po swoich włosach zaczesując je w tył aby nie przeszkadzały mu w przyglądaniu się otoczeniu. Ten poczciwy wojownik odparł coś o przyjrzeniu się jeszcze raz z kim ma do czynienia.

"Przynajmniej ma się na baczności, a alkohol nie przyćmił jego czujności. Nie jest jeszcze tak źle. To by się porobiło, gdyby ktoś się podszywał pod moją osobę."

Chwilę jeszcze zanim już znalazł się na sienniku i zamknięciu drzwi w świetle ujawnił swoją sylwetkę. Kiedy Barry opowiadał o tym całym zajściu na dziedzińcu kilka spraw zaczęło się już nie podobać Baliusowi. Kiedy skończony został wywód wojownika, blondyn spojrzał w czerń panującą w pomieszczeniu i widząc delikatny zarys cienia osoby siedzącej obok.

-Ciekawe i to dość mocno ciekawe. Jeden z magazynów należących do klasztoru spłonął w okolicy tygodniowego przedziału czasowego. Dlaczego nam ten mnich o tym nie wspomniał?

Balius zaczął zastanawiać się na ile złożoność jego wypowiedzi musi być niezrozumiała dla tego człowieka. Po chwili zadumy i przerwy aby dać osobnikowi strawić to co właśnie usłyszał zaczął mówić trochę prostrzym językiem.

-Możliwe, że opata doścignęła jego przeszłość. Nie jest stąd i dostał się tu jakieś trzydzieści lat temu. Ten na dziedzińcu jest zapewne zwykłą płotką. Podżegacz jakich wielu, który za kilka monet polazł na deski i woła do byle kogo. Ale mniejsza o tego typa. Byłem też w miejscu gdzie stał ten magazyn. Niczego nie znalazłem co mogło by być miejscem przyżądzenia tam trucizny. Nic co mogło by spowodować pożar. Ślady zostały dobrze zatarte a nasza zwierzyna nieźle to za sobą robi.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172