Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2008, 19:33   #1
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
(Wiedźmin) Czas Pogardy

Czas Pogardy


Karczma "Miś Kudłacz" nie należała do tych nielicznych przyzwoitych karczm w Wyzimie. Jeżeli ktoś uważał inaczej to znaczyło to iż ten ktoś jest pijany. Już pierwszy rzut oka na dzielnicę w której się ta karczma znajdowała wystarczył aby zrozumieć dlaczego. Dzielnicę tą zamieszkiwała głównie biedota i bandyci. Uczciwy obywatel nie miał w niej czego szukać. Dlatego też w "Misiu Kudłaczu" zatrzymywali się głównie wędrowcy i ludzie chcący skorzystać z tanich rozrywek typu prostytutki i tani alkohol. Karczma była dosyć szeroka. Nad drzwiami wyjściowymi wisiała przybita głowa jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Do ścian były przybitych kilka zapalonych pochodni które rozświetlały ciemne wnętrze. O ile przy wejściu był tylko raptem jeden stolik przy którym siedziało kilka osób dyskutujących o polityce to po obu stronach sali było ich parę. Po prawej stronie były dwa stoliki przy których siedziały krasnoludy. Nieco dalej stało kilka niezbyt wygodnych łóżek specjalnie dla tych którzy wypili za dużo. Więcej osób siedziało po lewej stronie. Stolików było więcej i siedzieli tam głównie ludzie. W głębi stała lada za którą stał gruby karczmarz który rzucał złe spojrzenia tym gościom którzy zachowywali się zbyt głośno. A trochę ich było. Przy najbliższym stoliku siedziało kilka osób które co chwila klnąc lub krzycząc z radości oddawało się grze w kościanego pokera. Gra ta została potępiona przez kapłanów Wiecznego Ognia jako wymysł demonów i nieludzi. Nie przeszkadzało to oczywiście grać wielu ludziom. Przecież jak wiadomo to co nielegalne jest najlepsze. Dalsze stoliki zalegały osoby bardzo głośno ze sobą rozmawiające które przy okazji wlewały w siebie niewyobrażalne wręcz ilości piwa. Oczywiscie to sprawiało, że rozmowy szybko traciły jakikolwiek sens, ale jakoś mało kto zwracał na to uwagę. Między ludźmi z niesamowitą wręcz szybkością i gracją przemykała blondwłosa kelnerka.

Dratgar

Siedzący w milczeniu mężczyzna przykuwał szczególną uwagę nielicznych trzeżwych. Głównie z tego powodu, że był wiedźminem. Nie zwracał uwagi na innych tylko samotnie sączył piwo. Nikt się do niego nie przysiadł. Do czasu. Średniego wzrostu mężczyznę o błękitnych oczach i długich, czarnych włosach zaczepił nagle wysoki mężczyzna z rozbitymi ustami. Mężczyzna usiadł nie pytajac się o zgodę ani nic nie zamawiając. Powiedział wszystko wprost.
- Nazywam się Ivo Mirce zwany też "Cykadą". Nazywają mnie mistrzem miecza. Nie zgadniesz po co przybyłem czarnowłosy.
Tutaj rzucił pożółkły kawałek pergaminu z którego można było odczytać bardzo jasny komunikat:

Szlachetny kupiec Talzul Besidtil chce ujęcia grożnego zbrodniarza który na dodatek jest wiedźminem. Jego imię to Dratgar. Średniego wzrostu mężczyzna, o długich prostych, czarnych włosach i mętnych niczym u ślepca błękitnych oczach rzucających, zimne spojrzenie. Twarz nie zdobiona żadnymi bliznami, o dość słabej mimice. Ubrany w płócienne spodnie i koszule, tą zakrytą lekką kurtką skórzaną. Na stopach, buty skórzane, które najwidoczniej już wiele przeszły. Dłonie uzbrojone w rękawice, zakrywające końce rękawów koszuli. Cała sylwetka zakryta płaszczem chroniącym ją przed deszczem i wiatrem. Sam osobnik nie jest zbyt wielkiej budowy. Nie widać przy jego boku broni. Za głowę tego grożnego bandyty pan Besidtil ofiaruje 1000 orenów nagrody. Na dowód należy przynieść głowę bandyty prosto do kupca Besidtila

Kiedy mężczyzna przeczytał ci na głos treść tej wiadomości paskudnie się uśmiechnął i przybliżył swoją twarz do twojej.
- To jak? Wychodzimy na zewnątrz czy wolisz pobrudzić podłogę tej jakże dystyngowanej karczmy?

Hans de Bule

Usiadłeś wśrod tego całego motłochu nie pijąc nic. Cały czas po głowie krążyły ci słowa twojego ojca. Nawet po tylu latach. Brzmiały one:
"Zakon Białej Róży. Ucie..kaj"
Zakon Białej Róży stacjonował obecnie w Wyzimie. To był wystarczający powód żeby zostać tu na dłużej. Nie miałeś pojęcia co Zakon może mieć z tym wszystkim wspólnego, ale musiał być w to jakoś zamieszany. Twoje rozmyślenia przerwał nagle dość codzienny widok. Kelnerka została otocozna przez kilku umięśnionych bandytów. Każdy z nich śmiał się prosząc o możliwość zabawienia się z nią. Kelnerka cały czas próbowała się wyrwać, ale bandyci otoczyli ją zwartym kołem. Nikt, łącznie z samym karczmarzem, nie spieszył się jej na pomoc.

Peterus

Siedziałeś przy wejściu słuchając osób rozmawiających o polityce i politykach. Niezbyt zresztą pochlebnie.
- Ten zawszony smarkacz Radowid juz rywalizuje z takim doświadczonym królem jak Foltest.
- Tak. Foltest wychędożył własną siostrę więc na pewno jest bardzo doświadczony - rzucił złośliwie jakiś krasnolud. Ciebie to niezbyt interesowało. Twoją większą uwagę przykuła raczej kelnerka którą obserwowałeś już od dłuższego czasu. Teraz była otoczona przez kilku bandytów. Wyglądała na bardzo przestraszoną. Wstałeś żeby zareagować kiedy nagle poczułeś jak ktoś brutalnie przyciska cię do ściany. Nie mogłeś się ruszyć ani otworzyć oczu. Wtedy usłyszałeś zimny głos:
- Pamiętaj o jednym Peterus. Rodzina nie wybacza. Jedyne co cię teraz moze spotkać to śmierć. Chyba, że oddasz zbroję. Wtedy załatwimy ci jakieś ułaskawienie. Radzę ci przyjść na spotkanie na przystań jutro rano. Do tego czasu bywaj.
Otworzyłeś oczy i zobaczyłeś, że nieznajomego już nie ma. Na dodatek nikt nie zauważył całego zajścia.

Namariel Vanthalen

Dzisiaj miałeś dobrą passę. Gra układała się po twojej myśli. W końcu natrafiłeś na jakiś frajerów których mogłeś łatwo wyskubać ze złota. Dzięki temu mogłeś zyskać co nieco na dalszą drogę. WYgrałeś już ostatnią rundę i zamierzałeś już odejść. Zgarnąłeś wygrane 300 sztuk złota i schowałeś do kieszeni. Kiedy już się odwróciłeś w kierunku wyjścia poczułeś zimną stal na szyi.
- Myślisz, kurwa, że tak po prostu nas okpisz i odejdziesz ze złotem? Nic z tego bratku. Dzisiaj nie jest twój dzień.
- Wiżka. Co ty wyprawaisz? Chłopak wygrał uczciwie więc może je zatrzymać.
- Cicho bądź Gruby. Nigdy jeszcze nie przegrałem więc taki wsiok nie mógł mnie tak latwo ograć.
- Po prostu miałeś pecha.
- Gówno prawda.
Jego uwaga teraz się nieco rozproszyła. Nie skupiał się teraz już tak bardzo na tobie więc miałeś teraz szansę.

Gusni Nogarung

Jak zwykle siedziałeś z innymi krasnoludami. Od czasu bitwy pod Brenną wolałeś przebywać wśród swoich. Juz trochę wypiłeś, a wiec byłeś lekko podchmielony. Język ci się plątał i z trudem rozumiałeś co mówili do ciebie inni. To co powiedzieli do ciebie tamci trzej z lewej strony sali doszło do ciebie bardzo wyrażnie. Dwóch z nich było wysokich i chudych, a trzeci średniego wzrostu z czerwona chustą zasłaniającą usta.
- Ja i moi koledzy zastanawialiśmy się czy wy panowie krasnoludy długo będziecie tu jeszcze siedzieć. Bo my tu wypić chcemy bez niczego co zatruwa powietrze. A wy je zatruwacie.
Początkowo nie załapałeś o co mu do końca chodziło. Jednak po chwili dotarło do ciebie, że oni nie są zachwyceni twoją obecnoscią. Świadczyły o tym sztylety które trzymali w dłoniach. Krótkie i bardzo dobrze leżące w dłoni. Idealne do precyzyjnego uderzenia. Ci ludzie niezbyt ci się podobali.
 

Ostatnio edytowane przez wojto16 : 17-02-2008 o 17:42.
wojto16 jest offline