Wątek: Znany Świat
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2008, 22:09   #14
Marchosias
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Sir Ranord Treskov ---

Szarmancko obnosisz się do białogłowej, zauroczył Cię jej majestat. Kiedy patrzysz jej w oczy, widzisz tańczący płomyk ze świecy, która powoli pali się, rozjaśniając jej cerę.
Nie zwracasz nawet uwagi, gdy do zajazdu wkracza kolejna osoba.

Ciężko było nie zauważyć nieco natrętnego gościa, który co chwila wychylał się w waszym kierunku.
Już miałeś mu zwrócić uwagę, gdy nagle niczym błyskawica, pojawia się przed tobą rzekomy towarzysz uroczej pani.
-Waszmość raczy rzec, gdzież to sam się wybiera, zanim zada - wziął oddech, jakby zbierał czas na poukładanie myśli - tak osobiste pytanie?
Po tych bezczelnie wypowiedzianych słowach, wsunął się pomiędzy was na drewnianym stołku, wpatrując Ci się głęboko w oczy.
Widać było, że mężczyzna jest poddenerwowany. Lekko drżały mu wargi, zaś oczy miał nieco szerzej otwarte, niż przedtem.

Cóż za objaw bezczelności? Że niby kim on jest, żeby takim tonem zwracać się do Ciebie? I to jeszcze w towarzystwie!
Kątem oka dostrzegłeś swojego młodego giermka, który patrzył na całe zajście. Zawsze trzymał się z daleka, gdy szykowała się jakaś draka.

Byłeś nieźle wkurzony.

Jeff Harland ---

Humor od razu Ci się poprawił, gdy zasiadłeś do jednego stołu z uroczą damą oraz majętnym gościem. Pomimo iż nie zwykłeś być osobą towarzyską, w takich warunkach ktoś na poziomie był błogosławieństwem.
Długo wpatrywałeś się w piękną towarzyszkę. Była ładna i młoda, wyglądała na kogoś z wyższych sfer. Nie robiła na tobie jakiegoś nadzwyczajnego wrażenia, jednak na współtowarzyszu jak najbardziej. Wprost pożerał ją wzrokiem.

Wtem, sielanka się skończyła, mężczyzna zwący się Devon, tak chyba nazywała go młoda dama, wparadował i zdawał się mieć jakieś obiekcje do niedoszłego zalotnika.

O nie, tylko nie to...
To chyba ostatnia rzecz, jaką chciałeś widzieć, szukając odetchnienia w przydrożnym zajeździe.
Dobrze wiedziałeś, w jaką awanturę może się to przerodzić. Było widać na pierwszy rzut oka, że dobrze zbudowany jegomość, który przedstawił się jako Ranord Treskov jest rycerzem, a tacy nie popuszczają.
Rozejrzałeś się na reakcje innych, nie zdawali się zbyt przejęci sytuacją. Albo mieli to głęboko w nosie, albo woleli się nie mieszać.

Kiedy spojrzałeś na damę siedzącą naprzeciwko, chowała twarz w rękach. Nie za bardzo wiesz, jakie uczucia teraz nią targały, jednak nie mogło to być nic pozytywnego.

No i znając twoje szczęście, zaraz coś się wydarzy i będziesz musiał interweniować, pomimo swojej niechęci do tego.

Krzysztof D'Gnish ---

Na sali jest wiele nieprzyjemny dla twojego oka osób, zaś z dość przyjemnymi dobytkami.
Pulchny szlachcic ogrzewał się drogimi tkaninami, gdyby nie ten nieprzyjemny oprych, który obok niego siedzi, zapewne pomyślałbyś o drobnym wzbogaceniu się.

Niewiele dostrzegłeś, jeśli chodzi o kobietę, gapienie się i jednoczesne „dyskretne” podsłuchiwanie sprawiało Ci lekki problem. Prawie się wywróciłeś, gdy nagle usłyszałeś zdenerwowany głos jednego z gości.
Znów szlachciury się pożarły, nieraz widywałeś takie rzeczy w czasie swoich wędrówek.
Pewnie zaraz jeden wyzwie drugiego na pojedynek, który przełożą na następne spotkanie, by ostatecznie porzucić ten pomysł.

Miałeś tylko nadzieję, że nie będą chcieli wplątać w to wszystkich znajdujących się na sali.
W tym oczywiście Ciebie.

Mortarel ---

Zrobiłeś się dosyć głodny, miałeś nadzieję, że karczmarz szybko przyniesie twoją strawę.
Obok Ciebie przeszedł jakiś lalusiowaty młodzik. Ta szlachta, jak zwykle albo im zimno, albo za gorąco.
Młodzieniec przez chwilę spojrzał na Ciebie, po czym szybko speszony odwrócił wzrok. Tak, bój się gówniarzu, wszystkiego co Ci obce i niedomyte.
Chłopak podsycił trochę ogień, po czym jak najszybciej chciał oddalić się, pewnie od Ciebie.

Nagle po sali rozległ się głos jednego z „gości salonów”. Podniosłeś wzrok, by zobaczyć, co też ta hołota wyprawia. To tylko kolejna kłótnia wysoko- urodzonych.
Młodzieniec zamarł w miejscu i patrzył w stronę tego całego zamieszania.

Niewzruszony siedziałeś i dalej ostrzyłeś nóż.

Alisa Greenwolf ---

Cóż masz lepszego do roboty? Przyjęłaś zaproszenie i przysiadłaś się do mężczyzny.
Zdawał się być obytym w technikach uwodzenia, jednak na tobie nie robił oszałamiającego wrażenia.
Dobrze wiedziałaś, że Devon nie będzie zadowolony z towarzystwa. Wiedziałaś też, jak można mu dopiec. Czy tego chciałaś, czy nie. Nie jesteś jego niewolnicą i nie musi mu się wcale podobać to co robisz.

Majętny Ranord Treskov ciągle się na Ciebie gapił, gdy mówił, uśmieszek nie znikał mu z ust.
Wtem nagle wtrącił się twój obrońca, naskakując na Ranorda.

On jest po prostu załamujący, brak Ci do niego siły. No, przynajmniej przerwał tę paplaninę.

Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego...

***

Zanim sytuacja zdążyła się rozwinąć w mniej, bądź bardziej nieprzyjemnym kierunku, drzwi zajazdu rozpostarły się.
Do środka wkroczył mężczyzna, na oko jakieś 25 lat, ubrany w drogie, błękitne szaty.
-Witam uszanowanie towarzyszy niedoli - powiedział z lekkim sarkazmem, kłaniając się - czy i dla mnie oraz moich kompanów znajdzie się ciepła sala?
Karczmarz w tej chwili wracał z zaplecza, niosąc w rękach kilka butelek jakiś trunków.
-Ależ jak najbardziej, siadajcie, ciepła i jadła starczy dla wszystkich.

Za mężczyzną weszło trzech innych panów.
Dwóch z nich dzierżyło przy pasie miecze, zaś trzeci wyglądał na powiernika kościoła, na szyi miał zawieszony kilkucentymetrowy krucyfiks.

-Jakże nieładnie z mojej strony, żem się nie przedstawił. Na imię mi Julius Gelterburg.
W tym momencie większość sali zamilkła. Mężczyzna tylko uśmiechnął się, po czym dosiadł do największego ze stołów na sali, przy którym było wystarczająco miejsca dla niego i jego towarzyszy. Siedzieli tu również Ranord, Jeff oraz Alisa.
-Nie macie państwo obiekcji, jeśli się przysiądę? - pomimo iż brzmiało to jak pytanie, dokonane zostało już po fakcie. Niezbyt elegancko, jednak zmęczenie na twarzach nowych gości dało się dojrzeć dość wyraźnie.
Powoli również jego „obstawa” zaczęła zajmować miejsca obok szlachetnego pana.

Sir Ranord Treskov, Jeff Harland, Alisa Greenwolf ---

Przecież to sam książę, we własnej osobie! Ale co on tu robi?

Mortarel ---

Zaraz pewnie wparaduje król we własnej osobie.

Bez przerwania, kontynuujesz swoje czynności.

Krzysztof D'Gnish ---

Skądś chyba znasz tego gościa, ale nie możesz sobie przypomnieć. Cóż, nic dziwnego, dawno nie było Cię w Leuw.

***

Po tym, jak nowy gość zajął swoje miejsce, gospodarz przydreptał szybciutko, rozstawił na ławie znamienitych, ciepłych trunków, by następnie skierować swój krok w stronę zaplecza, zapewne po ciepłą strawę.
-Napijmy się panowie i oczywiście piękna pani. Za dalszą podróż, gdziekolwiek nie zmierzacie.
Po tych słowach, Julius począł rozlewać najbliższego swojej ręce trunku.
Z bliska cera jego była niewzruszona, czysta niczym śnieg na zewnątrz. Krótko przystrzyżone, blond włosy były całe mokre, musi padać na dworze.
-Dobrze wiesz panie, że mnie nie wypada kosztować tych słodkich pokus - powiedział starszy mężczyzna w szarej todze, przepasanej grubym sznurem wokół lędźwi. Krzyż na jego szyi zamienił się srebrzystym blaskiem, gdy nachylił się, by powstrzymać rękę tego, kogo zwał panem.

Co teraz moje myszki?