Jeff z pewnym niepokojem zaczął się przysłuchiwać wymianie zdań i spojrzeń, jaka nastąpiła między sir Ranordem a młodym Devonem. "Czyżby młody kogucik poczuł się dotknięty próbą zagarnięcia jego własności?"
Nie wątpił, że sir Ranord poczuł się dotknięty. Zresztą łatwo to można było wywnioskować z wyrazu i koloru jego twarzy...
Spojrzał na Alisę. Z zakrytego rękami oblicza nie można było odczytać, czy jest zmartwiona, czy też pęka z radości na samą myśl o mini turnieju, jaki za moment zostanie urządzony ku jej czci.
Giermek też nie miał zamiaru uspokoić swego pana... "Znowu ja?" - pomyślał niezbyt zadowolony.
Nie chcąc, by sytuacja za bardzo się zaogniła, Jeff pochylił się do przodu, by wtrącić kilka uspokajających słów, gdy głos dobiegający od strony drzwi powstrzymał jego usiłowania.
A padające nazwisko uczyniło je niepotrzebnymi.
Jeff wstał, gdy książę zbliżył się do ich stołu.
Ukłonił się, z pewną dozą szacunku, ale bez uniżoności.
- Jeff Harland - przedstawił się, zgodnie z wymogami etykiety, mając równocześnie świadomość, że nazwisko to nic nie powie ani księciu, ani jego świcie.
- Zaszczyt to dla nas i przyjemność, Wasza Wysokość, móc gościć cię przy naszym skromnym stole - dodał.
Przesunął się nieco, by książę i jego szacowny towarzysz mieli dosyć miejsca.
Z ciekawością spojrzał na człowieka, o którym słyszał każdy, kto chociaż kilka dni przebywał w Leuw.
Miał równocześnie świadomość, że rozmowa z księciem może przynieść różne ciekawe informacje...
Ostatnio edytowane przez Kerm : 14-02-2008 o 07:41.
|