- Zgadzam się z Badem, te zakute pały obserwują nas non stop. Mam jednak inne zdanie, co do alkoholu. Znacznie lepiej smakuje w trakcie uczty, niż po niej. – odparł, uśmiechając się.
- Nuży mnie to czekanie. Wychylmy, zatem po łyku. – wziął butelkę, i odkorkował ją. Krasnolud kochał zapach gorzałki, i mimo iż innym kiszki się skręcały od samej woni, jego to uspakajało.
Chwycił butelkę za gwint, i pociągnął solidny łyk. Postawił ją przed Kerwynem.
Odchrząknął.
- Halflingu, nie wyrywaj się nadto poza konieczną konieczność, to znaczy, poza naszą drużynę. Ścigamy tego bandziora, a zapłacą nam za jego głowę, nie za uleczonych ludzi po drodze, choćbyś i całą epidemię powstrzymał, nie dostaniesz za to złamanego grosza, a jedynie bełt w łopatkę. Też mi nie jest do śmiechu, widząc zachowanie tych psów, pewno nie lepsi od Beau, ale wolałbym, aby wszyscy wiedzieli, jak bardzo nas cel jest jasny i klarowny. Krócej, siedź spokojnie na dupie, i przytakuj, to nam nic się nie stanie, a przynajmniej, kiedy wokół nas ci przeklęci bretoni. – odparł cicho, i spokojnie w stronę Tupika. |