Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2008, 21:46   #39
Dogen
 
Dogen's Avatar
 
Reputacja: 1 Dogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputacjęDogen ma wspaniałą reputację
ks. Richard Rakus i Warren Gralowe
Eskapada Richarda nie przyniosła takiego skutku jak przypuszczał. Sprawa wydawała się coraz bardziej tajemnicza niż do tej pory przypuszczał. Do wieczornej mszy odwiedził rodzinę i starał się przepytać sąsiadów. Niestety, jak przysłowiowy kamień w wodę. Był zszokowany, nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Ani sąsiedzi, a tym bardziej rodzina, nie słyszała o żadnym Maksimie. Nie istniał w ich otoczeniu taki chłopak, rodzice zgodnie i bez żadnych zahamowań twierdzili, że nigdy nie mieli syna. Niewiarygodne, przecież jeszcze niedawno spotykał się z nimi i słodko gaworzyli o przyszłości chłopaka. Próbował wpłynąć na ich domniemaną amnezję, ale tylko pogorszył sprawę, musiał odpuścić. Gdziekolwiek się udawał, tam mur obojętności i negatywnych odpowiedzi. Maksim nie istniał i wydawało się, że tylko Richard nie stracił w jakiś cudowny sposób pamięci.
Wracając, do kościoła musiał przystanąć. Znalazł ławkę i przysiadł na chwilę. Pokręcił głową z niedowierzaniem.
Jak to możliwe? Działo się coś, albo z nim, albo ze światem. Bóg wystawia mnie na jakąś próbę, to musi być jakieś zadanie, przez które stanę się jeszcze lepszy i uzyskam lepszy status – tłumaczył sobie.
Wreszcie wpadł na jeszcze jeden pomysł, że pójdzie do szpitala, odwiedzić „człowieka, którego nie ma”. Jeszcze zdąży, jak się pospieszy. Poderwał się szybko z ławki i w tymże momencie zadzwonił telefon. Odebrał. Dzwonił do niego oficer, który prowadził sprawę napadu Maksima. Nie miał dobrych wieści. Richard wysłuchał z uwagą i schował komórkę. Rozejrzał się wkoło, już nie na żarty podenerwowany. Według relacji policjanta, podejrzany, w dziwnych okolicznościach, jak się wyraził, zbiegł ze szpitala i aktualnie miejsce jego pobytu jest nieznane. Prosi w związku z tym o ostrożność i, że wysyła funkcjonariuszy.
Najszybciej jak mógł, poszedł z powrotem do kościoła. Powiadomił proboszcza o sprawie i poprosił o zastąpienie go w mszy.
Postanowił iść nieco wcześniej do baru „Midnight Express”. Czuł, że być może tam jednak dowie się czegoś. W zasadzie nie wiedział co zrobić, nie miał nic do stracenia.
Po drodze cały czas myślał o chłopaku, czy się jeszcze pojawi, czy będzie próbował się zemścić, a może on faktycznie nie istnieje? Co się porobiło, różne rzeczy przychodziły mu do głowy. I tak doszedł do lokalu. Faktycznie, nie wyglądało to najlepiej. W środku uderzyła go głośna muzyka i wzrok klientów, wątpliwej szlachetności. Wszyscy byli o dziwo strasznie zdziwieni, widząc wchodzącego księdza. Stanął i rozejrzał się i wtedy podszedł do niego jakiś chłopak.
- Witam, ty musisz być ksiądz Richard. Jestem Warren, dzwoniłem do księdza, miło mi poznać - wyciągnął rękę w geście przywitania. – Też niedawno przyszedłem do tego przybytku, chodźmy do baru i pogadajmy wszyscy razem, bo myślę, że mamy o czym.
Richard ogarnął wzrokiem salę, która wręcz kipiała od alkoholu i dymu papierosowego. Istna jama i schronienie dla zmęczonych życiem i wiarą w siebie. Budujące, naprawdę budujące.
Wtedy zobaczył dziewczynę za barem, która wymuszenie uśmiechnęła się do niego i pomachała ręką. Spojrzał ponownie na Warrena i szybko pomyślał:
Cóż za dobrane towarzystwo, każdy z innej parafii, ksiądz, chłopak wyglądający na inteligencika i dziewczyna o wątpliwej reputacji i wyzywającej postawie, potrafił to wyczuć. Bóg naprawdę musi mieć jakiś plan, ale on go nie rozumiał, na razie.
 
__________________
Wycofuję się na z góry upatrzoną pozycję
Dogen jest offline