Kiedy nowo przybyły zaproponował miecze, Hans uśmiechnął się pod nosem i powiedział. -Miecze nie mają sensu, prędzej ugrzęźnie w ścianie niż w głowie przeciwnika.
Gdy jego przeciwnicy wyciągnęli noże sam też wyciągnął sztylet i mizerykordie. Sztylet z trójgraniastą klingą przyłożył płasko do ramienia, czubek, który wystawał był wystarczająco długi aby przebić klatkę piersiową i dostać się do serca. W drugiej dłoni trzymał pięknie zdobiony sztylet, jelec i klinga miały motywy w kształcie lwa, herbu Hansa. Mimo, że broń była zdobiona również mogła służyć do walki.
Kiedy bandyta wypowiedział swoje słowa Hans powiedział tylko. -Masz rację noże kaleczą więc głupotą było je wyciągać. Tylko, że mnie chroni gruba blacha, kolczuga i przeszywanica, która ma chronić przed ciosem topora.
Skrócił dystans i zaatakował szefa, krótkim sztychem sztyletu. Celował w pierś wiedział, że nawet po trafieniu, które nie zabije jego przeciwnik straci chęć do walki. Nie miał ochoty zabijać bandytów. Mizerykordie przygotował do parowania ciosów.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |