Volstagh najzwyklej w świecie zapukał do przypadkowych drzwi w części, która zdała mu się skrzydłem magów. Miał jak zwykle wiele szczęścia.
- Słoneczny mamy dzionek, nieprawdaż? Gdzie tu są potężni magowie? - rzekł wchodząc do przestronnej sali. Na środku duży stół wokół którego krzątało się dwóch młodzieńców. Ściany, jak to zwykle bywa w laboratoriach magicznych, były zastawione różnego rodzaju składniki i preparaty. Gnomowi wystarczył rzut okiem aby ocenić że to jedynie podstawowe wyposażenie, nadające się raczej dla uczniów niż dla prawdziwego maga. - Witam w czym mogę pomóc?
- Jestem Volstagh, goszczę na dworze w charakterze posła, ale jestem także magiem z zainteresowania. Czy Wy aby jesteście uczeni w sztuce magicznej?
- Ależ oczywiście...
Jak się okazało ten drugi młodzieniec imieniem Derek był i owszem uczony w tej sztuce. Nie były to jednak umiejętności mogące dorównać Volstaghowi, choć ten nie spędził zapewne w bibliotece połowy tego czasu co ten chłopak. Dłuższą chwilę gnom spędził na niczym innym tylko na targowaniu się z dwoma adeptami. O ile na co dzień Volstagh nie stronił od tego typu konwersacji to na dzisiaj zaczynał mieć ich zupełnie dość. W końcu stanęło na wymianie wpisów do księgi. Gnom nie miał zamiaru pozwolić aby ktoś mu wpisywał swym niedbałym pismem jakichkolwiek słów do jego drogocennej księgi. Sam załatwił sprawę, szybko i dokładnie. Co prawda wszystkich czarów jakie miał zamiar zdobyć nie udało mu się dostać, ale miał serdecznie dość kłótni na dzisiaj. - Żegnam serdecznie panów i powodzenia w dalszej nauce trudnej sztuki magicznej - pożegnał ironicznie gnom.
Zatem wszyscy byli już gotowi do drogi, a zostało już zaledwie dwadzieścia minut do południa... |