Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2008, 02:44   #69
Legion
 
Reputacja: 1 Legion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znany
Pozostawiając za sobą bramkarza, trochę otępiałego z powodu działania mocy, licz ruszył na bal. Wytwornie przygotowana sala balowa robiła ogromne wrażenie na tych osobnikach, które przyzwyczajone były do wojskowych standardów mieszkalnych. Miłym zaskoczeniem było to, że na ścianach nie wsiały głowy demonów i ekwipunek, który mógłby zaspokoić potrzeby mniejszego najazdu czy ekspedycji karnej.

Nie było dla licza zbytnio dziwne, że nikt się nim nie interesował. W świecie wielkiej polityki nie znaczył nic. Spośród zgromadzonego na bal motłochu znanych osobistości nie znał on nikogo, z zadowoleniem stwierdził też, że zależność ta działa w obie strony – nikt nie znał jego. Mógł on poruszać się pomiędzy stołami przysłuchując się różnym rozmową bez zwracania na siebie szczególnej dozy uwagi. Tematy rozmów toczących się w trakcie bali przeznaczonych wyższych sfer są strasznie zróżnicowane, od nowych taktyk pokonania armii Orkusa, po przepisy na wyśmienite ciastka z delikatną i puszystą bezą, które zabija lub przynajmniej eliminuje na pewien czas, nie pozostawiając śladów trucizny.

Niestety swobodne krążenie wolnego elektronu, jakim był Parras zostało przerwane przez pojawienie się gospodyni imprezy i jakiejś ważnej ślicznotki gustującej w zabawnych zwierzaczkach. Nieposiadający odpowiedniego doświadczenia z elitą piekielną licz był mocno zaskoczony, gdy dowiedział się, że zajmująca najważniejsze miejsce kobieta jest córką samego Asmodeusza. Jeszcze większe wrażenie wywarło na nim pojawienie się kolejnej piekielnej księżniczki Antilii, córki Mefistofelesa.
Z początku licz miał ogromną nadzieje, że obie skoczą sobie do gardeł urządzając scenę, o której całe piekło będzie rozmawiać i spierać się o wynik batalii. Niestety nic takiego się nie wydarzyło, więc licz postanowił nie zaprzątać sobie dwoma panienkami.

Następnych parę minut minęło Parrasowi na wodzeniu wzrokiem po wszystkich ciemnych kątach i wypatrywaniu dwunożnego tygryska. By jeszcze bardziej wtopić się w tłum chwycił za puchar wypełniony zielonym płynem, na którego powierzchni unosił się szmaragdowy dym. Uszedł zaledwie kilka kroków od stołu z napojami, gdy usłyszał za sobą cichy i piskliwy głos:
- Parras? Parras to ty?
Licz powoli z mieszaniną szoku i obrzydzenia odwrócił się w stronę, z której ktoś krzyczał jego imię. W odległości mniej więcej 10 kroków od niego stał i patrzył się na niego mieszaniec w połowie diabeł a w połowie ork ubrany podobnie do reszty kelnerów. Na widok jego twarzy żołądek licza zaczął przewracać się w grobie.
- Mashalars. Nie spodziewałem się ciebie tu zobaczyć. - ze smutkiem w głosie przywitał się licz.
„ - Mashalars tu? Szefie, ale jak to? Co on tu robi? To pułapka !!!”
- Tak wiem. Generał Tornas przekazał mnie na służbę do Lady Turnidy w zamian za jakąś przysługę. Słyszałem o tym, co się stało Xar’nashowi. Wiem jak bardzo ceniłeś sobie służbę u niego.
„ – Ten facet jest głupszy niż przewidują to jakiekolwiek standardy.”
„ – Szefie ja dalej uważam, że to jest pułapka. Zbyt wiele zbiegów okoliczności.”
„ – Jakich zbiegów okoliczności? To, że bramkarz, straże i kelnerzy to najprawdopodobniej otępiałe, bezmózgie, galaretowane sześciany przemienione w służbę za pomocą jakiegoś zaklęcia, jeszcze nic nie znaczy.”

- Tak będzie mi go brakować. To poważna strata dla środowiska wojskowego stracić tak bystrego, niezawodnego i lojalnego generała.
- Ale co ty tutaj robisz? Nie sądzę żebyś otrzymał od mojej pani zaproszenie. Włamałeś się tu?
- No coś ty. Przed swoją niefortunną wyprawą Xar’nash wyznaczył mnie żebym sprawdzał w trakcie jego nieobecności, co się dzieje w świecie wielkiej polityki, korzystam póki mogę.
- Tak zebrała się tu sama elita ze wszystkich warstw.

Nagłe wystąpienie gospodyni przerwało nieprzyjemną dla licza rozmowę. Szykował się pojedynek gladiatorów. Parrasa w ogóle nie kręciły takie zabawy jednak półork był wyraźnie podekscytowany.
- Szykuje się ciekawa walka obejrzymy.
- Nie bawią mnie takie przedstawienia. Ale nie chce cię zatrzymywać. Mi… Dobrze cię było znów zobaczyć.

Z zadowoleniem obserwując oddalającego się w storę areny lokaja licz rozejrzał się jednocześnie czy nikt mu się nie przygląda. Pech chciał, że wlepiał w niego swoje ogromne gały inny sługa Lady Tunridy, który bez zbytniego zaniepokojenia podszedł do Parrasa.

- Parras Majere ? – spytał znienacka, co sprawiło, że licz odruchowo kiwnął głową – Widomość dla Pana.

Po tych słowach wręczona została liczowi karteczka z dość lakoniczną informacją.

„Zapraszam na rozmowę o wspólnych interesach do komnaty Drakii'ego. A”

„ – Nareszcie, już myślałem, że nas wystawił”
„ – Ale szefie!!! Przecież to MUSI być pułapka”
„ - No dobra, tak z czystej ciekawości… czemu?”
„ – Popatrz podpisał się A. Co to za A? GAzrA!!! Czy tylko ja to widzę?”
„ – Może masz racje, pomyślmy… pułApkA też ma 2 A w środku”
„ – To nie jest przypadek”


Zirytowany panicznymi poradami licz odciął swój psi-kryształ od aktywnej części świadomości i wycofał się w kąt sali. Tam ponownie przeczytał karteczkę, która otrzymał i skupił się na imieniu Drakii. Powietrze wokół niego stało się dziwnie ciężkie i suche zaś sam licz przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy. W umyśle Parrasa pojawił się ciemny korytarz i bliżej niezidentyfikowane drzwi. Zlokalizowawszy pomieszczenie będące jego celem licz zaczął oddalać się od niego kierując się jak mniemał w stronę sali balowej. Po drodze minął paru strażników, co podsunęło mu pomysł żeby dokładnie się zabezpieczyć nim wyruszy w na spotkanie z Wielkim A.
Jak tylko umysł Parrasa powrócił do ciała karteczka stanęła w płomieniach, gdy wypaliła się do końca licz otoczył się tylko zaklęciem niewidzialności i ruszył w stronę komnaty Drakii’ego. Nie obawiał się, że ktoś zauważy jego zniknięcie, nawet Mashalars przestał się nim interesować. Nie żeby mu to przeszkadzało.

Podróż do komnaty A była o tyleż trudniejsza, że wymagała ciche poruszania i znajomości drogi… wspak. Mijani strażnicy nie zauważali licza, choć niektórzy kilkukrotnie spoglądali w jego stronę. Po paru minutach dotarł jednak do celu.
Stojąc przed drzwiami Parras zastanawiał się, co czeka go, gdy dotrze na miejsce przeznaczenia. Kim jest tajemniczy A i co wspólnego ma z nim postać, która naszą go w jego krypcie? Co wie o zaniknięciu Xar’nasha i czy nie brał w tym udziału?
Ostrożnie otwierając drzwi licz wkroczył do komnaty rozpraszając jednocześnie zaklęcie niewidzialności. Tajemniczy rakszasa siedział na kanapie popijając jakiś bliżej niezidentyfikowany trunek, który wnioskując po grymasie na jego twarzy smakiem daleko dobiegał nawet od koktajlu proteinowego, jaki Xar’nash zwykł pijać „na dobry początek dnia”. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwie osoby. Jedną z nich najprawdopodobniej był człowiek, który nie obawiał się prowadzić eksperymentów nawet na własnym ciele. Drugą postacią było… coś. Bliżej niezidentyfikowana szata pomimo tego, że w zasadzie nie wyglądała strasznie budziła w liczu jakiś niepokój.
- Jak mniemam nie pomyliłem komnat. Czekamy jeszcze na kogoś czy zaczynamy ?
 
__________________
Nothing else
Legion jest offline