Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2008, 15:00   #61
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Plan Żywiołu Wody

Miasto Szkła

Azaaf Edril, bo właśnie pod takim mianem merkant znany był w Mieście Szkła, czuł się co najmniej zaniepokojony, a trzeba było przyznać, że istotą jego pokroju stan zaniepokojenia zdarzał się bardzo rzadko. W zasadzie Azaaf był osobą, która w dziedzinie strachu była dawcą, a nie odbiorcą. Tym bardziej dziwił go fakt, że do jego pracowni ktoś ośmiela się włamywać w samym środku pory odpoczynku, a potem bezczelnie twierdzić, że chciał porozmawiać z Azaafem, ale nikt nie otwierał mu drzwi. Co za idiotyzm!

Większość merkantów nie jest ani zła, ani okrutna. Jednak Edril nie był typowym przedstawicielem swojego gatunku, czego dowodem mogło być choćby to, że postanowił się osiedlić. Co gorsza zmiana trybu życia, a także parę niezbyt przyjemnych lekcji, sprawiły, że Azaaf był osobą bardzo nieufną i skoro do gniewu. Szczególnie kiedy ktoś próbował go oszukać albo zajmował jego cenny czas na jakieś głupoty.

Gospodarz dumny krokiem wkroczył do swojego salonu, czujnie rozglądając się dookoła. Merkanta błyskawicznie zlustrował swój wspaniale i gustownie urządzony salon, by stwierdzić, że nieproszony gość nie zdążył niczego ukraść, ani zdemolować. Dopiero po tych wstępnych oględzinach przeniósł spojrzenie na trójkę pozostałych istot przebywających w jego salonie. Dwóch trolli, uzbrojonych w wielkie miecze, ze zbrojami zarzuconymi na grzbiety, kupiec doskonale znał. Byli to dwaj jego ochroniarze lojalni, jak wierne psy, a przy tym zabójczo skuteczni. Z czego, jak z czego, ale ze swoich trolli Edril był dumny. Specjalnie wyhodowani i wyszkoleni przez najlepszych specjalistów, kosztowali fortunę, ale byli warci swojej ceny.

Natomiast trzeci osobnik, klęczący na środku salonu, z rękami związanymi za plecami z całą pewnością był elfem. Merkanta nie znał się na wszystkich podgatunkach tych długouchach stworzeń, ale w zasadzie mało go to interesowało. Azaaf wolnym krokiem zbliżył się do bezbronnego więźnia, doskonale świadomy, że trolle już zdążyły go przeszukać i odebrać mu wszelką broń. Zresztą, tylko samobójca rzuciłby się bez broni na Edril mając za plecami dwójkę jego ochroniarzy. Kupiec pochylił się nad więźniem, równocześnie swoimi długimi palcami ujmując podbródek elfa i unosząc jego głowę tak, by spojrzał wprost w oczy swojego gospodarza.

- Proszę, proszę. Co my tu mamy? Słyszałem, że wy elfy na Planie Materialnym jesteście uznawani za istoty szlachetne. Co wiec sprawiło, że członek tak wspaniałej rasy próbował wkraść się do mojego skromnego domu?
- Mam do ciebie parę pytań...

W oczach Azaafa zabłysły ogniki wściekłości. Jak ta pokraka ośmieliła się odezwać do niego w ten sposób? Co za czelność! Powinna skomleć o litość i mieć nadzieje, że Edril będzie miał na tyle dobry humor, żeby okazać łaskę. Merkant odsunął się od więźnia i skinął lekko dłonią na jednego ze swoich podwładnych. Troll tylko na to czekał i na dany znak wymierzył elfowi mocnego kopniaka w żebra. Nadludzka siła ciosu bez trudu powaliła Aramila na ziemie. Słoneczny elf czuł palący ból i nie miał większych wątpliwości, że troll połamał mu żebra. Na szczęście, choć każdy oddech sprawiał, że przed oczyma Aramila wirował cały rozmazany świat, to póki co jeszcze nie zaczął dusić się własną krwią . Mógł wiec mieć nadzieje, że żebra nie przebiły płuca.

Całkowicie odruchowo, spodziewając się kolejnych ciosów, Aramil skulił się na ziemi. Spore było jego zdziwienie, gdy zamiast kolejnego kopniaka, jeden z trollów złapał go za włosy i szarpnięciem uniósł na nowo do pozycji klęczącej.

- Odpowiadaj, jak Pan cię pyta.
- Odpowiedziałem tępa pokrako.

Troll wyszczerzył wszystkie kły w potwornym grymasie, równocześnie spoglądając w kierunku Azaafa. Merkant natomiast spokojnie patrzył na elfa zaintrygowany jego zachowaniem. Albo długouchy był szalony, albo pragnął śmierci. Tylko szaleniec lub samobójca odezwaliby się w ten sposób do trolla nie obawiając się, że ten zaraz odgryzie i mu głowę.

- Odważny jesteś, jak na kogoś kto zaraz będzie trupem.
- Nie zabijesz mnie.- rzekł z pewnością w głosie elf
- A to niby czemu? Podaj mi jeden dobry powód dla którego miałbym oszczędzić takiego bezczelnego typa, jak ty?- zdziwił się merkant.
- Bo mam dla ciebie świetny interes. –odparł elf.
- Ty? Wybacz mój długouchy przyjacielu, ale nie wyglądasz na kogoś kto dysponuje dostatecznymi sumami, żeby mnie zainteresować. –zadrwił Azaaf.
- Zajrzyj do dziur.- Aramil skinął głową w kierunku niewielkiego stolika, na którym trolle ułożyły wszystkie znalezione przy nim rzeczy.

Azaaf rzucił elfowi długie, podejrzliwe spojrzenie, poczym nonszalanckim korkiem podszedł do stolika. Swoimi długimi palcami ostrożnie chwycił jedną z czarnych chust i zrzucił ją na podłogę tak, żeby się rozwinęła. Wyciągnął dłoń ustawiając ją tuż ponad dziurą, poczym jego usta zaczęły powoli się poruszać wymawiając słowa zaklęcia. Z jego wyciągniętych palców spływały cienkie snopy światła, przypominające pojedyncze nici pajęczyny. Kolejne świetliste sznurki wnikały w przenośną dziurę, a następnie zaczynały się cofać, ciągnąc za sobą najrozmaitsze przedmioty, które Aramil ukradł ze sklepu maga.

Magiczne przedmioty wzniosły się na wysokość oczu kupca. Edril przyglądał się im przez chwilę, poczym pozwolił, by przytrzymujące rzeczy nitki światła rozpłynęły się w powietrzu. Nie zwracając uwagi na walające się u jego stóp skarby, merkanta podszedł do pobliskiego fotela, przystosowanego do nadzwyczajnego wzrostu właściciela i opadł na siedzisko.

- Komu to ukradłeś?- spytał merkant
- A jakie to ma znaczenie? Słyszałem, że będziesz mógł sprzedać te przedmioty niezależnie od ich pochodzenia.-odparł elf.
- I dobrze słyszałeś. Nie mam jednak zamiaru ryzykować własnej głowy, żeby szukać kupców na towary należącego do nieznanej mi osoby. Bo później to ja będę miał kłopoty, jeżeli okaże się, że dawny właściciel tych rzeczy był kimś ważnym.-głos merkanta zdradzał pewną dozę irytacji.
- Nie masz powodu, żeby się tym martwić. Ukradłem to od jednego magika... wyślij ludzi, łatwo to sprawdzą. Jeżeli wszystko dobrze poszło, sklep będzie nieźle nadpalony.- rzekł Aramil.
- Dobrze, załóżmy, że wierze w twoją opowiastkę elfie. Jak widzę masz tych zabawek całkiem sporo. Jednak nawet sprzedanie ich wszystkich nie przyniesie mi takich zysków, jakie zazwyczaj zarabiam na swoich interesach. Zresztą, czemu nie miałby cię zabić, a te przedmioty sprzedać nie dzieląc się z tobą pieniędzmi? –Azaaf postanowił zagrać w otwarte karty.
- Ponieważ to tylko zaliczka... zapłata za pewne informacje. Później będziesz mógł zarobić znacznie więcej.-rzekł elf.
- Znacznie więcej, to znaczy ile?- merkant wolał znać konkretne sumy.
- Będziesz rzygał od nadmiaru pieniędzy.- rzekł Aramil donośnie, by nadać znaczenie tym słowom.

Po raz kolejny iskierki gniewu zabłysły w oczach Edrila. Ten elf ani odrobinę nie przypadł mu do gustu. Był bezczelny, nieokrzesany, a przy tym było w nim coś niepokojącego... coś czego merkant nie był wstanie zdefiniować, ale co nie było niczym dobrym. Być może ten elf liczył na chciwość kupca, ale w tej kwestii znacznie się pomylił. Mówią, że pieniędzy nigdy za wiele, ale Azaaf miał ich dość, żeby zaspokoić wszelkie swoje zachcianki. Na twarzy gospodarza pokazał się złowieszczy uśmiech, który elf bardzo szybko rozpoznał jako znak nadchodzących kłopotów.

- Dziękuje za te podarki, które mi przyniosłeś długouchy przyjacielu. Doprawdy wspaniały prezent. Szkoda, że nie mam już więcej czasu dla ciebie i twoich interesów. Obawiam się tylko, że to nie ja będę rzygał pieniędzmi, lecz ty krwią. A teraz żegnam drogi gościu. Szerokiej drogi do zaświatów.

Edril podniósł się z fotela, jednym skinieniem ręki dał znak trollom, poczym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku swoich sypialni. Wątpił, żeby po tej niecodziennej wizycie mógł jeszcze zasnąć, ale za to miał więcej czasu na przygotowanie się do spotkania z poważnymi osobami. Nie zdążył jednak opuścić salonu, gdy zza jego pleców rozległ się spokojny głos elfa.

- Wielka szkoda. Tracisz niepowtarzalną okazję.

Azaaf zatrzymał się i z cichym westchnieniem odwrócił w kierunku upartego więźnia. Co za istota nawet w obliczu zbliżającej się śmierci, wciąż pozostawała aż tak uparta?

- Zapewne wiele ich już straciłem i jeszcze wiele stracę, a pomimo to wciąż żyję.
- Nic nie ryzykujesz udzielając mi informacji, a wiele możesz zyskać.- w elfim głosie pobrzmiewały drobne nutki paniki…czyżby źle ocenił chciwość Edrila?
- Nawet nie wyobrażasz sobie elfie, jak wiele można stracić udzielając niewłaściwych informacji, niewłaściwej osobie. –rzekł merkant.
-A ty powinieneś wiedzieć, jak wiele można zyskać udzielając właściwych informacji, właściwej osobie.- odparł Aramil, czując oddech śmierci na karku.
- Wciąż uważam, że jakiekolwiek interesy z tobą nie są warte wysiłku.- dodał merkant.
-Nie dowiesz się, dopóki mnie nie wysłuchasz. – rzekł elf.

Niebieskoskóra istota znieruchomiała patrząc na twarz Aramila. W oczach elfa nie widać było strachu przed śmiercią. Zamiast tego widać w nich było pewność i wiarę we własne słowa. Dla kupca oczy tę przypominały spojrzenie fanatycznego kapłana, który święcie wierzy w swojego boga. Tacy ludzie często bywali niebezpieczni, ale mogli być też przydatni, szczególnie jeśli odpowiednio ukierunkować ich fanatyzm, a Edril doskonale wiedział, jak manipuluje się ludźmi. Inaczej nie dostałby się tak wysoko.

- Jak się nazywasz elfie?
- Aramil.
-Aramil, panie. Tak powinieneś powiedzieć. Wierz mi, że wiele osób, w tym ja, jest gotowych zabić za nie okazanie im należytego szacunku. A wiec jeszcze raz. Jak się nazywasz?

Słoneczny elf patrzył w kierunku merkanta z nieukrywaną nienawiścią, ale pomimo wszystko nie wypowiedział ani słowa.

- Jak wolisz elfie. Wykończcie go, byle nie tutaj. Nie chce, żeby jego krew poplamiła mój dywan.

Oba trolle uśmiechnęły się paskudnie, zwracając w kierunku bezbronnego elfa. Merkant natomiast nie miał najmniejszego zamiaru patrzeć na tą scenę. Może i był okrutnikiem, ale na widok krwi zawsze robiło mu się słabo. Właśnie dlatego nigdy nie uczestniczył w egzekucjach, zamiast tego wyręczając się podwładnymi.

- Wybacz panie, ja... ja nie wiem, co we mnie wstąpiło.
-Słucham mój długouchy przyjacielu? Możesz powtórzyć te dwa pierwsze słowa? Jakoś tak mi umknęły.- drwina w głosie merkanta była aż za nadto widoczna.
- Wybacz panie.
Kupiec, z uśmiechem tryumfu wymalowanym na twarzy, podszedł do elfa. Spuszczona głowa i oczy skierowane na dywan sprawiły, że Aramil przed chwilą taki dumny, teraz wyglądał na załamanego. Błękitna i szczupła dłoń Azaaf poklepała więźnia po policzku.

- Widzisz? To wcale nie było takie trudne. A teraz powiedz mi, jak się nazywasz chłopcze.
- Aramil, panie.- odrzekł elf.
- Brawo Aramilu. Choć uczysz się bardzo wolno, to wciąż mam nadzieje, że te lekcje pokory zapamiętasz na długo. –rzekł merkant
- Obiecuje, panie, że te lekcje zapamiętam do ostatniej chwili mojego życia.- Aramil zdołał zamaskować chęć odwetu na niebieskoskórym kupcze.
- Doskonale. Miałeś do mnie jakąś prośbę, prawda? Powiedz czego potrzebujesz, a może w swej łaskawości pomogę ci. Oczywiście, jeżeli gra będzie warta świeczki.- spytał merkant
-Ja potr... ja chciałem cię prosić panie, żebyś podzielił się ze mną wiedzą na pewien temat. –rzekł elf
- Dam ci też drugą radę Aramilu i to w pełni za darmo. W rozmowie z kimś potężniejszym od siebie, nigdy nie próbuj krążyć wokoło tematu, żeby przedstawić go w jak najlepszym dla siebie świetle. W ten sposób tylko zniechęcasz rozmówce do słuchania. Lepiej powiedzieć wszystko wprost. Jeżeli twój pomysł będzie dobry, zostanie przyjęty nawet bez zbędnych upiększeń. Natomiast, jeżeli będzie do niczego, to nawet najwspanialsze słowa nie uratują cię przed wyśmianiem. –merkant tracił już cierpliwość do tej przeciągającej się rozmowy.
-Ponownie proszę cię o wybaczenie panie. Musze się jeszcze wiele nauczyć.- rzekł z udawaną pokora w głosie elf.
- Zaiste musisz, ale teraz przejdź do konkretów. Jakiej informacji potrzebujesz?- spytał Azaaf.
- Muszę znaleźć dwie osoby. Pierwsza ma być wynalazcą... czy kimś innym kto zna się na tych wszystkich, skomplikowanych maszynach. Drugą, treser bestii znający się na egzotycznych stworzeniach. To właśnie w zamian za tę informacje chciałem ci podarować, panie, te wszystkie magiczne rzeczy. –rzekł Aramil.
- Załóżmy, że potrafiłbym wskazać ci właściwe osoby elfie. Jednak po co chcesz je znaleźć i co to za interes, który miał mi przynieść tyle pieniędzy? –spytał Azaaf.
- Ja potrzebuję zbudować urządzenie zdolne do wytwarzania dźwięków o różnym natężeniu. Od krzyku, aż po szmer tak cichy, że aż niesłyszalny dla ludzkiego ucha. Coś, co można wykorzystać jako broń przeciw...-rzekł elf.
- Mów Aramilu. Przede mną nie musisz mieć żadnych sekretów. A zwarzywszy na sytuacje, nawet żadnych nie powinieneś ukrywać. Co to za wrogowie przeciw, którym chcesz wykorzystać tą broń?- spytał Azaaf.
- Najeźdźcy, którzy zajęli tereny prawnie mi się należące, panie. Nie mam dość sił, żeby samemu ich stamtąd wyrzucić, ale mogę zdobyć pomoc. Potrzebuje tylko tego urządzenia. –dodał elf.
- No cóż. Interesująca historia, jednak nie widzę tam miejsca na zarobienie pieniędzy, a co najwyżej na ich wydanie.-rzekł merkant.
- Panie, z takim urządzeniem można zrobić wiele rzeczy. Wyobraź sobie jaki zamęt mogłoby nieść na polu bitwy. Na dodatek wystarczyłoby parodniowe szkolenie do obsługi urządzenia, a nie wielu lat, jak to się ma w przypadku magów bitewnych.-rzekł elf.
- Magowie są raczej bardziej uniwersalni niż jakakolwiek maszyna.- Azaaf nie podzielał entuzjazmu tego nawiedzonego , jego zdaniem, elfa.
-Ale koszt i czas ich wyszkolenia jest nieporównywalnie większy. A przy tym magowie wciąż pozostają istotami żywymi, a takim może przydarzyć się wiele nieszczęść na polu bitwy. Maszynę można zniszczyć, ale później da się ją również naprawić, a u człowieka, w wielu przypadkach, nie będzie to możliwe.-odparł elf.
- Tylko, że ja NIE handluje bronią Aramilu. Istnieją znacznie bezpieczniejsze i prostsze metody zdobywania pieniędzy. Choć z drugiej strony... takie urządzenie mogłoby znaleźć więcej zastosowań. Jesteś pewien elfie, że da się stworzyć taką maszynę?- rzekł w odpowiedzi merkant.
- Nie wiem panie, ale nie dowiem się tego dopóki nie skontaktuje się z odpowiednią osobą. – rzekł Aramil.
- No cóż elfie. Nie powiem, żebyś przekonał mnie do swojego pomysłu. Za wiele w nim niewiadomych i domysłów, a za mało faktów. Ja, Aramilu, jestem kupcem, który twardo stąpa po ziemi. Wole zająć się swoim skromnym, ale pewnym interesem, niż uganiać się za wizją bogactwa, które wcale może nie nadejść. Nie zrozum mnie źle elfie. Szanuje osoby, które są gotowe walczyć o swoje i wiele zaryzykować. Ale to twoja walka, a nie moja. Pozwolę ci wiec odejść Aramilu, choć twoje włamanie do mojego domu powinienem ukarać śmiercią. Rozwiążcie go i odprowadźcie do wyjścia.Edril postanowił zakończyć ta rozmowę.
- Ale panie... ja...-elf starał się przemówić…zabrakło mu jednak czasu.
Jeden z trolli podniósł elfa na nogi, a drugi rozciął krępującego go więzy przy użyciu długiego, zakrzywionego ostrza. W tym czasie Aramil wpatrywał się w plecy oddalającego się merkanty. Trudno było powiedzieć jakie uczucia targały teraz elfem, jednak jego twarz pozostała obojętna, zupełnie jakby ktoś wykuł ją z jednego kawałka kamienia.

Gdy jeden z trolli uniósł szponiastą łapę, żeby pchnąć elfa do wyjścia, ten naglę rzucić się w kierunku korytarza, w którym zniknął Edril. Aramil przemknął pod wyciągniętą ręką ochroniarza, zupełnie nie zważając, że oba potwory rzuciły się za nim w pościg. W pełnym biegu wpadł na korytarz i omal nie zderzył się z Azaafem, który zajęty był poprawianiem ubrania przed jednym z wielkich luster zawieszonych w korytarzu. Kupiec, wykazując się zadziwiającą szybkością i refleksem, odskoczył od Aramila i chyba tylko to uchroniło obu mężczyzn przed bolesnym zderzeniem.

- Czy ty oszalałeś elfie?!- krzyknął wściekły merkant.
-Panie błagam, tylko o te dwa imiona. Przecież nic cię to nie będzie kosztować. Proszę panie.- prosił Aramil.
- Już kolejny raz dopraszasz się o śmierć elfie! I lepiej pamiętaj, że nawet moja cierpliwość ma swoje granicę!- Azaaf był poirytowany tą całą sytuacją.
- Nie, panie. Nie wyjdę stąd dopóki nie dowiem się tego, co muszę wiedzieć.- rzekł elf z fanatyzmem w głosie.

Zanim nawet dwójka trolli zdążyła pochwycić Aramila i wywlec go na zewnątrz, Azaaf błyskawicznym ruchem dobył wąskiego ostrza i przyłożył je do szyi elfa. Edril znał się na tym i był pewien, że długouchy wycofa się. Jednak Aramil nie był zwykłym elfem – zamiast uznać się za pokonanego, jeszcze bardziej zbliżył się do merkanty. Ostry nóż przeciął skórę i po szyi elfa spłynęła wąska stróżka krwi. Spojrzenie Azaafa i Aramila spotkały się i przez chwilę obaj mężczyźni trwali nieruchomo oceniając swoje siły.

- Zastanawiam się Aramilu, czy jesteś większym głupcem, czy szaleńcem. Wciąż myślisz, że cię nie zabije?- rzekł merkant
- Panie, gdybyś miał to zrobić, to uczyniłbyś to już dawno.-odparł elf.
- Trafne spostrzeżenie elfie. Dobrze, skoro tak ci na tym zależy, to dostaniesz swoje odpowiedzi. Jeżeli skonstruowanie tej twojej maszyny w ogóle jest możliwe, to jedyną zdolną do tego osobą jest Dimble Beren, kapłan Gonda i Techmistrz, który według moich informacji przebywa na Lantanie w Faerunie. Co do tresera bestii... mogę ci polecić jednego, który wyhodował i wyszkolił dla mnie tą dwójkę. Mówią na niego Thurak, choć jego prawdziwe miano nie jest mi znane. W jakiś nieznany mi sposób zdołał ulokować swoją siedzibę w Bytopii i to do tego w jej groźniejszej i dzikszej warstwie. A teraz elfie, skoro masz to po co tu przybyłeś, wynoś się. Zmarnowałeś tyle mojego czasu, że powinienem obedrzeć się ze skóry i doprawdy sam nie wiem czemu tego jeszcze nie zrobiłem. –rzekł merkant, licząc na to że ten długouchy uparciuch w końcu się od niego odczepi.
-Dziękuje ci panie za okazaną mi łaskę. Po stokroć dziękuje. –odparł Aramil.
Jednak Edril nie zważał już na słowa elfa, powoli zmierzając w kierunku prywatnych pokoi. Sztylet, który przed chwilą pozostawił nieprzyjemny ślad na szyi Aramila, teraz ponownie wisiał przy pasie właściciela. Elf uśmiechnął się delikatnie, ocierając krew i odprowadzając wzrokiem kupca. Dostał to po co przyszedł i teraz mógł zabrać się za realizacje reszty swoich zamierzeń.

Dziewięć Piekieł Baatoru
"Cania – Sala tronowa Mefistofelesa"

Stary smok przyglądał się zamyślonemu na tronie Mefistofelesowi. W końcu rzekł.- Czy to ..mądre?
Mefistofeles gniewnie spojrzał na smoka. Testaron, przestraszywszy się tego spojrzenia, rzekł pospiesznie. – Wybacz mi panie, me niefortunne słowa…Niemniej ów sługa zawiódł cię, a pozostawiłeś go przy życiu.
-Zabicie Sephirotha to byłaby chwila przyjemności, zakończona masą kłopotów. Na razie żaden z podwładnych tego latającego szlafroka, nie jest gotowy by przejąć jego schedę.- rzekł władca Canii.- A on sam nadal wie, gdzie jego miejsce.
-Nie…Na razie pozwolę mu wieść jego marny żywot.- kontynuował swą wypowiedź Mefistofeles.- Póki jest użyteczny.
- Ale należy mu się kara, mój panie.- rzekł Testaron.
- I zostanie ukarany, to z jego zasobów sfinansuję pomoc dla Melifa.- zaśmiał się Mefistofeles.- Wkrótce biedny Sephiroth zorientuje się, że zaczyna brakować mu funduszy.
- Panie.- rzekła Antilia wchodząc do sali tronowej.
- Aaaa…Antilia. I jak przebiegła misja?- spytał Mefistofeles.
- Tak jak zaplanowałeś .- rzekła skłaniając się władcy Canii.
- Doskonale, mój plan jest już bliski realizacji.- uśmiechnął się arcydiabeł.

Maladomini,Grenpoli

"Rezydencja Lady Tunridy"


Goście się już zebrali… Część pałaszowała posiłki. Część oglądała żywy towar do "zabawy", z wybranych przez lady Tunridę niewolnic i niewolników różnej maści. Część słuchała muzyki granej przez najbardziej utalentowane skorupy dusz, jakie Lady Tunrida zdołała zdobyć. Wśród gości rozmiarami i wyglądem najwięcej uwagi przyciągał beholder.

Na tylnej części jego „głowotułowia” widniał bowiem tatuaż, para czerwonych łuskowatych otwartych dłoni wiszących nad czarnym romboidalnym klejnotem. Symbol Mammona. Niedaleko wyjścia stały dwie samice niedźwiedźżuków, ponure wgapiając się w zebrany tłumek. Tylko one wyglądały jakby przybyły tu służbowo. W muszych hełmach na głowie i z kuszami przy pasach. Przy barze cały czas stał gelugon w szatach noszonych zwykle przez zaklinaczy. Był to sam Erridon Alaka zwany głosem Levistusa.
Neumbarak, barghest o dość nieprzyjemnym charakterze wdał się w dyskusję z Euxinem. Przy czym wyglądało, na to, że nie była ona dla czarownika przyjemnością.
Sephiroth jako jeden z ostatnich dotarł na miejsce…Pełno tu było czartów i innych istot mniej lub bardziej wpływowych w piekielnej hierarchii. Na razie jednak nikogo kim interesowałby się Venefi’cus bądź Sephiroth. Po chwili do środka wszedł licz imieniem Parras…Jednak, ponieważ był nikim, nikt nie poświęcał mu uwagi. Ten rozpoczął swe poszukiwania, żmudne i bezskuteczne na razie. Tymczasem u szczytu złoconych chodów, odsłoniła się kotara ukazując Glasyę…Córkę samego Asmodeusza, siedzącą na tronie z kości w otoczeniu diabelskich zwierzątek.

Po jednej jej stronie stał Martinet , również sługa Asmoduesza, po drugiej zaś sama gospodyni Lady Tunrida, która podzieliła się z nią swym „entree” .
Było to rozsądny wybór. Glasya, choć nie dorównywała potęgą władcom warstw to dzięki swemu pochodzeniu przewyższała ich wszystkich. Obrazić Glasyę, oznaczało sobie zrobić wroga z Asmodeusza.
-Witam wszystkich na moim przyjęciu, które swą obecnością zaszczyciło tak wielu gosci, w tym i sama Lady Glasya!- rzekła wesoło i donośnie Tunrida.- A więc bawmy się…na ten szczególny wieczór przygotowałam specjalną atrakcję. Ale o tym później. Tymczasem…
Przemowę Tundridy przerwało kolejne entree, tym razem w wykonaniu Antilii i potężnego piekielnego czarta jaki jej towarzyszył,generała Thagarti. Kobieta nosiła równie wyzywającą kreację co Glasya.
Weszli otwierając wrota z hukiem i przykuwając uwagę gości, poprzednio skupionej na Glasyi i Tunridzie.
Antilia spojrzała na wyzywająco na córkę Asmodeusza i rzekła z udawaną pokorą.- Ojej, czyżbym przerwała to małe przyjątko…Przepraszam.
-Ależ skąd .- rzekła Tunrida, starając się załagodzić sytuację.- Właśnie rozpoczynaliśmy pani.
Po czym rzekł do wszystkich.- A więc, bawmy się!
Tymczasem kocie oczy postaci ukrytej na galerii tej sali, rozglądały się … Pojawił się uśmiech na twarzy osobnika. Po chwili rzekł do siebie.- Przedstawienie.. czas zacząć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 21-01-2008 o 08:42.
abishai jest offline  
Stary 12-01-2008, 20:02   #62
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Grenpoli
”Rezydencja Lady Tunridy

Sephiroth właśnie zatrzymał się przy podwyższeniu na którym stali muzykanci. Skorupy dusz, które Lady Tunrida zdołała sprowadzić na swoje przyjęcie miały zapewne talent, jednak Najwyższy Egzekutor nie potrafił go docenić. Zamiast więc przysłuchiwać się dźwiękom muzyki, zmierzył spojrzeniem stojącą nieopodal grupę diabłów. Rozmawiali o przekąskach jakie im podano, a robili to tak głośno, że właściwie każdy na sali mógłby usłyszeć „jakie to pyszne dania ma nasza droga, wspaniała Lady Tunrida”.

Jednak nikt i tak nie zwracał uwagi na tę grupę, zresztą jak to zwykle bywało na tego typu przyjęciach. Pomniejsze diabły skupiały się wokoło tych potężniejszych i wyżej postawionych, a każdy z nich byłby gotowy wbić drugiemu sztylet w plecy, za możliwość wylizania butów szefa. Najwyższy Egzekutor patrzył na to z coraz mniejszym zainteresowaniem. Czekał teraz tylko na to, żeby impreza się zaczęła... i jak najszybciej skończyła.

Gdy beznamiętne spojrzenie Sephirotha powoli przesuwało się po tłumie, natrafiło w końcu na coś interesującego. Spora istota, przypominająca z grubsza kule z przytwierdzonymi oczami, torowała sobie drogę w kierunku niewolników. Najwyższy Egzekutor nawet wolał się nie zastanawiać, czy to dla urządzenia sobie żywej potrawy, czy dla zaspokojenia sadystycznej potrzeby chwili.

Zapewne czarna szat nie zwróciłaby uwagi na beholdera, gdyby nie tatuaż jaki miał wymalowany na swoim ciele. Symbol Mammona... drania nad draniami. Albo raczej drania równego innym Książętom Piekła. Jego posłaniec, choć zapewne nie jedyny, tak bardzo wyróżniał się z tłumu, że to było aż dziwne. Większość potężnych diabłów pozwalała sobie na pewne wyróżnienia poprzez strój, czy zachowanie, ale nawet oni musieli zachowywać pewien umiar. W końcu w Piekle nie przepada się za osobami o zbyt dużej dozie własnej inicjatywy.

Najwyższy Egzekutor ignorując popychadło Mammona, płynął leniwie dalej, bez większego trudu lawirując pomiędzy gośćmi i... służącymi. A może lepiej było powiedzieć ochroniarzami? Zauważenie ich nietypowego wyposażenia, sposobu poruszania, a nawet od czasu, do czasu dość sztucznego gestu, wyraźnie wskazywało na dodatkowe przeszkolenie, nie mieszczące się w zakresie „usługiwania i podlizywania się”. Jak zwykle służących było sporo, po to, żeby zapewnili gościom stały dostęp do dań. Jednak dla Sephirotha oznaczało to tylko tyle, że Lady Tunrida nie jest pewna, czy wszyscy goście zachowają się zgodnie z wymogami kultury.

Dwójka samic niedźwiedźżuków wyposażonych w broń, co tu w Grenpoli zdarzało się dość rzadko, zdawała się potwierdzać te tezę. Najwyższego Egzekutora bardziej zainteresowała właśnie ta dwójka niż ktokolwiek inny z gości. Czarna szat podleciała do dwójki uzbrojonych dziwadeł zajmujących pozycje przy drzwiach. Zatrzymał się parę metrów przed nimi i skinęła im lekko głową. Istoty spojrzały na Sephirotha z wyraźną niechęcią, ale niezrażony tym Najwyższy Egzekutor rozpoczął rozmowę.

- Chyba ta zabawa nie bardzo Panie interesuje.

Żadna z samic nie mogła dostrzec ironicznego uśmiechu Sephirotha, ale najwyraźniej usłyszały coś w jego głosie. Coś co im się nie spodobało, ponieważ obie szerzej odsłoniły kły. Na Najwyższym Egzekutorze nie zrobiło to większego wrażenia. Widział większe ilekroć patrzył w paszcze swoich drogich pupilków.

- Na pewno nie zechcą Panie skosztować tamtych...

Zanim Sephiroth mógł zakosztować odrobiny rozrywki w dalszych prowokacjach, na sali zapanowało poruszenie. Oczy wszystkich diabłów skierowały się na krwistoczerwoną kotarę, która powoli się rozsuwała. Widać nadszedł czas na wielkie wejście Lady Tunridy i oficjalne rozpoczęcie zabawy.

Widok córki Asmodeusza na chwilę całkowicie zdekoncentrował Najwyższego Egzekutora. Nie chodziło oczywiście o wygląd diablicy, bo do tego Sephiroth nie przywiązywał większej wagi, ale o ogólny fakt jej pojawienia się na balu. Glasya choć z całą pewnością dość potężna, wydawała się jednak dziwnie krucha na swoim kościanym tronie, pozbawiona wianuszka ochroniarzy. Owszem były diabelskie zwierzęta, był Martinet i wielu innych potężnych diabłów. Jednak pomimo to, przez chwilę Najwyższy Egzekutor spodziewał się, że rozpęta się prawdziwe piekło. Jeżeli Asmodeusz miał jakiekolwiek słabe punkty, to właśnie córka musiała być jednym z nich.

Zaniepokojony Sephiroth czuł jak wszystkie zmysłu mu się wyostrzają. Wsłuchiwał się w każdy szept jaki przecinał sale balową, starał się patrzyć i oceniać ewentualne zagrożenia. Coś tu było nie tak, jak być powinno. To nie był już zwyczajny bal u nadętej diablicy.

W czasie, gdy Najwyższy Egzekutor rozglądał się w poszukiwaniu urojonego zagrożenia, drzwi otworzyły się z hukiem. Skąpą ubrana kobieta wkroczyła w towarzystwie piekielnego czarta. Sephiroth od razu poznał te dwójkę. Antilia i Thagarti, tylko ich tu jeszcze brakowało.

Czarna szata spokojnie odsunęła się od wejścia, nie żegnając się nawet z samicami niedźwiedźżuków i wycofał się gdzieś w bok sali. Na całe szczęście goście i służba byli zbyt zajęci podziwianiem przedstawienia, żeby zajmować się działaniami lewitującej szaty. Sephiroth zatrzymał się przy jednym z drzwi prowadzących do innych części rezydencji. Przez chwilę się zawahał, poczym odsunął się od nich i ruszył ponownie w tłum. Na przeprowadzenie swoich planów miał jeszcze czas. Teraz musiał się zająć innymi sprawami.

- A więc, bawmy się!

Okrzyk sprawił, że Sephiroth momentalnie powrócił do rzeczywistości, a tłum diabłów zafalował. Wyglądało na to, że Lady Tunrida zdołała rozładować emocję. Najwyższy Egzekutor ponownie się rozejrzał, przez moment uchwycił spojrzenie Antili, którą aktualnie otaczała grupa pomniejszych diabłów starających się uprosić ją o popis jej mistrzowski, muzycznych zdolności. Czarna szata delikatnie się skłoniła widząc, że córka Mefistofelesa wpatruje się właśnie w nią, poczym zręcznie wleciała w tłum, znikając Antili z oczu. Zapowiadał się naprawdę ciężki wieczór.

***

- Ekscelencjo.

Sephiroth obrócił się w miejscu i spojrzał wprost na jakiegoś diabła. W umyśle Najwyższego Egzekutora natychmiast pokazało się imię – Anverius. Ambitny Egzekutor podlegający pod rozkazy Sephirotha stał przed przełożonym wyprostowany, wręcz na baczność.

- Czego potrzebujesz Anveriusie?
- Chciałem zameldować, że wykonałem zlecone mi przez pana zadanie. Pełny raport...
- Leży na moim biurku. Bardzo dobrze Anveriusie. Zapewne zrobiłeś wszystko z dbałością o szczegóły godną podziwu. Czy jeszcze coś?
- Nie Ekscelencjo, to już wszystko.
- Świetnie, a zatem teraz zapomnij o obowiązkach i idź się bawić.
- Oczywiście Panie. Już nie będę dłużej zajmował cennego czasu Ekscelencji.


Diabeł odwrócił się na pięcie i sprężystym korkiem ruszył przed siebie w kierunku stołów z jedzeniem.

***

”Anverius? Jesteś ambitny? Czas... czas. Tak mało czasu. Egzekutor? Najwyższy Egzekutor? Ambitny, jak każdy... Ambitny element układanki. Element… układanka... czas... Najwyższy Egzekutor?”

***

- Poczekaj jeszcze chwilę Anveriusie.
- Tak Ekscelencjo?
- Choć proszę zemną. Chciałbym zaczerpnąć twojej rady w bardzo ważnej kwestii.
- Oczywiście Panie. Zawsze gotowy, by służyć na chwałę Canii


Sephiroth uśmiechnął się niedostrzegalnie. Anverius wydawał się idealny jako tymczasowy pionek. Czarna szata ruszyła przed siebie, bezbłędnie obierając kierunek. Choć na balu nie było nazbyt cicho, to i tak ten jeden głos wyróżniał się z tłumu.

- Widzisz Anveriusie. Praca Najwyższego Egzekutora jest szczególnie wymagająca, choć równocześnie jest wielkim zaszczytem. Niestety ostatniego czasu mam tak wiele pracy, że nawet pomimo pomocy podlegających mi Egzekutorów, wciąż nie mam czasu na nic innego. Potrzebowałbym wiec kogoś szczególnego. Kogoś odpowiedzialnego, pilnego, lojalnego i dokładnego. Od dłuższego czasu zastanawiam się nad mianowaniem pomocnika. Kogoś kto miałby większego obowiązki, ale także większe uprawnienia. Asystent ten zajmowałby się koordynowaniem działań pozostałych Egzekutorów i przydzielaniem ich do odpowiednich obowiązków. Dzięki temu ja mógłbym się zając naprawdę ważnymi sprawami. Muszę się jeszcze nad tym zastanowić, ale ty wydajesz mi się najlepszym kandydatem.
- Ja Panie?
- Owszem Anveriusie. Można powiedzieć, że powinieneś się spodziewać rychłego awansu. Jeszcze nic ci nie obiecuje, ale zapewne wkrótce twoja pozycja wzrośnie. Szepnę o tobie słówko Jego Ekscelencji Mefistofelesowi.
- Zbytek łaski Panie...


Sephiroth nie zważał na podziękowania naiwnego Egzekutora. Czy on naprawdę myślał, że Najwyższy Egzekutor dobrowolnie odda komukolwiek choćby fragmencik swojej władzy? Na całe szczęście Sephiroth wraz ze swoim podopiecznym dotarł na miejsce. Tuż obok niego rozmowę toczyła grupka diabłów, a wśród nich Lady Tunrida, która zeszła pomiędzy tłum, by zaszczycić co ważniejszych gości krótką rozmową.

Najwyższego Egzekutora wcale nie zdziwiło, że gospodyni nieznacznie przesunęła się w jego kierunku. Udając, że wcale nie dostrzega zainteresowania Lady Tunridy toczoną z Anveriusem rozmową, Sephiroth przerwał podwładnemu i delikatnie odciągnął go od tłumu, tym samym jeszcze potęgując ciekawość erynii. Miał nadzieje, że wyglądało to, jakby próbował postarać się o zapewnienie sobie i Anveriusowi odrobinę prywatności na poufną rozmowę.

- W dodatku widzę dla ciebie wspaniałą przyszłość, Anveriusie. Być może już wkrótce zostaniesz Najwyższym Egzekutorem, jeżeli nasz władca wykaże wobec ciebie odrobinę łaski.
- Panie? Ale... jak?
- w głosie Egzekutora brzmiało niedowierzanie.
- Ciii! Na razie nie jest to jeszcze pewne, ale chyba natrafiłem na ślad pewnego... istotnego spisku. Jeżeli zdołam rozwiązać te sprawę zanim Quintilius się o tym dowie, to wiele zyskam w oczach naszego władcy. Może nawet otrzymam awans, a wtedy ktoś będzie musiał zając moje miejsce na stanowisku Najwyższego Egzekutora. Będąc u łask oczywiście szepnę o tobie słówko.
- Ależ Panie, ja...
- Milcz! Zanim przyjdzie co do czego muszę zając się tym niewielkim spiskiem i pracującym dla nich Braterstwem Psów. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli i spisek okaże się na tyle ważny na ile go oceniłem... Wtedy z całą pewnością zyskał łaskę naszego pana. Ale póki co muszę skoncentrować się głównie na tym moim małym zadaniu, a nadmiar obowiązków skutecznie mi w tym przeszkadza. Na razie składam ci propozycję, zastanów się nad nią, a później omówimy szczegóły. A teraz idź już.
- Wedle życzenia Ekscelencjo.


Anverius natychmiast zniknął wśród tłumu, a Sephiroth obserwował jego odejście z delikatnym uśmiechem. Kątem oka dostrzegł dziwny błysk w oczach Lady Tunridy i choć diablica niczym nie pokazywała, że usłyszała choćby słowo z rozmowy, to Najwyższy Egzekutor nie miał wątpliwości. Quintilius wkrótce się dowie o jakimś być może istotnym spiski, w który zamieszana jest niebezpieczna banda diabłów renegatów. I właśnie oto Sephirothowi chodziło.

***

Sephiroth ponownie zajął miejsce przy jednej ze ścian. Ze spokojem obserwował diabły z ich nietypowymi i obrzydliwymi zabawami. Zaczynał się trochę niecierpliwić, przedłużającą się nieobecnością Alsenuemora. A może to Xenak zapomniał przekazać Najwyższemu Egzekutorowi jakąś ważną informacje?

Pod osłoną czarnej szaty pierścień powoli wirował to w jedną, to w drugą stronę. Był to dokładnie ten sam, który Sephiroth otrzymał od rakszasy na pierwszym spotkaniu „klubu”. Zazwyczaj Najwyższy Egzekutor nie nosił go ze sobą, nie do końca ufając „tygrysowi”. Jednak na wszelki wypadek zabrał go na bal, żeby w razie czego ułatwić Alsenuemorowi odnalezienie go w tłumie diabłów i przekazanie wiadomości. W końcu pierścień zatrzymał się, a Sephiroth do ostatku wyczerpał swoją cierpliwość. Chaotyczne myśli Najwyższego Egzekutora skoncentrowały się na jednym imieniu.

”Alsenuemor.”
 
Markus jest offline  
Stary 31-01-2008, 20:28   #63
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Półplan
”Siedziba Złamanych Różdżek”

W niewielkiej, surowo wystrojonej komnacie zebrała się dziwna grupa. Ich szaty, wręcz ociekające bogactwem, a przy tym dość nietypowe, jak na przeciętnych szlachciców, dość wyraźnie wskazywały zawód zebranych. Prawie wszyscy byli zabójcami do wynajęcia, albo raczej przywódcami pewnej organizacji zrzeszającej magów – zabójców. Nazywano ich Złamanymi Różdżkami, ale pewnie nikt nie wiedział, czy to ich prawdziwe miano, czy może nadane przez zwyczajnych mieszkańców Planu Materialnego. W sumie i tak nie miało to większej różnicy, ponieważ złamana różdżka od dawna była symbolem organizacji.

Wśród całej tej gromady wyróżniał się tylko jeden człowiek, siedzący u szczytu metalowego, zimnego stołu. Siwobrody o jasnoniebieskich zimnych jak lód oczach, muskularny i w bladoniebieskich szatach obszytych białymi ornamentami. Nazywali go Zimą i to właśnie on był tu oficjalnym przywódcą. Teraz aktualnie siedział pochylony nad stołem, uważnie przyglądając się leżącemu przed nim listowi.

- Panie, czy na pewno dobrze robimy przyjmując to zlecenie?- rzekł dość młody czarodziej którego ostre rysy zdradzały domieszkę planarnej krwi.
- A czemu mielibyśmy tego nie zrobić? Wszystko wskazuje, że wcale nie jest aż tak nietypowe, jak na początku myśleliśmy. Mamy określony jednoosobowy cel, dostaliśmy część zapłaty z góry, podano nam miejsce i czas, a nawet nasz pracodawca zechciał nam się ujawnić, co jest dość rzadkim zjawiskiem. Pytam wiec ponownie. Panowie czemu nie mielibyśmy nie przyjąć tego dobrze płatnego zlecenia?- Zima tylko na moment oderwał wzrok, by przyjrzeć się pytającemu.
- Ale.. ten cel. Jak mu tam?
- Sephiroth – uprzejmie podpowiedział Zima.
- No właśnie, ale przecież on jest... –odezwał się kolejny mag.
- Najwyższym Egzekutorem w Canii, jednej z warstw Dziewięciu Piekieł. Zgadza się, ale czy to jakiś problem?- rzekł Zima obojętnym tonem głosu.
- Ale czy diabły nie będą później próbowały się zemścić?- spytał koboldzi zaklinacz.
- Diabły? Pan raczy żartować. Jak znam ich mentalność, to wiele z nich zechce nam podziękować, że usunęliśmy im konkurenta na drodze do władzy. – rzekł w odpowiedzi Zima, choć nie był tak do końca pewien swej racji. Upolowanie nisko postawionego czarta to jedna, a zabicie kogoś tak wpływowego jak Sephiroth to druga sprawa. Co prawda…podobno popadł on w niełaskę u Mefistofelesa, ale były to nie do sprawdzone, a przez to, niezbyt pewne informacje.
- No dobrze, a co z tym warunkiem? Czas i miejsce są tak perfekcyjnie uściślone i to ostrzeżenie, że jeżeli wykonamy zadanie choćby godzinę wcześniej, nie dostaniemy zapłaty. Czy to aby nie przesada?- rzekł jeden z magów.
- Klienci mają różne wymagania, a akurat to nie będzie dla nas uciążliwe.- skłamał Zima. Było to bowiem bardzo uciążliwy, a przy tym bardzo podejrzany warunek. Bowiem tak delikatne zadanie jak zabójstwo, każdy profesjonalista wolał sam zaplanować. …Ale zapłata była zbyt kusząca.
- Zgadzam się z Panem. Zadanie wygląda na świetną okazje do zarobienie. Niepokoi mnie tylko ten pracodawca. Xenak, jeżeli mnie pamięć nie myli. To jeden z Łupieżców Umysłu, a z takimi trzeba ostrożnie.- rzekł githzerai z jednym okiem zakrytym przepaską. Zima uznał tą wypowiedź za przejaw rasowej niechęci.
- Owszem, ale i z nim damy sobie w razie czego radę. Choć rzeczywiście zachowywał się dość dziwnie. Mamrotał coś o jakiś układankach, taki jakby ”...ale gdy nadejdzie koniec... tylko jeden... jedyny możliwy... koniec... kto doda ostatni element?” . Jeżeli to psionik, to może oznaczać, że próbował kimś manipulować, ale to nie nasz problem. Panowie, jaka jest ostateczna decyzja? Czy zlecenie zostaje przyjęte?

I choć nie wszyscy przebywający w komnacie byli ludźmi, to i tak łączyła ich jedna wspólna cecha. Chciwość. Wszyscy zebrani niemal równocześnie powiedzieli „Tak”.

Sigil

Wielka Kuźnia; Siedziba Bogowców


Szóstka postaci skradała się w cieniu starając się unikać czujnych oczu zakutych w stal strażników. Na czele szedł półorczy łotrzyk potem planokrwisty czarodziej, następnie tanarukk barbarzyńca, szaman z rasy orków i dwóch ochroniarzy…również orków.
-Te…A dlaczego my w ogóle się musimy włamać?- spytał tanarukk diablęcia.
- Potrzebujemy gadżetów ze sklepiku Bogowców…Jeśli macie zamiar zwiedzić Świetliki, i nie zostać prześwietleni.- odparł diablę. Z doświadczenia wiedział, że tanarukków lepiej nie ignorować. Zwłaszcza tych silnych…acz mało rozgarniętych.
- A po co podrzucamy ten znaczek?- spytał tanarukk.
- Po to, żeby Faktole zaczęli myśleć, że to nie my się włamiemy, tylko Chaotyczni.- rzekło cicho łotrzyk na czele tej drużyny.
- I tak nie uwierzą. Nikt nie jest takim kapcanem by zostawiać swój znak tam gdzie namieszał.- rzekł czarodziej.
-To…Po co?- spytał tanarukk.
- To proste. Jeśli wściubimy łapę do środka…To będzie kradzież. Bogowcy ruszą na poszukiwanie, bądź uproszą Łaskobójców by ci posłali za nami swe ogary.- rzekł czarodziej.- jeśli wściubimy łapę i zostawimy znak jednej z Frakcji, to to już będzie polityka.
- Polityka ?- zdziwili się zarówno tanrukk jak i półork.
- Tak, Faktole zamiast szperać za nami…zaczną się opluwać nawzajem i wykorzystywać owe czyszczenie skarbca do zbierania sojuszników. Nie będzie miało znaczenia kto wściubił łapę, ale jaką korzyść można z tego czyszczenia skarbca wyciągnąć dla własnej Frakcji.- rzekł czarodziej mimochodem, obserwując zmianę warty przy wrotach.
- Acha…Polityka.- rzekł tanarukk. A szaman rzekł tylko.- Polityka to narzędzie słabych… i bab. Prawdziwy mężczyzna walczy mieczem, nie słowem.

Hades

równiny Oinos


Szare cieniste sylwetki podpływały w ciszy do pola bitwy, starcie przesunęło się bardziej na „wschód”…Tak przynajmniej uważały obie walczące strony. W warstwie tej bowiem nie było słońca które mogłoby wzejść. Tylko blada poświata oświetlająca szarobiały krajobraz. Pole walki było ciche…Jedynie jęki konających i dalekie odgłosy bitwy zakłócały spokój Oinos. Smród przypalonego ciała, mieszał się tu z zapachem krwi…Której hektolitry przelano tym pozbawionym sensu acz zaciekłym konflikcie, jakim jest Wojna Krwi. Umierający przyciągali uwagę szarych zjaw które tłoczyły się wokół nich jak podróżni wokół ogniska. Hades wysysał bowiem uczucia i emocje z każdego kto tu przybył niczym pijawka. Umierające diabły przeklinały swój los...Nikt im bowiem nie pomoże. Armia Bela przegrywała, Orkus posuwał się do przodu. Zatem nie można się było spodziewać posiłków, które pozbierałyby rannych i dogorywających. Czekała ich tylko powolna agonia. Pomiędzy trupami przemieszczały się chuderlawe sylwetki w długich czarnych szatach ozdobionych symboli Orkusa. Byli to nadworni nekromanci arcydemona. Wyszukiwali co ciekawsze zwłoki i wykorzystywali swą plugawą magię, by tworzyć rekrutów mających zasilić przerzedzone szeregi armii Nieumarłego Księcia Demonów…Śmierć bowiem, to dopiero początek.

Jedna z wielu warstw Otchłani

Potężny gad spoglądał na zgromadzone przed sobą wojska. Choć był złotym smokiem, to jego serce było równie czarne jak chromatycznych smoków. Właśnie dlatego tu wylądował. Na Gazzruk, jednej z nieskończonych w swej ilości i rozmiarze warstw Otchłani. Małej, opustoszałej, nie posiadającej żadnej oficjalnej nazwy. Smok zajął ją, nazwał, przeniósł i gromadził tu swój skarbiec i sojuszników.
Tuż za smokiem płonęły wieczne ognie…Nie był to zwykły żar, ale portal, wielokierunkowy. Którego zmiany pulsu ( a zatem i zmianę punktu docelowego) złoty jaszczur nauczył się odczytywać.
- Wkrótce nadejdzie nasz czas moje dzieci.- krzyknął do zgromadzonych w swej jaskini popleczników różnych ras, których zebrał.- Zdobędziemy potęgę i władzę…Mój plan wkrótce dojrzeje do realizacji. A wy, którzy mi tak wiernie służyliście, zdobędziecie zaszczyty bogactwo i władzę.
- Akurat.- szepnęła ukryta za załomem skalnym Meyrinis. Półelfka uzbrojona była po zęby. Wszak szpiegowała na terenie wroga.



Nie zamierzała pozwolić temu nawiedzonemu smokowi na realizację jego szalonych planów. Śmierć i zniszczenie...taki los zamierzała przygotować temu jaszczurowi, jako karę za próbę zburzenia równowagi wszechświata.
Nagle, klejnot zawieszony na szyi półelfki rozbłysnął jasnym światłem.
-Nie teraz, na zawszony tyłek Hextora!- zaklęła i spojrzała na pojawiający się w w wnętrzu klejnotu znak tego, który chciał się z nią skontaktować. Był to symbol Strażnika Pieczęci Światów.

-A ten czego chce?- rzekła cicho pod nosem do siebie. Ostrożnie sprawdzając, czy ktoś zauważył ów błysk. Chyba nie…Smok był zbyt zajęty wysłuchiwaniem raportów swych pachołków. A jego poplecznicy do zbyt bystrych nie należeli, większość przynajmniej.
Dziewczyna obserwowała zapamiętywała, od czasu zastanawiając się po co Strażnik Pieczęci Światów chciał z nią porozmawiać.

Plan Materialny, Tais

Lion’s Gate, 3 Dueus Oseara 7664 CK (czasu kupieckiego)

- Łapać złodzieja! Tam pobiegł! Gdzie jest ten parszywy złodziejaszek?! – rozległy się krzyki. Za późno. Sprawca tego zamieszania. Złodziej o imieniu Galrick, przyglądał się temu zamieszaniu z lekką drwiną. Ukryty w cieniu figur na katedrze Heliobala przyglądał strażnikom miejskim z Lion’s Gate.



Był nieco rozczarowany. On …Słynny Garlick, złodziej dżentelmen. On, który okradł ponad 1000 osób, a nie zabił ani jednej. Był rozczarowany prostotą zadania. Spodziewał się bowiem po archiwach kapłanów Pochlebcy lepszych zabezpieczeń. A tymczasem...Kilku nieumarłych, proste glify, jeden konstrukt. Nie musiał używać nawet połowy alchemicznych zabawek i magicznych przedmiotów jakie przygotował na ta wyprawę…Cóż, klient dobrze płacił…A to czego Garlick nie zużyje teraz, będzie mógł wykorzystać w następnych wyprawach. Najważniejsze, że klejnot zmylenia wróżenia zadziałał tak jak powinien. Sięgnął po dokumenty, które zdobył. Parę aktów urodzeń i kilkanaście innych dokumentów…
"- Niektórzy to mają dziwne zachcianki.”- pomyślał.- „Ale dopóki mi płacą, nie obchodzi mnie to. Każdy wydaje pieniądze, tak jak chce. „
Przez chwilę przysłuchiwał się odgłosom poszukiwań i gniewnych okrzyków straży miejskiej. Po czym ruszył po dachach domów, do gospody „Pod upadłym liczem”, by wypić za kolejną udaną misję, która podbuduje jego renomę „króla wolnych złodziei”.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-07-2008 o 17:20. Powód: Poważne poprawki w tekście
abishai jest offline  
Stary 03-02-2008, 11:23   #64
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Maladomini,Grenpoli


"Rezydencja Lady Tunridy, sala balowa"


Muzyka płynęła poprzez salę…Po części zagłuszając rozmowy, choć nie dla ciekawskich uszu. Grenpoli było terytorium neutralnym na którym diabły mogły rozmawiać swobodnie, bez względu kim byli ich władcy. Tu kłamstwo mieszało się z prawdą, pochlebstwo z drwiną a oszustwo z uczciwością, strony w sporach zaś zmieniano z każdą wypowiedzią. ….Często więc, za niepozornymi i pozornie błahymi tematami kryły się aluzje prowadzące do znacznie poważniejszych tematów.
No i oczywiście w rozmowach przewijały się najciekawsze tematy i najnowsze plotki dotyczące Zewnętrznych i Wewnętrznych Planów. Głównym tematem dzisiejszego wieczoru była spektakularna porażka sił Bela na równinach i nowa potężna broń Orkusa. Spekulowano nawet, czy Asmodeusz wykona bezprecedensowy ruch i użyje części własnych legionów ukrytych w czeluściach Nessus. Szansa na to byłaby niewielka, zwłaszcza, że Bel zrobiłby wszystko by Asmodeusz nie korzystał ze swej potęgi. Jeśli bowiem Król Dziewięciu Piekieł zaangażowałby bezpośrednio w tą wojnę, oznaczałoby to dla Bela utratę posadki na korzyść nowego wybrańca Asmodeusza. Krążyły również plotki o sojuszu między Graz’ztem i Demogorgonem…Co prawda obaj władcy darzyli się głęboką niechęcią i nienawiścią, ale za Orkusem też nie przepadają. Jednak znawcy tematu wiedzieli że sojusz pomiędzy Graz’ztem, Demogorgonem lub Orkusem są niemożliwe. Ci trzej demoniczni władcy nienawidzą nawzajem bardziej niż można to sobie wyobrazić. Bardziej realny byłby sojusz któregokolwiek z nich pomniejszymi demonicznymi lordami, takim jak Bafomet czy Yeenoghu…Innym tematem plotek były rozruchy w Sigil. W mieście wrzało, pomiędzy poszczególnymi członkami frakcji wybuchały walki. Nie cieszyło to diabłów mających wpływy w Sigil, niepokoje w mieście źle wpływały na interesy.
Sama Lady Tunrida lawirowała między Antilią, a Glasyą starając się zażegnać poważniejszy spór między tymi dumnymi kobietami. Sephiroth przemykał niczym cień, zasiewając ziarna swego spisku. Aż do czasu, gdy natknął się na Martineta i zajął się nie zobowiązująca rozmowę z pachołkiem Asmodeusza. Parras nie zwracając większej uwagi zajął się bezskutecznym poszukiwaniem rakszasy. Zaś Euxin w końcu w bólach uwolnił się od towarzystwa natrętnego barghesta. Tymczasem zbliżał czas głównej atrakcji wieczoru.
-Szanowni goście!- krzyknęła Lady Tunrida wchodząc na podium z muzykami.- Czas na dzisiejszą atrakcję wieczoru. Pojedynek gladiatorów…Proszę za mną.
Erynia zeszła z podium nakazała dwóch minotaurzym sługom otworzenie ciężki spiżowych wrót pokrytych obscenicznymi i bardzo krwawymi obrazkami. Za nimi znajdowała okrągła jama pokryta marmurowymi płytkami…Arena gladiatorów. Permanentna ściana mocy blokowała gladiatorom wydostanie się z niej.

Maladomini,Grenpoli


"Rezydencja Lady Tunridy, podziemia"


Rudobrody, ubrany na czarno, niski krasnolud o ramionach pokrytych tatuażami, przemierzał właśnie korytarz prowadzący do areny. Nazywał się Krwawy Drakii…Był wojownikiem, chaotycznym berserkerem mrocznego plemienia krasnoludów, weteranem Wojny Krwi…ale przede wszystkim wolnym gladiatorem. Brutalnym krwawym i bezwzględnym…a przede wszystkim ambitnym. Nie interesował się walkami z łatwymi przeciwnikami. Im potężniejszy przeciwnik, tym mniej trzeba mu było zapłacić za „występ”. Szedł ciemnym korytarzem przygotowując się mentalnie do walki. Nie zauważył skrytych przy suficie kocich oczu.
Alsenuemor usłyszał mentalne przywołanie Sephirotha, ale zignorował je. Jeśli mają spełnić swe przeznaczenie, spiskowcy muszą nauczyć się cierpliwości. Gdy był gotowy, zeskoczył na krasnoluda, a w rękach rakszasy zabłysły sai. Walka była szybka brutalna i cicha. Drakii’emu nawet nie przyszło wołać o pomoc. Żądza krwi zagłuszyła rozsądek.
Na to zresztą Alsenuemor liczył. Krasnolud atakował, coraz ambitniej. Jego krótki miecz błyskał w szybkich pchnięciach jakie wyprowadzał w rakszasę. Alsenumor zaś skupił się na obronie. Sai znajdujące się w lewej dłoni, blokowało ciosu Drakii’ego. Drugie sai czekało w prawej dłoni niczym wąż gotowy do zadania ostatecznego ciosu. Krasnolud skrócił dystans, zaczął atakować kończyny dolne rakszasy licząc na powalenie go na ziemię. Nagle Alsenuemor wyprowadził cios drugim sai. Krasnolud spodziewał się tego. Od początku było wiadomo, że rakszasa czeka tylko na odpowiedni moment…Odbił je płazem miecza i upadł…Okazało się że Alsenuemor, specjalnie skupiał jego uwagę na swej prawej dłoni. I krasnolud nie zauważył, podcięcia swych nóg przez kopnięcie rakszasy. Drakii upadł na plecy, zaś Alsenuemor skończył na niego i przygważdżając ciężarem swego ciała, spuścił na twarz Drakii’ego grad ciosów zmieniając twarz krasnoluda w krwawą miazgę.

Maladomini,Grenpoli


"Rezydencja Lady Tunridy, Arena"


Przez jedną z bram na arenę wepchnięto niebianina… Rzadka zdobycz. Przez druga wszedł Drakii, znany w Baatorze gladiator i wojownik do wynajęcia. Anioł próbował zbiec, wyleciał na skrzydłach w górę. Ale ściana mocy nie pozwoliła mu uciec. Przez kratę bramy z której został wypchnięty, rzucono mu długi miecz. Jego broń na dzisiejszą walkę.
Drakii poczekał, aż niebianin chwyci za oręż i będzie gotowy. Lubił, gdy przeciwnik stanowił wyzwanie.
- Gotowy pierzasty?! Nadchodzę. – ryknął krasnolud. I zaatakował, przebił się przez blok anioła i zranił go w skrzydło. Odskoczył i ponownie natarł. Niebianin odskoczył, po czym kontratakował. Ostrze miecza przemknął nad głową krasnoluda. Krasnolud się uśmiechnął, jedynie…Wyskoczył nadspodziewanie wysoko w górę i natarł na niego z powietrza. Niebianin się tego nie spodziewał. Celny cios krasnoluda w klatkę piersiową był zaskakująco płytki. Znawcy areny wiedzieli jednak, że to była celowa strategia… Drakii się bawił z przeciwnikiem. By przedłużać show…I uczynić walkę bardziej atrakcyjną.
Ostrze krasnoluda znów zwarło się z mieczem niebianina. Krasnolud skulił się i wyprowadził cios w podbrzusze anioła…Niebianin wydawał się po nim nieco …oszołomiony. Korzystając z tego Drakii wyprowadził serię ciosów pięścią, kopniaków i płytkich cięć, powodujących że przeciwnik słaniał się na nogach i krwawił obficie.
Lady Tunrida skinęła głową…Krasnolud podbiegł do słaniającego się anioła, kopnięciem w kolano, zmusił anioła do uklęknięcia, drugim kopnięciem wytrącił mu oręż. Następnie zagłębił swój krótki miecz w ciele anioła…Zabijając go.

Przez całą walkę krasnoludowi towarzyszyła sympatia tłumu, i okrzyki zagrzewające do walki. Zaś śmierć anioła wywołała burzę oklasków.
Tymczasem do trzech postaci podeszli służący i podali karteczkę z zaproszeniem do podziemi, gdzie przygotowywała się gwiazda dzisiejszego występu Drakii. Tymi osobami byli Parras, Sephiroth i Venefi’cus Euxin.
A na karteczkach pisało.

„Zapraszam na rozmowę o wspólnych interesach do komnaty Drakii'ego. A”

Maladomini,Grenpoli


"Rezydencja Lady Tunridy, komnata gladiatora Drakii’ego"

Rakszasa rozsiadł się wygodnie w komnacie Drakii’ego. Musiał stwierdzić, że krasnolud ma fatalny gust w sprawie wina i chore upodobania. Alsenuemor nie chciał nawet zgadywać po co krasnoludowi kolczaste kajdany i obroża.
„Ciekawe na której szali bogowie, położyliby śmierć krasnoluda. Po stronie dobra, czy zła?”- pomyślał łykając zbyt cierpki jak na gust rakszasy, napój. Na razie miał inne sprawy na głowie…Czekał na trójkę spiskowców.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-04-2008 o 08:20.
abishai jest offline  
Stary 03-02-2008, 16:42   #65
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Grenpoli
”Rezydencja Lady Tunridy

”Alsenuemor”

Sephiroth skoncentrował się na imieniu rakszasy, spodziewając się szybkiej odpowiedzi z jego strony. Pogrążony w myślach Naczelny Egzekutor przestał zwracać większą uwagę na otoczenie. Skoro do tej pory nikt nie zniszczył wspaniałego nastroju, to teraz, w obecności córki Asmodeusza, tym bardziej nikt się nie ośmieli. Dlatego właśnie Sephiroth pozwolił sobie na odrobinę rozluźnienia.

- Nie lubisz zabaw, podpierasz ściany...ubierasz się jak zakonnik. Twoje przyjęcia muszą być strasznie ponurymi imprezami. Może przynajmniej byś coś zjadł. Aaa tak, zapomniałem…Ty nie masz ust.

Kpiący ton głosu Martineta wyrwał Naczelnego Egzekutora Canii z rozmyślań, choć kaptur nie drgnął nawet o milimetr. Sephiroth spokojnie wpatrywał się przed siebie, wciąż obserwując jakiegoś diabła. Nagłe i niespodziewane pojawienie się Rządcy Asmodeusza zaskoczyło Naczelnego Egzekutora, a ten był osobą, która nie przepada za niespodziankami. Czarny kaptur odwrócił się w kierunku piekielnego czarta, tak by Sephiroth mógł zmierzyć rozmówce lodowatym spojrzeniem, choć na swoje szczęście Martinet i tak nie mógł tego dostrzec.

- Starzejesz się Martinet, starzejesz się. Zawsze myślałem, że tak banalne żarciki są poniżej twojej godności. Gdzież ty, który dawniej słynąłeś z ostrego języka i ciętych ripost, zniżyłbyś się do tak niskiego poziomu. Wygląda na to, że Piekło schodzi na psy.

Sephiroth urwał na chwilę pozwalając by do Martineta dotarło znaczenie tych słów. W tym czasie Najwyższy Egzekutor ważył swoją dalszą wypowiedź. Choć Rządca Asmodeusza był jedną z najbardziej wpływowych osób w Piekle, to jednak nie był bezpośrednim przełożonym Sephirotha, wiec Naczelny Egzekutor mógł sobie pozwolić na trochę więcej niż zwykle. Szczególnie tu na balu miał znacznie rozleglejsze możliwości.

- Nie lubię zabaw? Spójrz na nich.- rękaw szaty wskazał na bawiące się diabły- To jest twoim zdaniem zabawa? Tamta grupka już skacze sobie do oczu, bo jeden jest podwładnym Mefistofelesa, a tamten Belzebuba. Zapewne doprowadzili do tej głośnej kłótni tylko po to, żeby zamanifestować uwielbienie dla swojego władcy. Tam, widzisz? Jacyś malutcy próbują prześcigać się w komplementach prawionych Antili, a tam inni robią to samo, tyle, że wobec Glasyi. Podlizywanie, podlizywanie, podlizywanie. Tu, tam i jeszcze tam. Jeden liże dupę drugiego, a tamten wylizuje buty innemu. Pytam wiec ponownie, czy to jest zabawa? Wybacz, ale mnie to nie bawi. Dziwisz się, że podpieram ściany, mając do wyboru wymienianie fałszywych uprzejmości z możnowładcami, albo wysłuchiwanie tych bzdur? A idąc dalej. Jak zakonnik ubieram się, bo tak mi wygodnie. W przeciwieństwie do niektórych diablic nie mam zbyt wiele do pokazywania, nie dziw wiec, że się nie afiszuje z moim wyglądem. A przyjęć nie urządzam. To strata czasu, a ja nigdy nie mam go w nadmiarze.

Naczelny Egzekutor zaśmiał się złośliwie, dość cicho, jednak nie na tyle, żeby Martinet nie zdołał tego usłyszeć. Sephiroth nie wiedział, dlaczego ktoś tak ważny jak jego rozmówca, poświęca mu tyle uwagi i czasy, ale mało go to interesowało. Cokolwiek planował Martinet i tak nie mogło to pokrzyżować planów Najwyższego Egzekutora... już nie. Co prawda Sephiroth nie mógł od tak pozbyć się rozmówcy i ruszyć na poszukiwanie współspiskowców, ale bal dopiero się rozpoczął. Pozostało wiec jeszcze wiele czasu, żeby uknuć spiski, a teraz był wyśmienity czas, żeby pobawić się w grę słów.

- Co do jedzenia. Dziękuje, ale nie jestem głodny. Może to niegrzeczne przychodzić na taki bal najedzonym, ale wolałem nie ryzykować, że Lady Tundrida poczęstuje nas jakimiś egzotycznymi, niezjadliwymi frykasami. Dlatego właśnie uznałem, że lepiej jest się najeść w mojej rezydencji. Ale jeżeli ty jesteś głodny, „przyjacielu”, jedz śmiało. Mi to nie będzie przeszkadzać. Tylko uważaj, żebyś nie poplamił sobie stroju świeżą krwią. Wiesz, usta to tak niedoskonały przyrząd... szkoda, że nie mogę go niczym zastąpić.

Sephiroth uśmiechnął się sam do siebie. Trzeba było Asmodeuszowi oddać to, że otacza się naprawdę znamienitymi czartami, a Martinet był jednym z najlepszych pośród nich. Taka rozmowa, nawet jeżeli miała zaraz się zakończyć, dla Sephirotha była prawdziwą rozrywką. Znacznie lepszą od przyglądania się tym wszystkim napuszonym diabłom, upajającym się władzą jakby to było najprzedniejsze wino. Tym nie milszą niespodzianką były dla Naczelnego Egzekutora kolejne słowa Martineta.

-Aż dziw że tak niedoskonały narząd, jak usta, daje tyle przyjemności.–rzekł w odpowiedzi Martinet- A ty drogi Sephirothcie powinieneś zostać w miejscu z którego cię Belizigal wyciągnął. Po co komu władza, jeśli nie potrafi wykorzystać jej do czerpania przyjemności? Osobiście wolę schodzące na psy Piekło, niż te... pełne ponurych biurokratów.

Sephiroth zaśmiał się w odpowiedzi... choć był to śmiech zimny i pozbawiony radości. Tak dziwny, tak nietypowy, jaki tylko w Piekle można było usłyszeć. Martinet ujawnił przed nim kolejnych parę kart. Ciekawe jak wiele miał ich jeszcze pod ręką i jak wiele zdoła od niego wyciągnąć Sephiroth? A może raczej nie „wyciągnąć”, a raczej sprowokować?

- Chyba mnie przeceniasz przyjacielu. Jestem tylko pionkiem na wiecznie zmiennej szachownicy. Moja władza to tylko pozory, tak samo jak wszystko inne, tu w Piekle. Ale przecież ty sam najlepiej mnie rozumiesz, prawda?

Sephiroth wzniósł się w powietrze i odwrócił tak, by stać przodem do Rządcy Asmodeusza. Teraz czarny kaptur Naczelnego Egzekutora znajdował się na wysokości twarzy Martineta.

- Wracając jednak do Piekła schodzącego na psy... jeżeli rzeczywiście podoba ci się tu, to gdy znajdziesz chwilkę wpadnij do moje rezydencji. Zabiorę cię w moje rodzinne strony, powinno ci się tam spodobać. Może wtedy przekonasz się, że to nie Belizigal mnie stamtąd wyciągnął. I pozwól, że ośmielę się udzielić Ci drobnej rady... tak po przyjacielsku, choć nie wątpię, że ktoś tak potężny i wpływowy, sam doskonale sobie poradzi bez moich rad. Nie tylko usta i władza zapewniają przyjemność. Nie tylko mieczem i pieniędzmi wygrywa się wojny. Ale zbytnia pycha i ufność we własną pozycje zawsze, zawsze, prowadzą wprost na samo dno.

Martinet nie zdążył już odpowiedzieć na zjadliwe słowa Sephirotha, ponieważ właśnie wtedy Lady Tunrida krzyknęła na całą sale.

- Szanowni goście! Czas na dzisiejszą atrakcję wieczoru. Pojedynek gladiatorów…Proszę za mną.

Sephiroth sztywno ukłonił się Rządcy Asmodeusza, choć ukłon był na tyle oszczędny, że bardziej przypominał skinienie głowy. Zanim czarna szata znikła pośród tłumu diabłów, Sephiroth wyszeptał jeszcze ostatnie słowa, choć trudno było stwierdzić, czy przez hałas podnieconych diabłów, Martinet zdołał je usłyszeć.

- Do rychłego zobaczenia.

***

Sephiroth niechętnie podążał za pozostałymi gośćmi tego jakże “wspaniałego” balu. Zbyt dobrze znał rozrywki diabłów, żeby nie wiedzieć, że ta walka gladiatorów w rzeczywistości będzie jedynie rzeźnią dokonaną na jakiś bezbronnych niewolnikach. Choć Naczelny Egzekutor czerpał przyjemność z zadawania bólu, a nawet patrzenia jak robi to ktoś inny, to jednak ta okazja jakoś specjalnie do niego nie przemawiała.

Gdy w końcu diabły zdołały pozajmować miejsca wokoło areny, oczywiście zgodnie z hierarchią ważności, Sephiroth zajął miejsce z tyłu, pośród pomniejszych diabłów. Zadziwiające jak wiele wolnej przestrzeni mu pozostawiono, choć zapewne przyczyną tego był zwyczajny strach maluczkich, że mogliby narazić się na gniew Egzekutora.

Z tego miejsca Sephiroth w zasadzie nie miał żadnej możliwość podziwiania walki toczonej na arenie. Dlatego właśnie wzniósł się ponad tłum, by mieć lepszy widok. Z racji swojej pozycji mógłby przecisnąć się do przodu i zająć miejsce wśród ważniejszych gość, ale nie miał aktualnie na to najmniejszej ochoty. Myśl o tym, że mógłby znowu natrafić na Martineta, albo jeszcze gorzej Antilie, nie napawała go optymizmem.

Przez dłuższą chwile nie działo się nic, poza szeptami diabłów, które oczywiście zaczęły już gorąco dyskutować o walce i o wojownikach, których Lady Tundrida mogła ściągnąć na bal. Sephiroth, który nie interesował się walkami gladiatorów, zupełnie nie rozpoznawał tych wszystkich imion, wymawianych z wyraźnym podnieceniem. Nie rozumiał też, co takiego fascynującego jest w tym, że kiedyś ghour schwytany w czasie Wojny Krwi, został wystawiony na arenę i pokonał na niej dwójkę ogrów, jednemu skręcając kark, a drugiego nabijając na spory harpun.

Zainteresowanie Najwyższego Egzekutora przykuł dopiero widok otwieranej bramy. Niebianin brutalnie został wypchnięty na zimną, marmurową podłogę areny, gdzie przez chwilę leżał nieruchomo, skrzydłami okrywając się w nędznej osłonie przed ciosami jakich się spodziewał. Z dalszych rzędów na arenę posypał się grad różnych przedmiotów, od kawałków dań począwszy, a na elementach zastawy skończywszy. Gdyby nie pole mocy, które miało uniemożliwić niebianinowi ucieczkę, z całą pewnością diabły ukamienowałyby go zanim doszłoby do prawdziwego starcia.

Sephiroth z ciekawością obserwował reakcje diabłów. Te potężniejsze wyraźnie był wstanie zapanować nad swoją rządzą ujrzenia niebianina martwym, ale te pomniejsze... to już zupełnie inna sprawa. Ich nienawiść docierała do Najwyższego Egzekutora ze wszystkich stron, tak silna, że w pierwszym momencie Sephiroth poczuł zawroty głowy. Może cała ta walka miała być ciekawsza niż Naczelny Egzekutor podejrzewał?

W czasie, gdy Sephiroth rozkoszował się nienawiścią diabłów i przerażeniem niebianina, który jak oszalały próbował na swoich skrzydłach uciec poza arenę, kolejne wrota otwarły się i wkroczył... krasnolud. Wśród tłumu pomniejszych diabłów odezwało się paru spośród tych, którzy rozpoznali gladiatora. Drakii... Najwyższemu Egzekutorowi imię rudobrodego krasnoluda to nie było znane.

Ktoś rzucił niebianinowi krótki miecz, który miał być jego bronią. Jakby w odpowiedzi pomniejsze diabły zaczęły wydawać najrozmaitsze, głośne dźwięki, zupełnie jakby krzykiem chcieli sprowokować wojowników do bezlitosnej i krwawej walki. Więzień podniósł broń i stanął w lekkim rozkroku, szykując się do walki. Sephiroth, który do tej pory nie okazywał szczególnego zainteresowania, teraz prawie nie świadomie zbliżał się do areny, żeby mieć lepszy widok.

”Strach, nienawiści, pogarda... tyle negatywnej siły z powodu tak drobnego wydarzenia? Przecież ten niebianin nie ma szans i doskonale to wie. Oni wszyscy to wiedzą. Czy oto właśnie chodzi? Czy oni chcą widzieć w jego oczach strach, bezradność i świadomość nieuchronnej śmierci? Ciekawe... tak wiele trzeba jeszcze się nauczyć o diabłach i ich motywacjach. A ten niebianin? Zabawne... wie, że umrze. Wie, że będzie cierpiał, a widok jego krwi da uciechę dla całej tej diabelskiej czeredy, a jednak woli walczyć. A przecież mógłby teraz wbić sobie ten miecz w serce i zakończyć to już teraz. Dziwne...”

Sephiroth był już na tyle blisko, że wyraźnie widział gladiatorów. Choć Najwyższy Egzekutor nie zdołał dosłyszeć słów, to nie miał wątpliwości, że krasnolud coś powiedział do przeciwnika, gdy niebianin podnosił miecz. Może próbował go sprowokować do ataku? A może zwyczajnie drwił z przeciwnika?

Nie zmieniało to jednak faktu, że zaraz po tych słowach krasnolud ruszył do ataku. Sephiroth z olbrzymią uwagą przyglądał się walczącemu gladiatorowi. Najwyższy Egzekutor był zaskoczony gwałtownością i szybkością ataku. Pierwszy cios i pierwsza krew. Ryk podnieconej tuszy pomniejszych diabłów i śmiechy tych ważniejszych osobistości wyraźnie świadczyły po czyjej stronie stoi publiczność. Niebianin próbował kontratakować, jednak jego miecz nieszkodliwie przeciął powietrze ponad głową przeciwnika. Błąd... i to taki, który mógł zadecydować o śmierci uskrzydlonej istoty. Jednak krasnolud nie wykorzystał w pełni swojej przewagi i nie zadał decydującego ciosu. Nagle wyskoczył w powietrze, co zaskoczyło nie tylko jego przeciwnika, ale również Sephirotha. Naczelny Egzekutor widział już wielu walczących wojowników, ale wśród nich nie było żadnego krasnoluda, który z miejsca potrafił skoczyć tak wysoko, by z góry zaatakować wyższego od siebie przeciwnika. Zamiast jednak rozpłatać przeciwnika na dwie połówki, gladiator zadał opierzonemu tylko lekką ranę. Znowu miał okazję, żeby zabić przeciwnika, a jednak tego nie zrobił. Nawet dla nie obeznanego z walkami gladiatorów Sephirotha stało się jasne, że niebianin jest tylko przedmiotem zabawy. Kolejne ciosy, kolejne próby ich parowania i kontrataku. Krótkie zwarcie, zakończone szybkim ciosem wymierzonym w podbrzusze niebianina, po którym ten jakby stracił oddech. Wydawało się, że nikt nie zwrócił na to większej uwagi, ale Sephiroth był zbyt uważnym obserwatorem, by przegapić taki szczegół. Krasnolud nie wziął odpowiedniego zamachu, a jego cios nie był dość silny, by pozbawić przeciwnika oddechu. Pomimo to skulony niebianin cofnął się parę korków, jedną ręką trzymając się za brzuch , a drugą, w której trzymał miecz, opuścił stanowczo zbyt nisko. Wydawał się zdezorientowany, zupełnie jakby nie orientował się co wokoło niego się dzieje. Następna seria ciosów była zbyt szybka dla oszołomionego niebianina. Zbyt szybka, by ten mógł sparować choćby jeden z nich.

Sephiroth już nawet nie patrzył na dalszą część przedstawienia. Nie dlatego, że brzydziła go walka, czy dobijanie pokonanych przeciwników. Walka z góry była przesądzona, a niebianin nie miał żadnych szans. Najwyższego Egzekutora nie bawiły takie przedstawienia i gdyby to on odpowiadał za urządzenie przyjęcia, zaplanowałby to zupełnie inaczej. Walka dwójki równorzędnych przeciwników zapewne byłaby znacznie ciekawsza.

Naczelny Egzekutor spokojnie wycofał się na tyły grupy i obniżył lot do poziomu ziemi. Gromkie oklaski, będące nagrodą dla zwycięzcy, działały mu na nerwy. Nawet głupiec potrafiłby zarżnąć słabszego przeciwnika. Nie było wiec czego gratulować krasnoludowi.

- Panie.

Jeden ze służących przerwał rozmyślania Sephirotha. Naczelny Egzekutor spojrzał na sługę spojrzeniem, które mogłoby zamienić w sopel lodu, gdyby tylko ktoś mógł je dojrzeć.
Gdy czart podał mu niewielką karteczkę, na którą Naczelny Egzekutor ledwie rzucił okiem. Później na wszelki wypadek rozejrzał się jeszcze, żeby mieć pewność, że nikt poza nim nie przeczytał treści wiadomości. Na całe szczęście właściwie cała sala skoncentrowała swoją uwagę na tryumfującym krasnoludzie. Sephiroth uśmiechnął się sam do siebie i gdy tylko sługa zniknął mu z oczu, Najwyższy Egzekutor rozpłynął się w powietrzu jakby nigdy go tam nie było.

***

Czarna szata, okryta zasłoną niewidzialności, spokojnie płynęła przez ciemne korytarze podziemi rezydencji Lady Tundridy. Wejście do korytarzy przeznaczonych dla służby było banalnie proste, podobnie jak ominięcie wszystkich strażników. Może i słudzy erynii byli wyszkoleni na ochroniarzy, ale Sephiroth miał swoje własne talenty, które już od bardzo dawna rozwijał do perfekcji.

I teraz właśnie dzięki nim, bez większego trudu przemierzał rezydencje Tundridy w poszukiwaniu właściwego pokoju. Nawet pomimo braku rozeznania w rozmieszczeniu pokoi, odnalezienie właściwego nie było szczególnie trudnym wyzwaniem. Głównie dzięki służbie, która bardzo starannie dbała o Drakii’ego, który dostarczył gościom tak wspaniałej rozrywki.

Gdy Sephiroth stanął przed właściwymi drzwiami rozejrzał się jeszcze, żeby upewnić się, ze nikt go nie śledził, poczym przekroczył prób, równocześnie stając się widzialnym. W pierwszej kolejności czujne spojrzenie Naczelnego Egzekutora zbadało pomieszczenie w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia. Na całe szczęście pokój okazał się dość normalny, bynajmniej jak na diabelskie gusta.

Po krótkiej analizie miejsca spotkania Sephirotha spojrzał na Alsenuemora, który zdążył się już rozgościć w pokoju Drakii’ego. Krzywa mina rakszasy, w połączeniu z trzymanym przez niego pucharem, wskazywała na smak trunku. Sephiroth zamknął za sobą drzwi i zaczął powoli lecieć wzdłuż ściany pokoju, obserwując dziwaczne umeblowanie i akcesoria, całkowicie przy tym ignorując poczęstunek i wolne krzesła. W pewnym momencie Sephiroth zatrzymał się i gwałtownie odwrócił w kierunku obserwującego go Alsenuemora

- Rozumiem, że o wszystko zadbałeś? Nikt nas tu nie podsłucha i nikt nie przyjdzie sprawdzić, co porabia mistrz areny, prawda?- zanim jednak rakszasa zdążył odpowiedzieć, Naczelny Egzekutor kontynuował- Wszyscy stawili się na balu?
- Mephistian i Xar'nash niestety, ale nie zjawią się na spotkaniu naszego klubu.
- A można wiedzieć czemu?
- Cierpliwości, wszystko wyjaśnię, gdy stawią się pozostali.
- Pozostali? Jeżeli mnie pamięć nie myli, to do spisku należało pięć osób. Dwie już są, dwie nie przyjdą, wiec czekamy tylko na jedną osobę. Mianowicie na Euxina, czyż nie?
- Nie, nie do końca. Powiedzmy, że udało mi się wzbudzić zainteresowanie jeszcze kogoś.


Sephiroth nie powiedział już nic więcej, stanął jedynie pod ścianą ze spokojem czekając, aż zjawią się owi „pozostali”. Miał tylko nadzieje, że jego cierpliwość opłaci się i Alsenuemor znalazł kogoś przydatnego.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 03-02-2008 o 18:46.
Markus jest offline  
Stary 07-02-2008, 03:29   #66
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini, Grenpoli - Rezydencja Lady Tunridy, sala balowa

Venefi’cus usłyszawszy jakieś chrumkanie z okolic swojego tyłka nie wiedział, co to może być, ale profilaktycznie wolał to zignorować. Jednakże „kogóż to spotykam” wymusiło u czarodzieja obrót. Euxin usiłował skupić na swojej twarzy całą niechęć jaką czuł do głównodowodzącego bliźniaczej służby, ale cały wysiłek poszedł na marne, gdy do świadomości człowieka dotarł wygląd goblina, a czarodziej musiał się skoncentrować, by nie wybuchnąć śmiechem. Koniec końców grymas na obliczu Venefi’cus był tak niejednoznaczny, że można go było zinterpretować w dowolny sposób. Numbarak zdawało się wybrał coś po miedzy przerażeniem, a niechęcią, gdyż ukazał przyżółkłe kły, co miało być zapewne uśmiechem.

Dobrze, że zdarzyła nam się okazja spotkania. – rzekł Numberak.
A o dziwo tu się z tobą zgodzę… – Mruknął pod nosem Euxin.

Jego rozmówca jednak nie przyzwyczajony do tego, by mu przerywano, niestrudzenie kontynuował skrzeczenie.

Ostatnio jakoś nie paliłeś się do wizyty u mnie. A mamy do pogadania, zwłaszcza w sprawie dokumentów jakie cię interesują i twego wtrącania się w sprawy kultu naszego pana w Calimporcie.

Venefi’cus oglądał z lekkim rozbawieniem jak Barghest staje na palcach, by dobrać się do smakołyków (wedle gustu tubylców w każdym bądź razie) będących na stole. A następnie teatralnie wybiera z nich marynowane ludzkie oko i podnosi je wysoko nad otwartą paszczę patrząc magowi prosto w twarz. Dla czarodzieja Numberak wyglądał teraz jak mały chochlik jakich pełno u co po niektórych magów, który znalazł świecidełko i wznosi je wysoko nad głowę z radości. Po przeżuciu gałki ocznej akcentując śliną jak bardzo mu ona smakowała, barghest podsumował przedstawienie.

Smaczne, ale wolę świeże.

„Cóż, dzikie rasy na ogół preferują surowiznę” było pierwszą odpowiedzią jaka przyszła Euxinowi na myśl, jednak człowiek stwierdziwszy, że mógłby jej nie przeżyć, wybrał mniej drastyczny środek irytowania rozmówcy.

Skoro tak twierdzisz… Kiedyś byłem nawet ciekawy jak smakują, ale niestety podczas operacji „wymiany” własnych nieostrożny sługa się na nich poślizgnął… jakoś chęć mi wtedy przeszła. Wiedziałeś, że one w środku są takie lepkie? Pewnie tak, skoro właśnie jedno spałaszowałeś… coś się stało?
– Nie przyszedłem tu człeczyno, by gadać z tobą o pierdołach. Od tego mam lepszych rozmówców. Do rzeczy!
– Sam zacząłeś. Sądziłem, że czujesz się samotny i chciałeś zamie… eee… kult tak? No cóż, powody mojego zainteresowania baranami z Calimportu Jego Wysokość Belzebub zna… chyba, w każdym bądź razie na pewno zna je osobnik, który koordynuje moją akcję. Jeśli Arcyksiążę się z tobą to wiedzą nie podzielił, to widocznie miał ku temu stosowny powód. Albo raczej nie miał powodu, by się dzielić, bo przecież sfera religijna to chyba nie twoja działka, prawda? I tu temat możemy zakończyć, jeśli jednak uważasz inaczej to poinformuj o tym Miłościwie Nam Panującego lub Mergrimyzzz.


Wypowiadając ostatnie słowa Venefi’cus złączył końcówki palców oraz zmienił trochę końcówkę imienia przełożonej, tak by móc od razu rzucić zaklęcie w razie, gdyby rozmówcę jednak postanowił wydłubać mu oczy. Na szczęście dla czarodzieja, Numbarak ograniczył się jedynie do pełnego nienawiści spojrzenia.

A co do tych list. Numbarak i Euxin jednocześnie obejrzeli się, czy aby przypadkiem w ich pobliżu nie stoi ktoś nie powołany. Nie żeby czuli się całkowicie swobodni, ale pewne środki ostrożności należało podjąć. – Ostatnim czasem sporo naszych akcji okazuje się totalnymi porażkami lub wali się jeszcze przed rozpoczęciem. O dziwo nie jest to jednak wina fali beznadziejnych nowych rekrutów, a fali beznadziejnych informacji od was. Przyczyną tego może być a) zostaliście zasypani tym samy szajsem co my, lub b) twoi informatorzy robią cię w bambuko. A ponieważ w nie dostawaliście ostatnim czasem za dużo świeżego miecha, to musi to być problem b).
– Nawet jeśli, to co tobie do tego?
– Sporo. Jak już mówiłem, wasza dezinformacja strasznie utrudnia nam życie. Jak np. ostatnia sprawa z pogonią za pewnym żabopodobnym złodziejaszkiem po magazynach Malagardu.
(„Pewien już martwy kretyn z naszej strony pomylił w raporcie dni… ale w piękny sposób zwaliło się to na was.”) Albo wycieki z pałacowego archiwum, pół roku się ganialiśmy za waszym wyimaginowanym portfelem, jednego z tamtejszych pracowników, a przez cały ten czas dokumenty uchodziły pewnym zgrabnym portalem ukrytym w koszu na śmieci. („A to akuratnie wasza wina. Ale nie błędów wywiadu, a jednego przygłupa, który bazgroli gorzej niż mój bezpalczasty znajomy z uniwersytetu.”) Więc jak widzisz, o ile tobie może się wydawać, że to co dostajesz to święta prawda, to jednak są to głównie nic nie warte, a wręcz przeszkadzające półprawdy lub czyste bzdury. Zrozumiałe jest jednak, iż nie możecie tego sprawdzić, bo działacie głównie poza Maladominią. I tu z pomocą przychodzę ja. Udostępniasz mi listę twoich podopiecznych, a ja mając pełne informacje z obydwóch stron będę mógł szybko wskazać, kto jest naprawdę po naszej stronie, a kto pomimo bycia na naszej pensji ciągle służy dawnemu panu.

Po ostatnich słowach czarodzieja zapadła minutowa cisza, która w końcu przerwał barghest.

– Ty sobie kpisz, tak?
– Nie?–
Kolejna cisza, lecz dwukrotnie krótsza od poprzedniej.
– Słyszałem, że wy śmiertelnicy na starość głupiejecie. To co przed chwilą powiedziałeś jest ewidentnym dowodem na to, że z twojego mózgu zostały już jedynie wióry…
(„Długoś stary myślał nad tym tekstem.”) Nawet Belzebubowi nie przekazałbym tych kontaktów pod takim pretekstem! („Nie martw się, już za niedługo będziemy mieli okazję to sprawdzić.”) A co dopiero – tu Numbarak splunął magowi pod nogi – tobie.

Barghest wziął kolejny wielki wdech świadczący, że czart chce wygłosić jakąś długą przemowę, prawdopodobnie dalszy ciąg opisu stanu umysłowego czarodzieja.

– Jeśli myśl… – Jednak nie zdążył się nawet rozkręcić, gdyż właśnie Lady Tunrida rozpoczęła bal. Po pierwszych dwóch zdaniach już było wiadomo, że we wstępie nie będzie nic ważnego, więc szef wywiadu podjął wypowiedź, tyle że szeptem.

– Jeśli naprawdę myślałeś, że… – Lecz znów uciął w połowie. Tym razem przez efektowne wejście Antili. Gdy atmosfera na powrót zrobiła się „balowa” barghest po raz kolejny spróbował kontynuować temat i zwrócił się w kierunku Venefi’cusa.

– Jeśli myślałe… gdzie ty, kur…?

A w każdym bądź razie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał czarodziej, który skorzystał z zamieszania i wycofał się na bezpieczne wody. A dokładniej rzecz ujmując stanął pomiędzy odpowiednikiem Numbaraka z Dis oraz jednym z głównodowodzących gwardii przybocznej Mefistofelesa. Rozmawianie w towarzystwie takich uszów o sprawach wywiadu było raczej nie wskazane. I gdyby Belzebub się o tym dowiedział Numbarak, by ucierpiał… i to nawet bardzo.

„Ale nie myślałem. Widzisz błaźnie, w całej tej rozmowie chodziło jedynie o twoje stanowcze ‘NIE’. Nic więcej, nic mniej... Dobra, a teraz gdzie jest Alsenuemor? Mógłby już wreszcie zwołać to całe zebranie… za chwilę pewnie dorwie mnie kolejna pijawka, której wiszę kasę, przysługę czy inną wizytę.”

Jednak rakszasa jakoś nie dawał znaku życia, więc Venefi’cus musiał sobie ten wolny czas zagospodarować. Wybór padł na zabawie w kotka i myszkę z Numbarakiem. Wzorki na ubranku zrobiły jednak swoje i ciągła obserwacja Euxina przez barghesta była katorgą dla oczu tego ostatniego. A ponieważ żaden z panów nie miał już nic merytorycznego do powiedzenia drugiemu, szef wywiadu podarował sobie polowanie na człowieka i znalazł inną ofiarę, na której zaczął się wyżywać.

I znów nuda. Jeść mag nie chciał, ta czynność w Baatorze jest śmiertelnie niebezpieczna, więc nie ma sensu ryzykować. Szczególnie jeśli czarodziej ciągle posiadał sporo sił życiowych wyssanych od więźniów. I nawet nie było z kim pogadać, bo Asel, Gerd i Gurd byli zbyt bardzo zajęci obrażanie siebie nawzajem (czy tam „kulturalną dyskusją na poważne tematy”, jak zwykli to nazywać).

W końcu Euxin postanowił, iż może zajmie się tym co oryginalnie miał robić na balu – zdobyciem trochę informacji o Antili. A zajęcie to było niesamowicie nudne i monotonne, gdyż córeczka Mefistofelesa zajmowała się jedynie wysłuchiwaniem coraz to nowych komplementów od otaczających ją przydupasów oraz bawieniem się z Glasyą w wielkie obrażone damy przed Lady Tunridą. Co ostatniej dość szybko się znudziło, bo zapędziła wszystkich na arenę.

Rezydencja Lady Tunridy, arena

Czarodziej przepuściwszy tłum gości wszelakiej maści, kształtu i koloru, który wlał się do komnaty z areną z prędkością i entuzjazmem knurów wycelowanych w koryto, zajął miejsce pod ścianą wraz z kilkoma innymi zblazowanymi czartami wyższej rangi oraz paroma sługami, którym udało się akurat mieć coś do roboty po atrakcyjniejszej stronie wrót. Jedyny co go w tej całej sytuacji interesowało, to czym zajmują się Numbarak i Antilia. Oboje jednak ciągle pochłonięci byli zabawami towarzyskim (choć atmosfera w każdej grupce była zgoła inna).

Tłum zawył, czyli na arenę najprawdopodobniej wkroczyli zawodnicy. Walki gladiatorów niezbyt obchodziły Venefi’cusa, no chyba, że byli tam magowie, a arena nie posiadała magicznych ścian. Wzrok Euxina, wyczulony na magię, nawet jeśli mógł się przez taką przebić, to i tak zobaczenie jakiś interesujących aur po drugiej stronie było mało prawdopodobne. Jednakże był w tej opinii osamotniony, gdyż reszta umysłów zamieszkujących jego głowę miała zdanie zgoła odmienne. Choć czarodziej nie wiedział czy chodzi o samą walkę, czy o kolejne preteksty do „kulturalnej dyskusji na poważne tematy”.

Tłum zawył, czyli na arenę najprawdopodobniej wkroczył mroczny żniwiarz ścinając jednego z zawodników. Venefi’cus nie miał żadnych wątpliwości co do tego czyje ciało wyniosą. W końcu na takim balu wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik i nie można było pozwolić, by jakiś aniołek przez przypadek popsuł to „pełne napięcia i niepewności” (jak powiedziała jakaś łamaga stojący kawałek przed czarodziejem) przedstawienie.

Jeden ze służących, który czaił się w pobliżu wreszcie się przemógł i podszedł do czarodzieja. Ten nie za bardzo wiedząc, czy aby przypadkiem jakiś kretyn nie uznał go za równego sobie i chętnego do pogaduszek, posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Niewolnik przekazawszy drżącą ręką karteczkę, zniknął z pola widzenia człowieka najszybciej jak potrafił.

- Wreszcie… – szepnął Euxin zaraz po przeczytaniu notatki i rozejrzał się jeszcze szybko, czy aby przypadkiem nikt nie uwiesił na nim wzroku. Skoncentrował się na szacie, a złote wzorki natychmiast spłynęły do wewnętrznej części ubrania, co w połączeniu z cieniem będącym przy krańcach komnaty, sprawiało, że czarodziej był prawie nie dostrzegalny. Następnie wyszeptał po cichu zaklęcie i okrył się płaszczem niewidzialności.

Rezydencja Lady Tunridy, zakamarki posiadłości

Czarodziej przemierzał podziemne korytarze Rezydencji Lady Tunridy przekładając w rękach karty tarota. Kolejna, piątą już, wylądowała na spodzie talii. Pani domu chyba trzyma w swoich piwnicach coś nie do końca legalnego, bo po kiego by jej było tu tylu strażników? W każdy bądź razie Venefi’cus miał nadzieję, że wkrótce trafi na miejsce. Kart jeszcze trochę miał, ale przecież będzie musiał stąd później wyjść.

Kolejne drzwi. Krwawy Drakii – Komnata prywatna. Nareszcie. Mag pstryknął palcami, a talia będące w jego dłoni natychmiast zniknęły. Otworzywszy drzwi, powiedział wszystkim cześć i rozsiadł się w fotelu. Lekkie zdziwienie na twarzy rakszasy mówiło mu jednak, że coś jest nie tak. Tym czymś okazał się być fakt, że człowiek ciągle był niewidzialny (choć całkiem dobrze słyszalny). Venefi’cus rozproszył zaklęcie i zwrócił się do organizatora z pytaniem.

- To co zaczynamy?
- Nie
– Odpowiedział szybko Alsenuemor. - Uprzedzając pytanie: jeszcze na kogoś czekamy.
- Xar'nash uciekł Demogorgonowi?
- Nie
- Mephistian się znalazł?
- Nie
- Uuuffff –
Czarodziej wypuściło powietrze z ulgą, pstryknął palcami i zaczął budować domek z kart, które pojawiły się w jego ręce.
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...

Ostatnio edytowane przez Mettalium : 07-02-2008 o 05:27.
Mettalium jest offline  
Stary 09-02-2008, 15:45   #67
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rezydencja Lady Tunridy

zakamarki posiadłości


W cieniach korytarzy goście lady Tunridy kryjąc się ruszali do komnaty Drakii’ego. Strażnicy zazwyczaj ich nie zauważali, a ci nieliczni, którzy zauważyli…Udawali, że nic nie widzieli. Drakii był wynajęty tylko na ten wieczór. Jego komnata była komnatą gościnną, dostępną wszystkim gościom lady Tunridy. Nic dziwnego, że część gości korzystała z okazji by załatwić z krasnoludem interesy. A że się kryli…Cóż…Niektórzy pracodawcy Drakii’ego wynajmowali krasnoluda do tajnych misji i zwykle nie chcieli ujawniać swej tożsamości przed osobami postronnymi. Tak więc lewitująca szata i czarownik z diabelskimi wszczepami dotarli do komnat rudobrodego krasnoluda nie niepokojeni.

Rezydencja Lady Tunridy

prywatna komnata Drakii’ego

Alsenumeor spojrzał na dwóch spiskowców przed siedzących przed nimi i rzekł.- Zanim zaczniemy nasze małe zebranie, chciałbym wyjaśnić kilka spraw. Jak wiecie Xar’nash zaginął podczas bitwy. Moi informatorzy odkryli, że trafił do dość nieciekawego miejsca. Jest więźniem Demogrogona. Co do Mefistiana…Jego ślad trudniej złapać. Mammon to podstępna kreatura i ma doświadczenie w tworzeniu kłamstw na szeroką skalę. Mimo, że niektórych z nas to cieszy.- to mówiąc rakszasa wymownie spojrzał na Euxina.- To strata dwóch członków, to poważny cios dla całego spisku. Dlatego też oprócz zleconych mi przez was zadań podjąłem kilka prywatnych inicjatyw mając wzmocnić wasze szeregi panowie…Podjąłem przy tym odpowiednie środki ostrożności. Nikt nie wie o moich powiązaniach z wami. Jak dotąd udało mi się załatwić potencjalne zastępstwo w postaci licza o imieniu Parras. Jest to zausznik Xar’nasha…I może nam posłużyć jako jego zastępstwo, lub jako narzędzie do odbicia czarta z rąk Demogorgona. Jeśli jednak uznacie, że nie będzie z niego żadnego pożytku, mamy niepowtarzalną okazję by go zabić. Gdy już ustalimy co zrobić z Parrasem i zjawi się on tutaj, przejdę do meritum dzisiejszego spotkania.
Po tych przemówieniu rakszasa łyknął wina, w duchu przeklinając fatalny gust krasnoluda.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 09-02-2008 o 17:46.
abishai jest offline  
Stary 09-02-2008, 17:41   #68
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Grenpoli
”Rezydencja Lady Tunridy

Przez dłuższą chwile czarna szata tkwiła nieruchomo, przyglądając się kajdanom i obroży. Funkcje tych pierwszych rozumiał doskonale. W końcu trudno było stosować tortury na kimś bardzo ruchliwym i aktywnym. Ale do czego krasnoludowi służyła obroża? Tego już Sephiroth nie potrafił sobie wyobrazić. I całkiem możliwe, że nawet nie chciał.

Przedłużające się milczenie, które zapanowało po krótkiej wymianie zdań z Alsenuemorem, Sephirothowi nie przeszkadzało ani odrobinę. Znacznie bardziej irytowało go czekanie na pozostałych spiskowców. Gdy w końcu drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, Najwyższy Egzekutor błyskawicznie odwrócił się w ich kierunku i... nie dostrzegł nic. Dopiero głos Euxina upewnił Sephirotha, że jednak ktoś wszedł do komnaty.

Gdy mag wypowiedział słowa powitania, Najwyższy Egzekutor skinął lekko głową w kierunku, z którego dochodził głos człowieka. Przez krótką chwile, Sephiroth zastanawiał się czemu Euxin nie rozproszy chroniącego go czaru i nie ujawni się. Zanim jednak Naczelny Egzekutor zdołał znaleźć jakieś logiczne rozwiązanie, mag sam zorientował się, że coś jest nie tak.

Chwilę później Sephiroth mógł spokojnie przyjrzeć się człowiekowi wygodnie rozłożonemu w fotelu. Wyglądało na to, że od ostatniego spotkania „klubu” mag nie zmienił się ani odrobinę, ani pod względem wyglądu, ani charakteru. No może za wyjątkiem innej szaty, ale to już był zaledwie szczegół.

- To co zaczynamy?
- Nie
– Odpowiedział szybko Alsenuemor. - Uprzedzając pytanie: jeszcze na kogoś czekamy.
- Xar'nash uciekł Demogorgonowi?
- Nie
- Mephistian się znalazł?
- Nie
- Uuuffff.


Jedno pstryknięcie i w dłoni Euxina pokazała się talia kart, z których mag zaczął budować domek na równej powierzchni stołu. Ulga, którą było słychać w głosie człowieka, jego nonszalanckie zachowanie i spokojna twarz, zaskoczyły Sephirotha.

”Zadziwiający spokój, biorąc pod uwagę fakt, że stracił dwójkę sojuszników. Kto wie, czy w tej sytuacji jest sens ciągnięcia tego spisku? Tym bardziej, że na razie nie osiągnęliśmy zupełnie nic.”

Przez dłuższą chwilę Naczelny Egzekutor milczał, przyglądając się jak człowiek układa domek z kart. W pierwszym odruchu Sephiroth miał sporą ochotę, żeby rozwalić dzieło Euxina i choć odrobinę naruszyć jego niezachwiany spokój. Zamiast tego, cierpliwie czekał aż Alsenuemor wyjaśni aktualną sytuacje. Na całe szczęście tym razem rakszasa nie zmusił Sephirotha do długiego oczekiwania.

- Zanim zaczniemy nasze małe zebranie, chciałbym wyjaśnić kilka spraw. Jak wiecie Xar’nash zaginął podczas bitwy. Moi informatorzy odkryli, że trafił do dość nieciekawego miejsca. Jest więźniem Demogrogona. Co do Mefistiana…Jego ślad trudniej złapać. Mammon to podstępna kreatura i ma doświadczenie w tworzeniu kłamstw na szeroką skalę. Mimo, że niektórych z nas to cieszy, to strata dwóch członków, to poważny cios dla całego spisku. Dlatego też oprócz zleconych mi przez was zadań podjąłem kilka prywatnych inicjatyw mając wzmocnić wasze szeregi panowie…Podjąłem przy tym odpowiednie środki ostrożności. Nikt nie wie o moich powiązaniach z wami. Jak dotąd udało mi się załatwić potencjalne zastępstwo w postaci licza o imieniu Parras. Jest to zausznik Xar’nasha…I może nam posłużyć jako jego zastępstwo, lub jako narzędzie do odbicia czarta z rąk Demogorgona. Jeśli jednak uznacie, że nie będzie z niego żadnego pożytku, mamy niepowtarzalną okazję by go zabić. Gdy już ustalimy co zrobić z Parrasem jawi się on tutaj, przejdę do meritum dzisiejszego spotkania.

”Cudownie, Xar’nasha w rękach wroga i to jeszcze Demogorgona, a Mefistiana rozpłynął się, jak zeszłoroczny śnieg na którymś Planie Materialnym. W sumie nasza wielka góra mięśni i tak nie przedstawiała większej wartości, a teraz stała się dodatkowym zagrożeniem. Trzeba było pozbyć się go zaraz po pierwszym spotkaniu. Trudno, co się stało, to się nie odstanie.”

Sephiroth, który przez całą przemowę rakszasy obserwował ruchy Euxina, teraz odezwał się swoim zimnym głosem, spojrzeniem wciąż śledząc kolejne karty tarota wyjmowane przez maga.

- Licz imieniem Parras? Ten zasuszony magik na służbie naszej maszyny do zabijania? Ten, który właściwie nie posiada żadnych wpływów, żadnych możliwości, żadnej przyszłości? Jest nas tak niewielu... zbyt niewielu by móc poradzić sobie z Mefistofelesem. Wygląda wiec na to, że nie będziemy mieli na razie wyboru. Jednak osobiście uważam, że zdradzenie Parrasowi naszych prawdziwych planów dotyczących Władcy Ósmej byłoby... nierozsądne. Mówiąc wprost, nie widzę dla niego przyszłości w naszym spisku. Nie w roli partnera, czy sojusznika. Natomiast mógłby być pożyteczny jako narzędzie. Nasz drogi przyjaciel Xar’nash wie dość, żeby narobić nam kłopotów, a jego obecna sytuacja tylko udowadnia, że nie był dla nas w żadnej mierze przydatny. Musimy się go pozbyć raz, a na zawsze, najlepiej niszcząc również ciało. Niech to zadanie będzie pewnym wstępem, próbą lojalności dla Parrasa. Jeżeli mu podoła, czy to samodzielnie, czy z naszą dyskretną pomocą, to pozostawimy go przy życiu... albo właściwie nieżyciu. Natomiast jeżeli mu się nie uda, to będzie to jego ostateczny koniec. Albo wykończy go Demogorgon, albo my, to już nieistotne.

Sephiroth na moment urwał, a jego spojrzenie wciąż śledziło spokojne i uważne ruchy maga układającego domek z kart. Nagle jedna karta wyrwała się z talii trzymanej przez maga, szarpnięta niewidzialną siła, by na chwilę zawisnąć nad stołem, poczym opaść dokładnie na jego środek.

Wszyscy zebrani mogli dojrzeć mroczną sylwetkę dzierżącą kosę. Nikt nie musiał dłużej przyglądać się perfekcyjnemu rysunkowi, nikt nie musiał czytać podpisu karty. I tak wszyscy zebrani doskonale wiedzieli, że jest to karta symbolizująca śmierć.

- Jak dla mnie Xar’nash musi być martwy niezależnie od sytuacji. Choć nie wie wcale aż tak wiele, to i tak jest dla nas zagrożeniem. Gdy się go pozbędziemy, najlepiej kościanym rękami Parrasa, będziemy mieli o jeden problem mniej. No i nikt nie będzie mógł nas podejrzewać, że braliśmy w tym morderstwie jakikolwiek udział.

Po raz kolejny zapadło milczenie. Co prawda Najwyższy Egzekutor miał jeszcze wiele do powiedzenia, ale już nie na temat piekielnego czarta i jego przyszłego losu. Podczas, gdy jego dwaj „przyjaciele” zastanawiali się nad słowami Sephirotha, ten z uwagą przyglądał się karcie. Przedstawiona na niej sylwetka, wraz z wciąż wyraźnym wspomnieniem niebianina ginącego na arenie, nasunęła Egzekutorowi na myśl pewną osobę. Sephiroth zamknął oczy i zmusił umysł do przywołania dawno niewidzianego wizerunku. Może wypadałoby odświeżyć dawne znajomości?


”Gdzie ty możesz się teraz podziewać? O ile wciąż żyjesz. Po powrocie do rezydencji będę musiał rozkazać Xenakowi, żeby cię odszukał. Teraz jednak pora zająć się dalszymi sprawami naszego małego spisku.”

Nie czekając na odpowiedź ze strony swoich rozmówców, Sephiroth wznowił swój monolog.

- O wiele bardzie martwi mnie Mefistian. Nie wiemy gdzie jest, czy żyje, co robi i czy przypadkiem nie knuje przeciw nam zdrady. Uważam, że musimy go odnaleźć jak najszybciej, zanim zdąży wyrządzić jakieś szkody. Może warto by spróbować magii wieszczenia? Choć... nie, to zły pomysł. Mefistian na pewno się przed tym jakoś zabezpieczył. A zatem, może warto by spróbować dobrać się do szpiegów Mammona, a przez nich do odpowiedniej dokumentacji? Gdzieś w aktach tamtejszych szpiegów muszą być jakieś informacje, gdzie szukać Mefistiana. A może ty Alsenuemorze wiesz coś, czym jeszcze się z nami nie podzieliłeś?
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 10-02-2008 o 12:48.
Markus jest offline  
Stary 17-02-2008, 02:44   #69
 
Legion's Avatar
 
Reputacja: 1 Legion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znanyLegion wkrótce będzie znany
Pozostawiając za sobą bramkarza, trochę otępiałego z powodu działania mocy, licz ruszył na bal. Wytwornie przygotowana sala balowa robiła ogromne wrażenie na tych osobnikach, które przyzwyczajone były do wojskowych standardów mieszkalnych. Miłym zaskoczeniem było to, że na ścianach nie wsiały głowy demonów i ekwipunek, który mógłby zaspokoić potrzeby mniejszego najazdu czy ekspedycji karnej.

Nie było dla licza zbytnio dziwne, że nikt się nim nie interesował. W świecie wielkiej polityki nie znaczył nic. Spośród zgromadzonego na bal motłochu znanych osobistości nie znał on nikogo, z zadowoleniem stwierdził też, że zależność ta działa w obie strony – nikt nie znał jego. Mógł on poruszać się pomiędzy stołami przysłuchując się różnym rozmową bez zwracania na siebie szczególnej dozy uwagi. Tematy rozmów toczących się w trakcie bali przeznaczonych wyższych sfer są strasznie zróżnicowane, od nowych taktyk pokonania armii Orkusa, po przepisy na wyśmienite ciastka z delikatną i puszystą bezą, które zabija lub przynajmniej eliminuje na pewien czas, nie pozostawiając śladów trucizny.

Niestety swobodne krążenie wolnego elektronu, jakim był Parras zostało przerwane przez pojawienie się gospodyni imprezy i jakiejś ważnej ślicznotki gustującej w zabawnych zwierzaczkach. Nieposiadający odpowiedniego doświadczenia z elitą piekielną licz był mocno zaskoczony, gdy dowiedział się, że zajmująca najważniejsze miejsce kobieta jest córką samego Asmodeusza. Jeszcze większe wrażenie wywarło na nim pojawienie się kolejnej piekielnej księżniczki Antilii, córki Mefistofelesa.
Z początku licz miał ogromną nadzieje, że obie skoczą sobie do gardeł urządzając scenę, o której całe piekło będzie rozmawiać i spierać się o wynik batalii. Niestety nic takiego się nie wydarzyło, więc licz postanowił nie zaprzątać sobie dwoma panienkami.

Następnych parę minut minęło Parrasowi na wodzeniu wzrokiem po wszystkich ciemnych kątach i wypatrywaniu dwunożnego tygryska. By jeszcze bardziej wtopić się w tłum chwycił za puchar wypełniony zielonym płynem, na którego powierzchni unosił się szmaragdowy dym. Uszedł zaledwie kilka kroków od stołu z napojami, gdy usłyszał za sobą cichy i piskliwy głos:
- Parras? Parras to ty?
Licz powoli z mieszaniną szoku i obrzydzenia odwrócił się w stronę, z której ktoś krzyczał jego imię. W odległości mniej więcej 10 kroków od niego stał i patrzył się na niego mieszaniec w połowie diabeł a w połowie ork ubrany podobnie do reszty kelnerów. Na widok jego twarzy żołądek licza zaczął przewracać się w grobie.
- Mashalars. Nie spodziewałem się ciebie tu zobaczyć. - ze smutkiem w głosie przywitał się licz.
„ - Mashalars tu? Szefie, ale jak to? Co on tu robi? To pułapka !!!”
- Tak wiem. Generał Tornas przekazał mnie na służbę do Lady Turnidy w zamian za jakąś przysługę. Słyszałem o tym, co się stało Xar’nashowi. Wiem jak bardzo ceniłeś sobie służbę u niego.
„ – Ten facet jest głupszy niż przewidują to jakiekolwiek standardy.”
„ – Szefie ja dalej uważam, że to jest pułapka. Zbyt wiele zbiegów okoliczności.”
„ – Jakich zbiegów okoliczności? To, że bramkarz, straże i kelnerzy to najprawdopodobniej otępiałe, bezmózgie, galaretowane sześciany przemienione w służbę za pomocą jakiegoś zaklęcia, jeszcze nic nie znaczy.”

- Tak będzie mi go brakować. To poważna strata dla środowiska wojskowego stracić tak bystrego, niezawodnego i lojalnego generała.
- Ale co ty tutaj robisz? Nie sądzę żebyś otrzymał od mojej pani zaproszenie. Włamałeś się tu?
- No coś ty. Przed swoją niefortunną wyprawą Xar’nash wyznaczył mnie żebym sprawdzał w trakcie jego nieobecności, co się dzieje w świecie wielkiej polityki, korzystam póki mogę.
- Tak zebrała się tu sama elita ze wszystkich warstw.

Nagłe wystąpienie gospodyni przerwało nieprzyjemną dla licza rozmowę. Szykował się pojedynek gladiatorów. Parrasa w ogóle nie kręciły takie zabawy jednak półork był wyraźnie podekscytowany.
- Szykuje się ciekawa walka obejrzymy.
- Nie bawią mnie takie przedstawienia. Ale nie chce cię zatrzymywać. Mi… Dobrze cię było znów zobaczyć.

Z zadowoleniem obserwując oddalającego się w storę areny lokaja licz rozejrzał się jednocześnie czy nikt mu się nie przygląda. Pech chciał, że wlepiał w niego swoje ogromne gały inny sługa Lady Tunridy, który bez zbytniego zaniepokojenia podszedł do Parrasa.

- Parras Majere ? – spytał znienacka, co sprawiło, że licz odruchowo kiwnął głową – Widomość dla Pana.

Po tych słowach wręczona została liczowi karteczka z dość lakoniczną informacją.

„Zapraszam na rozmowę o wspólnych interesach do komnaty Drakii'ego. A”

„ – Nareszcie, już myślałem, że nas wystawił”
„ – Ale szefie!!! Przecież to MUSI być pułapka”
„ - No dobra, tak z czystej ciekawości… czemu?”
„ – Popatrz podpisał się A. Co to za A? GAzrA!!! Czy tylko ja to widzę?”
„ – Może masz racje, pomyślmy… pułApkA też ma 2 A w środku”
„ – To nie jest przypadek”


Zirytowany panicznymi poradami licz odciął swój psi-kryształ od aktywnej części świadomości i wycofał się w kąt sali. Tam ponownie przeczytał karteczkę, która otrzymał i skupił się na imieniu Drakii. Powietrze wokół niego stało się dziwnie ciężkie i suche zaś sam licz przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy. W umyśle Parrasa pojawił się ciemny korytarz i bliżej niezidentyfikowane drzwi. Zlokalizowawszy pomieszczenie będące jego celem licz zaczął oddalać się od niego kierując się jak mniemał w stronę sali balowej. Po drodze minął paru strażników, co podsunęło mu pomysł żeby dokładnie się zabezpieczyć nim wyruszy w na spotkanie z Wielkim A.
Jak tylko umysł Parrasa powrócił do ciała karteczka stanęła w płomieniach, gdy wypaliła się do końca licz otoczył się tylko zaklęciem niewidzialności i ruszył w stronę komnaty Drakii’ego. Nie obawiał się, że ktoś zauważy jego zniknięcie, nawet Mashalars przestał się nim interesować. Nie żeby mu to przeszkadzało.

Podróż do komnaty A była o tyleż trudniejsza, że wymagała ciche poruszania i znajomości drogi… wspak. Mijani strażnicy nie zauważali licza, choć niektórzy kilkukrotnie spoglądali w jego stronę. Po paru minutach dotarł jednak do celu.
Stojąc przed drzwiami Parras zastanawiał się, co czeka go, gdy dotrze na miejsce przeznaczenia. Kim jest tajemniczy A i co wspólnego ma z nim postać, która naszą go w jego krypcie? Co wie o zaniknięciu Xar’nasha i czy nie brał w tym udziału?
Ostrożnie otwierając drzwi licz wkroczył do komnaty rozpraszając jednocześnie zaklęcie niewidzialności. Tajemniczy rakszasa siedział na kanapie popijając jakiś bliżej niezidentyfikowany trunek, który wnioskując po grymasie na jego twarzy smakiem daleko dobiegał nawet od koktajlu proteinowego, jaki Xar’nash zwykł pijać „na dobry początek dnia”. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwie osoby. Jedną z nich najprawdopodobniej był człowiek, który nie obawiał się prowadzić eksperymentów nawet na własnym ciele. Drugą postacią było… coś. Bliżej niezidentyfikowana szata pomimo tego, że w zasadzie nie wyglądała strasznie budziła w liczu jakiś niepokój.
- Jak mniemam nie pomyliłem komnat. Czekamy jeszcze na kogoś czy zaczynamy ?
 
__________________
Nothing else
Legion jest offline  
Stary 19-02-2008, 10:33   #70
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
- … A może ty Alsenuemorze wiesz coś, czym jeszcze się z nami nie podzieliłeś?

Jednakże, jako że adresat pytania milczał, Venefi’cus postanowił wykorzystać okazję i włączył się do dyskusji. Człowiek odstawiwszy niewykorzystaną jeszcze talię obok karty wyrwanej przez Sepirotha, usiadł na fotelu mniej rozlaźle. Natomiast jego twarzy przybrała poważny i skupiony wyraz, co wyglądało na niej dość nienaturalnie.

- To może nim zaczniemy naprawdę, to chciałbym powrócić do mojego… wniosku z poprzedniego spotkania. Teraz nie jesteśmy „w miejscu całkowicie odciętym od magii, gdzie nawet najpotężniejsi bogowie nie zdołaliby nas podejrzeć, czy podsłuchać dzięki swoim mocom”, więc może jednak nie rozmawiajmy z całkowitą otwartością… o głównym celu w każdym bądź razie.

Czarodziej sparafrazował argument Sephirotha, którym ostatnim razem został zbity. Posiadając dokładny scenograf w postaci Gerda z poprzedniego spotkania, rzucanie cytatami nie było zresztą jakoś specjalnie trudne.

- Nie chodzi mi Alsenuemorze o to, że nie dopilnowałeś swoich obowiązków. Jestem pewien, że zabezpieczyłeś tą komnatę przed wszelakimi upierdliwymi zaklęciami, które mają w zwyczaju stosować wścibskie mendy mojego pokroju. Chodzi mi bardziej o wyrobienie nawyku, na wypadek, gdyby ktoś korzystając ze swoje skrajnej inteligencji, bądź też głupoty był świadkiem naszego spotkanie. Za pomocą jednej z tych cech można ominąć właściwie każde zabezpieczenie.


Na twarzy czarodzieja ponownie zagościł błogi spokój, a palce znów zaczęły przekładać karty, budując z nich wieżyczkę.

- A przechodząc do spraw bieżących, „…a jego obecna sytuacja tylko udowadnia, że nie był dla nas w żadnej mierze przydatny.” – Po raz kolejny Euxin powtórzy po Egzekutorze, tym razem jednak korzystając z monologu sprzed chwili. – Mefistian… Jakie on zadanie dostał po spotkaniu w Oku? A tak… zdobyć informacje o jakimś przedmiocie, który może zrobić coś. Bardzo konkretne zadanie, świadczące głównie o tym, iż także aniołek nie był dla nas w żadnej mierze niezastąpiony. Naprawdę nie widzę powodu, dla którego miałbym za nim jakoś specjalnie rozpaczać. Jasne, utrata sojuszników, tak nagła i nie spodziewana jest dla nas jakimś tam ciosem. Jednakże nie uważam go za specjalnie mocny, czy tam nokautujący. Obaj panowie obchodzą mnie o tyle bardziej, niż ten cały Parras, tylko z tego powodu, że znają cel naszej akcji. Od początku spodziewałem się, że przez nasz klub przewinie się sporo osobistości, zarówno wspólników, jak i narzędzi do wykonywania mniej, lub bardziej skomplikowanych zadań, w tym i umierania. Jedyne o co trzeba zadbać, by osoby opuszczające nasz mały „krąg zaufania” nie były w stanie przekazać komuś informacji o nim.
- Co do licza, nie widzę dla niego jak na razie żadnego pożytecznego zadania, więc równie dobrze może iść zdezintegrować swojego dawnego pana. Niezbyt pojmuję co Demogorgon miałby zrobić z informacjami mięśniaka. Przecież nam nie pomoże, naszemu celowi też, w jego interesie jest, by piekło marnowało siły na własne wojny domowe. Dla niego informacja, że jakieś diabły knują przeciwko szefowi, jest tak samo wartościowa jak dla nas, że jakieś demony próbują skopać tyłek swojemu szefowi. Demogorgonowi aż się pewnie łby splączą z wrażenia i niedowierzania…
- Problem z Xar’nashem może być, jeśli jakieś diabły go odbiją, mało prawdopodobne, ale niech kościej ma jakieś zajęcie. Jednakże zgadzam się w sprawie Mefistiana. Niezastąpiony dla nas nie był. W zasadzie nie mamy chyba zielonego pojęcia co on mógł. „Specjalny wysłannik”… tuż to może znaczyć wszystko. Nie wiemy czy się zajmował u Mamona, gdzie mógł wejść i do czego miał dostęp, ani jakie łączył go z jego panem stosunki. Równie dobrze to na jego rozkaz mógł się z nami skontaktować. Zgadzam się byśmy tą sprawą zajęli się jak najszybciej i osobiście. Jak tylko dorwiemy brzydala, to ty Sephirothcie będziesz już chyba wiedział, jak wyciągnąć z niego wszystkie potrzebne nam bardziej lub mniej informacje.

Korzystając z sytuacji, że czarna szata po raz kolejny trawiła informacja w zaciszu kaptura, Euxin zwrócił się rakszasy.

- A skoro naszego nowego pomocnika jeszcze nie ma, zdradzisz nam może Alsenuemorze jaki dokładnie przedmiot jest jego relikwiarzem? Szczerzę wątpię, że przy dobieraniu nam współpracownika tego typu pominąłeś tak istotną kwestię. Szczególnie, że „jeśli jednak uznacie, że nie będzie z niego żadnego pożytku, mamy niepowtarzalną okazję by go zabić” co, by oznaczało, iż ty lub Parras macie jego duszę przy sobie.
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172