Wątek: Znany Świat
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2008, 00:31   #42
Marchosias
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Mortarel ---
-D... dobrze panie... - nieco uspokojony twoim „przyjaźniejszym” tonem rzekł karczmarz.
-Niech pan poczeka na górze... - spauzował, jakby ważył słowa, nie chciał urazić przybysza - zaraz przyjdę i pokażę pański pokój...
Odwrócił się, po czym szybko dodał
-Oczywiście przyniosę jadła.

Zadowolony ze swojej zdolności perswazji, wyszedłeś z zaplecza.
Szybko dostrzegłeś, że dzieje się tu jakieś dziwne przedstawienie, którego odgłosy zdawało Ci się słyszeć jeszcze na zapleczu.
Dwóch zbrojnych trzymało za ręce klęczącego mężczyznę, reszta zaś gadała coś o jakiś błaznach. Dla Ciebie wyglądało to jak publiczny lincz.

***

Widząc jak Alisa czekała na jego reakcję, Devon również wtrącił się do rozmowy
-Niech książę ma litość dla biednego - w tym momencie się zatrzymał, szukając odpowiedniego słowa - szaleńca. Wszakże jest taką samą istotą Boską, jak my wszyscy.

-Ha ha ha ha! - głośno roześmiał się książę. Ciężko było się domyśleć, co go tak bardzo rozbawiło, szczególnie że jeszcze przed chwilą wyglądał na zdenerwowanego.
-Puśćcie tego nieszczęśnika, on jest tylko niespełna rozumu, albo ma wyjątkowo specyficzne poczucie humoru.
-Nie mówiłem, abyście go od razu targali na zewnątrz - tutaj lekko karcącym spojrzeniem objął kapłana - może po prostu usiądziemy i zjemy naszą strawę?
-Tak, zdecydowanie panie - powiedział kapłan w szarych szatach, jakby nic się nie stało.

Kiedy książę siada, zaraz po jego prawej oraz lewej siadają zbrojni, jakby chcieli go bronić przed resztą świata.
-Może dokończę to, co zacząłem jeszcze gdy tu zawitałem. Po mojej lewej siedzi Marcus Juta, zaś po prawej Manuel Juta - wcześniej tego nie zauważyliście, mężczyźni są niemal identyczni, taki sam lekki zarost, to samo spojrzenie. Jedyne co pozwalało wam ich odróżniać, to fakt, że Marcus miał długą, głęboką szramę przechodzącą przez gardło. Paskudnie to wyglądało - Są oni braćmi, których miałem okazję poznać w jednej z moich podróżny do Księstwa Pars - tutaj książę pochylił się lekko w waszą stronę i ściszył głos - Manuel jest niemową, wycięli mu język.

Po tych słowach wstał sam kapłan, otrzepał szaty i powoli zaczął mówić
-Jam jest Ojciec Otto, sługa szlachetnego Patriarchy, przedstawiciela samego Boga. Z księciem Juliusem podróżuję, gdyż tak nakazał mi jego brat Rudolf - popatrzył na księcia - nieco bardziej roztargniony potomek naszego króla.
Zdając się nie słuchać klechy, książę szybko zaczął kontynuować
-Opowiedzcie coś mili państwo o sobie, jeśli to nie żadna tajemnica.
Julius szeroko się uśmiechał, wypowiadając te słowa.

Nagle zauważył przyglądającego się im mężczyznę, nie wyglądał zbyt przyjaźnie, jednak i do niego książę zagadnął
-Szlachetny panie, niech pan tak nie stoi, przysiądźże się, daj odpocząć zapewne styranym nogom. Pierwej się jednak przedstaw.

Sir Ranord Treskov ---
Uff... jakoś udało się uratować skórę jegomościa. Masz nadzieję, że nie uszkodziłeś jego głowy jeszcze bardziej, niż zdaje się być.

A to kto? Jakiś niedomyty typ stoi przy zapleczu i się w was wpatruje. Gdy miałeś zwrócić mu uwagę, nagle do niego odezwał się książę. Wątpliwe, by go znał, jednak i wobec jego osoby używał zwrotu „szlachetny panie”.
Może zbyt wcześnie, by oceniać gościa po wyglądzie, niech coś wpierw o sobie powie.

Przez cały czas Trevor stoi obok Ciebie, jakby miał zaraz się wtulić w łono matczyne.

Jeff Harland ---
Udało się jakoś udobruchać księcia, o ile w ogóle trzeba było to robić. Nie zdawał się na żądnego krwi tyrana i raczej by trefnisia oszczędził.
Dobrze się za to stało, że kapłan wreszcie wypowiedział swe imię, już nie masz wątpliwości. Nie myliłeś się. Tylko co powiernik kościoła robi z księciem? Po co brat księcia miałby dawać taki rozkaz? Ostatecznie, dlaczego się zgodził?
Byłeś dziwnie podejrzliwy wobec tego człowieka.

Gdy oddawałeś się kontemplacją na temat dziwnego klechy, doszedł Cię głos księcia wyraźnie skierowany do kogoś innego, spoza ławy. Był to dość niemiło wyglądający gość, który wcześniej zajmował się niemiłym dla ucha ostrzeniem noża.

Krzysztof D'Gnish ---
Czujesz się, jakby łaska Boska spłynęła na twe barki, ratując przed katuszami piekielnymi...
Klęczysz teraz, miłując Pana, kimkolwiek by nie był.
Dobra, lepiej chyba będzie nie obcierać sobie spodni i łyknąć trochę wina.

Alisa Greenwolf ---
Chyba Devon wreszcie się na coś nadał.
W głębi ducha masz nadzieję, że Sir Treskov, jak się przedstawił, zdążył zapomnieć o zwadzie między nim, a „twoim” rycerzem.

Wyjątkowo wzniosły ten klecha, jakby miał zaraz odlecieć do tych swoich niebios.
A to któż? Jakiś umorusany typ spod najciemniejszej z gwiazd zaproszony przez księcia do jednego stołu? Ekscentryczny człek...

Mortarel ---
To jakaś szlachecka prowokacja, czy książę faktycznie chce z Tobą jeść przy jednej ławie?
Widzisz zdziwienie innych, w szczególności tego skromnego kapłana, ze srebrnym krucyfiksem na szyi.
Trochę Ci nawet szkoda, że nie dokonano egzekucji. Przynajmniej jakoś by zapełnili nudę.
Dwie osoby zdają się nie zwracać na Ciebie uwagi, jegomość ze szramą na gardle oraz jego brat niemowa, jak to mówił książę. Masz dobry słuch i bez problemu udało Ci się usłyszeć tę wypowiedź.

Więc masz się przedstawić świcie szanownego księcia?
Może to nie taki zły pomysł? Przynajmniej nie będziesz samotnie jadł posiłku, a i coś na pewno zafunduje hojny szlachcic, choćby wyśmienite wino.

***

Devon stał jeszcze przez chwilę po oswobodzeniu Krzysztofa, nadal trzymając rękawicę Sir Treskova. Widać, że dręczyło go jeszcze zajście z początku spotkania.
Po chwili zebrał się w sobie i podszedł do Ranorda
-To twoja rękawica mości szlachcicu. Mam nadzieję, ze pojedynek jest jeszcze aktualny, gdyż z przyjemnością udowodnię, który z nas jest lepszym fechmistrzem.
Mówił to jak na prawdziwego szlachcica przystało, z twarzą skierowaną ku twarzy Treskova. Z tej dumy wywnioskować można było, że przynajmniej szlacheckiej krwi nie jest pozbawiony. Wreszcie godnie prezentował swój majestat, co było miłym zaskoczeniem dla Ranorda oraz wszystkich pozostałych.
-Proponuję jutro o świcie, jeśli pogoda pozwoli.
Po wygłoszeniu swojej kwestii, usiadł obok Alisy, wręcz promieniała z niego duma, że odważył się na ten krok.

-Ustalone panowie! A teraz siądźcie wreszcie i odpocznijcie, prosi umiłowany sługa Boży - cynicznie powiedział książę, starając się parodiować swojego towarzysza kapłana.
-Mówcie coś państwo, ja się wezmę za jedzenie, gdyż głodny jak wilk jestem - mówiąc to książę wziął misę ze strawą i począł jeść.

Wszyscy poczuliście się strasznie głodni...