Elf był bardzo zaskoczony tempem w jakim potoczyły się wydarzenia. Nie przypuszczał nawet, że tak może zakończyć się spotkanie pomiędzy dwoma kapłanami. Gdyby miał wybierać któremu z nich pomóc nie wahał by się ani chwili – kapłan Mannana był kapłanem głównego bóstwa w jakie wierzył, był to właściwie jeden z nielicznych obowiązków jakie musiał spełnić wobec Mathlanna.
Z drugiej strony natychmiastowa interwencja mogłaby obrazić kapłana, który mógł ja przyjąć jako insynuację tego, że sam sobie nie poradzi, a bicz wodny który wyczarował – świadczył raczej o czymś przeciwnym. Elf nie zamierzał jednak pozostawiać kapłana w niepewności co do tego kogo w tym starciu gotów jest wesprzeć. Cofnął się o krok – nie chcąc znaleźć się przypadkiem w zasięgu czaru na niego nie skierowanym, jednak obrócony był w stronę domniemanego kapłana Shaylii – faktycznie było w nim coś dziwnego. Tytułował się bratem zakonnikiem jednocześnie mówiąc, że nie przeszedł święceń. Mógłby więc być co najwyżej nowicjuszem – a nie bratem zakonnym.
Inną nieprawdą było to, że mało mężczyzn pociąga służba tej bogini – z tego co elfowi było wiadomo, po kilku – kilkunastu latach spędzonych w Imperium – to kapłanki Shaylli nie dopuszczały żadnego mężczyzny – nawet do pomocy w klasztorze wolały użyć służek niż sług. Zdaniem Lilawandra brak mężczyzn – kapłanów Shaylli spowodowany był bardziej polityką tej organizacji religijnej, niż samą niechęcią mężczyzn. Elf poznał wielu lekarzy, medyków, uczonych – którzy chętnie służyliby bogini, choćby po to by zwiększyć zakres swoich umiejętności leczniczych. Odpowiedź kapłanek na prośby o przyjęcie zawsze była negatywna.
Tak czy inaczej bojąc się gniewu bóstw nie zamierzał krzywdzić żadnego z kapłanów – chyba, że byłby do tego zmuszony – albo przez własne zagrożenie, albo jeśli zobaczy, że kapłan Mathlanna nie daje sobie rady – ale w to raczej wątpił, aby było możliwe. |