Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2008, 22:22   #174
Linderel
 
Linderel's Avatar
 
Reputacja: 1 Linderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znanyLinderel nie jest za bardzo znany
Gwen podśpiewując i pląsając ruszyła w stronę swojego pokoju. Przechodząc obok schodów spojrzała na ich szczyt. Po magicznej barierze nie został nawet ślad. Elfka chwilę stała tak, wpatrując się w korytarz na pierwszym piętrze. Przechyliła głowę i zagryzła różowe wargi, walcząc z pokusą powrotu do alkowy pełnej skarbów. Dom, który przedtem wydawał się jej opustoszały i smutny, teraz wypełniała woń kwiatów i światło słońca, które wpadało przez każde okno w wielkim hallu. Mrowienie niebezpieczeństwa poszło w niepamięć, podobnie jak mroczna wizja za drzwiami balkonu, która gdzieś umknęła ze świadomości Gwaenhvyfar. Teraz myślała tylko o tym żeby pójść tam i buszować w szafach i kufrach, a szukanie materiału na nową koszulę dla mnicha było ku temu doskonałą wymówką. Rozejrzała się ukradkiem czy nikt jej nie obserwuje, po czym na pół skradając się, a na pół tańcząc, wbiegła po schodach na górę. Bez trudu odnalazła znajome drzwi. Przez chwilę przeglądała ubrania w przeogromnej szafie. Znalazła nawet prostą płócienną tunikę, którą mogłaby przerobić na zgrabną męską koszulę. Ułożyła ją razem z poszarpaną kurtką na brzegu łóżka i na nowo zagłębiła się w czeluście garderoby. Po dłuższej chwili pochwyciła kilka sukien, które uznała za najpiękniejsze i najbardziej pasujące do jej urody. Rozpięła broszę swojej czarnej opończy, która opadła miękko do jej stóp. Mocowała się dłuższą chwilę z sznurowaniami misternie zdobionego gorsetu. Zsunęła wysokie jeździeckie buty i asymetryczną, długą spódnicę. Została w samej bufiastej jedwabnej bluzce, która sięgała jej do połowy ud. Zamknęła lustrzane drzwi szafy i przejrzała się w nich. Omiotła swoją postać wzrokiem pełnym krytycyzmu. Zawsze porównywała się do ideału piękności, jakim była jej matka. Nie odziedziczyła po niej ani złocistych pukli, ani oczu wypełnionych bezkresnym błękitem, ani trójkątnego zarysu kociej twarzyczki, ani talentu do magii, ku wielkiemu zmartwieniu pięknej i obdarzonej mocą Vanielle Eileann. Zmarszczyła nosek robiąc do swojego odbicia bardzo niezadowoloną minę i odwróciła się od lustra. Wybrała suknię, która spodobała jej się najbardziej i pogładziła jej cudownie miękkie fałdy. Wpadające przez okno promienie słońca igrały z szlachetnym, purpurowym aksamitem i lśniącą taflą długich, rozpuszczonych włosów elfki. Dziewczyna przymierzała suknię po sukni, tańcząc przed lustrem, obserwując, jak przy każdym ruchu falują, spódnice, treny, wstążki, poły szerokich rękawów, które miękko opływały jej postać, jakby były szyte specjalnie dla niej. Elfka zostawiła w spokoju komódkę z biżuterią, za ozdobę starczyły jej kwiaty licznie kwitnące w komnacie, które wplatała we włosy nad karkiem i skroniami. Kiedy już zdjęła z siebie ostatnią z wybranych szat, spojrzała na odbicie swojego nagiego ciała w lustrze. Spłoniła się i odwróciła głowę, jednak coś kazało jej patrzeć dalej. Ze wstydem przyznała się w głębi serca, że oglądanie własnego ciała sprawia jej przyjemność. Starając się zepchnąć myśli na inny tor przypomniała sobie opowieści o księżniczkach pustynnych krain, które otaczała mgła kosztownych olejków, i których krokom towarzyszyło pobrzękiwanie ciężkich bransolet, łańcuszków, kolczyków i malutkich dzwoneczków, którymi szczodrze zdobiły swoje ciała. O ich sarnich oczach obwiedzionych czernią i zielenią i pokrytych henną ramionach i czołach.. O ich szatach cienkich i zwiewnych jak westchnienie. Ich tańcach, rozkołysanych, zmysłowych i oszałamiających jak kadzidło. Jej stopy zaczęły poruszać się w takt śpiewnej muzyki, jaką zwykli wygrywać muzycy z piaszczystych wzgórz i zielono-błękitnych oaz, o których kiedyś opowiadał jej nauczyciel. Niesłyszalna muzyka wypełniła serce i myśli elfki, wprawiając jej ciało w ruch. Stopy poddały się rytmowi bębenków, biodra kołysały przy wtórze dwóch egzotycznych lutni, ramiona falowały wraz z wibrującą melodią fletu, a kibić kłoniła wraz z unoszeniem i opadaniem oddechu tej obcej, ale jakże czarownej muzyki. Gwen zdało się, że czuje pod bosymi stopami rozpalony pustynny piasek, który parząc jej skórę, zmuszał do nieprzerwanego tańca. Jej ciało muskało coś delikatnego i chłodnego, jakby muślin i jedwab. Było jej duszno i słodko, jakby wdychała ciężkie perfumy, kadzidło i korzenne przyprawy. Jej uszy wciąż wypełniały tony, które uwiodły jej ciało i porwały jej myśli. Nagle poczuła się straszliwie zmęczona. Kolana ugięły się pod nią i zapewne upadłaby, gdyby nie złapała w ostatniej chwili kolumienki wielkiego łoża. Było jej słabo, gorąco i sennie. ~Nie chwytaj się marzeń, dziewczyno, bo nie wiadomo gdzie zawiedzie cię twoja wybujała wyobraźnia…~ skarciła się w duchu. Jedyne o czym teraz myślała, to sen.~ Chwilka zapomnienia, a kosztowała mnie tyle sił…~zdziwiła się elfka. ~To miała być tylko zabawa, a ja zupełnie straciłam głowę…~myślała, wpełzając do łóżka. Nie dbała o to, czy ktoś ją tutaj znajdzie, chciała tylko zasnąć, zapaść się w pokrzepiającą, przyjazną czerń…
 
__________________
Jest śmierć i podatki, ale podatki są gorsze, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku.

Ostatnio edytowane przez Linderel : 19-02-2008 o 00:50.
Linderel jest offline