Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2008, 08:28   #29
MrYasiuPL
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Zwiad

Ocalały kusznik wystrzelił. Trafił szarżującego Oina w bark. Krasnolud zawył z bólu. Zdołał jednak wbić swój topór w głowę strzelca. Dalej, kilka metrów w prawą stronę. Akvila atakował przeciwników. Ci mieli jednak przewagę. Ich miecze wykonane z Vierniskiego Żelaza były długie i zakrzywione na końcu. Szybkość oraz większe doświadczenie potęgowały efekt.
Walka trwała krótko. Matellus odrąbał jednemu z wrogich żołnierzy ramię. Ten padł na ziemię w konwulsjach otrzymując dobijający cios w pierś. Nie mógł i tak już przeżyć. Powietrze przeszył huk. Tarcza Akvili pękła pod ciosem. Ramię zdrętwiało od siły uderzenia. Świerzy zwiadowca nic nie czół, usłyszał jednak nieprzyjemny odgłos pękających kości. Przeciwnik z pewnością dokończył by atak gdyby sztylet który pojawił się z nikąd w jego piersi.

Starszy żołnierz wytarł ostrze o koszulę i podbiegł do Amillay wijącej się na ziemi.
-Cholera! To będzie bolesne dziewczyno... i konieczne.
Czarodziejka przez chwilę odniosła wrażenie, że umiera. Ból nasilił się jeszcze bardziej. Potem ustąpił nieco. Spojrzała na nic nie wyrażającą twarz uzdrowiciela. Uśmiechnął się do niej i pokazał okrwawiony grot. Potem włożył w ranę jakieś zioła i obandażował ją. Krwotok ustał. Amillay zakręciło się w głowie kiedy stanęła na nogach. Każdy krok powodował ból.
-Cóż, gdybym był prawdziwym uzdrowicielem już dawno byś nie miała nawet blizny. Wygląda na to, że będziemy musieli cię nieść.
Spojrzał na krasnoluda i wyszarpnął mu bełt jednym szybkim ruchem. Ból nie był nawet taki straszny.
-Ha! Macie wszyscy szczęście. Grot którym dostałeś nie ma zadziorów. Jest nawet stosunkowo mały.

Dalej wasza grupa szła powoli do obozu uważnie badając przeciwnika. Zobaczyliście jak szarża Północy przetrzebia szeregi wrogów. Po chwili jednak sytuacja odwróciła się. Konie padały pod strzałami i bełtami. Nie wyglądało to dobrze.
Gdzieś z lewej strony, zaledwie 200 metrów od was eksplodował strumień wody. Przeraziło was to. Płyn wzlatywał strugami ze wszystkich otworów w ciele jednego z żołnierzy. Czarodziejka rozpoznała to po chwili. W pobliżu musiał być mag. Zaatakował swoją grotą. Morską Grotą, Senu. Najtrudniejszą do opanowania. Wrogi czarodziej wyróżniał się wśród tłumu. Był wysoki, łysy i odziany w szarą szatę przeplataną wodorostami. Uwolnił strumień magii po raz kolejny. Tym razem strumień wody zamarzł gdy uderzył w oddział waszych sił. Żołnierze zastygli w bryłach przezroczystego lodu.

Pamiętaliście swoje zadanie, "zabić magów przeciwnika". Nie wyglądało w tej chwili na proste. Wręcz przeciwnie, na niewykonalne. Mag był jednak w zasięgu strzału.




Lekka piechota - pododdział 5 - dziesiętnik Debran Warron
Avagornis, Bronthion, Garret



Niemal od razu po tym jak przyłączyliście się do walki, rozpoczęła się prawdziwa rzeź. Wszędzie dookoła leżały już zakrwawione ciała a wciąż przybywali nowi ludzie których trzeba było zabijać, lub którzy zabijali was, co zdarzało się o wiele częściej. Zgiełk bitwy skutecznie zagłuszał okrzyki dowódców, którzy starali się jakoś zapanować nad swoimi oddziałami. Jednak blisko frontu, tam gdzie wrzała najzagorzalsza walka wszelki szyk już dawno poszedł w zapomnienie. Tam walka przybrała formę pojedynków między poszczególnymi żołnierzami. Pojedynki, w których znaczącą przewagę mieli wojacy Imperium. Nie chodziło o ich wyposażenie, bo w tym armia Północy nie pozostawała w tyle. Największym wrogiem sił sprzymierzonych było niedoświadczenie rekrutów. Trup słał się gęsto, ale zdecydowanie większe straty leżały po waszej stronie.

Bronthion pospiesznym ruchem dłoni starł z czoła. Pospiesznym, bo już zbliżało się do niego dwóch wrogów. Nie był zmęczony, ale wątpił w to, że da radę obojgu na raz. Tym razem jednak uśmiechnęło się do niego szczęście, jeden z przeciwników potknął się o czyjąś odrąbaną rękę. Kolor rękawa wskazywał na armię Imperium. W każdym bądź razie dało to okazję do ataku. Szybkie cięcie ominęło zastawę tego, który stał na nogach, a przyszpilenie do ziemi leżącego było już tylko formalnością. Bronthion spojrzał na walczących, którzy go otaczali. Wszystko to było jakby nierealne, krew szczęk mieczy i toporów, jęki konających i wrzaski tych którzy otrzymywali dopiero rany. Wten coś na niebie zwróciło na siebie twoją uwagę, mały okrągły przedmiot, w którym po chwili rozpoznałeś glinianą manierkę, leciała prosto w twoją stronę. Nagle przypomniałeś sobie scenę, kiedy pierwszego dnia wasz dziesiętnik oprowadzał was po obozie. Warron przystanął wtedy na moment przy skrawku poczerniałej, spalonej i pokrytej lejami ziemi, wszędzie dookoła walały się drobne kawałki drewna.

- I pamiętać mi, żeby za cholerę nie pokazywać się w tym rejonie w czasie kiedy trwają ćwiczenia saperów jasne?! –
-Ale dlaczego?- zapytał ktoś z tyłu.
- Bo chyba chcecie mieć całe dupy? To z czym babrają się saperzy jest cholernie niebezpieczne. Nigdy nie wiadomo, kiedy któryś źle przymierzy, albo kiedy draństwo wybuchnie mu w łapie. Dlatego lepiej jest zawsze trzymać się z dala od nich. Dla własnego dobra... –

Teraz skojarzyłeś, że w obozie jeszcze widziałeś podobne manierki u saperów udających się na ćwiczenia w celności. Zacząłeś biec, aby dalej od miejsca gdzie upadnie ładunek. Wiedziałeś jednak, że nie zdążysz, drogę zagrodził ci na dodatek kolejny przeciwnik. Nagle Usłyszałeś za sobą huk i podmuch gorącego powietrza cisnął tobą na wroga. Próbując się podnieść ujrzałeś na dłoniach mnóstwo pęcherzy, a w następnej chwili straciłeś przytomność.

Avagornis pchnięciem włóczni trafił Imperialnego prosto w oko. Jako jeden z nielicznych nadal walczył włócznią, reszta albo połamała je już w początkowej fazie walki lub porzuciła je, chwytając za miecze. Obróciwszy się spojrzałeś na kolejnego wroga, ten przystanął na chwilę zdumiony twoim wyglądem, zaraz też otrząsnął się z szoku i ruszył na ciebie z krzykiem. Na szczęście włócznia mimo iż odrobinę nieporęczna, dawała ci dużą przewagę zasięgu, twoje pchnięcie zostało odbite szybką zastawą. Nie wiadomo kiedy przeciwnik znalazł się przy tobie i zostałeś zmuszony do zasłonięcia się drzewcem włócznie, które pod naporem miecza pękło na dwoje zostawiając ci w dłoni marny ułomek. Wyszarpnąłeś z pochwy miecz. Niestety nie dość szybko by w pełni obronić się przed kolejnym ciosem, który z trudem odbity rozciął twoje lewe ramię. Poczułeś cieknącą po ręce krew i z wściekłością pchnąłeś, wbijając miecz głęboko w brzuch żołnierza. Ten chwycił cię za ręce i spojrzał na ciebie zdziwionym wzrokiem w którym dostrzec mogłeś wyrzut. Zaraz po tym usłyszałeś huk i po swojej lewej kilkanaście metrów dalej dostrzegłeś kilkanaście przypalonych ciał. To do której armii należeli pechowcy nie można było określić. Nie miałeś zresztą czasu na zastanawianie się nad tym. Lewa ręka słabła z każdą chwilą i twoja tarcza w pewnym momencie stała się tylko przeszkadzającym kawałkiem drewna i żelaza. Rzuciłeś ją na ziemię i zaatakowałeś od tyłu przeciwnika stojącego nad mężczyzną, w którym rozpoznałeś członka twojego pododdziału. Miecz śmignął w powietrzu i wbił się w kark wroga niemal pozbawiając go głowy. Szarpnięciem dłoni pomogłeś wstać kompanowi, na niemal całej szerokości czoła miał ranę, z której obficie lała się krew.

Włócznia rzucona przed siebie z brzękiem odbiła się od tarczy wroga i upadła na ziemię. Garret zaklął, nie dość głośno jednak, aby wybić się ponad zgiełk bitwy. Z oddali dochodziły krzyki, jęki oraz wizg koni, które padały pod ciosami wroga. Rzuciłeś się w wir walk i twój ubiór szybko pokrył się krwią, w większości wroga choć i ty otrzymałeś kilka niegroźnych draśnięć. Ciężko oddychając przystanąłeś na chwilę i spostrzegłeś, że dookoła zaczyna się robić czerwono i to nie od krwi, ale od mundurów Imperium. Domyśliłeś się, że wróg zaczyna brać powoli górą, oraz to że jeśli zaraz nie cofniesz się, to zostaniesz otoczony przez żołnierze wroga! Wypatrzywszy miejsce, gdzie jak dostrzegłeś walczyła duża liczba „swoich” zacząłeś przeć w tamtym kierunku. Po chwili dołączył do ciebie jeszcze jeden mężczyzna i wspólnymi siłami, nawzajem się osłaniając. Jednak zaledwie kilka metrów od wypatrzonego celu twój nieznany towarzysz złapał się z pierś a między dłońmi pojawiło się ostrze miecza. Błyskawicznie obróciłeś się i krótkim, oszczędnym cięciem zabiłeś Imperialistę. Zaraz też doskoczył do ciebie kolejny cieciem zmuszając do cofnięcia się o krok. Uśmiech na jego twarzy ostrzegł cię, uskoczyłeś w bok o włos unikając ostrza drugiego z żołnierzy, który stał za tobą. Impet ciosu sprawił, że teraz stał on pochylony, idealny cel dal miecza. Wykorzystałeś sytuację pozbawiając adwersarza głowy. Drugi z przeciwników również nie pozostał bierny doskoczył do ciebie wyprowadzając szerokie cięcie mierząc w twoją głowę. Cudem udało ci się uniknąć ciosu, odchylając się mocno w tył. Jednak ostrze wroga samym końcem przejechało po twoim czole pozostawiając na nim płytką ranę. Poczułeś piekący ból i krew momentalnie zalała ci oczy. Z najwyższym trudem parowałeś kolejne ataki wroga, w końcu przewracając się o czyjeś ciało. Żołnierz stanął nad tobą z uśmiechając się z tryumfem. Zaraz też zastąpił go wyraz zdziwienia, kiedy czyjś miecz wbił się w jego szyję obryzgując cię gorącą posoką. Imperialista osunął się na kolana i mogłeś z trudem dostrzec jaszczuroczłeka, który należał do twojego pododdziału. Podał ci rękę pomagając wstać i spojrzał bez słowa na twoje czoło.





Quenril Alberai

Przedzierałeś się przez walczących unikając i parując ciosy, które spadały na ciebie ze wszystkich stron. Twoje ruchy nie były pewne, przed bronią przeciwników chroniło cię raczej szczęście niż umiejętności. Doszedłeś do wniosku, że walka w tłumie nie jest twoją najlepszą stroną. Na pewno inaczej byś się czuł mając więcej miejsca i więcej czasu. W tym momencie jednak finezja nie nie dawała, żadnej przewagi i doskonale o tym wiedziałeś. Nie ważny był styl walki, lecz liczba zabitych Imperialistów.
Wymachując toporem na wszystkie strony nie przyglądałeś się kogo uderzasz. Uważałeś jedynie na to by walić w tych, którzy nosili czerwone płaszcze. Nieraz zostałeś popchnięty, nieraz wpadł na ciebie jakiś nieszczęśnik z rozłupaną głową. Nie czułeś zmęczenia, emocje i adrenalina krążąca w twoich żyłach dodały ci sił.
Nagle tłum ustąpił i stanąłeś w miejscu, w którym było nieco więcej miejsca. Przed tobą z tłumu walczących wyszedł imperialny żołnierz. Wasze spojrzenia spotkały się, a żołnierz uśmiechnął się do ciebie szyderczo. Był większy od ciebie, może nie wyższy, ale na pewno szerszy w barach. W jego oczach zobaczyłeś pewność siebie. Jego miecz ociekał krwią. Pojedynek był nieunikniony i wiedziałeś o tym doskonale. Nie patrzyliście na siebie długo, Imperialista ruszył na ciebie tnąc od góry. Zasłoniłeś się tarczą, usłyszałeś jedynie trzask, ale tarcza jeszcze tym razem nie rozpadła się.
 
MrYasiuPL jest offline