Bicze wodne świstały w powietrzu, bassowe głosy mężczyzn rozbrzmiewały w karczmie, i potem nastał jedynie ból człowieka z trójzębem w brzuchu. A następnie była już tylko cisza przerwana przez karczmarza który wynosił ciało.
- Mogę już wyjść? - Doszedł głos spod stołu - Jest bezpiecznie?
To Jack Seahawk schronił się przed strachem i biczami wodnymi!
Powoli wyszedł z miejsca ukrycia i wtedy wybuchł, coś przemieniło się w nim.
Podszedł do Sigfryda i powiedział:
-Sigfrydzie ja jestem bezbożnikiem, nie wiem w którego boga wierzyć, pomóż. Chce być twoim sługą i uczniem, ucz mnie wiary w boga Manaana. - mówiąc to Jack Seahawk klęknął na prawe kolano. - I wysłuchaj mych grzechów, bom jest grzesznikiem i uciekam przed grzechami... moje życie jest grzechem,... pragnę rozgrzeszenia jak spragniony wody.
Kropla łzy padła o posadzkę karczmy, łzy spływały po policzkach Jacka, był jak małe dziecko- rozpłakane, bezbronne.