Ranord przyjął rękawicę i skinął głową. Wreszcie zachowanie godne szlachcica. Lekki uśmiech przebiegł przez jego pokiereszowaną twarz. Wskazał Devonowi miejsce w które poprzednio tak bezceremonialnie się wbił. I powiedział krótko. -Jutrzejszy świt jak najbardziej mi odpowiada. Siądźmy więc i zapomnijmy o naszej zwadzie do chwili aż staniemy naprzeciw siebie z bronią która wyznaczysz. A jeśli tę sprawę mamy załatwiona to mogę odpowiedzieć na pana pytanie. Nie pytałem o cel waszej podróży i jej powody tylko o to czy zmierzacie do Rudedorfu gdyż sam sie tam udaje a w większej kompanii jak wiadomo raźniej i weselej się podróżuje. A jadę tam na turniej w którym jak wynika z tego co mówiła pani Alisa pan również ma zamiar wziąć udział. Jak się zdarzy to i w szrankach turniejowych przyjdzie nam się spotkać.
Rycerz zakończył swą wypowiedź z błyskiem w oku i uśmiechem na ustach. Widać było, że cieszy się na samą myśl o walce.
__________________ Oj Toto to już chyba nie jest Kansas...
"Ideologia zawsze wynika z przyczyn osobistych, ja nie podaję wrogowi ręki chyba, że chcę mu połamać palce" |