Shar'hul szedł nieco z tyłu za pozostałą dwójką. Nie lubił ich, oni zapewne nie lubili jego i wszyscy byli szczęśliwi.
Jednak ich "spacerek" skończył się kiedy doszli do polany. Stały na niej trzy demony, z czego dwa były piekielnymi ogarami.
*Cholera, żeby tylko nie zaczęły strzelać tymi niebieskimi promieniami które pozbawiają mnie mocy.*
Jak się mógł domyślić, jeden z ogarów wyczuł ich i zaalarmował pozostałą dwójkę. Reszty można też się domyślić.
Shaman wyłamał demonstracyjnie palce i uśmiechnął się. Wreszcie szansa komuś skopać rzyć. Przyzwyczajony już był, że natura obdarowuje go bez proszenia, bowiem w Kalimdorze jakiś czas już spędził.
Jednak po ułożeniu palców w odpowiednią kombinację nic się nie stało.
- Kurwa chędożona jego mać! - zaklął shaman. - Przecież to już nie Kalimdor...
Zignorował ewentualne zdziwione spojrzenia towarzyszy, uniósł rękę z otwartą dłonią i powiedział głośno:
- Wzywam duchy tego miejsca! Użyczcie mi swojej siły, abym mógł zgładzić to diabelskie nasienie stojące przede mną, które splugawiło, zbeszcześciło i kurwa wie co jeszcze temu lasu zrobiło!
Mimo iż zabrzmiało to cynicznie, groteskowo i śmiesznie shaman był śmiertelnie poważny. |