- Czego można się spodziewać po zaściankowych królestwach, jak nie bandy nędznych czeladników nazywających siebie wojennymi czarodziejami, i nadętych bufonów w zbrojach! Jak tylko uratujemy księcia, ruszamy do Silverymoon, tam dopiero jest cywilizacja!!- klął pod nosem gnom kierując swe kroki ku stajniom. Purchawek siedział na ramieniu w wesołym nastroju. W przeciwieństwie do swego pana, który nic nie uzyskał, kruk zdobył swoją porcję ciasteczek.Volstagh po drodze do stajni zahaczył o kuchnię.
Zaś dziki mag nie załatwił niczego...niewiele nowych zaklęć dołączyło do kart jego księgi czarów.
Dotarłszy na dziedziniec zamkowy korzystając ze swego nosa podąży za smrodem końskiego łajna w kierunku stajni. Ilość i różnorodność mieszkańców tego przybytku wzbudziła niewielki podziw Volstagha. Były tu różne rumaki, od kuców przez lekkie wierzchowce po ciężkie rumaki bojowe...A wszystkie z rodowodami długimi na kilkanaście pokoleń. O czym informowały tabliczki przytwierdzone do boksów poszczególnych zwierząt. Ale gnom nie przybył tu podziwiać konie...Ruszył wiec przez stajnie i wołał.- Pani Leracher? Gdzie pani jest? Nie ma się co kryć po kątach.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
Ostatnio edytowane przez abishai : 21-02-2008 o 00:40.
Powód: poprawka uzgodniona z MG
|